Przez te wszystkie lata od odejścia Piotrka myślałam tylko o tym, co zrobiłabym jego mordercy. Chciałam stanąć przed człowiekiem, który pozbawił życia mojego chłopaka i powiedzieć mu, że zabił również mnie.
Byliśmy ze sobą tylko rok. Przez całą klasę maturalną
Do końca życia będę żałować, że tak długo kazałam mu na siebie czekać. Zachowywałam się jak księżniczka, która musi mieć księcia na białym koniu. Przez trzy lata konsekwentnie odrzucałam zaloty Piotrka. Choć lubiłam go bardziej niż innych chłopaków, choć przecież mi się podobał...
Ale wtedy uważałam, że mój chłopak powinien być trochę wyższy, może trochę przystojniejszy, może z trochę bogatszej rodziny. Gówniarskie myślenie! Zaraz na początku roku szkolnego w czwartej klasie, samorząd zorganizował ognisko dla przyszłych maturzystów. Byłam tak stęskniona za Piotrkiem po wakacjach, że tym razem to ja zaczęłam go uwodzić. Wróciliśmy z tego biwaku jako para.
– No nareszcie – dopingowali nas koledzy z klasy. – Trzy lata podchodów i wreszcie dojrzeliście.
– Pasujecie do siebie – śmiała się moja przyjaciółka z ławki. – Zobaczysz, będą z tego dzieci.
Niestety, nie będzie
Zaraz po maturze i egzaminach na studia Piotrek pojechał zarobić trochę w winiarni w Niemczech. Oboje dostaliśmy się na ekonomię do Krakowa. Ja zostałam w Polsce organizować nam mieszkanie do wynajęcia od października, on obiecał zadbać o pieniądze na start. Trzy tygodnie później odebrałam telefon od naszego wspólnego kolegi, który wyjechał z Piotrkiem.
– Natalia, musisz się trzymać – mówił, nie starając się nawet opanować łkania. – Zdarzyła się straszna tragedia, Piotrek nie żyje.
Kolejnych kilku miesięcy nie pamiętam. Byłam jak warzywo. Rodzice karmili mnie, mówili, kiedy jest dzień, kiedy noc, siłą ściągali mnie z łóżka, próbowali narzucić jakieś obowiązki, żebym nie zwariowała. W końcu zaprowadzili mnie do psychiatry. Diagnoza: depresja. Trafiłam na dwa miesiące do szpitala. Podleczyli mnie trochę, ale wróciłam otępiała.
Dochodziłam do siebie wiele miesięcy
Nie poszłam na studia, straciłam rok. Ale wtedy nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Nie chciało mi się żyć. Marzyłam tylko o tym, żeby umrzeć i spotkać się z Piotrkiem. Nie popełniłam samobójstwa chyba tylko dlatego, że bardzo kochałam swoich rodziców. Wiedziałam, że w ten sposób zabiłabym nie tylko siebie, ale i również ich dwoje.
Piotrek zginął bezsensowną, przypadkową śmiercią. Na plantacji pracował z kilkoma Polakami. Jeden z nich któregoś wieczoru za dużo wypił. Zrobił się agresywny, uroiło mu się, że Piotrek ukradł mu pieniądze z ostatniej tygodniówki. Szukał zaczepki, a gdy mój chłopak nie reagował, ten pchnął go z całej siły. Piotrek stracił równowagę, poślizgnął się na rozrzuconych i rozgniecionych owocach, które walały się przed wejściem do domu. Upadł na schody tak niefortunnie, że pod wpływem bardzo silnego uderzenia dostał wylewu krwi do mózgu. Zmarł w drodze do szpitala.
Po roku od tych tragicznych wydarzeń, udało mi się na tyle pozbierać, by wrócić na uczelnię. Przez całe studia nie umówiłam się jednak z żadnym chłopakiem. Nie potrafiłam zapomnieć o Piotrku. Skupiłam się na nauce. Imprezy mnie nie interesowały, a każdego chłopaka na uczelni, który próbował mnie poderwać, natychmiast porównywałam do Piotrka.
Każdy wypadał blado
Codziennie myślałam o ukochanym. Gdzie teraz jest, czy jest szczęśliwy, czy mnie widzi? Myślałam też o jego zabójcy. Jak jemu układa się życie, czy ma wyrzuty sumienia, czy zdaje sobie sprawę, że zniszczył życie mnie i rodzicom Piotrka? Zastanawiałam się, jak wygląda. Nie miałam odwagi pójść na rozprawę do sądu, wtedy byłam strzępem człowieka. Nie wytrzymałabym takiego stresu. Ale po latach chciałam go zobaczyć.
Stanąć przed nim twarzą w twarz, spojrzeć w oczy. Może go zwymyślać, może pobić, a może po prostu powiedzieć, że życzę mu wszystkiego najgorszego. Ten chłopak dostał śmiesznie niski wyrok. Trzy lata więzienia w zawieszeniu na pięć. Jego czyn został zakwalifikowany jako nieumyślne spowodowanie śmierci. Do tego miał dopiero dziewiętnaście lat, nie był wcześniej karany, podobno okazał skruchę.
Rok po studiach poznałam Kamila.
– No, chyba w końcu trauma minęła – powiedziała z uśmiechem Matylda, moja współlokatorka, gdy zobaczyła mnie odstawioną na randkę.
– To musi być jakiś superman, skoro wyrwał cię z tej zaklętej wieży po sześciu latach niewoli – żartowała.
Ale miała rację. Kamil od pierwszego dnia, kiedy dołączył do naszej firmy, wydawał mi się inny, niż wszyscy faceci, których poznałam w Krakowie. Biło od niego ciepło, ale jednocześnie miał poczucie humoru ostre jak brzytwa. To uwielbiałam w Piotrku, więc nic dziwnego, że i teraz na mnie podziałało.
Kamil nie był nachalny, nie osaczał mnie
Widziałam, że mu się podobam, ale stopniowo zdobywał moje zaufanie. Dopiero po dwóch miesiącach zaproponował spotkanie na gruncie prywatnym. Byliśmy w kinie, a później na kolacji. Ostatni raz tak się uśmiałam, gdy byliśmy z Piotrkiem na imprezie po zdanych egzaminach na studia. Ten chłopak naprawdę potrafił zdobyć moje serce. Kilka miesięcy później, gdy byliśmy już parą, Kamil zaproponował, żebyśmy polecieli na wakacje do USA.
– Mam tam ciotkę, wyśle nam zaproszenie – powiedział. – Muszę tylko wyrobić wizę, bo ostatnią dostałem na dwa lata i już od dawna jest nieaktualna.
Zawsze marzyłam o tym, żeby zobaczyć Nowy Jork... Teraz była okazja. Nie wiem dlaczego, ale zupełnie nie zrobiło na mnie wrażenia, gdy wypełniając formularz do ambasady, Kamil zaznaczył, że był karany. Nawet go o to nie zapytałam. Byłam tak pochłonięta wizją wakacji w Nowym Jorku, że kompletnie to zignorowałam.
„Pewnie w młodości dał się złapać na paleniu trawki” – myślałam.
– A tak naprawdę, za co byłeś karany? – zapytałam go, gdy już siedzieliśmy w samolocie.
– A, to dawne czasy, wyrok już uległ zatarciu – powiedział Kamil i sięgnął po gazetę włożoną do kieszeni fotela.
– No, tylko mi nie mów, że byłeś osiedlowym dilerem – zażartowałam.
– Nie, nic z tych rzeczy – odpowiedział. – Jestem porządnym facetem.
– Ja myślę – zaczęłam się z nim droczyć. – Mów, co zrobiłeś, pośmiejemy się.
– Tu się nie ma z czego śmiać – powiedział poważnie Kamil. – W sumie może powinienem powiedzieć ci o tym wcześniej, ale nie było okazji.
Odłożył gazetę i spojrzał mi w oczy.
– To było ponad siedem lat temu, byłem wtedy gówniarzem, kompletnym idiotą. Pojechałem do Niemiec zarobić parę groszy, pracowałem przy winogronach. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że po alkoholu mi tak odbija. Któregoś wieczoru upiłem się, włączył mi się agresor. Byłem jak w amoku, uderzyłem Bogu ducha winnego chłopaka. Upadł tak nieszczęśliwe, że zmarł na skutek obrażeń głowy. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Myślę o nim każdego dnia.
Te osiem godzin lotu, które jeszcze nam zostały, były jak wieczność w piekle. Prawie całą drogę przesiedziałam w toalecie. Na zmianę wymiotowałam i płakałam. Na lotnisku w Nowym Jorku przebukowałam swój bilet powrotny na następny dzień.
Nie mogłam patrzeć na Kamila
Minął już prawie rok. Nie odbieram od niego telefonów, nie odpisuję na wiadomości. A on nie odpuszcza. Wciąż prosi o spotkanie. Mam w głowie pustkę. Nie wiem, co robić. To facet, któremu życzyłam wszystkiego najgorszego, człowiek, który przysporzył mi największych w życiu cierpień. Ale jednocześnie nie potrafię zupełnie go wyrzucić ze swojego serca.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”