„Zakochałam się na wakacjach z dzieckiem. Od teraz każdej koleżance polecam podryw na dzieciaka - najlepiej cudzego”

Zakochałam się na wakacjach z dzieckiem fot. Adobe Stock, Drobot Dean
„Leszek był niewątpliwie ciekawym człowiekiem. Niewiele więcej mogłam o nim powiedzieć. Widziałam jednak, że z każdą chwilą staję się dla niego kobietą, przed którą chce się pokazać z jak najlepszej strony. Gdy schodziliśmy ze stromej skarpy, podał mi rękę. Niby nic, a jednak poczułam rozkoszny dreszcz na całym ciele”.
/ 28.01.2023 07:15
Zakochałam się na wakacjach z dzieckiem fot. Adobe Stock, Drobot Dean

Noc była parna, koszula lepiła mi się do ciała. Ledwo udało mi się przysnąć, przyczłapał do mnie Kubuś.

Ciociu, ten pan tak strasznie kaszle, że nie mogę spać – poskarżył się.

Dwie części domku, chociaż z osobnymi wejściami, oddzielała cienka ścianka. Konstrukcja budowli była tak licha, że za każdym razem, gdy sąsiad zakaszlał, domek cały drżał.

– Wiem, skarbie, mnie to też przeszkadza – powiedziałam, przytulając bratanka. – Ten pan jest chory albo za dużo pali, i dlatego tak kaszle.

Rano poproszę w recepcji o przeniesienie do innej części ośrodka.

Choćby nawet za górką, byle było cicho…

Byłam z Kubusiem od dwóch dni w ośrodku nad jeziorem. Druga połowa maja to dla mnie najlepszy czas na urlop, tym razem, pierwszy raz od lat, nie spędzałam go sama. Zabrałam bratanka, bo jego mama lada dzień miała rodzić i już leżała w szpitalu. Po śniadaniu zapukałam do kierownika ośrodka. Był uprzejmy, ale odmówił współpracy.

– Nie mam nic wolnego, przykro mi.

„A więc muszę znaleźć inny sposób na sąsiada” – pomyślałam.

Siedzieliśmy na naszym ganeczku i układaliśmy z Kubusiem puzzle, gdy pojawił się brodacz zza ściany.

– Dzień dobry – ukłonił się.

Zależy dla kogo dobry – burknęłam. – My jesteśmy niewyspani. Budził nas pan w nocy swoim kaszlem.

Zrobił skruszoną minę.

– Przykro mi. To pozostałość po infekcji, męczy mnie już z miesiąc.

– Nic pan na to nie bierze? Mam chyba nawet syrop – wstałam i weszłam do pokoju.

Z kuferka z lekami wyjęłam butelkę z syropem.

– Pani jest lekarzem? – zapytał sąsiad, biorąc ode mnie specyfiki.

– Nie, ale zawsze na urlop zabieram zapas leków. Wszystko się może zdarzyć. No i, jak pan widzi, przydają się – powiedziałam z przekąsem.

– Ale ja podjadę do miasteczka i kupię sobie leki. Nie mogę przecież brać od pani – zaprotestował.

– Niech pan nie zawraca głowy. Ja przyjechałam tu odpocząć, a przez pana już drugą noc nie śpię.

Pokiwał głową, wymruczał „dziękuję”, i wyraźnie zakłopotany wrócił do swojego pokoju. Tego dnia nie było mowy o zabawach, ping-pongu, na który Kuba ostrzył sobie zęby od przyjazdu, ani nawet o spacerze.

Upał był tak dotkliwy, że nawet on ledwo żył

Większość dnia przesiedzieliśmy na ganku, układając puzzle i grając w rozmaite gry. Nagle od planszy Grzybobrania oderwał mnie głos sąsiada:

– Piłem już ten syrop. Smaczny… I pomógł. Dziękuję.

– Na zdrowie – przypomniałam.

Może dobre wino też nawilża. Napije się pani? – zapytał, przekrzywiając głowę jak dziecko, które nabroiło.

Spojrzałam w górę zaskoczona.

– Miło by mi było, gdyby chociaż w ten sposób dała się pani udobruchać za tę nieprzespaną noc – dodał.

– Za dwie noce – uściśliłam. – Nie, dziękuję, zresztą pan nie powinien pić wina.

– Pani na pewno nie jest lekarzem? – roześmiał się. – Ale jak się wyleczę, da się pani namówić?

– Zobaczymy.

Następny dzień był jeszcze gorętszy. Mimo to oboje z bratankiem byliśmy w lepszych nastrojach, bo noc minęła nam w ciszy. Od razu po śniadaniu usiedliśmy z Kubą na pomoście. Bratanek opowiadał mi o przedszkolu, o kolegach z osiedla i o tym, że nie może się doczekać wspólnych zabaw z braciszkiem.

Szkoda, że on będzie taki mały. Chyba wolałbym mieć starszego brata, wtedy moglibyśmy się razem kąpać i wygłupiać w jeziorze.

– A może ze mną się powygłupiasz? – za plecami usłyszeliśmy głos sąsiada. – Możemy razem popływać, jeśli mama ci pozwoli…

– To nie jest moja mama, tylko ciocia – Kuba wyjaśnił nieznajomemu, a mnie rzucił pytające spojrzenie.

Kubusiu, my możemy popływać, ale pan jest jeszcze chory. Nie powinien wchodzić do zimnego jeziora, bo mu się pogorszy, znowu zacznie kaszleć i nie będziemy mogli spać – powiedziałam spokojnie i uśmiechnęłam się szeroko do brodacza.

– Ale z pani jędza. Żeby dziecku odmówić przyjemności… – pokiwał głową i się roześmiał.

– Dziecko pójdzie kąpać się ze mną, a jeśli pan ma ochotę, bardzo proszę, ale ja do tego ręki nie przyłożę.

Sąsiad podrapał się w głowę i stwierdził, że w tej sytuacji proponuje małą wycieczkę do źródeł rzeczki, która przepływa w pobliżu. Wyprawa udała się znakomicie. Źródełko wypływało z pagórka osłoniętego gęstym wilgotnym lasem.

Było tu dużo chłodniej, niż się spodziewałam

Szliśmy ponad dwa kilometry w jedną stronę, a wcale nie czułam zmęczenia. Brodacz okazał się świetnym kompanem. Opowiadał o historii tych terenów. Jak z rękawa sypał faktami, nazwiskami ludzi związanych z okolicą, zasłużonych w czasie wojny. Dla Kuby była to wspaniała lekcja. A dla mnie… Z zaciekawieniem przyglądałam się nowemu znajomemu. Leszek był niewątpliwie ciekawym człowiekiem. Niewiele więcej mogłam o nim powiedzieć. Widziałam jednak, że z każdą chwilą staję się dla niego kobietą, przed którą chce się pokazać z jak najlepszej strony. Gdy schodziliśmy ze stromej skarpy, podał mi rękę. Niby nic, a jednak poczułam rozkoszny dreszcz na całym ciele. Miło było znowu mieć w pobliżu mocne męskie ramię…

Następnego dnia obudziła nas burza, potem rozpadało się na dobre i znacznie się ochłodziło. Dlatego bez wahania przyjęłam zaproszenie Leszka na wypad do miasteczka.

Obiad zjemy w zamku. Jest tam niezła knajpka, w której dają pyszne ryby – pogłaskał się po brzuchu i dodał: – Ja stawiam. Bez wina, obiecuję – spojrzał na mnie poważnie.

– Chodź, Kuba, jedziemy do cywilizacji, trzeba się przebrać – wzięłam chłopca za rękę i poszliśmy do siebie.

Punktualnie o dziesiątej usłyszałam pogwizdywanie sąsiada, który już czekał przed gankiem.

– Zapraszam – zawołał po chwili.

Na jego widok oniemiałam. Nie było śladu po brodzie i wąsach. Wyglądał młodziej o kilkanaście lat!

– To ty?! Co za zmiana! – nie mogłam ukryć zdziwienia.

– Pomyślałem, że chciałabyś wiedzieć, z kim naprawdę masz do czynienia, więc pozbyłem się kamuflażu.

Wujek, ogoliłeś się! Fajnie! – wtrącił się Kubuś. – Jaki masz samochód? – zapytał, chwytając Leszka za rękę.

– Szybki – rzucił ten, zerkając na mnie, i poprowadził nas na parking.

Zanim wsiadłam do auta, Leszek ujął moją dłoń i pocałował ją lekko.

– Będzie piękny dzień, Olu. I wiele następnych… Zobaczysz – szepnął.

Tak, właśnie się przejaśnia – zgodziłam się szybko. 

Po powrocie długo śmiałam się z przyjaciółką, że jej synek umożliwił mi skuteczny podryw. Od teraz każdej dziewczynie będę polecać wakacje z dzieckiem!

Czytaj także:
„Randki traktuję jak przesłuchanie. Bajerantów eliminuję na starcie, szukam tylko bogatych i mądrych kandydatów”
„Zaprosiłem córkę na randkę. Chciałem, żeby pomimo rozwodu rodziców, nadal miała prawidlowy wzorzec męskości”
„Nie wiem, czy dam radę być samotną matką. Może powinnam przymknąć oko na to, że mój facet przespał się z eks?”

Redakcja poleca

REKLAMA