Zobaczysz, jeszcze spotkasz swoją bratnią duszę – pocieszały mnie koleżanki, gdy dowiadywały się, że nadal jestem sama. – Na pewno gdzieś na świecie jest twoja druga połówka.
Wściekałam się, bo po co plotły takie bzdury? Jakie bratnie dusze? Jakie połówki? Czy ja nie jestem całością? Nie wierzyłam w szukające się po świecie połówki pomarańczy, jabłek i innych owoców.
Uważałam, że sprawa jest prosta: by mógł powstać związek z perspektywami, muszą się spotkać ludzie, którzy są do siebie w miarę podobni pod względem wykształcenia, aspiracji, stylu życia, temperamentu i tak dalej. Tylko wówczas będą w stanie się jakoś dogadać. Ot i cała filozofia.
Proste? Niby tak, ale ja wciąż byłam sama
Do poszukiwania partnera zaprzęgłam nawet komputer. Z właściwą sobie systematycznością wypełniałam na portalach randkowych długie elektroniczne ankiety, zaznaczając cechy, których szukam u potencjalnych partnerów. I choć dzięki tym ankietom spotykałam się wyłącznie z dobrze wychowanymi i świetnie ubranymi pedantami, wszystkie moje znajomości kończyły się po trzeciej, góra czwartej randce.
Jeden z mężczyzn zażartował na pożegnanie, że czuł się ze mną jak na egzaminie i stwierdził, że nigdy wcześniej nie spotkał tak mało romantycznej kobiety jak ja. Phi! Niech sobie szuka romantycznej, powodzenia! Ja jestem rozważna i chcę wiedzieć, kim jest człowiek, któremu poświęcam swój czas.
Marcina poznałam na kolacji u naszych wspólnych przyjaciół. Od razu się z nim posprzeczałam, bo wyznał przy stole, że nie zamierza szukać partnerki, analizując jej wady i zalety, prześwietlając jej przeszłość i pytając o życiowe plany.
– Czekam na tę jedną jedyną i wierzę, że gdy ją spotkam, będę wiedział, że to właśnie ona. A wtedy zaakceptuję ją taką, jaka jest – oświadczył.
– Tak? A skąd będziesz wiedział, że to właśnie ona? Rozstąpi się niebo? Pod jej stopami zakwitną stokrotki? I czym będzie? Połówką pomarańczy czy jabłka? – kpiłam bezlitośnie.
– Kto wie, kto wie… – westchnął ani trochę niezmieszany.
Boże, jak mnie wtedy zdenerwował. Dorosły facet i teksty jak z komedii romantycznej. Dramat!
Im bardziej mnie drażnił, tym częściej o nim myślałam
Gdy spotykałam go przy kolejnych okazjach, pytałam z przekąsem, czy znalazł już tę swoją jedyną.
– Może i znalazłem – odpowiadał tajemniczo.
Nie drążyłam tematu, bo zbyt mocno doskwierała mi samotność, bym mogła spokojnie rozmawiać o cudzym szczęściu. Zresztą specjalnie mnie to nie obchodziło. Za bardzo mnie denerwował. Dlaczego miałabym interesować się losem bujającego w obłokach romantyka? Za to on interesował się mną aż za bardzo.
– Jak tam twoje poszukiwania? Czy komputer wypluł już dane pana idealnego? – dopytywał z uśmiechem.
Im częściej się widywaliśmy na imieninach, grillach i sylwestrach, tym bardziej mnie drażnił. A im bardziej mnie drażnił, tym częściej o nim myślałam. Łapałam się na tym, że prowadzę z nim w myślach niekończące się spory, w których oczywiście zawsze jestem górą. I choć mnie denerwował, prawda jest taka, że czekałam na te spotkania.
Podczas jednego ze spotkań u znajomych Marcina nie było. Nie pytałam o niego, ale Justyna domyśliła się, że szukam go wzrokiem wśród gości.
– A wiesz, że Marcin znalazł już swoją jedną jedyną? – zapytała, uśmiechając się tajemniczo.
– Nic mnie to nie obchodzi – burknęłam, chociaż nie było to prawdą.
– Szkoda, bo powinno – westchnęła.
Tej nocy nie zmrużyłam oka. „Co to za kobieta? I skąd Marcin wiedział, że to właśnie ta jedyna? Czy to przez nią nie przyszedł na imieniny swojego najlepszego przyjaciela?”.
– Związek Marcina chyba kwitnie, bo znów nas nie zaszczycił – zauważyłam z przekąsem podczas kolejnej kolacji u przyjaciół.
Naprawdę mi go brakowało.
– Niestety nie kwitnie. Jedna jedyna ma go w nosie, a jemu najwyraźniej coraz trudniej to znosić – powiedział mąż Justyny, patrząc mi w oczy.
Szybko odwróciłam wzrok, żeby nie zobaczył moich łez. Nie żegnając się z nikim, wymknęłam się na klatkę schodową. Zbiegłam po schodach, nie zapalając światła. I nagle wpadłam prosto w czyjeś objęcia.
– Marcin? Co ty tu robisz? Wracaj do tej swojej! – łkałam, mocząc łzami jego koszulę.
– Ale ona jest tu ze mną – powiedział i mnie przytulił. – No już nie becz, moja ty połówko… cytryny.
Czytaj także:
„Kobiety są zwierzyną, która chce, by ją upolowano. Ja jestem łowcą i mam tylko jeden cel: zwabić, zaliczyć i zapomnieć”
„Odstraszałem chłopaków córki, bo bałem się, że ją skrzywdzą. Wolałem, by była samotna, niż żeby ktoś mi ją ukradł”
„Niebawem wejdzie nam na głowę komornik, ale moja żona dalej kupuje drogie ciuchy, bo nie wie, że jesteśmy bankrutami”