„Żaden mężczyzna nie dorasta mojemu mężowi do pięt. Szkoda, że zauważyłam to… dopiero po rozwodzie”

kobieta po rozwodzie fot. Adobe Stock
Myślałam, że to Alek złapał Pana Boga za nogi, bo ma taką żonę jak ja. Dziś się tego wstydzę i mi żal. Ależ byłam głupia!
/ 21.04.2021 16:45
kobieta po rozwodzie fot. Adobe Stock

Rozstałam się z mężem, bo po kilku wspólnych latach po prostu przestaliśmy się kochać.
– Gdzieś się pogubiliśmy – tłumaczyłam Ance, mojej przyjaciółce.
Jak wielu młodych ludzi byłam przekonana, że kiedy coś się psuje, nie ma sensu tego naprawiać. I właśnie w taki sposób podeszłam do swojego małżeństwa. Zamiast starać się zaradzić wypaleniu, zaproponowałam rozwód. Wtedy wydawało mi się, że to najłatwiejsze i najbardziej bezbolesne rozwiązanie.

Nie ma o czym dyskutować, daj spokój, nie poniżaj się

Kiedy rozwodziłam się z Alkiem, byłam pewna, że mój kolejny mężczyzna, którego miałam nadzieję poznać niebawem, będzie dużo od niego lepszy. Bo mężowi zarzucałam wiele: brak czasu dla mnie, ignorowanie moich potrzeb i pracoholizm. Nie słuchałam, kiedy tłumaczył, że dzięki temu stać nas na wakacje za granicą i lepsze auto. Nie słuchałam też, kiedy prosił, bym nie odchodziła; żebyśmy spróbowali ratować nasze małżeństwo.
– To nie ma sensu – odpowiedziałam mu wtedy, wrzucając swoje sukienki do walizki. – Daj spokój, nie poniżaj się.
Chciałam jak najszybciej zakończyć ten etap, w absolutnym przekonaniu, że nowi, fascynujący kandydaci na męża czekają na mnie tuż za rogiem.

Niespełna miesiąc później poznałam Romka. Spotykaliśmy się przez kilka tygodni, nim zorientowałam się, że zwyczajnie nie mamy o czym ze sobą rozmawiać. Romek nie interesował się kinem ani teatrem, czytał niewiele, a najchętniej mówił o motoryzacji, na której ja z kolei zupełnie się nie znałam. W końcu powiedziałam: „Dość!” i najdelikatniej, jak umiałam, skończyłam tę znajomość.

Jakiż on oczytany, ciągle nowe czasopisma!

Szczęśliwym zbiegiem okoliczności jakiś czas później, na kursie angielskiego, wpadł mi w oko Michał. Wysoki brunet
o niebieskich oczach, w zabawnych okularach i z wielką torbą, z której zawsze wystawały czasopisma. Co sprawiło, oczywiście, że wzięłam go za inteligenta, który każdą chwilę poświęca na czytanie. Wiedza zawsze mi imponowała, więc odwzajemniałam uśmiechy, które od czasu do czasu posyłał w moją stronę.
W końcu Michał zebrał się na odwagę i w któryś poniedziałek po zajęciach spytał, czy może mnie odwieźć do domu. Zgodziłam się, bo był w moim typie, a poza tym nie uśmiechało mi się moknąć na przystanku.

Michał, jak przystało na prawdziwego dżentelmena, otworzył mi drzwi samochodu, a ja za tę jego galanterię od razu przyznałam mu w myślach parę dodatkowych punktów. Podczas naszej wspólnej, krótkiej podróży bardzo miło nam się gawędziło. I pewnie umówiłabym się z nim na randkę, gdyby nie pewien drobiazg. Otóż kiedy sięgałam na tylne siedzenie auta po parasolkę, spostrzegłam, że z przepastnej torby Michała, która leżała obok, wystawał magazyn dla mężczyzn – taki z gołymi dziewczynami!

Udałam, że niczego nie zauważyłam,  jednak następne zaproszenie od Michała – na pizzę – już nie wchodziło w grę. Wykręciłam się nawałem zajęć i zniknęłam.
– Przystojny jak diabli, to fakt, ale czyta świerszczyki. Nie mogłabym tego znieść – tłumaczyłam przyjaciółce, której jeszcze niedawno zwierzałam się z wielkiego zauroczenia Michałem.

To właśnie ona poznała mnie jakiś czas później z Sebastianem, księgowym z jej firmy i jak ja rozwodnikiem. Nie był co prawda przystojny ani wysoki, ale lubił kino, teatr i dobrą literaturę.
– Na początek będziecie mieli o czym rozmawiać – stwierdziła Anka.
– Wygląd nie jest najważniejszy – przekonywałam samą siebie, wertując gazetę w poszukiwaniu repertuaru naszego katowickiego teatru.
W najbliższych dniach grali kilka ciekawych spektakli, lecz ja zdecydowałam, że pójdziemy na komedię. Chciałam się przekonać, czy mój nowy znajomy ma poczucie humoru. Angielski dowcip zaprezentowany w farsie „Mayday” Raya Cooneya bardzo mu dopowiadał, ale moje żarciki, którymi sypałam jak z rękawa, kiedy po przedstawieniu przysiedliśmy na kawie, jakoś do niego nie trafiały.
– Dziwne. Alek przecież zaśmiewał się do łez, a ten tylko patrzył na mnie zaskoczony – zastanawiałam się na głos, konferując wieczorem przez telefon z Anką.

I ta znajomość nie przetrwała. Sebastian moim zdaniem zbyt serio podchodził do życia. A nie znosiłam nudziarzy.
Jarek, na którego wpadłam w markecie budowlanym, gdzie szukałam armatury do łazienki, wydawał się mężczyzną z moich marzeń. Nie tylko bardzo atrakcyjny, ale też – o czym przekonałam się już niebawem – oczytany i dowcipny.
– Czego chcieć więcej? – zastanawiałam się szczęśliwa, że los wreszcie postawił na mojej drodze takiego człowieka.

Jednak, jak okazało się po pewnym czasie, i on miał cechy charakteru, których nie potrafiłam zaakceptować. Chociaż nasza znajomość bardzo szybko się rozwijała i już po kilku tygodniach Jarek dawał mi jasno do zrozumienia, że chętnie wprowadziłby się do mojego mieszkanka – to, jak uznałam, jego podejście o życia pozostawiało wiele do życzenia. Nie podobało mi się, że ledwie wracał z pracy, a już kierował się w stronę kanapy, skąd wydawał mi polecenia.
– Zrób mi kawę – rozkazywał.
Początkowo spełniałam jego zachcianki, jednak po pewnym czasie miałam po dziurki w nosie takiego traktowania. W dodatku, gdy poprosiłam, żeby podczas weekendu pomalował kuchnię, wprost mnie wyśmiał i podał telefon firmy remontowej. Tego było już za wiele!
– Alek nigdy by się nie zachował w taki sposób!… – żaliłam się Ance.

Rzeczywiście, mój eksmąż każdą wolną chwilę poświęcał naszemu mieszkaniu. A uwodzicielski i szarmancki Jarek sypał wprawdzie komplementami, lecz jego dobry humor pryskał, gdy trzeba było zakasać rękawy. Nie chciałam z kimś
takim spędzić życia, więc i z nim w pewnej chwili się pożegnałam. Bez żalu.
Niby nie powinnam narzekać… Od mojego rozwodu minął niespełna rok, a ja na swoim koncie miałam kilka nowych znajomości. Jednak, niestety, żadnej satysfakcjonującej. Spotykałam różnych mężczyzn, ale żaden z nich wprost nie umywał się do mojego byłego męża.

Chciałam zadzwonić, błagać o drugą szansę

Wtedy właśnie zdałam sobie sprawę, jak głupio zrobiłam, rozwodząc się z Alkiem. Zignorowałam jego prośby, żeby ratować nasz związek. Ba, nawet się nad tym nie zastanowiłam! Nie poszłam na mediację ani do psychologa… A teraz jest mi źle. Słusznie dostałam za swoje!
Faceci, których poznałam, do pięt Alkowi nie dorastali. Nie śmieszyły ich moje żarty, nie mieli podobnych do moich zainteresowań albo olewali dom. Tymczasem Alka moje dowcipy zawsze bawiły, mój były lubił kino i teatr, a kiedy trzeba było wziąć się za jakiś remont, nie zwlekał z tym do przyjazdu ekipy, tylko sam chwytał za pędzel czy wiertarkę.
Szkoda, że tak późno zrozumiałam swój błąd… „Może mogłabym prosić go o wybaczenie i jeszcze jedną szansę?” – zastanawiałam się w skrytości ducha, jednak Anka rozwiała moje nadzieje.
– Niedawno widziałam go z jakąś niewysoką blondynką. Wychodzili z kina uśmiechnięci, wpół objęci – powiedziała, patrząc na mnie z wyraźną troską.

Widać Alek układa sobie życie… Nie zostaje mi nic innego jak zacisnąć zęby i życzyć mu powodzenia. Oby z kobietami, które pozna, mój były miał więcej szczęścia niż ja z mężczyznami.

Czytaj także:
„Po samobójstwie mamy ojciec już nigdy nie związał się z żadną kobietą. Na towarzyszkę życia wyznaczył sobie mnie”
„Mąż porzucił mnie i naszego syna. Jego nowa miłość nie chce, by w jej życiu był jakiś obcy bachor”
„Gdy straciłam ciążę, moje małżeństwo zaczęło się rozpadać. On zostawił mnie z tym samą i nawet nie próbował pomóc”

Redakcja poleca

REKLAMA