Wybiegłam z domu wściekła, a w dodatku zapomniałam kluczyków od samochodu! Wszystko przez kłótnię z Michałem. Ostatnio kłóciliśmy się coraz częściej. Tym razem wyglądało to naprawdę poważnie.
– Może my faktycznie do siebie nie pasujemy, może rozwód to jednak najlepsze rozwiązanie! – krzyknął, gdy wybiegałam już na ganek.
Zdenerwowana wsiadłam do samochodu, rzuciłam torebkę na siedzenie pasażera. „Rany Julek, szefowa mnie zabije! Będę kwadrans po otwarciu biura, co najmniej!”. Kluczyki w stacyjce. Miałam ruszać, ale… coś mnie tknęło. Intuicja? Nie wiem, po prostu poczułam, że coś jest nie tak.
Wysiadłam z auta, rozglądając się nie wiadomo za czym. I wtedy usłyszałam cichutkie piśnięcie, jakieś szuranie. Przyklękłam na podjeździe i zajrzałam pod samochód. Miodowozłote ślepka patrzyły na mnie w sposób niepozostawiający wątpliwości, że ich właściciel potrzebuje pomocy. Rudzielec nawet się nie wzbraniał, gdy wyciągałam go spod podwozia, tylko pomiaukiwał żałośnie. Zrobiło mi się go strasznie żal. Nie pamiętałam już nawet o szefowej. W komórce wystukałam: „weterynarz”. Do najbliższej przychodni miałam 10 kilometrów.
– To kotka. Musiał ją potrącić samochód. Dopiero potem wczołgała się pod pani auto – tłumaczył lekarz. – Jest kotna. Ale, widzi pani, tu na usg: pęknięta macica, kociaki na zewnątrz, w jamie brzusznej… martwe. Nie daję jej wielkich szans na przeżycie – zakończył smutno. Zaczęłam płakać.
Poczułam nagle, że strasznie mi na niej zależy. Może dlatego, że rok wcześniej sama straciłam dziecko? Poroniłam w trzecim miesiącu. To właśnie wtedy zaczęliśmy się kłócić z Michałem. Miałam takie wrażenie, że ratując życie rudej kotki, walczę o siebie.
– Błagam, niech pan zrobi wszystko, co się da – wykrztusiłam.
Do pracy jechałam jak w hipnozie. Szefowa wyżywała się na mnie od ponad roku, odkąd zaczęła kierować naszym oddziałem banku. A, niech mnie wyleje! Narastała we mnie złość. Specjalnie jechałam coraz wolniej. Weszłam do biura z podniesioną głową. Szefowa już na mnie czekała, czerwona z wściekłości.
– Nie jest mi przykro, że się spóźniłam. Znalazłam kotkę po wypadku i pojechałam z nią do weterynarza. – oświadczyłam wyniośle.
I nagle coś się stało. Rysy twarzy „smoczycy” – bo tak ją nazywaliśmy – złagodniały.
– I co z nią? Żyje? – zapytała.
Zamurowało mnie.
– Zrobię wszystko, żeby żyła – powiedziałam z mocą.
– Może pani wziąć dziś dzień wolny. Ja też jestem kociarą. Mam w domu szóstkę takich rozbitków.
Ludzie, nie do wiary! „Smoczyca” też człowiek!
U weterynarza siedziałam do wieczora. Piętaszka – bo tak nazwałam życiowego rozbitka – miała skomplikowaną operację. To był długi dzień. Po prostu… zapomniałam zadzwonić do Michała. Byłam pewna, że zrozumie, gdy zobaczy kotkę. Ale się przeliczyłam.
– Gdzie byłaś! Co? Kot? Włóczysz się cały dzień z kotem? Wiesz, że nienawidzę kotów! Nie będę z tym mieszkał! – wrzeszczał.
– Dobrze. Nie będziesz. Ale ja będę. Wyprowadzę się z Piętaszką. Potrzebuję jej. Zwłaszcza po tym, jak… straciłam… – wyszeptałam.
Michała zatkało. Łapał przez chwilę powietrze, jak ryba wyjęta z wody.
Opiekowałam się Piętaszką. Jeździłam z nią na kontrole. Na szczęście rana goiła się dobrze, a kotka była taka pocieszna i kochana! Co ciekawe: bardzo polubiła Michała. Chodziła za nim, obserwowała go. Choć on udawał, że jej nie dostrzega. Nadal się nie odzywał, ani do mnie, ani do kota. Ale czy można długo się opierać tak cudownemu, bezbronnemu stworzeniu? Nie zdziwiłam się więc wcale, gdy któregoś wieczoru zobaczyłam Michała śpiącego na kanapie, a Piętaszkę – wtuloną pod jego pachą. Kiedy się obudził, w końcu przemówił. I do mnie, i do niej.
– Wygrałyście, dziewczyny – oświadczył, gładząc puszyste futerko. – Byłem tchórzem, Iwona, i kiedy odeszło nasze dziecko, zostawiłem cię z tym samą. Bałem się płakać. Chciałem zapomnieć. Ale tak się nie da. Nie chcę, żebyście odchodziły. Rozumiem, że potrzebujesz Piętaszki. Ja też. We trójkę tworzymy teraz rodzinę. A być może z czasem ona się jeszcze powiększy.
Więcej prawdziwych historii:
„Przez pandemię zostałam bez pracy z dwójką dzieci. Szef mówi, że mu przykro, ale za jego ubolewania nie kupię chleba”
„Zdradziłam męża, bo był nudny i przewidywalny. Boże, jaką ja byłam głupią krową”
„Prawie straciłam miłość, ale zyskałam przyjaciela na całe życie. I wiecie co? Nigdy tego nie żałowałam”