„Zakochałam się w wykładowcy. Myślałam, że on we mnie też – ale tylko mnie wykorzystał…”

kobieta wykorzystana przez starszego mężczyznę fot. Adobe Stock, filin174
Byłam cierpliwa. Wiedziałam, że dorosłość polega także na czekaniu, zrozumieniu i wspieraniu swojego mężczyzny. Jednak po pewnym czasie Janusz przestał nawet odbierać moje telefony… Przestraszyłam się. Może coś mu się stało? Chciałam go odwiedzić, ale uświadomiłam sobie, że nie wiem, gdzie mieszka.
/ 12.05.2021 14:45
kobieta wykorzystana przez starszego mężczyznę fot. Adobe Stock, filin174

Z niechęcią uświadomiłam sobie, że jest rano i powinnam wstać. Trzeba stawić czoło rzeczywistości. Tylko co teraz? Co ja powinnam zrobić? Jak postąpić?

Moment, który wywrócił moje życie do góry nogami, zdarzył się kilka miesięcy temu. Jak zwykle w poniedziałek rano z wypiekami na twarzy biegłam na zajęcia doktora Janusza. Na czwartym roku studiów już niewiele mogło mnie zaskoczyć, ale na tych ćwiczeniach chłonęłam każde słowo. Jak zwykle więc usiadłam w pierwszym rzędzie i czekałam z niecierpliwością, aż wejdzie do sali.

Mówił, mówił… Słuchałam jak zaczarowana

Przyszedł spóźniony, zawsze kazał na siebie czekać, to był element jego image’u. Nonszalancja, pozorne bałaganiarstwo, ogromny intelekt i błyskotliwość. Miał trzydniowy zarost, brązową marynarkę ze sztruksu i dżinsy. Podniósł lekko znudzony wzrok na salę i zaczął mówić o literaturze iberoamerykańskiej. Ale jak! Od razu miało się ochotę pójść na kawę z Borgesem, Márquezem i Cortázarem. Doktor Janusz mówił tak, że słuchałam jak zaczarowana.

Kiedy jednak zaczął wyjaśniać istotę realizmu magicznego, złapałam się na tym, że jeszcze większą uwagę niż na wypowiadane przez niego słowa zwracam na usta, z których wypływały. Kształtne, dość wąskie. Spojrzałam na silnie zarysowany podbródek i przenikliwe spojrzenie szarych oczu. Nie był typem przystojniaka, lecz miał coś w sobie…
Potem wszystko potoczyło się szybko. W trakcie przerwy podszedł i poprosił, żebym została po zajęciach. Powiedział, że widząc moje zainteresowanie tematem, chciałby mi zaproponować napisanie eseju. Byłam wniebowzięta.

Oczywiście, musiałam odwiedzać go na dyżurach. Początkowo rozmawialiśmy o mojej pracy. Nawet nie wiem, kiedy przeszliśmy na temat jego dzieci i żony, z którą rozwiódł się parę lat temu.
Po dwóch miesiącach spotkań zaproponował kawę. Poszliśmy do pobliskiej kawiarenki. Rozmawiało nam się cudownie… Potem coraz więcej czasu spędzaliśmy razem. Byłam jak w amoku. Wciąż czytałam i pisałam, byle tylko go nie rozczarować, a on oceniał. Był krytycznym nauczycielem, a ja pokorną uczennicą.

Nie pamiętam kiedy zdecydowałam się zerwać z Michałem. Przy błyskotliwym Januszu wydawał się taki bezbarwny. Będąc z doktorem czułam się wyjątkowa, tak jakbym wkradła się do cudownego, lepszego świata.
Z czasem zaczęłam odsuwać się od starych znajomych. Studenckie imprezy wydawały mi się szczeniackie, dyskusje niedojrzałe i naiwne, a zaloty kolegów z roku po prostu śmieszne.
W czerwcu, kiedy skończyły się zajęcia, Janusz powiedział, że jedzie prowadzić letnie kursy na Sorbonie. Zaproponował, żebym mu towarzyszyła i koniecznie poznała jego przyjaciół. Byłam taka szczęśliwa! Tu, w Warszawie, z oczywistych względów nie mógł mnie przecież nikomu przedstawić. Byłam jego studentką. W Paryżu wreszcie mogłam zostać jego kobietą.

Rodzicom powiedziałam, że to wyprawa z koleżankami z uczelni. Trochę się zdziwili, bo zrezygnowałam z mojego ukochanego rejsu żeglarskiego, na który zwykle jeździłam w tym czasie, lecz niczego nie podejrzewali. Spakowałam najładniejsze sukienki, seksowną bieliznę, kilka książek, które polecił mi Janusz, laptopa, aparat fotograficzny – i wyruszyłam ku przygodzie.

Czułam się jak jakaś heroina romansu

Do Paryża dotarliśmy dość rano i prosto z lotniska pojechaliśmy na śniadanie. Powiedział, że musi mnie zabrać do jednej ze swoich ulubionych knajpek na Montmartrze. W blasku słońca piliśmy więc pyszną kawę i zajadaliśmy się rogalikami z konfiturą. Po śniadaniu poszliśmy do kawalerki jego przyjaciela, który wyjechał do Barcelony. Było w niej mnóstwo książek we wszystkich chyba językach świata. Janusz otworzył szampana.
– Jaka to okazja? – spytałam.
Świętujemy twój sukces – odparł z uśmiechem, wręczając mi kieliszek. – Napisałaś coś świetnego, twoja ostatnia praca to prawdziwa perła. Gratuluję.
Z radości i od bąbelków zakręciło mi się w głowie.

Wypiliśmy butelkę szampana, wykąpaliśmy się (osobno), przebraliśmy i wyszliśmy na miasto, by spotkać się z jego znajomymi. Średnio znałam francuski, ale wszystko mi się podobało. Tylko przez chwilę odniosłam wrażenie, że jeden z przyjaciół Janusza przygląda mi się z ironicznym uśmieszkiem. Stwierdziłam jednak, że chyba jestem przewrażliwiona, i znowu nadstawiłam ucha, żeby Janusz mógł mi tłumaczyć rozmowy znajomych. Czułam się jak w bajce, a moje serce szalało jak nigdy dotąd. Czas w Paryżu mijał nam na zwiedzaniu galerii i muzeów, odwiedzinach w nastrojowych knajpkach i żarliwych dyskusjach. A nocami… Byliśmy nienasyceni, nie mogliśmy się od siebie oderwać. Wciąż nie mieliśmy siebie dosyć. Jednak wszystko ma swój kres, w końcu musieliśmy wracać do Warszawy.

W drodze powrotnej Janusz nie odezwał się do mnie ani słowem. Jakby myślami był gdzie indziej… Patrzył w okno i nie reagował na moje zaczepki.
Wytłumaczyłam to zmęczeniem i wtulona w jego ramię zasnęłam.
Minęły trzy dni od powrotu, a on się nie odezwał. Kiedy wreszcie się do niego dodzwoniłam i zaproponowałam spotkanie – zaczął kręcić nosem, że nie ma czasu, bo pracuje nad książką.

Byłam cierpliwa. Wiedziałam, że dorosłość polega także na czekaniu, zrozumieniu i wspieraniu swojego mężczyzny. Jednak po pewnym czasie Janusz przestał nawet odbierać moje telefony… Przestraszyłam się. Może coś mu się stało?  Chciałam go odwiedzić, ale uświadomiłam sobie, że nie wiem, gdzie mieszka.
Szukałam go na uczelni, ale okazało się, że nie wyznaczył dyżurów. Oficjalnie był jeszcze na urlopie, a ja nie śmiałam pytać w dziekanacie, kiedy wróci.

Wreszcie któregoś dnia pojawił się na uczelni. Zapukałam do drzwi gabinetu.
– Proszę! – usłyszałam znajomy, znudzony głos. – Ach, to ty.
Tylko tyle? Zabolało mnie to chłodne powitanie i to po tym wszystkim, co razem przeżyliśmy w Paryżu…
– O co chodzi? – zmierzył mnie lodowatym spojrzeniem.
– Dlaczego nie odbierasz moich telefonów? Nie dajesz znaku życia? Umieram z niepokoju! Janusz, co się dzieje? – zasypałam go gradem pytań.
– Nie możemy się więcej widywać. Nie mamy sobie nic więcej do zaoferowania.
– Ale jak to? – rozpłakałam się. – Przecież ja ciebie…
Nie psujmy pięknych wspomnień. Proszę, nie rób scen – powiedział i nie podnosząc się nawet, wskazał mi drzwi.

Co miałam zrobić? Wyszłam. Ja, naiwna studentka, która chciała skosztować dorosłego życia, a zamiast wyżyn intelektualnych osiągnęła emocjonalne dno.

Dobry, kochany Michał zawsze umiał się znaleźć

Dlatego dzisiaj budzik jest moim wrogiem… A przecież tak niedawno z powodu Janusza żyłam tak, jakbym miała skrzydła u ramion! Od ostatniej rozmowy na uczelni czuję się pusta
I oszukana. Bo założyłam, że jeśli ktoś zabiera cię do Paryża, spędza z tobą namiętne chwile, a w dodatku tak pięknie mówi o wzniosłych rzeczach, to ma również piękną duszę… O święta naiwności!

Wstałam z łóżka: tak czy owak, muszę iść na uczelnię ustalić temat magisterki. Na samą myśl, że mogę tam spotkać Janusza, sięgnęłam po papierosa. W tej samej chwili zadzwonił telefon.
Dzwonił Michał.
– Cześć, może miałabyś ochotę popłynąć z naszą ekipą w krótki jesienny rejs? Wypływamy jutro, brakuje nam jednej osoby, pomyślałem, że może ty, jeśli nie chcesz, zrozumiem… – wyrzucał z siebie słowa z szybkością karabinu.
– Bardzo chętnie! – odpowiedziałam bez chwili zastanowienia.
Tego potrzebowałam! Bliskich, oddanych znajomych i Michała!
Wracając do domu obok ulubionej knajpki Janusza, zajrzałam tam na chwilę. Wystarczyło, abym dostrzegła go z jakąś dziewczyną, nową ofiarą. Poczułam ukłucie zazdrości, że nie mogę już słuchać jego błyskotliwych uwag. Zacisnęłam zęby, by się nie rozpłakać, ale wtedy znowu z pomocą przyszedł mi Michał.

Popłyniemy daleko – dostałam od niego esemesa i bezwiednie uśmiechnęłam się do siebie, bo poczułam, że mimo wszystko komuś na mnie zależy.

Czytaj także:
„Mój narzeczony zawsze robił straszne prezenty. Nie sądziłam jednak, że przez jeden z nich stracę sprawność”
„Liczyłem na to, że się pobierzemy, będziemy mieć dzieci. Ona bez słowa spakowała swoje rzeczy i się wyprowadziła”
„Okazało się, że mój ukochany ma… żonę. Chociaż byłam z nim w ciąży, postanowiłam z nim skończyć”

Redakcja poleca

REKLAMA