„Zajmowałem się dziećmi i domem a żona na nas pracowała. Znajomi mnie wyśmiewali, a rodzice upokarzali”

Żona zarabiała na dom, a ja zajmowałem się dziećmi fot. Adobe Stock, auremar
„Kiedy zamieszkaliśmy w jej nowiutkim domu, wręczyła mi kartę do bankomatu. Żebym nie musiał się przejmować, że zarabiasz mniej i wstydził się oświadczyć… – A ty się nie boisz, że jak odchowasz dzieci, twoja kobita uzna, że nie jesteś już potrzebny i ci podziękuje? – pytali zgryźliwie koledzy, Jak widać, mieli trochę racji...”.
/ 18.06.2022 14:15
Żona zarabiała na dom, a ja zajmowałem się dziećmi fot. Adobe Stock, auremar

Wiele można o mnie powiedzieć, ale na pewno nie to, że jestem mężczyzną, który spłodzi syna, zbuduje dom i zasadzi drzewo. Mnie udało się tylko z synem. To żona zarabiała, a ja zajmowałem się dziećmi. Było OK... do czasu.

Kiedy dzieci poszły na swoje, ja zostałem z niczym

Moja mama zawsze powtarzała, że myślę tylko o niebieskich migdałach. Może i tak było? Starsza siostra zakręciła się, pracując, skończyła zaoczne studia z ekonomii, wyszła za mąż za bogatego chłopaka z sąsiedniej wsi i ani się obejrzeliśmy, a mieli kilka sklepików, ładny dom i dwójkę dzieciaków.

– Ale ekonomia? Przecież to taka nuda – powtarzałem matce, kiedy nadszedł czas, żebym ja też wybrał zawód.

Rodzice uparli się, że powinno to być coś praktycznego, co pozwoli mi szybko się usamodzielnić, założyć i utrzymać rodzinę.

– Hydraulik. Wiesz, ile taki zarabia? I ile ma roboty? Jak pękło kolanko pod zlewem, miał termin na za 3 dni! – gderała.

– I widzi mama, hydraulik nic nie zarobił – odciąłem się i trzasnąłem drzwiami.

Słyszałem jeszcze, jak mama wymienia elektryka, bankowca, prawnika i kilka innych zawodów. Gdybym mógł naprawdę wybierać, najchętniej zostałbym cyrkowcem albo treserem dzikich zwierząt. Ale nawet sam wiedziałem, że to nierealne, dlatego już dawno postanowiłem zająć się rysowaniem. Będę ilustrował książki, rysował plakaty reklamowe, a najlepiej komiksy. Ha, może uda mi się nawet stworzyć jakieś sławne postaci, które pozna cały świat.

– Chyba zwariowałeś. Po moim trupie – zaoponował ojciec, gdy wyznałem, że marzę o Akademii Sztuk Pięknych.

Kiedy matka go szturchnęła, złagodniał tylko trochę.

Nie myśl, że żałujemy ci pieniędzy. Odłożyliśmy wystarczająco, żeby zapewnić ci wykształcenie i jakiś start w życiu, ale dalej musisz radzić sobie sam. Nie zgodzimy się, że poszło to na zmarnowanie.

Wiedząc, że nie ma co z nim dyskutować, kilka dni później przyznałem, że mają rację i w związku z tym pójdę na architekturę. Trochę marudzili, ostatecznie przełknęli jednak syna architekta, a żeby nie zmienili zdania, nie pisnąłem słowem, że jako przedmioty dodatkowe wybrałem rysunek.

Właściwie zająłem się głównie nim

Zdawałem egzaminy, byle nie wywalili mnie ze studiów, a całą swoją energię i czas włożyłem w zajęcia dodatkowe. Miałem do tego dryg i szybko zacząłem dostawać drobne zlecenia. Klienci byli zadowoleni, bo wkładałem w nie serce i potrafiłem dopieszczać je tygodniami, właściwie traktowałem ja jak dzieci. Ale pieniędzy dużych z tego nie było.

– Stary, jeśli chcesz przetrwać w tym zawodzie, nie możesz się tak cackać. To rzemiosło jak każde inne – powtarzał mi kumpel, który trzaskał rysunek za rysunkiem, projekt za projektem i zaraz po studiach zatrudnił się w jednym z najlepszych biur.

– O, jakie ładne – cieszyła się mama.

Ale kiedy dowiadywała się, ile mi zapłacono, ciężkim głosem dodawała:

I jak ty chcesz się z tego utrzymać?

Miałem serdecznie dość tego gadania, w ogóle nie rozumieli, że sztuka wymaga poświęceń. Przecież kiedyś poeci mieszkali na nieogrzewanych strychach i nie dojadali, a dzisiaj uczą o nich w szkołach. To co – ja nie mogę trochę pobiedować? Co prawda nie układało mi się z dziewczynami, kręciły nosem, że jestem biedak, nieogarnięty marzyciel, ale mam przecież jeszcze czas na poznanie tej jedynej, która mnie doceni.

Nie myliłem się. Jolkę spotkałem na małych targach, na których wystawiałem swoje rysunki. Przystanęła przed stolikiem i zagapiła się na stadko latających słoni, które narysowałem jako ilustrację do bajki.

– Chciałabym być dzieckiem i oglądać taką książeczkę – zagadnęła.

Nie wiem, czy był to mało wyrafinowany podryw, czy naprawdę coś w tych słoniach zobaczyła, ale przegadaliśmy kilka godzin. Nie zwracałem przez to uwagi na innych klientów i ostatecznie nie sprzedałem żadnego obrazka.

Jakbym miała takiego uzdolnionego męża, to nie musiałby przejmować się pieniędzmi w ogóle. Potrafię zarobić na rodzinę sama – stwierdziła Jola, pomagając mi zwinąć stoisko.

Nigdy wcześniej o tym nie myślałem, ale...

Teraz zaświtał mi w głowie pewien pomysł...

– A czym ty się właściwie zajmujesz?

Opowiadając potem rodzicom o dziewczynie, z którą się spotykam, nie potrafiłem powtórzyć nazwy jej skomplikowanego angielskojęzycznego stanowiska, powiedziałem więc krótko:

Jola pracuje w międzynarodowym banku, gdzie obsługuje finanse wielkich firm.

W sumie do dzisiaj nie potrafię powiedzieć dokładnie, na czym polega jej praca, ale wiem dokładnie, ile zarabia i są to naprawdę duże pieniądze. Kiedy nasza znajomość nabrała tempa i zamieszkaliśmy w jej nowiutkim domu, wręczyła mi kartę do bankomatu i dostęp do swojego konta, oświadczając:

– Żebyś nie musiał się przejmować, że zarabiasz mniej i wstydził się przez to mi oświadczyć. To jakaś głupota, że mężczyzna musi utrzymywać rodzinę.

Ta kobieta spadła mi z nieba! Nie myślcie, że byłem wyrafinowany i poleciałem tylko na wygodne życie i jej kasę. My się naprawdę kochaliśmy i obojgu nam pasował układ, w którym Jola błyszczy w finansjerze, zarabia i tak naprawdę nas utrzymuje, a ja rozwijam powoli swój talent i zajmuję się domem. Kiedy urodził się Adaś, a rok po nim Marcysia – Jola uznała, że tak będzie najlepiej, bo „załatwi się dwójkę na jednym urlopie” – żona szybko schudła, wbiła się w dawny mundurek i wróciła do pracy. Jakoś tak naturalnie wyszło, że dziećmi zająłem się ja.

– Po co mamy płacić opiekunce, przecież wiem, że z tobą jest im lepiej – fukała.

Co prawda ciągle robiłem drobne zlecenia, ale pieniądze były z tego takie, że gdyby mężczyzna używał przysłowiowych wacików, to nie wystarczyłoby mi nawet na nie. Rodzicom nie opowiadałem ze szczegółami o naszych finansach.

Trochę mi było jednak głupio...

A po części nie chciałem ich wyprowadzać z przekonania, że mi się powiodło. Kiedy widzieli nasz samochód, odwiedzali nas w domu, oglądali zdjęcia z wakacji, ojcu wreszcie przeszło przez gardło:

Nie spodziewałem się, że na tych bohomazach daleko zajdziesz.

Bardziej dosadni byli moi koledzy ze studiów, z którymi się spotykałam w sobotnie wieczory. Jola uznała, że należy mi się wychodne i zatrudniała wtedy opiekunkę.

– Stary, daj spokój, nie wciskaj nam, że utrzymujesz rodzinę.

– W tamtym miesiącu zrobiłem logo dla nowego przedszkola – odciąłem się. – Wykorzystałem na nim motyw latających słoni, które kiedyś tak podobały się Joli.

– Aha, i na piwo ci wystarczyło – zauważył zgryźliwie Sebastian, po czym zabił mnie kolejnym pytaniem. – A ty się nie boisz, że jak odchowasz dzieci, twoja kobita uzna, że nie jesteś już potrzebny i ci podziękuje?

– Jola nie jest taka. Za rodzinę walczy jak lwica i nie pozwoli jej się rozpaść – odpowiedziałem z przekonaniem.

Żona bardzo troszczyła się o dzieci. Oboje chodzili na dodatkowy angielski, zajęcia sportowe, od małego szusowali na nartach, a pływać potrafili lepiej niż ryby.

Oczywiście wszystkiego tego pilnowałem ja

To do mnie przybiegały z problemami, mnie pierwszemu chwaliły się osiągnięciami, ja naklejałem im plastry na rozbite kolana, a kiedy Marcysia wyrosła na pannę, kupowałem jej podpaski. W ferworze codziennych zajęć ani zauważyłem jak najpierw jedno, a zaraz potem drugie dorosło, skończyło studia i wyfrunęło z domu. W końcu stać nas było na kawalerki dla obojga i dopóki nie stanęły na nogach, dorzucać się do utrzymania. Przecież dorosłe życie jest takie drogie, kto jak kto, ale ja, który przez tyle lat odpowiadałem za zakupy, wiem o tym doskonale.

– Na pewno wy im się dorzucacie? – zauważyła złośliwie siostra, kiedy opowiadałem, co słychać u bratanków. – Czy Jola? A ty, Tomek, to czym się właściwie teraz zajmujesz, skoro już nie dziećmi?

– Jak to! Tym, co zawsze, czyli rysowaniem.

Nareszcie mogę poświęcić na nie tyle czasu, ile trzeba, a nie gonić z projektem, byle zdążyć w dwa, trzy miesiące. Właśnie pracowałem nad okładką do książki kucharskiej, ciągle coś mi się nie podobało i robiłem poprawki, tym razem naprawdę wyjdzie z tego perełka. Już widziałem te wszystkie nagrody w konkursach dla rysowników, kiedy moja żona niespodziewanie zapytała:

Tomek, kiedy weźmiesz się do pracy?

– Co ty mówisz kochana? Przecież cały czas pracuję, sama widzisz.

Ale Jola po raz pierwszy w czasach naszego wspólnego życia była innego zdania. Według niej do tej pory pracowałem, zajmując się dziećmi, ona więc na nas wszystkich zarabiała, ale skoro Adaś i Marcysia zajmują się już sobą same, czas zmienić także nasze życie. Po czym obwieściła mi, że ma zamiar rzucić swoją świetnie płatną pracę i założyć mały sklep internetowy, w którym będzie sprzedawać rękodzieło z całego świata.

– Sam rozumiesz, że na początku nie będę zarabiać, biznes musi się rozkręcić. Poza tym potrzebuję pieniędzy na podróże, żeby sprowadzić to, co chcę sprzedawać.

Okazało się, że ułożyła już biznesplan

Nasz piękny dom miał zostać wynajęty, co pokryje jej podróże. Ja w tym czasie mogę zamieszkać w kawalerce po ciotce. Kartę do wspólnego konta wspaniałomyślnie mi zostawiła, ale przecież nie będzie już na nie wpływać jej bankowa wypłata. Czułem się tak oszukany, że najchętniej natychmiast bym się z nią rozwiódł, ale Jola nieznoszącym sprzeciwu tonem oznajmiła:

– Jako małżeństwu będzie nam korzystniej rozliczać podatki i płacić ubezpieczenie.

Tak więc mieszkam w kawalerce z widokiem na śmietnik. Rysuję jak szalony, dorabiam pracami hydraulicznymi, bo okazało się, że odziedziczyłem talent po tacie. Jolę widuję z rzadka. Tyle lat żyłem w przekonaniu, że to ja świetnie urządziłem się przy niej, a tu okazuje się, że to ona zrealizowała swój plan na biznes i na rodzinę przy mnie. W książce, którą kiedyś ilustrowałem, przeczytałem, że kobieta powinna mieć własne pieniądze.

Szkoda, że nikt nie powiedział, że mężczyzn dotyczy to samo. Na szczęście dzieci wychowałem świetnie. Wiedzie im się coraz lepiej, podrzucają ojcu zakupy, że niby zrobiły przy okazji i zapraszają na niedzielne obiady.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA