„Zakochała się w swoim żonatym szefie. Zwodził ją, że się rozwiedzie i kłamał, że z żoną od dawna mu się nie układa”

Zwodził ją, że rozwiedzie się z żoną fot. Adobe Stock, highwaystarz
„Kochała się w żonatym facecie, że nawet nie zauważyła, jak skończyła 40 lat. Straciła szansę na prawdziwy związek i na urodzenie dziecka. Chociaż miała rację – facet się faktycznie w końcu rozwiódł. Tylko że dla innej. Jeszcze młodszej”.
/ 01.05.2022 20:41
Zwodził ją, że rozwiedzie się z żoną fot. Adobe Stock, highwaystarz

Czekałyśmy na Ewę prawie od godziny, dopijając swoje kawy, które już zdążyłyśmy zamówić bez niej, a nasza przyjaciółka nadal się nie pojawiała. To było co najmniej niepokojące, bo Ewa jest zawsze punktualna i niezwykle zorganizowana. Chyba najbardziej z nas wszystkich.

– Co się z nią może dziać? Może powinnyśmy jeszcze raz do niej zadzwonić? – gorączkowała się Kaśka.

– Przecież zrobiłyśmy to już dwa razy i wiesz dobrze, że nie odbiera – mitygowała ją Jolka. – Stale włącza się poczta głosowa.

To właśnie najbardziej nas niepokoiło, bo przecież może się zdarzyć, że ktoś się spóźnia, z różnych względów. Ale nie odbierać telefonu?

Kiedy nasza przyjaciółka wreszcie pojawiła się na końcu alejki, wyraźnie zarumieniona i idąca szybkim krokiem, rzuciłyśmy się do niej wszystkie naraz.

– Co się stało?!

– Słuchajcie, głupia sprawa, ale odpadły mi obcasy. Oba! – stwierdziła przejęta.

Od razu spojrzałyśmy na jej niebotyczne szpilki – wszystko było z nimi w porządku.

– Odpadły mi na mieście, gdy biegłam do metra. To się stało tuż przed zejściem na stację! – zaczęła wyjaśniać. – Najpierw jeden wpadł w szczelinę w chodniku, a kiedy leciałam do przodu i chciałam się jakoś ratować, wysuwając drugą nogę, zahaczyłam drugim o wystający fragment płyty chodnikowej i też go sobie naruszyłam. Wyobrażacie sobie coś takiego?

Z wróżb wyszło, że Ewa jako pierwsza wyjdzie za mąż

Nie. To było nie do pomyślenia. Każdej z nas zdarzyło się kiedyś stracić obcas na nierównym chodniku, ale żeby aż dwa naraz?!

– Runęłabym jak długa na chodnik, gdyby nie jakiś facet, który mnie podtrzymał. A potem pomógł mi zejść do podziemnego pasażu, a tam na szczęście był szewc. Ten najpierw, jak zobaczył moje buty, roześmiał się i stwierdził, że czegoś takiego jeszcze nie widział. Ale potem się nade mną ulitował i naprawił mi obcasy na poczekaniu, nawet ze mnie specjalnie nie zdzierając za usługę ekspresową. Musiałam tylko poczekać, aż się z tym upora, a jak widzicie, trochę to trwało – westchnęła Ewa i upiła łyk kawy, którą przyniosła jej kelnerka. – Z tego wszystkiego zapomniałam, że mam wyciszony telefon. I w ogóle jakoś nie miałam głowy do tego, żeby dzwonić i się tłumaczyć. Biegłam potem jak najszybciej do was…

– To naprawdę dziwne, żeby naraz poszły ci oba obcasy – stwierdziła Jola, kiwając głową. – To musi być jakiś znak!

– Jaki znowu znak? – wzruszyła ramionami jak zwykle pragmatyczna Kaśka. – Po prostu takie mamy chodniki! Tu dziura, tam wyrwa… Zabić się można, szczególnie kiedy się człowiek spieszy.

– A ja niedawno czytałam w jakimś piśmie, w którym są porady wróżki, że to może chodzić o to, abyś zeszła na ziemię – wypaliłam bez zastanowienia.

Dziewczyny skarciły mnie wzrokiem i dopiero wtedy ugryzłam się w język. No tak! Przecież nasza przyjaciółka od kilku miesięcy miała romans z własnym szefem i łudziła się, że on dla niej zostawi żonę! Ewa długo nie chciała się nam przyznać do tej relacji, co było o tyle dziwne, że przecież od lat wszystkie cztery nie mamy przed sobą tajemnic. Znamy się jeszcze ze szkoły średniej i wiele wspólnie przeszłyśmy. Nie raz i nie dwa zdarzały się nam głupie i nieszczęśliwe miłości. Ale jak do tej pory żadna z nas nie wstydziła się swojej słabości przed przyjaciółkami.

Romans Ewy wyszedł na jaw przypadkiem

Okazało się, że Kaśka pracuje z siostrą dziewczyny, która jest księgową w tej samej firmie, co Ewa. Opowiedziała siostrze, co się u nich dzieje, ta podzieliła się historyjką z koleżankami z pracy, że w innych biurach to bywa prawdziwa sodoma i gomora, pracownice sypiają z szefami. Kaśka nie od razu zorientowała się, że chodzi o naszą przyjaciółkę, ale od słowa do słowa…

Byłyśmy w szoku! Oczywiście od razu napadłyśmy na Ewkę i ochrzaniłyśmy ją za trzymanie w tajemnicy takiej rewelacji. Chciałyśmy poznać pikantne szczegóły, a tymczasem ona się popłakała. Okazało się, że nasza śliczna i atrakcyjna jak diabli Ewa jest w swoim szefie naprawdę zakochana. Oczywiście, temu starszemu od niej o ponad dwadzieścia lat facetowi musiało schlebiać, że biega za nim taka piękna dziewczyna. Obiecywał jej gruszki na wierzbie, czyli że odejdzie od żony, bo ich dzieci przecież już są właściwie dorosłe. Ale to wszystko były obiecanki cacanki. Mijały tygodnie, miesiące, on wcale od żony nie odchodził, a nasza Ewa nie potrafiła zakończyć tej znajomości. Przestałyśmy nawet z nią o tym rozmawiać, bo jak tylko zaczynał się temat jej romansu, nasza przyjaciółka miała łzy w oczach i upierała się, że „jej Mareczek” na pewno rozwiedzie się z żoną, potrzebuje tylko jeszcze trochę czasu.

– Prędzej kaktus mi wyrośnie na ręku – mruczałam wtedy pod nosem.

W swojej rodzinie także miałam taką jedną łatwowierną kuzynkę. Kochała się w żonatym facecie i kochała, aż nawet nie zauważyła, jak skończyła czterdzieści lat. Straciła szansę na prawdziwy związek i na urodzenie dziecka. Chociaż w jednym miała rację – facet się faktycznie w końcu rozwiódł. Tylko że dla innej. Jeszcze młodszej.

Ewa, słysząc o „zejściu na ziemię”, spojrzała na mnie smutno, po czym w jej oczach zalśniły łzy. Kaśka posłała mi spojrzenie z gatunku: „Widzisz, co narobiłaś?”. A Jolka, chcąc chyba ratować sytuację, wypaliła:

– A pamiętasz, Ewka, jak kilka miesięcy temu, podczas naszych andrzejkowych wróżb, wyszło ci, że pierwsza z nas wyjdziesz za mąż? I to też miało przecież związek z butami, bo twoje pantofle jako pierwsze wyszły za próg. Z tymi butami coś jednak jest na rzeczy.

Nie wiem, czy to Ewie poprawiło humor, bo nic nie powiedziała. Zmieniłam więc szybko temat i zapytałam dziewczyny, czy nie miałyby ochoty w przyszłym tygodniu wybrać się ze mną na zakupy, bo w sklepach akurat są przeceny, a ja zostałam poproszona o zostanie chrzestną i w zasadzie potrzebuję wszystkiego – nowych butów, sukienki…

– Same rozumiecie, że muszę wyglądać jak milion dolarów, bo tam będzie cała moja rodzina.

Okazało się jednak, że Kaśka wyjeżdża służbowo, a do Joli przyjeżdża mama, która ma urodziny, więc nasza przyjaciółka postanowiła zabrać ją do SPA.

– Taka niespodzianka! Mam nadzieję, że się jej spodoba, chociaż moja mama w życiu nie była nawet u kosmetyczki. Zamówiłam masaż tajski olejkami – uśmiechnęła się.

Zrobiłam już zawiedzioną minę, a wtedy odezwała się Ewa.

– Ja chętnie z tobą pójdę – powiedziała.

Zły początek nie oznacza, że koniec też taki będzie

Umówiłyśmy się w centrum handlowym, które jest ogromnym outletem. Przeceny potrafią sięgać tutaj nawet 80 procent, więc miałam nadzieję naprawdę się obłowić i może nawet lekko nadwerężyć swoją kartę kredytową. Raz się żyje! Szczególnie kiedy się wie, że wszystkie ciotki będą mi się przyglądać, oceniając, czy może straciłam ostatnio na atrakcyjności, skoro jeszcze nie wyszłam za mąż. Najbardziej zależało mi na fajnych, zgrabnych szpilkach. Te wymarzone miały być w srebrnym kolorze, ale bez zbędnych ozdób. Takie raczej klasyczne, ponadczasowe…

Niestety, jak to zwykle bywa, kiedy się szuka czegoś konkretnego, to tego właśnie w sklepach nie ma. Nogi już nam zaczęły wchodzić w tyłek po przejściu kilometrów korytarzy i odwiedzeniu kilkudziesięciu sklepów, a odpowiednich dla mnie butów jak nie było, tak nie było. Aż w końcu, kiedy już prawie straciłam nadzieję, zobaczyłam je na wystawie.

– Są!! – leciałam do nich jak na skrzydłach. – Ewka, zobacz! Śliczne, prawda?

– Śliczne – potwierdziła moja przyjaciółka. – Tylko czy będzie twój rozmiar?

Chyba powiedziała to w złą godzinę, bo chwilę później ekspedientka oznajmiła, że z tego modelu została tylko ostatnia para. Ta, która była na wystawie.

– Są na mnie za duże! – jęknęłam, patrząc na numer na podeszwie. – I to o dwa rozmiary! Jeszcze gdyby były większe tylko o jeden numer, to może bym się skusiła.

Szpilki miały wąskie noski, napchałabym w nie jakiejś waty… Ale w tym wypadku nie było o tym mowy. Spadłyby mi z nóg nawet z watą w noskach. Usiadłam zmęczona i zniechęcona na siedzisku po środku sklepu. Ale Ewa nie byłaby Ewą, gdyby usiadła obok mnie i zaczęła mi współczuć. Moja przyjaciółka zamiast tego, zaczęła się rozglądać po wyższych półkach, na których jedne na drugich stały pudełka z butami. I jakimś cudem wypatrzyła na nalepce, że w jednym z nich chyba jednak jest mój model butów we właściwym rozmiarze. Nie czekając, aż jej ktoś pomoże, wspięła się na palce i wyszarpnęła pudełko ze sterty, która zachwiała się niebezpiecznie… I kiedy moja przyjaciółka z triumfującym uśmiechem zrobiła krok w moim kierunku, nagle za jej plecami runęły pudełka z butami. Łomot przy tym był nieziemski! Wszyscy ze zgrozą spojrzeli w tamtym kierunku, ekspedientki zbiegły się z całego sklepu, niczym ptaki do okruszków chleba. A spod stery butów nagle wyłonił się facet, który akurat kucał pod regałem przymierzając jakieś pantofle. I trzymając się za głowę, na której spadające pudełka z butami musiały nabić porządnego guza, rozglądał się zdezorientowany.

– O rany, przepraszam! – rzuciła się w jego stronę Ewa. – Ale jakoś tak nie mogłam dosięgnąć do półki i to dlatego…

– Trzeba mi było powiedzieć, że mam pani podać jakieś pudełko. Jestem wyższy – zahuczał głębokim głosem. – A tak spadł na mnie deszcz butów. Każda kobieta byłaby pewnie tym zachwycona, ale ja… – roześmiał się.

– A pan nie... Naprawdę przepraszam! – zapewniła go jeszcze raz moja speszona przyjaciółka.

– Dam się przeprosić, ale tylko wtedy, jeśli pani z kolei da się zaprosić na kawę – stwierdził na to facet.

Przypatrywałam się całej sytuacji z boku i musiałam przyznać, że mężczyzna był bardzo przystojny. Nic więc dziwnego, że Ewa najpierw spiekła raka, a potem się zgodziła. Dobrze zrobiła. Sama bym z nim poszła na kawę, gdyby to na mnie zwrócił uwagę.

Ale on od początku był wpatrzony tylko w Ewę

Nie minął miesiąc, a nasza przyjaciółka całkowicie zapomniała o swoim szefie i jego pustych obietnicach i zaczęła spotykać się z Wojtkiem, którego poznała dzięki butom. A ja oczywiście kupiłam te szpiki, które wtedy z takim poświęceniem dla mnie znalazła. Okazały się bardzo wygodne, więc mam teraz nadzieję, że zatańczę w nich na weselu Ewy. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA