Mój syn obchodzi dziś dziesiąte urodziny. W lodówce czeka na niego tort misternie uformowany przez cukiernika na kształt fortepianu. Ma nawet klawisze z czekolady. Zaraz pokroję go dla gości, którzy przyjdą świętować urodziny mojego małego mistrza. Bo Adaś ma wielki talent muzyczny. Po Igorze, swoim tacie – znanym pianiście i kompozytorze.
Igor właśnie wchodzi do domu i do góry prezentów z dumą dokłada nowoczesną wędkę ze słowami:
– Popatrz, kupiłem Adasiowi coś jeszcze. Będzie zachwycony.
– Za bardzo go rozpieszczasz – grożę mężowi żartobliwie palcem, ale przecież wiem, że Adaś marzył o takiej.
Tata i synek uwielbiają razem łowić ryby. W ogóle świata poza sobą nie widzą! I pomyśleć, że mogli się nigdy nie poznać… I to przez moją głupotę.
Nie miałam ochoty i czasu na wielką miłość
Miałam dwadzieścia kilka lat, a na swoim koncie właśnie zakończony płomienny związek z pewnym dentystą. Myślałam, że to miłość na całe życie, a okazało się, że on mnie zdradza.
– Tylko od ciebie zależy, czy będziesz cierpieć przez tego dupka w nieskończoność, czy zaczniesz cieszyć się życiem – podsumowała Danka, moja przyjaciółka, która nigdy nie owijała w bawełnę.
Postanowiłam jej posłuchać. Otarłam łzy i zaczęłam korzystać z życia: szalone imprezy, mężczyźni na jedną noc, których wypraszałam rano bez wyjaśnienia.
– Królowa śniegu – wzdychała Danka.
Któregoś dnia przyniosła jakieś zaproszenia i wyciągnęła mnie do teatru.
– To premiera, a po niej idziemy na bankiet z aktorami – zarządziła.
To był dobry pomysł – bawiłyśmy się całkiem nieźle z nowo poznanymi ludźmi w otoczeniu teatralnej scenografii.
W pewnej chwili podczas bankietu zauważyłam przystojnego bruneta. Już miałam podejść do niego i go zagadnąć w sposób jednocześnie czarujący i inteligentny, gdy on zostawił swoje towarzystwo i nie spojrzawszy na nikogo, usiadł przy stojącym na scenie fortepianie.
Pewnie takie rzeczy dzieją się tylko w filmach, ale przysięgam wam, że kiedy popłynęły pierwsze akordy, świat dosłownie przestał dla mnie istnieć… Grał tak, że zapierało dech w piersiach.
W pewnym momencie nasze spojrzenia się skrzyżowały i poczułam jak przeszywa mnie dreszcz. Gdy potem ktoś nas sobie przedstawił i podaliśmy sobie dłonie, jego dotyk w sekundę stopił lód z mojego serca. Poczułam, że nic już nie będzie takie samo…
Przegadaliśmy całą noc, wbici w kanapę na teatralnym korytarzu.
Nad ranem Igor wrócił do Warszawy, a ja zostałam we Wrocławiu – w euforii połączonej ze słodką tęsknotą.
Od tamtej pory liczył się tylko on. Telefony, mejle, krótkie spotkania – to wypełniało mój czas.
– Przeprowadź się do mnie. Nie umiem bez ciebie żyć – poprosił po trzech miesiącach znajomości.
Niewiele myśląc, spakowałam więc swoje ubrania i pojechałam za miłością. Pierwsze miesiące przypominały bajkę. Byłam szczęśliwa i dumna, bo mój ukochany w zawrotnym tempie robił światową karierę. Zaproszeniom na koncerty nie było końca. Gdy tylko mógł, zabierał mnie ze sobą w różne zakątki świata.
W środku polskiej zimy wypoczywaliśmy na tajwańskiej plaży, by kilka dni później przechadzać się uliczkami Barcelony lub podziwiać Manhattan nocą.
Nie wierzę, że to dzieje się naprawdę – podekscytowana pisałam do Danki.
Ty szczęściaro! – odpisywała.
Miała rację, byłam szczęściarą. Gdy jednak dzisiaj myślę o tym wszystkim, to widzę raczej szaloną karuzelę w wesołym miasteczku, która najpierw sunie w zawrotnym tempie w górę, że by po chwili jeszcze szybciej zacząć spadać w jakąś otchłań.
To zdarzyło się po prawie dwóch latach wspólnego życia. Igor koncertował gdzieś w Polsce, ja przeziębiona zostałam w domu. Wieczorem do drzwi naszego mieszkania zadzwoniła jakaś zadbana kobieta.
– Na imię mi Ewa. Igor zapewne zapomniał pani powiedzieć, że jestem jego żoną – stwierdziła rzeczowo, odwróciła się i odeszła.
Nie pamiętam, jak dotarłam do sypialni. Upadłam na łóżko i poczułam, jak uchodzi ze mnie wszystko: miłość, szczęście i nadzieja. Wszystko, co było sensem mojego życia… Dostałam okropnych dreszczy, cała się trzęsłam. Ostatkiem nadziei chwyciłam się myśli, że może to jakiś głupi żart którejś z jego fanek. Lecz z drugiej strony – oczy tej kobiety, tak dziwnie spokojnej…
– Przywiozłem wiosnę mojej wiośnie – rano usłyszałam radosny głos Igora.
Wkroczył do sypialni z wielkim bukietem polnych kwiatów, chociaż mieliśmy dopiero przedwiośnie.
– Kocham cię – szepnął, próbując mnie pocałować, ale się odsunęłam.
Wtedy dopiero zauważył moją zapłakaną twarz i przestał się uśmiechać.
– Co się stało? – zapytał.
– Była tu Ewa – powiedziałam z trudem, patrząc w ścianę. – Jesteś żonaty?
Mimo wszystko miałam cień nadziei, że wyśmieje ten głupi żart. Uzna, że zwariowałam, bo nie ma pojęcia, kim może być wspomniana Ewa.
Nic takiego nie nastąpiło.
Igor zaklął cicho. Jego twarz spurpurowiała, nagle przybyło mu lat.
– Wyprowadzam się – syknęłam przez zaciśnięte zęby i wstałam z łóżka.
– Nie! Wszystko ci wyjaśnię – chwycił mnie za ręce tak mocno, aż zabolało.
– Nie chcę słuchać twoich wyjaśnień. Puść mnie i wracaj do żony.
Wyrwałam się z uścisku Igora i wybiegłam z domu, tak jak stałam: w dresach, klapkach. Prosto na ten ziąb. Chwyciłam tylko torebkę z dokumentami.
Pierwszym pociągiem wróciłam do Wrocławia
– Nie chcę już żyć – wyłam następnego dnia, wtulona w ramiona przyjaciółki.
Miałam gorączkę, dreszcze i chyba majaczyłam, choć nie wiem, czy z powodu choroby, czy bardziej z rozpaczy.
Danka, jak zawsze rzeczowa, próbowała przemówić mi do rozsądku.
– Asiu, tak, to okropne. Ale może Igor miał powody, żeby nie mówić ci prawdy? Nie wierzę, że prowadził podwójne życie. Przecież coś byś zauważyła.
– Ty jeszcze go bronisz? Po tym wszystkim?! – krzyknęłam, własnym uszom nie wierząc.
Ponieważ nie odbierałam telefonów od Igora i nie czytałam mejli, którymi zapchał moją skrzynkę pocztową, wkrótce sam pojawił się w mieszkaniu Danusi. Blady, wychudzony.
– Daj mi kwadrans. Wszystko ci wyjaśnię – błagał mnie z żarem w oczach.
Chciałam go od razu wyrzucić, ale przyjaciółka mnie powstrzymała.
– Musisz z nim porozmawiać – szepnęła mi, zanim wyszła. – Nie można tego tak zostawić, rozumiesz? Daj mu szansę. Ja znikam.
– Kwadrans – wycedziłam do Igora przez zęby.
Przystał na moje warunki. W oczach miał łzy, ale widząc moją minę, powstrzymał się od płaczu. Chyba nie chciał być żałosny. Czułam to, choć jednocześnie go nienawidziłam.
– Ewa jest moją żoną, to prawda – zaczął, a ja poczułam zimno w żołądku. – Ale tylko na papierze. Pobraliśmy się jeszcze na studiach… Chyba pomyliliśmy zauroczenie z miłością. Rozstaliśmy się dawno temu i każde z nas poszło w swoją stronę. Sam nie wiem, dlaczego wcześniej nie załatwiłem rozwodu – westchnął.
- Byłem zajęty pracą, nie miałem do tego głowy ani ochoty na spotkania z Ewą. Prawdę mówiąc, na co dzień nawet o niej nie pamiętałem. Postanowiłem się rozwieść dopiero wtedy, kiedy poznałem ciebie. Odnalazłem Ewę i pojechałem do niej. Powiedziałem, że chcę wnieść pozew. Wtedy ona zaczęła mnie szantażować. Zażądała jakiś astronomicznych pieniędzy… Jak jej nie dam, mogę zapomnieć o rozwodzie, a ona zniszczy mi życie. Oczywiście odmówiłem. Jak widać, spełniła swoją groźbę… Wiedziała, że ty o niej nie wiesz, bo zanim wyskoczyła z szantażem, udawała przyjaciółkę i wypytała mnie o moje życie. Byłem szczery i głupi.
Igor aż poczerwieniał ze złości.
Nie mogłam zrozumieć, dlaczego mnie okłamał
Jego słowa układały się w logiczną całość, jednak nie mogłam zrozumieć, dlaczego nie powiedział mi prawdy.
– Wiele razy próbowałem, uwierz mi – chciał dotknąć mojej dłoni, ale się odsunęłam. – Nawet tej pierwszej nocy, w teatrze, chciałem ci powiedzieć. Coś mnie jednak powstrzymało. Bałem się, że jeśli wyznam ci prawdę, to nie będziesz chciała mnie znać, a ja pokochałem cię od pierwszego wejrzenia. Jedyne, czego pragnąłem, to być z tobą natychmiast! A potem unikałem tematu. Byliśmy tacy szczęśliwi… Nie chciałem tego psuć. W końcu uznałem, że po cichu się rozwiodę i wtedy ci powiem. Asiu, wiem, że źle zrobiłem. Wybacz mi, proszę – Igor upadł przede mną na kolana. – Kocham cię, jesteś dla mnie wszystkim – wyszeptał. – Nikogo przedtem tak nie kochałem i już nie będę kochał. Nie odrzucaj mnie.
Tak bardzo mi się zrobiło nas obojga żal. Bo jednak musiałam mu odmówić.
– Igor… Byłeś sensem mojego życia – zaczęłam i omal się nie rozpłakałam. – Ale okazało się, że budowałeś je na kłamstwie. Nie umiem ci już zaufać. Zostaw mnie w spokoju i daj mi zapomnieć. Nie dzwoń, nie pisz, bo ja już nigdy z tobą nie będę. Nie potrafiłabym po tym wszystkim, co usłyszałam.
– Zawsze będę cię kochał – powiedział, zanim zamknął za sobą drzwi.
Kolejne dni stały się koszmarem. Czułam, że przegrałam swoje życie.
Były momenty, kiedy chciałam jechać do Warszawy i paść Igorowi w ramiona. Lecz potem przypominałam sobie, że przecież tyle czasu mnie okłamywał w tak ważnej sprawie… Skąd więc mogę mieć pewność, że w innych będzie szczery? Nie, nie umiałabym już z nim być. Jedyne, czego pragnęłam, to wyleczyć się z tej miłości. Bo wtedy czułam do niego jedynie wielki żal… I okropną złość.
Zgodnie z moim życzeniem Igor przestał się ze mną kontaktować. Wkrótce przeczytałam w jakiejś gazecie, że wyjechał na dwuletni kontrakt do Japonii.
Zaczęłam budować swoje życie na nowo. Na szczęście miałam pieniądze. Moi nieżyjący już wówczas rodzice byli właścicielami działki, na której pewna znana sieć wybudowała market. Po ich śmierci odziedziczyłam parcelę i co miesiąc na moje konto wpływała niemała kwota z dzierżawy. To nie oznaczyło, że nie chcę pracować, przeciwnie. Jednak najpierw musiałam stanąć na nogi.
– Zacznę od mieszkania – powiedziałam przyjaciółce. – Najpierw je wyremontuję i wszystko w nim zmienię, a potem rozejrzę się za pracą.
Ekipy budowlane, kupno kafelków, mebli, okien, kaloryferów – tak wyglądały następne miesiące mojego życia. Choć remont odrywał mnie od złych myśli, kiepskie samopoczucie nie mijało.
– To pewnie od smrodu tych farb i klejów – uznałam, walcząc z bólem głowy, ciągłym osłabieniem i nudnościami.
W końcu poszłam do lekarza, a ten wysłał mnie do… ginekologa.
– Jest pani w ciąży, gratuluję – usłyszałam po badaniach.
Przeżyłam szok.
– Ale to jakaś pomyłka! Przecież miałam miesiączkę – odparłam zdumiona, próbując wyjaśnić nieporozumienie.
– To się zdarza. Gdyby pani obserwowała swoje ciało uważniej, to zauważyłaby pani różnicę. Proszę o siebie dbać, dobrze się odżywiać i widzimy się za miesiąc – uśmiechnął się na pożegnanie.
Nie byłam w stanie mu wybaczyć
Nie wiem, jak w końcu dotarłam do domu i zdobyłam się na telefon do Danusi. Z kimś musiałam porozmawiać.
– I co ja mam teraz zrobić? – pytałam Dankę przerażona.
– Nie denerwować się, to po pierwsze. A po drugie, musisz powiedzieć Igorowi. Ma prawo wiedzieć. A poza tym dziecko powinno mieć ojca – stwierdziła.
Wiedziałam, że ma rację… Jednak nie mogłam się przełamać. W dodatku Igor przecież przebywał w Japonii…
Napisać do niego? Bez sensu! Ja sama na pewno bym nie chciała dowiedzieć się w taki sposób, że zostanę rodzicem. Zwłaszcza że szczęśliwy Igor pewnie od razu wsiadłby w samolot, a ja wciąż nie umiałam mu wybaczyć… Wypominałabym mu pewnie to oszustwo przy każdej okazji, zamęczyłabym go psychicznie, zniszczyłabym życie nam obojgu i dziecku. Zbyt dobrze znałam siebie, żeby się łudzić. Nie miałam łatwego charakteru. Dlatego podjęłam inną decyzję.
– Wychowam cię sama – z czułością pogładziłam brzuch. – Tak będzie lepiej, spokojniej, a przecież tobie spokój jest najbardziej potrzebny.
Szybko pokochałam tego szkraba, który zaczął rosnąć pod moim sercem. Uprosiłam tylko Dankę, żeby dochowała tajemnicy i nie próbowała kontaktować się z Igorem ani rozmawiać na mój temat z nikim z jego znajomych.
– Jesteś skrajną egoistką! – wkurzyła się, ale mi to przyrzekła.
– On mi zapomniał powiedzieć o żonie, ja mu zapomnę powiedzieć o dziecku – wzruszyłam ramionami.
– Gadasz, jakby ci rozum odjęło – warknęła, bo była naprawdę wściekła.
Adaś urodził się zdrowy, śliczny. Podobny do taty jak dwie krople wody… Zwariowałam z miłości do synka. Znów byłam szczęśliwa. Mały dawał mi tyle energii, że góry mogłam przenosić. A jeśli coś by się stało, zawsze mogłam liczyć na oddaną przyjaciółkę, która pomagała mi przy synku. „Dobrze zrobiłam – myślałam, patrząc na roześmianego Adasia. – Z Igorem pewnie kłócilibyśmy się, szarpali
o dziecko i przeszłość. A ja wciąż żyłabym w niepewności, czy mój ukochany nie ma jeszcze jakichś innych tajemnic”.
Teraz wiem, że takimi myślami zabijałam wyrzuty sumienia, a miłością do synka tłumiłam uczucie do Igora, które, mimo złości i żalu, nigdy nie wygasło…
Z Igorem nie miałam żadnego kontaktu. Z gazet dowiedziałam się, że przedłużył japoński kontrakt. Gdy Adaś poszedł do przedszkola, okazało się, że jest bardzo uzdolniony muzycznie. Został nawet objęty opieką fundacji zajmującej się wybitnie zdolnymi maluchami. Miał indywidualne lekcje gry na pianinie i najlepszych nauczycieli.
– Rośnie z niego geniusz – nie mogli się go nachwalić.
Byli niemal identyczni...
Synek zaczął też jeździć na konkursy dla dzieci. Już jako sześciolatek deklasował rywali. Gdy widziałam tego szkraba, jak zasiada za fortepianem, serce rosło mi z dumy. A zarazem nieprzyjemnie kłuło.
„Igor pewnie też byłby dumny z syna” – nie mogłam opędzić się od tej myśli.
Zwłaszcza że mały wyglądał jak jego tata w dzieciństwie (pamiętałam albumy Igora ze zdjęciami sprzed lat), a w dodatku tak samo się zachowywał. Podobnie układał dłonie na klawiaturze, pochylał się, nawet miny robił takie jak Igor.
Adaś na szczęście rzadko pytał o ojca.
– Kiedyś ci to wytłumaczę – wykręcałam się od odpowiedzi.
I właśnie to podobieństwo sprawiło, że Igor przypadkiem odnalazł syna…
Podczas jednego z wrześniowych konkursów czekałam na małego za kulisami. Uśmiechnięty zszedł ze sceny i do mnie podbiegł. A chwilę po nim wpadł za kulisy… Igor. Zrobiło mi się słabo. Jak zaklęty wpatrywał się w Adasia. Zagryzał nerwowo wargę, w oczach miał autentyczne przerażenie pomieszane ze zdumieniem. Dopiero po dłuższej chwili podniósł wzrok i… zobaczył mnie. Krew odpłynęła mu z twarzy.
– Jezus Maria… – wyszeptał. – Jezus Maria, więc to jest…
Zachwiał się, usiadł na podłodze, schował twarz w dłonie i się rozpłakał!
– Mamusiu, co się stało temu panu? – spytał przestraszony Adaś.
– Wytłumaczę ci w domu, synku – próbowałam go uspokoić.
– Jadę z wami do domu - usłyszałam zdecydowany głos Igora. – I guzik mnie obchodzi, czy masz męża i pięcioro innych dzieci! Już was nie zostawię! A na pewno nie zostawię jego! – chwycił Adasia w ramiona i zaczął tulić tak, że i ja się na ten widok rozpłakałam.
Okazało się, że Igor był we Wrocławiu przejazdem u jakiś dalszych znajomych, którzy wykorzystując jego wizytę zaprosili go na konkurs, a tym samym na popis ich córeczki. Adaś występował tuż przed nią. Kiedy Igor go zobaczył, przeżył szok. Nie dość, że mały wyglądał jak jego kopia, to jeszcze miał także jego styl gry! Po występie pobiegł za dzieckiem, a na mój widok wszystkiego się domyślił.
Trudno dziś opisać, co działo się tamtego dnia. Radość Igora, ale też jego wściekłość, że rozdzieliłam go z synem! Dopiero wtedy dotarło do mnie, jaka byłam głupia, chcąc rozdzielić tych dwoje i zagarnąć synka tylko dla siebie… Ustaliliśmy w końcu, że najpierw porozmawiam z Adasiem i dopiero potem Igor do nas przyjedzie.
Bałam się reakcji synka, ale na szczęście on szalenie się ucieszył
– Mam tatę! – podskakiwał z radości. – I to jakiego! – aż klasnął w dłonie, gdy opowiedziałam mu, kim jest Igor.
A gdy jego tata do nas przyjechał, mały od razu usiadł mu na kolanach. Igor całował małego, tulił go i cierpliwie odpowiadał na każde jego pytanie. Obaj nie mogli się sobą nacieszyć.
Miesiąc później Igor pojawił się w naszym mieszkaniu ze swoimi walizami.
– Przerwałem kontrakt. Popełniłaś największą głupotę, jaką świat widział, ale ja nadal cię kocham. I mamy syna, spróbujmy więc zostać rodziną – oświadczył mi prosto z mostu, gdy mu otworzyłam.
No cóż… Ja też go wciąż kochałam. A Adaś – co niestety tak późno do mnie dotarło – bardzo potrzebował taty. Od tej pory jesteśmy szczęśliwą rodziną.
Żałuję tylko, że przez własny egoizm chciałam narazić syna na życie bez ojca.
Czytaj także:
„Narzeczony ze mną zerwał, a ja... postanowiłam w końcu się za siebie wziąć. I wtedy on nagle zapragnął się zejść”
„Moja dziewczyna bardzo naciskała na seks, ale ja wolałem czekać do ślubu. Zostawiła mnie dla innego”
„Moich rodziców nie było stać na to, by zapewnić mi przyszłość. Dlatego zamieszkałam w najgorszej dzielnicy Wrocławia…”