„Zakochałam się... w dawnym partnerze mojego byłego męża. To dla mnie Stefan zrezygnował ze związków z facetami”

uczuciowy trójkąt z dwoma mężczyznami fot. Adobe Stock
„Zakochałam się w Krzyśku. Zaszłam w ciążę, wzięliśmy ślub. Zamieszkaliśmy w willi jego przyjaciela, ale po jakimś czasie zorientowałam się, że jednak panów łączy coś więcej, niż męska przyjaźń...”
/ 08.03.2021 13:35
uczuciowy trójkąt z dwoma mężczyznami fot. Adobe Stock

Poznaliśmy się na dyskotece. Krzysztof miał wtedy 28 lat, ja 20. Spodobał mi się – był przystojny, wysoki i miał wesołe usposobienie. Mógł zdobyć serce każdej dziewczyny.

– Dlaczego więc ja? – spytałam po pierwszym pocałunku.
– Bo złapałaś mnie na haczyk swojej obojętności – wyznał szczerze. – Wszystkie się do mnie uśmiechały, ale ty jedna nie zwracałaś na mnie uwagi. Wszystkie patrzyły na mnie, ale tylko ty, gdy nasze spojrzenia się spotkały, odwróciłaś twarz.

Zostaliśmy parą. Wszyscy mi zazdrościli chłopaka po studiach z dyplomem inżyniera

Te dwadzieścia lat temu ludzie na prowincji byli bardziej pruderyjni niż teraz. Kiedy zatem zaszłam w ciążę, wystraszyłam się, że sąsiedzi będą mną pogardzać. Często słyszałam o mężczyznach, którzy znikali, gdy dowiadywali się, że zostaną ojcami. Krzysztof okazał się inny.

– Jutro idziemy do kościoła i dajemy na zapowiedzi – oświadczył, kiedy mu powiedziałam o ciąży. – Mam w parafii znajomego księdza, który przymknie oko, że chcemy się pobrać już za dwa tygodnie. Potem będziemy żyli długo i szczęśliwie.

Czy młodej, zakochanej kobiecie trzeba czegoś więcej, by uwierzyła, że jej chłopak jest chodzącym ideałem?

– Wolałbyś syna czy córkę? – spytałam przytulona do ramienia narzeczonego.
– Co za różnica? Najważniejsze, żeby było zdrowe i podobne do ciebie – pocałował mnie w czubek nosa.

Tak więc daliśmy na zapowiedzi i po upływie dwóch tygodni stanęliśmy przed ołtarzem

Dwa tygodnie później mój mąż powiedział, że zamieszkamy na obrzeżach Wrocławia. Wszyscy mi zazdrościli, nie dość, że znalazła przystojnego mężczyznę, to jeszcze jest on zamożny na tyle, że kupił dom dla nowej rodziny. Prawda okazała się inna. Serdeczny przyjaciel Krzysztofa ofiarował mu całe piętro dużej willi. On mieszkał na parterze. Na piętrze mieliśmy do swojej dyspozycji trzy pokoje, kuchnię i wszelkie inne wygody.

Zaprzyjaźniłam się ze Stefanem. Pomyślałam, że obu mężczyzn musi łączyć wielka przyjaźń, jeśli jeden ofiarowuje bezterminowe lokum drugiemu. W przeciwieństwie do Krzysztofa, Stefan nie był przystojny. Na twarzy miał znaki po przebytej ospie i przy pierwszym spotkaniu wydał mi się, delikatnie mówiąc, mało atrakcyjny. Jednak po bliższym poznaniu okazał się ciepłym, miłym i uroczym człowiekiem o ogromnej wiedzy. Miał habilitację z zakresu literatury klasycznej.

Czy mój mąż był gejem?!

Byłam naiwną młodą dziewczyną. Dopiero po roku wspólnego mieszkania zorientowałam się, że mojego męża łączy ze Stefanem coś więcej niż tylko przyjaźń. Na moje pytanie, o co w tym wszystkim chodzi, Krzysztof wzruszył lekceważąco ramionami i zapytał zaczepnym tonem:

– A co, źle ci z nami?

Kiedy następnego dnia byłam sama w ogrodzie z Lidzią, podszedł do nas Stefan. Był smutny i jakby zagubiony.

– Dla mnie to też jest szok – stwierdził, a ja w pierwszej chwili nie zrozumiałam, o co mu chodzi. – Przed waszym ślubem Krzysztof zapewnił mnie, że wiesz o wszystkim i godzisz się na podwójną grę…
– Nie, nic nie wiedziałam!
– No cóż, więc oszukał nas oboje…
– I co zamierzasz z tym zrobić? – zapytałam z lękiem.
– Kochasz go? – zapytał Stefan.

W odpowiedzi kiwnęłam głową.

– Więc łączy nas z nim ta sama silna więź. Jednak rozumiem, że obecna sytuacja jest dla ciebie krępująca. Umówiłem się więc z Krzysiem, żeby zaczął szukać dla was osobnego mieszkania.

Nic jednak z tego nie wyszło – po miesiącu mój mąż oznajmił, że zostajemy ze Stefanem

Spakowałam się więc i wyniosłam się z córką do wynajętej klitki we Wrocławiu. Potem złożyłam pozew o rozwód. Kiedy zadzwoniłam i powiedziałam o tym Krzysztofowi, usłyszałam w odpowiedzi, że od tej pory będę musiała radzić sobie sama, bo nie wyciągnę od niego nawet złamanego grosza. Ostatecznie Krzysztof zgodził się na rozwód. O dziwo, przystał też na alimenty, które płacił mi regularnie. A jakiś czas później dostałam list od Stefana.

Chciałbym przeprosić cię za wszystko złe, co spotkało cię z mojego powodu – pisał. – Wierz mi, ja nigdy bym do tego nie dopuścił, nie chciałem Cię skrzywdzić… Gdybym wiedział, jakim człowiekiem jest Krzysztof… Od pewnego czasu przebywamy w Stanach Zjednoczonych. Myślę, że będzie lepiej, jeśli przeprowadzisz się z dzieckiem do mojego domu, który stoi teraz całkowicie pusty. Po pierwsze, nie będziesz musiała nikomu płacić za czynsz, a po drugie, wszystkie należności, jak podatki czy media, zostały przeze mnie opłacone na dwa lata z góry. Myślę, że to bardzo sensowna propozycja. Mam cichą nadzieję, że nie odrzucisz tej oferty, którą przekazuję ci ze szczerego serca, naprawdę martwię się o ciebie i twoją córeczkę. Jeśli zdecydujesz się na powrót, klucze znajdziesz pod ogrodową donicą, tej, w której (może jeszcze pamiętasz) uprawiałaś takie piękne pelargonie…

W pierwszej chwili strasznie się zdenerwowałam, porwałam list na strzępy i wyrzuciłam do kosza. Szybko jednak codzienność przywołała mnie do porządku. Lidzia często chorowała, brałam dużo zwolnień, no i w końcu wymówiono mi pracę. Kierownik stwierdził, że potrzebuje pracownika, a nie osoby, której firma ma opłacać ZUS. Nie wiem, skąd Krzysztof dowiedział się o moim zwolnieniu, ale od następnego miesiąca zaczęłam dostawać podwójne alimenty.

Zrozumiałam, że w ten sposób mój mąż zamierza przeprosić mnie za wyrządzoną krzywdę

Łudziłam się, że powodowały nim wyrzuty sumienia i miłość do dziecka. Jakże się pomyliłam… Mijały miesiące. Nawiązałam kontakt z wydawnictwem i zaczęłam tłumaczyć książki, głównie kryminały – mam szczęście, bo babcia ze strony ojca, z pochodzenia Niemka, nauczyła mnie swojego języka… Moja pierwsza praca przypadła czytelnikom do gustu. Zaczęłam dostawać więcej coraz lepiej płatnych zleceń.

Po dwóch latach, zanim zdążyłam się tym zainteresować, Stefan znowu opłacił wszelkie należności za dom i przez kolejne dwa lata miałam z tym spokój. To była dla mnie niesamowita pomoc. Pewnego dnia wydawca, dla którego pracowałam, zaoferował mi wyjazd na warszawskie targi książki. Moja mama zgodziła się zostać z wnuczką. Targi okazały się bardzo ciekawym doświadczeniem. Zwłaszcza spotkania z czytelnikami. 

Drugiego dnia, gdy skończyłam swoje tak zwane wydawnicze okienko, postanowiłam przejść się po innych stoiskach. Po kilkunastu minutach włóczenia się między stoiskami nieoczekiwanie zderzyłam się z Krzysztofem. Zatkało mnie na jego widok.

– Co robisz w Polsce? – wykrztusiłam po chwili. – Kiedy wróciłeś? Przyjechaleś ze Stanów sam?
– Stefan to już historia – mój były wzruszył lekceważąco ramionami. – Mam nadzieję, że jakoś dajesz sobie radę z małą. Może któregoś dnia coś wam podeślę, ale na razie – wyciągnął na wierzch puste kieszenie – raczej na mnie nie licz.

Chwilę potem nie mówiąc nawet „do widzenia”, zniknął w tłumie. Wtedy wszystko stało się dla mnie jasne. W mailu napisałam do Stefana o tym, że wiem, że to on płaci alimenty za mojego męża i utrzymuje nas w swoim domu. Na koniec zapytałam, dlaczego to robi. Następnego dnia wieczorem dostałam odpowiedź:

Wiesz, Dorotko, czasami bywa tak, że pewnego dnia mężczyzna uświadamia sobie, że nie chce lub już nie może mieć obok siebie kobiety. Ja zrozumiałem, że nie chcę mieć już przy sobie drugiego mężczyzny. A wszystko przez to, że… zakochałem się w tobie. Wiem, że brzmi to strasznie naiwnie i ckliwie, ale cóż poradzę – tak właśnie stało się w moim przypadku. Taki żarcik natury… Jeśli nie masz nic przeciw temu, nadal chcę się wami opiekować. Jesteś mi najbliższą osobą, więc uczynisz mi prawdziwy zaszczyt, nie odrzucając mojej pomocy, która płynie ze szczerego serca.

Zostałam w domu Stefana. Nie dlatego, że nie miałam własnych środków do życia. Można powiedzieć, że w tamtym czasie już mocno stanęłam na własnych nogach. Po prostu uświadomiłam sobie, że i Stefan stał mi się bardzo bliski i nie chcę tracić z nim kontaktu, zrywać tej więzi… Zaczęliśmy ze sobą mailować. Poruszaliśmy wszystkie tematy.

Przypomniałam sobie, jak to było, kiedy mieszkaliśmy pod jednym dachem. Jak lubiłam z nim rozmawiać, patrzeć na jego uśmiech. Aż pewnego dnia dotarło do mnie, że go kocham. I tęsknię. Zrozumiałam, że miłość to przede wszystkim możność znalezienia obok siebie przyjaciela i partnera życiowego, który w trudnej sytuacji nas nie zawiedzie. Powiedziałam mu o tym.

Przed dwoma laty Stefan w​rócił do Polski. Wyszłam po niego na lotnisko. Podeszliśmy i mocno się objęliśmy.

– Dobrze, że już jesteś – szepnęłam.

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Nie byłam zazdrosna o Agnieszkę. Była brzydsza ode mnie...
Jestem samotnym ojcem. Związałem się z byłą uczennicą, a ona potem zostawiła mnie i córkę
Nie mogłam się pozbierać po rozwodzie. Chciałam poznać fajnego faceta, a zyskałam... adoratorkę

Redakcja poleca

REKLAMA