„Pasierbica mnie nienawidziła i mściła się za ślub z jej ojcem. Na każdym kroku udowadniała mi, że nie jestem jej warta”

Kobieta, której nienawidzi pasierbica fot. Adobe Stock, fizkes
Na wieść o naszym ślubie strasznie się wkurzyła. Bałam się nawet, że do ślubu nie dojdzie, że Mirek po raz kolejny skapituluje i podda się presji córki.
/ 03.11.2021 07:40
Kobieta, której nienawidzi pasierbica fot. Adobe Stock, fizkes

Kamila nigdy mnie nie lubiła. Kiedy się poznałyśmy, miała 15 lat, a to jest bardzo trudny wiek. Bunt, sprzeciw, odrzucanie racji dorosłych i przekonanie o własnej nieomylności. No i ta burza hormonów! Raz była pełna energii i wiary, że wszystko da radę zrobić i nie potrzebuje żadnej pomocy, a po chwili dręczyło ją poczucie beznadziejności i szukała w sobie brzydoty i braku talentu.

Starałam się ją zrozumieć. Mama Kamili zmarła, gdy dziewczynka miała 10 lat. Nie jestem nawet w stanie sobie wyobrazić, co przeżywa dziecko w tym wieku, gdy traci jednego z rodziców. Zwłaszcza że to była nagła śmierć – wypadek samochodowy. Wiem, że i Mirek, jej tata, długo nie mógł dojść do siebie. Pozbierał się jedynie ze względu na córkę, która go potrzebowała. Od tego momentu tylko ona liczyła się w jego życiu i dla niej był gotów na wszelkie poświęcenia i ryzyko. Do czasu, kiedy poznał mnie.

Bardzo długo nie mieszkaliśmy razem

Ja też przeżywałam wówczas trudny okres po rozwodzie. Mąż, dla którego zrezygnowałam z kariery i osobistego życia, ba – nawet z dzieci, bo on ich nie chciał – ten mąż pewnego dnia mi po prostu oznajmił, że odchodzi. Nie ukrywał, że do innej, i nie ukrywał, że ona jest młodsza ode mnie. Najpierw wpadłam w rozpacz, później się wkurzyłam. I tylko dzięki tej złości wygrałam z nim w sądzie sprawę o podział majątku. Zostałam z mieszkaniem i sporą gotówką. I wtedy… się załamałam. Byłam pewna, że to koniec. Faceci nie chcą takich starych bab jak ja!

A zresztą wątpiłam, czy ja będę w stanie komukolwiek zaufać. Mój związek z Mirkiem nie był więc łatwy. Oboje musieliśmy pozwolić sobie na ponowną miłość i nowy początek. A największą przeszkoda okazała się niechęć Kamili do mnie. Nic zresztą dziwnego – ona uznała, że zabieram jej tatę, którego do tej pory miała tylko dla siebie. Mirkowi z kolei zarzucała, że zapomniał o zmarłej żonie, bo w jego życiu pojawiła się inna kobieta, i że mama już nie jest najważniejsza.

Tak naprawdę właśnie przez to nastawienie córki Mirka pobraliśmy się dopiero po czterech latach związku. Kamila zrobiła maturę i wyjechała na studia. Dopiero wówczas mój ukochany zrozumiał, że ma prawo do szczęścia i do własnego życia. Wcześniej ona nawet nie chciała słyszeć o jego ponownym ślubie. Zresztą, nawet nie mieszkaliśmy razem. Do mnie nie chciała się przeprowadzić, a ojcu zagroziła, że jeżeli sprowadzi mnie do nich, to ona ucieknie z domu.

Mirek pierwszy raz postawił na swoim

Zaciskałam zęby i starałam się zrozumieć oboje, choć momentami było mi naprawdę trudno. Zwłaszcza w takie dni jak święta, które mimo wszystko spędzaliśmy razem. Kamila, naburmuszona, siedziała przy stole, nic nie jedząc. Prezenty ode mnie odkładała na bok, nawet ich nie rozpakowywała. Na każdym kroku okazywała mi niechęć i lekceważenie. Kiedy przed maturą oznajmiła, że chce studiować w innym mieście, odetchnęłam z ulgą. Miałam nadzieję, że dzięki temu Mirek zyska nieco swobody i że wreszcie będziemy mogli być naprawdę razem.

On oczywiście martwił się o córkę, nie wiedział, jak sobie sama poradzi. Ale gdy tylko wyjechała, bez oporów przeprowadził się do mnie. Swoje mieszkanie sprzedał i większość pieniędzy dał Kamili. Kupiła sobie za to kawalerkę. Na wieść o naszym ślubie strasznie się wkurzyła. Bałam się nawet, że do ślubu nie dojdzie, że Mirek po raz kolejny skapituluje i podda się presji córki. Jednak tym razem mnie zaskoczył.

– Kama powiedziała, że nie przyjedzie na ślub, i że jeżeli się pobierzemy, to zerwie ze mną wszelkie kontakty – zakomunikował mi, odkładając komórkę.

Rozmawiał w drugim pokoju, ale nawet przez zamknięte drzwi słyszałam jego wzburzony głos.

– I co zrobimy? – zapytałam, patrząc na niego z niepokojem.

Bardzo mi na nim zależało, ale jednocześnie byłam już zmęczona tym wszystkim. Ile czasu można podporządkowywać życie fanaberiom jednej pannicy?!

– Pobierzemy się – stwierdził stanowczo. – Powiedziałem, że też mam prawo do szczęścia. Że kochałem jej mamę, a ona mnie, i na pewno by nie chciała, żebym był sam, nieszczęśliwy.

– A Kamila co? – zapytałam, wstrzymując  oddech.

– Zamurowało ją. Powiedziała, że myślę tylko o sobie, i wtedy nie wytrzymałem. Wygarnąłem jej, że od paru lat myślę tylko o niej. Że tylko ze względu na nią nie mieszkam z tobą i jeszcze się nie pobraliśmy. A na koniec dorzuciłem, że jej mama nigdy nie była egoistką i zawsze liczyło się dla niej dobro i szczęście innych. Chyba przesadziłem, co? – spojrzał na mnie niepewnie, a ja wzruszyłam ramionami.

– Ostro, owszem, ale może tak trzeba – stwierdziłam szczerze.

– To już dorosła dziewczyna i musi się nauczyć, że w życiu nie zawsze będzie tak, jak ona chce.

Na ślub jednak przyjechała. Co prawda, gdy składała mi życzenia, to syknęła do ucha, że na razie dopięłam swego, jednak ja postanowiłam się tym nie przejmować. To był mój dzień i nic nie mogło mi go zepsuć. Wreszcie zaczęliśmy żyć normalnie. Widziałam, jak z dnia na dzień Mirek odzyskuje energię
i radość. Cieszyliśmy się sobą jak nastolatki, jakbyśmy przeżywali pierwszą, młodzieńczą miłość. W pewnym momencie nawet pomyślałam, że jestem wdzięczna Kamili za ten jej upór. Bo dzięki niemu musiałam poczekać na Mirka i tym bardziej doceniałam teraz swoje szczęście. Na drugim roku studiów Kamila oznajmiła, że wychodzi za mąż. Mirek nie był zachwycony.

– Powiedziała, że zna go niecały rok – opowiadał zdenerwowany. – Jest od niej starszy, to jakiś właściciel butiku. Boję się, że nie przemyślała tego. Że zdecydowała się na ślub pod wpływem impulsu. Może dlatego, że my się pobraliśmy. Może chce mi zrobić na złość…

Pocieszałam go, mówiąc, że Kamila jest mądra, lecz w głębi duszy podzielałam jego obawy. Tym bardziej że dziewczyna zdecydowała się sprzedać kawalerkę i razem z tym chłopakiem kupić większe mieszkanie. Na niego!

– On ma lepsze warunki kredytowe, to się nam bardziej opłaca – przekonywała ojca.

Pojechaliśmy na ślub – chociaż zaproszenie dostał tylko Mirek, a w treści nie było zaznaczone „z osobą towarzyszącą”. Ale mój mąż nie miał obiekcji.

– Jesteś moją żoną, jesteśmy razem i Kamila o tym wie – powiedział stanowczo. – Nie ma mowy, żebyś nie pojechała.

Rzadko pozwalała mi zajmować się Natalką

Po ślubie przez jakiś czas był spokój. Kamila zaczęła trzeci rok studiów. Dzwoniła rzadko, twierdząc, że jest zajęta, zapracowana. W połowie roku, jakoś tak po sesji zimowej, Mirek odebrał telefon. Widziałam, że jest wzburzony; zorientowałam się, że rozmawia z córką. W pewnym momencie powiedział:

– Nawet się nie zastanawiaj. Przyjeżdżaj. Jakoś to będzie.

Okazało się, że Kamila jest w ciąży. Ale to nie była ta zła wiadomość. Najgorsze było to, że mąż ją porzucił. Znalazł sobie inną, a Kamili oznajmił, że ma się wyprowadzić. W końcu mieszkanie było jego! Załamała się. W ciąży, bez środków do życia, bez dachu nad głową. No więc Kamila wprowadziła się do nas. Pierwsze tygodnie upłynęły pod znakiem organizowania nowego życia. Załatwiania ubezpieczenia dla Kamili, przeniesienia jej papierów ze studiów, założenia sprawy rozwodowej. Prawnik uprzedził, że mieszkania ani odszkodowania za nie nie odzyskamy.

– Nabył je przed ślubem, tylko na swoje nazwisko – powiedział. – Córka popełniła błąd. Na pewno uda się wywalczyć alimenty dla dziecka, a może także dla niej. Ale to wszystko.

Robiłam, co mogłam, by podnieść Kamilę na duchu. Nie było to łatwe, tym bardziej że jej stosunek do mnie się nie zmienił. Mieszkała pod moim dachem, była na naszym utrzymaniu, my załatwialiśmy za nią wszystkie sprawy, a ona nadal traktowała mnie obcesowo. Uznałam jednak, że teraz, gdy jest w ciąży, nie czas na rozgrywki. Któraś z nas musiała być dorosła i odpowiedzialna, a skoro Kamili nie było na to stać, to dla dobra maleństwa postanowiłam udawać, że nie widzę jej złośliwości.

Na szczęście Kamila w ciąży nie miała żadnych problemów zdrowotnych. Martwiliśmy się tylko o dziecko, bo stresy, jakie cały czas przeżywała, mogły się na nim odbić. Ale przyszło na świat zdrowe i śliczne. Córeczka. Kamila dała jej na imię Natalia. Zamieszkaliśmy w czwórkę. My, dorośli, wszyscy od razu zwariowaliśmy na punkcie małej. Choć ja nadal nie byłam traktowana przez Kamilę jak członek rodziny, mimo wszystko dostąpiłam zaszczytu wychodzenia z Natalką na spacer czy zajmowania się nią, gdy jej mama szła na uczelnię. Ale nie miałam prawa wtrącać się w jej wychowanie.

– Nie masz dzieci, więc nic nie wiesz na ten temat – stwierdziła twardo Kamila. – Poza tym, to nie jest twoja wnuczka, a ty nie jesteś jej babcią. Więc wybacz…

Było mi przykro i widziałam, że Mirek też cierpi z tego powodu. Nie mówiłam mu o tym, jak Kamila się do mnie odnosi, ale przecież nie był ślepy.

– Porozmawiam z nią – obiecał mi pewnego dnia, gdy znowu dostałam reprymendę od Kamili za to, że wzięłam małą na ręce.

Płakała, a Kama była w kuchni, więc miałam się przyglądać bezczynnie płaczącemu dziecku?

– Daj spokój, nie ma sensu – powiedziałam Mirkowi. – Skoro do tej pory się do mnie nie przekonała, to się już nie zmieni.

Kamila mieszkała u nas prawie trzy lata. Pod koniec piątego roku studiów poznała Bartka. Miły chłopak, niewiele starszy od niej. Też rozwiedziony – błąd młodości, jak stwierdził. Z pierwszego małżeństwa miał synka, którym zajmowała się jego była żona. Kamila po obronie wyszła za niego za mąż i wyprowadziła się razem z Natalką. Znienacka w moim mieszkaniu zrobiło się pusto. Tęskniłam za mała i – co mnie samą zdziwiło – za Kamilą.

– Brakuje ci jej codziennych dąsów – śmiał się Mirek. – Podobno do wszystkiego można się przyzwyczaić, a gdy już się przyzwyczaimy, to nam tego brakuje. To był rytuał…

Ale najbardziej się martwiłam, że odtąd nie będę mogła widywać Natalki. Przecież Kamila raczej mnie do siebie nie zaprosi! Dlatego zdziwiłam się, gdy po kilku miesiącach zadzwoniła do mnie. Zazwyczaj wszystkie sprawy załatwiała przez ojca.

– Cześć – powiedziała i zamilkła; przestraszyłam się nawet, że coś się stało, ale po chwili znowu się odezwała: – Mam do ciebie prośbę. Czy mogłabyś zająć się Natalką w piątek po południu? Tata ma akurat wtedy audyt w pracy i nie wie, o której wróci.

– Jasne, nie ma sprawy.

Zdawałam sobie sprawę, że gdyby Mirek miał czas w piątek, to ona by się do mnie nie odezwała, ale co tam! Przynajmniej zobaczę małą. Kamila przywiozła więc córeczkę, zostawiła parę rzeczy i pobiegła do swoich spraw. Natalka bardzo się ucieszyła na mój widok. Nic dziwnego – mieszkałyśmy razem przez pierwsze dwa lata jej życia…

Nie wiem, czy fakt, że mała wcale nie chciała ode mnie wyjść, wpłynął tak na Kamilę, ale od tej pory częściej prosiła mnie o opiekę nad córką. A gdy ją przywoziła, była jakaś milsza. Miałam wrażenie, że chce ze mną porozmawiać, że coś ją gryzie, więc pewnego dnia postanowiłam o to zapytać.

– Kama, masz jakiś problem? – zapytałam ogólnie.

– Nie, czemu pytasz? – spojrzała na mnie z ociąganiem.

– Bo widzę, że coś cię trapi – wyjaśniłam ośmielona tym, że mnie nie zbyła.

Jakby miała w głowie gotową listę pytań

Kamila patrzyła na mnie przez chwilę, a potem zapytała:

– Co ty sobie o mnie myślałaś, jak zaczęłaś spotykać się z tatą? Chyba mnie nie lubiłaś, prawda?

– Wręcz przeciwnie – odpowiedziałam zaskoczona jej pytaniem. – Ja cię polubiłam od razu. Ty mnie nie, ale myślę, że dobrze cię rozumiałam.

– A byłam dla ciebie ważna? – Kamila pytała dalej, jakby czytała kolejne punkty z listy pytań ułożonej w głowie.

– Tak – stwierdziłam stanowczo. – I jesteś nadal. Jesteś córką Mirka. Przez niego weszłaś w moje życie. Nie wiem, czy cię od razu pokochałam – tego nie umiem powiedzieć – ale byłaś i jesteś dla mnie ważna.

– A można pokochać cudze dziecko? – spojrzała na mnie.

– Tak, na pewno. Wiesz, nie potrafię nazwać swoich uczuć do ciebie. Czy cię kocham? Kocham Natalkę, a to, co do niej czuję, to coś innego niż czuję do ciebie. Ale na pewno to coś więcej niż sympatia.

– A to przychodzi z czasem? – dopytywała Kamila.

I wtedy mnie olśniło! No tak, przecież ona jest teraz w podobnej sytuacji, w jakiej byłam ja… Musi zaakceptować syna swojego partnera. A w dodatku jako matka martwi się, czy on zaakceptuje i pokocha jej córkę! Uśmiechnęłam się do niej.

– Raczej nie od razu, to nie jest miłość macierzyńska, tak myślę – powiedziałam. – Nie mam własnych dzieci, trudno mi porównywać. Ale na pewno łatwiej jest pokochać małe dziecko, z którym się jest cały czas, które się w pewnym stopniu wychowuje. Jednak i duże można pokochać, jak widzę po moim doświadczeniu…

Nie zapytała już o nic więcej i nic nie powiedziała. Lecz gdy wychodziła z Natalką, nagle zatrzymała się w drzwiach, zawahała i powiedziała do córki:

– Kochanie, pożegnaj się z babcią i podziękuj, że tak ładnie się z tobą bawiła.

Dobrze, że zaraz potem szybko wyszły, bo mimo wszystko nie chciałam płakać przy nich.

Czytaj także:
„Urodziłam syna w pracy. Zamiast gratulacji od szefowej dostałam rachunek na 12 tys. za szkody wyrządzone porodem”
„Ojciec nosi feletron, matka co rano biega na msze. Gdy zaliczyłam wpadkę, wygnali mnie z domu”
„Uratowałam 6-letnie dziecko, a jego matka obarczyła mnie winą i zwyzywała od dzieciobójczyń. Była kompletnie pijana!”

Redakcja poleca

REKLAMA