Było jeszcze ciemno, kiedy wbiegłam do lasu. Nadal kręciło mi się w głowie od alkoholu i używek, ale chłodne powietrze otrzeźwiło mnie na tyle, bym zaczęła myśleć, co robię. Drogą biec byłoby łatwiej, ale mogli dogonić mnie samochodem. W lesie trudno będzie im mnie znaleźć. Może uda mi się dobiec do miasteczka po drugiej stronie.
Wiedziałam, że muszę kierować się na wschód. Przedzierałam się przez wilgotne chaszcze, do twarzy przykleiła mi się pajęczyna, włosy zahaczały o gałęzie. Było mi zimno. Jednak z każdym krokiem moje myśli stawały się bardziej trzeźwe i coraz głośniej rozbrzmiewało w nich pytanie – jak ja się tu znalazłam?
Byłam z dobrej rodziny, wykształcona, z porządną pracą i jasnym planem na życie. Jednak zamiast wracać roześmiana z kolacji po seansie w kinie z przyjaciółmi, uciekałam nocą przez las, zastanawiając się, czy to będzie mój koniec.
Tak naprawdę wszystko zaczęło się już dawno temu, gdy jako nastolatka zorientowałam się, że do szczęścia potrzebne jest mi bogactwo. Wydawało mi się jednak, że sama nie mam potencjału, by to osiągnąć. Uznałam więc, że najpewniejszą drogą do sukcesu będzie znalezienie bogatego męża. A że jestem ładna i niegłupia, to myślałam, że pójdzie mi łatwo.
Aż wstyd przyznać, jaka byłam naiwna
Jakoś jednak nie miałam szczęścia, nie potrafiłam przyciągnąć odpowiednich facetów. Ci, którzy chcieli ze mną być, w ogóle się nie nadawali – jak Tomek. Nigdy zresztą do głowy mi nie przyszło, by go uwieść.
Tomek to takie ciepłe kluchy – misiek, który nie ma w sobie krzty tajemnicy, niezwykłości, jakiejś pociągającej ambicji. Poznaliśmy się jeszcze na studiach. Od tamtej pory patrzy na mnie z uwielbieniem i chodzi za mną jak zakochany kundel, gotów spełnić każde polecenie. Więcej – nie trzeba mu nawet nic mówić, sam wie, co robić.
Pamiętam, jak pewnej jesieni dopadła mnie grypa. Tak na porządnie – trzydzieści dziewięć i pół stopnia gorączki, katar, kaszel, ból w mięśniach, łamanie w kościach. Zadzwoniłam do Tomka. Gdy tylko usłyszał mój słaby głos w słuchawce, od razu poprosił o listę zakupów. Przychodził do mnie codziennie rano przed pracą ze świeżymi bułkami i owocami, zaparzał dzbanek herbaty, wykupywał leki. Po pracy wpadał z obiadem lub coś gotował na miejscu, sprzątał, zmieniał przepoconą pościel. Nie spytał, czy nadal potrzebuję jego pomocy, gdy zaczęłam chodzić, a grypa odpuściła.
Nadal pojawiał się codziennie z zakupami i sprzątał, gdy ja, zawinięta w koc, siedziałam przed telewizorem, lecząc pozostałości kataru. Dopiero kiedy ruszyło mnie sumienie i podziękowałam mu za opiekę, mówiąc, że już dam sobie radę sama, przestał mi usługiwać. Choć byłam pewna, że gdybym chciała, robiłby to dłużej.
Miłość bywa okrutna
Lubię Tomka, pewnie, takiego misia trudno nie lubić. Jest ciepły, zabawny, można na nim polegać. W jego obecności często się śmieję i czuję się bezpiecznie. Odpoczywam. Ale w moich oczach zawsze był tylko przyjacielem, nie kandydatem na męża.
Wróciłam myślami do rzeczywistości. Z daleka doszły mnie jakieś wołania – czyli jednak mnie szukali, choć miałam nadzieję, że nie zauważą mojej ucieczki. Zastygłam w miejscu, nasłuchując – czy weszli do lasu? Czy ktoś przedzierał się w moim kierunku? Nie wiedziałam, czy powinnam biec czy ukryć się w jakiejś dziurze, nie wydając dźwięku. Ale niedługo świt, na drzewach nie było już wiele liści, w świetle dnia na pewno mnie znajdą. Nie, musiałam uciekać. Tu nie byłam bezpieczna. Rzuciłam się do biegu.
Roberta poznałam dwa miesiące temu. Pomyślałam: „nareszcie”. Z trzydziestką na karku zaczynałam się martwić, że nigdy go nie znajdę. Mówię „go”, bo od razu poczułam, że Robert to właśnie ten jedyny. Przystojny, bogaty kawaler. Starszy ode mnie o dziesięć lat, dojrzały, ułożony. Na pierwszą randkę zaprosił mnie do teatru, później poszliśmy na kolację do eleganckiej restauracji. Potem Robert odwiózł mnie do domu. Ledwie uniosłam wielki bukiet pąsowych róż. Byłam oczarowana.
Tomek oczarowany wcale nie był. Kiedy powiedziałam mu, że Robert zaprosił mnie do swojego domku w lesie na weekend, przyszedł niezapowiedziany wieczorem i zaczął Roberta oczerniać. Że szemrany, że spod ciemnej gwiazdy, że babiarz. Że ma kilka innych kobiet, sprawy karne o przemoc – co prawda umorzone, ale jednak.
Gdy patrzyłam, z jaką desperacją Tomek próbował zniechęcić mnie do wyjazdu, nie byłam nawet zła. Zrobiło mi się go najzwyczajniej w świecie żal. Pomyślałam, że nigdy nie chciałabym kochać bez wzajemności.
– Dziękuję ci, że się o mnie troszczysz – powiedziałam, powstrzymując się od uszczypliwego komentarza na temat zazdrości. – Ale ja Roberta znam lepiej niż ty.
– Przecież on jest niebezpieczny. Aż tak ci ta jego kasa oczy zamydliła? – spytał. – Nie mam takich pieniędzy jak on, to prawda. Ale ja bym cię na rękach nosił, gdybyś mi pozwoliła. Życie bym za ciebie oddał. Spędzałbym każdy dzień, próbując sprawić, byś była szczęśliwa. Ale ty wolisz iść za typem, dla którego jesteś tylko jedną z wielu – powiedział.
– Mylisz się. Jestem dla niego wyjątkowa. Inna niż poprzednie dziewczyny. Fascynuję go.
– Skoro tak mówisz… Do niczego cię nie zmuszę. Mam tylko nadzieję, że się co do niego nie mylisz.
Wyszedł, zostawiając mnie samą z rozgrzebaną walizką, którą pakowałam na jutro. Nie wiem dlaczego, ale zrobiło mi się jakoś dziwnie smutno.
Miał być romantyczny wyjazd, a nie orgia
Biegłam i w ciemności nie zauważyłam kopca pod nogami. Potknęłam się, jedna stopa ugrzęzła mi w stercie liści i ziemi. Próbując złapać równowagę, upadłam i uderzyłam głową o pień. Chyba straciłam na moment przytomność, bo gdy otworzyłam oczy, zaczynało robić się jasno. Poruszyłam nogą i kostkę przeszył mi okropny ból. Skręciłam ją albo i coś złamałam. Chciałam się podnieść, ale nie miałam siły.
Weekend w leśnej chacie Roberta ledwo pamiętałam. Przebłyski wspomnień, jakieś zlepki przerywane dziurami w pamięci. Alkohol, narkotyki. Kilku facetów, kilka lasek. Miał być romantyczny wyjazd, a wyszła jakaś orgia. Przechodziłam z rąk do rąk, ledwo przytomna, bo choć nie chciałam nic brać, nie dali mi wyboru. W łazience ocknęłam się na tyle, by wiedzieć, że muszę uciekać. Kilka haustów świeżego powietrza pozwoliło mi zebrać myśli. Wypełzłam przez okno i rzuciłam się do ucieczki.
Leżąc na stercie kłujących gałązek, kamieni i szyszek, z bolącą kostką, chciałam cofnąć czas. Zapomnieć o Robercie. Czułam się tak potwornie głupia. Głupia i pusta. I tak strasznie tęskniłam za Tomkiem. Przy nim nigdy nie czułam się niepewnie, nigdy nie musiałam udawać, że jestem kimś innym.
Byłam spokojna, bezpieczna. Szczęśliwa
Byłam z nim szczęśliwa. Tomek był moim najlepszym przyjacielem. W tej chwili uświadomiłam też sobie, że go kocham. Musiałam przeżyć wstrząs, by to zrozumieć. Musiałam w chwili potrzeby zapragnąć, by to on był przy mnie, by to zrozumieć. A na samą myśl, że Tomka w moim życiu mogłoby być mniej, poczułam ból i rozpacz.
– Tomek – szepnęłam, czując, jak powoli odpływam ze zmęczenia, bólu i strachu.
Obudziłam się zawinięta w ciepły koc. Obok mnie siedział Tomek.
– Nie wiem, co z twoją nogą, chyba musisz iść do lekarza – powiedział na przywitanie.
– Przepraszam – powiedziałam.
Tylko to przyszło mi do głowy. Czułam, że za chwilę rozpłaczę się z ulgi i radości. Tomek skinął głową.
– W porządku, przyjmuję – uśmiechnął się lekko. – Co się stało, Marysiu? Jak się czujesz?
– Tragicznie – powiedziałam. – Byłam taka głupia. Dlaczego ja cię nie posłuchałam? I co ty tu w ogóle robisz?
Tomek westchnął i powiedział:
– Poszedłem na piwo z kolegami, a oni mi powiedzieli – puknij się w łeb, kobieta jest dorosła, wie, co robi, a ty zachowujesz się jak zazdrosny desperat. Ale ja nie mogłem odpuścić. Ciągle myślałem o tym, czego dowiedziałem się o tym typie. Bałem się o ciebie. No i przyjechałem, chciałem poczekać do świtu, ale zasnąłem w samochodzie. Przyśniłaś mi się wtedy. Leżąca w lesie, zapłakana, poszarpana. Prosiłaś, żebym cię znalazł. Obudziłem się i wiedziałem, że muszę cię szukać. To było dziwne, wiesz? Szedłem do ciebie jak po sznurku, za instynktem, jakby ciągnęła mnie jakaś lina. Taka – uśmiechnął się – nić Ariadny.
– Ciągnęła, Tomek – powiedziałam mu. – Płakałam za tobą i tęskniłam. To moja miłość cię poprowadziła. Bo ja cię kocham, naprawdę kocham. I niczego więcej już mi nie potrzeba.
– No, poza gipsem na kostkę – zażartował Tomek, a jego oczy rozbłysły radośnie.
– I bez gipsu będę szczęśliwa – wyszeptałam. – Chcę tylko wrócić z tobą do domu.
Czytaj także:
„Były mąż zabawiał się z kochanką, a ja wypruwałam sobie żyły, żeby utrzymać synów. W końcu mój organizm nie wytrzymał”
„Zaszłam w ciążę z przypadkowym facetem, żeby mieć dziecko, które mnie pokocha”
„Ukrywałem przed żoną swoją bezpłodność. Kochanka bez problemu wrobiła mnie w dziecko”