Michał to mój kumpel z czasów dzieciństwa. Razem bawiliśmy się na podwórku, zwisaliśmy z trzepaka, wspinaliśmy się po drzewach, zakradaliśmy do ogródków sąsiadów, by zrywać kwaśne, wykrzywiające twarz jabłka. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi.
– Fajny kumpel z ciebie, Gocha.
Gdy byłam młodsza, puchłam z dumy, słysząc taki komplement. Bo zwykle chłopcy w tym wieku uważają, że dziewuchy są głupie, i wrzucają im pająki za kołnierze. Ja bym się zrewanżowała i Michał to doceniał. Lata mijały, a ja – niestety – wciąż byłam dla niego kumplem. Nawet nie kumpelką – zupełnie, jakby fakt, że najchętniej nosiłam spodnie, czynił ze mnie faceta.
Z Kaśką, tą długonogą blondyną, nie miałam szans
Po podstawówce Michał wybrał technikum, ja liceum, ale nadal trzymaliśmy się razem. Wpadaliśmy jedno do drugiego, czytaliśmy te same książki, chodziliśmy razem do kina, pomagaliśmy sobie nawzajem w lekcjach, jeździliśmy wspólnie na rowerach. Niby cieszyłam się, że wciąż wspólnie spędzamy czas, ale zarazem coś się w naszym układzie zmieniało. A raczej ja się zmieniałam i oczekiwałam czegoś więcej.
Czułam, że… zakochuję się w swoim przyjacielu.
Zresztą, niby w kim innym miałabym się zakochać? Przecież to on był centrum mojego nastoletniego świata. Niemniej nie zdradzałam się ze swoimi uczuciami, bo nie chciałam popsuć tego, co było między nami. Tym bardziej że nie wiedziałam, czy mogę liczyć na wzajemność. Wolałam nie ryzykować, ale w głębi duszy miałam nadzieję, że Michał uczyni pierwszy krok…
Pamiętam, że tamtego wieczoru tłumaczył mi zadania z matematyki. Siedział przy biurku obok mnie tak blisko, że czułam jego zapach. Pochylał się nad kartką i wyliczał funkcje, a ja chciałam wyciągnąć rękę i pogłaskać go po zmierzwionych włosach. Zamiast tego zrobiłam coś innego.
– Nie wiem, jak poradziłabym sobie bez ciebie – wyznałam i odważnie oparłam głowę na jego ramieniu. – Umiesz tę matmę wytłumaczyć tak, że od razu rozumiem, o co chodzi.
– No popatrz, a Kaśce jakoś nie umiem… – westchnął i odsunął się ode mnie.
Kaśce? Jakiej Kaśce?! Tej blondynce z jego klasy, do której wzdychała większość chłopaków w technikum?! Serce zaczęło bić mi szybciej. Ze strachu. Bo z ową Kaśką nie miałam żadnych szans. Ona nie wyglądała na niczyjego kumpla…
– Poprosiła mnie o pomoc – zaczął wyjaśniać Michał, patrząc gdzieś w bok i uśmiechając się dziwnie.
Dotarło do mnie, że nigdy wcześniej nie widziałam u niego takiego uśmiechu. Był jakby rozmarzony. To wróżyło fatalnie na przyszłość.
– O pomoc w matmie, ale… – urwał i zaczerwienił się; Boże, było gorzej niż źle.
– Ale co? – spytałam, siląc się na spokój.
– Gdy z nią jestem, kiedy siedzimy obok siebie, to zamiast skupić się na zadaniu… – znowu urwał i wreszcie na mnie spojrzał. – Gośka, żebyś ty wiedziała, jaka ona jest śliczna. – rzucił z podekscytowaniem. – Najpiękniejsza na świecie.
Taka egzaltacja nie pasowała do Michała, niemniej jego słowa miały siłę rażącą pocisku. Siedziałam jak sparaliżowana, jak trafiona prosto w rdzeń kręgowy. Doskonale wiedziałam, co czuł, siedząc koło Kaśki, bo ja czułam to samo, będąc blisko niego.
Przez te lata cały czas utrzymywaliśmy kontakt
Michał coś mówił, coś opowiadał, a ja słuchałam nieuważnie, próbując sobie nie wyobrażać Kaśki, zgrabnej blondynki o błękitnych oczach, w jego objęciach.
– I jak myślisz? – z tych daremnych prób wyrwało mnie pytanie przyjaciela.
Spojrzałam na niego nieco nieprzytomnie.
– O czym?
Michał zrobił zniecierpliwioną minę.
– Gośka, no ogarnij się, a o czym ja gadam od pięciu minut? Lepiej kupić bransoletkę czy łańcuszek z wisiorkiem?
Zamrugałam powiekami. Rany, to był normalnie jakiś koszmar. Czy on mnie właśnie zapytał o radę w kwestii prezentu dla innej laski?
– Gośka, co z tobą? – szturchnął mnie w bok. – Pytam ciebie jak kumpel kumpla, a ty ani be, ani me.
Jak kumpel kumpla, no fantastycznie. Do oczu napłynęły mi łzy.
– Łańcuszek – odparłam, odwracając głowę, by Michał niczego nie zauważył.
– Dzięki. No, lecę – zerwał się z krzesła. – Umówiłem się z Kasią na spacer.
„Na spacer? Może jeszcze zabierz ją w te same miejsca, w które zwykle chodziliśmy razem?!” – pomyślałam z zazdrością. Dobrze, że Michał wyszedł, bo nie wiem, jak długo udałoby mi się udawać przed nim twardą i niewzruszoną. „Zrozum, idiotko – tłumaczyłam sobie przed snem – jesteś tylko kumplem, nawet nie kumpelą. Nie widzi w tobie dziewczyny”.
Od tego wieczoru zaczęłam unikać Michała, który i tak nie miał już dla mnie czasu, bo najważniejsza stała się dla niego Kaśka. Do mnie wpadał tylko po to, żeby się wyżalić, kiedy jego ukochana strzelała focha. A obrażała się na niego coraz częściej. Jednak przyjaźń zobowiązuje – zaciskałam zęby i robiłam dobrą minę do złej gry, pocieszając Michała. Kiedy wyjeżdżałam na studia na drugi koniec Polski, odprowadził mnie na pociąg.
– Trzymaj się tam i nie puszczaj – zażartował, stawiając moją walizkę na peronie. – Przede mną jeszcze rok nauki, a potem…do pracy – oznajmił.
– No co ty, przecież chciałeś iść na studia – przypomniałam mu.
Spochmurniał.
– Wiem, wiem, ale Kaśka uważa, że powinienem zacząć zarabiać.
Na szczęście nadjechał mój pociąg. Bałam się, że powiem o jedno słowo za dużo. Na temat durnej, egoistycznej Kaśki, o którą byłam zazdrosna jak diabli. Wykorzystywała Michała, manipulowała nim, a on niczego nie widział. Zaślepiony kretyn! Tego, że się w nim zadurzyłam jak głupia – też nie.
– Przytulisz mnie na pożegnanie? – wyrwało mi się w pewnej chwili.
Chciałam znowu poczuć zapach Michała i tę bliskość, którą kiedyś czułam. Popatrzył na mnie zaskoczony, ale otworzył ramiona. Wpadłam w nie i zamknąwszy oczy, napawałam się krótką chwilą szczęścia.
– Pociąg ci odjedzie – wymruczał mi do ucha, a mnie przeszył przyjemny dreszcz.
Resztką sił musiałam się powstrzymywać, żeby go nie pocałować.
– Nie rozrabiaj, jak mnie nie będzie – powiedziałam, udając groźny ton, i niechętnie wysunęłam się z jego objęć.
Rozpłakałam się dopiero w pociągu
Mimo rozłąki nie straciliśmy kontaktu. Kaśka rzuciła Michała i wyszła za naszego wspólnego kolegę. Michał w ciągu tych lat umawiał się na randki, ale z żadną z dziewczyn nie spotykał się dłużej niż miesiąc.
„Sam nie wiem dlaczego” – pisał w mailu.
„Może po prostu Kaśka za mocno cię zraniła – tłumaczyłam. – Daj sobie czas”.
Samej sobie też to radziłam.
„W końcu Michał ci przejdzie, wyleczysz się z niego i będziesz w nim widzieć wyłącznie przyjaciela” – powtarzałam.
Ażeby „proces zapominania” nieco przyspieszyć, szukałam odtrutki i spotykałam się z innymi. Nie żyłam jak mniszka, nie chowałam swojej cnoty dla Michała – który mógł nigdy z tego „daru” nie skorzystać – jednak nic poważniejszego nie zaistniało. Bywało naprawdę miło, jednak miło to za mało na związek. Każdemu czegoś brakowało. A raczej żaden nie był Michałem. Ech… Jakby mnie ktoś przeklął, zaczarował. Po obronie pracy magisterskiej przyjechałam do rodzinnego miasteczka. Naturalnie od razu zadzwoniłam do Michała.
– Musimy wyskoczyć na piwo – zarządził.
– Z tobą zawsze i wszędzie – odparłam bez marudzenia, choć wolałabym jakieś ustronniejsze miejsce, a nie zatłoczony pub.
Widać jednak w jego nastawieniu nic się nie zmieniało. Dziewczynę zaprasza się na romantyczną randkę, a kumpla – na piwo.
– Twoje zdrowie, pani magister! – Michał uniósł kufel w toaście.
Dobrze, że nie klepnął mnie w łopatkę. Tyle że patrzył jakoś dziwnie, jakby nagle dostrzegł we mnie coś zaskakującego.
– Co się tak gapisz? – rzuciłam, odstawiając piwo na blat. – Pryszcza mam na nosie?
Michał zmieszał się i zaczerwienił. I przez długą chwilę milczał, zamiast rzucić żartem. A gdy już się odezwał, to mnie zatkało.
– Nie, jesteś śliczna i wykształcona. Teraz pewnie zapomnisz o starych kumplach… – upił łyk piwa. – Etat w banku to jest coś.
Nie rozumiałam, o co mu chodzi. Ironizował, nabijał się, zazdrościł? Ja – śliczna? Od kiedy? Po co ta złośliwość? Przecież wiedział, jak wyglądam; wstawiałam na Facebooka swoje aktualne fotki. Widział, że mam długie włosy, że wreszcie przypominam kobietę, a nie chłopczycę. Polubiłam też sukienki i buty na obcasie. Głucha nie byłam, więc gdy usłyszałam kilka razy, że mam świetne nogi i seksowną figurę, uwierzyłam i przestałam przykrywać się rozwleczonymi ciuchami. Szkoda, że Michał nigdy ani słowem nie zająknął się na temat mojego „światowego” wizerunku. Nawet jednego małego komplementu.
Może wolał mnie w dżinsach, swetrach i męskich koszulkach? Trudno. Nie wrócę do tamtego wyglądu, żeby mógł bez wewnętrznego dysonansu nadal nazywać mnie kumplem. Na dokładkę jeszcze mojej pracy się czepiał i sugerował, że jestem snobką…
– Co masz do banku? – zapytałam.
– Przecież nic nie mówię – burknął.
– Właśnie. Nie mówisz, tylko rzucasz jakieś dziwaczne uwagi, a ja nie wiem: kpisz czy użalasz się nad sobą. Przecież masz fajną pracę w firmie elektronicznej, twierdziłeś, że jesteś z niej zadowolony. Ponoć dobrze ci w niej idzie. Kłamałeś?
Wzruszył ramionami.
– Nie kłamałem, ale studiów nie zrobiłem, więc o awansie mogę zapomnieć. Dobra, Gosia, muszę lecieć, trzymaj się – stwierdził nagle, kładąc pieniądze na blacie.
I poszedł, zostawiając mnie samą w tej knajpie. Z szoku wręcz oniemiałam; tylko dlatego nie pobiegłam za nim. Potem było już tylko gorzej. Zaczął mnie unikać. Próbowałam wyciągnąć go na spacer, wycieczkę, pogaduchy przy piwie, tak jak kiedyś, ale nic z tego nie wychodziło.
Całe szczęście, że odważył się wyznać prawdę
– Co jest grane? – spytałam otwarcie, kiedy przypadkiem spotkałam go na rynku. – Unikasz mnie, jakbym ci krzywdę zrobiła. Wyłóż kawę na ławę. Powiedz, co cię boli.
– Przesadzasz – mruknął. – Wybacz, muszę pędzić – rzucił i odszedł szybkim krokiem, by nie powiedzieć – uciekł.
Przesadzam? Zachowuje się, jakby go ktoś podmienił, ale to ja przesadzam?! Nie wiedziałam, co myśleć. Michał nie był ideałem, miał swoje wady jak każdy, ale zawsze się dogadywaliśmy i nie było między nami sztuczności, niedomówień, przymusu. Prawda, skrywałam przed nim swoją małą tajemnicę, jednak nie ona coś popsuła. Gdyby miał się czegoś domyślić, to już dawno, zanim wyjechałam, nie dopiero po moim powrocie. Więc o co chodziło? Może ode mnie odwykł? Może wolał nasze kontakty na odległość? Może miał innych przyjaciół?
Tak czy siak, było mi przykro. Nie zasłużyłam sobie na takie traktowanie. Unikał mnie jak zarazy, uciekał, nie potrafił zdobyć się na szczerą rozmowę. Nie wiedziałam, co się dzieje, jednak czułam, że coś się nieodwracalnie skończyło. A nie sądziłam, że nasza przyjaźń może się skończyć; przecież prawdziwa przyjaźń powinna być wieczna. Widać wszystko mija, wszystko się zmienia… Nie zamierzałam się narzucać.
Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać. Kusiło mnie strasznie, żeby do niego napisać na Facebooku, wysłać SMS-a, wyciągnąć go na rower. Mimo to wciąż pamiętałam, jak szybko uciekł z rynku. Jakby naprawdę nie chciał mnie widzieć ani znać. Dlatego tamten telefon od Michała był dla mnie sporym zaskoczeniem.
– Mogę wpaść? – spytał niepewnie.
– Jasne – odparłam.
Zapukał dosłownie po minucie; najwidoczniej dzwonił spod domu. Otworzyłam drzwi, wpuściłam go do środka, tymczasem on zatrzymał się w przedpokoju.
– Słuchaj, Gośka, sprawa jest – zaczął, gapiąc się w podłogę.
– Mafia cię ściga? Dlatego się zachowujesz, jakbyś nie chciał mnie znać? – zażartowałam, ale się nie roześmiał; stał ze spuszczoną głową jak uczniak przed srogą nauczycielką, której ma wyznać swoje winy. – Michał, gadaj, co jest grane, bo od domysłów wariuję. Tęsknię za tobą i jestem na ciebie wściekła. Już się nie kumplujemy? Czemu? Bo ja mam studia, a ty nie? Dla chcącego nic trudnego, możesz studiować zaocznie. Bo pracuję w banku? Bo chodzę w sukienkach, maluje się…? No fakt, nie wyglądam jak chłopak, ale to nadal ja. Czemu uciekasz ode mnie jak od zadżumionej?
Zerknął na mnie niepewnie raz i drugi.
– Bo cię kocham – wypalił.
– Co?!
Zrobiłam oczy jak spodki. Gdyby mi powiedział, że ma żonę i dziecko, mniej bym się zdziwiła.
– Kocham cię. I to już od dawna, tylko… No, cholera, ja potrzebowałem czasu, żeby to zrozumieć. A kiedy zrozumiałem, to ty stałaś się taka… nieosiągalna.
– I dlatego umawiałeś się na potęgę? – burknęłam, przypominając sobie te wszystkie panny, z którymi się prowadzał.
– Ty też nie próżnowałaś – odburknął. – A ja nie miałem prawa być zazdrosny. Póki kontaktowaliśmy się na odległość, było mi łatwiej, ale teraz nie daję rady. Myślę tylko… – spojrzał na moje usta i przełknął ślinę.
Bezwiednie oblizałam wargi.
– Na złość mi to robisz? – szepnął. – Czy mnie prowokujesz?
Prawdę mówiąc, czułam się totalnie ogłuszona. Nie wierzyłam własnym uszom. Kocha mnie, od dawna? A ja? Boże, tak bardzo starałam się wyperswadować sobie tę miłość, że kiedy wreszcie się doczekałam wzajemności, spanikowałam.
Nie byłam pewna, czy nadal chcę, by nasza przyjaźń ewoluowała w coś więcej. Jak nam nie wyjdzie, będzie jak przez ostatni miesiąc. Okropnie! Nieoczekiwanie Michał mnie pocałował i wszystko stało się jasne… Wreszcie przestałam myśleć, rozważać, a zaczęłam czuć.
Czytaj także:
„Maż dał mi dzieci i piękny dom, a ja miałam być gosposią. Gdy niedokładnie posprzątałam, bił mnie bez opamiętania”
„Pasierbica mnie nienawidziła i mściła się za ślub z jej ojcem. Na każdym kroku udowadniała mi, że nie jestem jej warta”
„Siostra wyszła za mąż, narobiła sobie dzieci i zapomniała o rodzicach. Odezwała się po ich śmierci, była łasa na spadek”