„Zaczęłam tresować dzieci i męża jak swoich pracowników. Chwila moment i chodzili jak w zegarku”

Kobieta, która kłóci się z mężem fot. Adobe Stock, Krakenimages.com
„Jestem typem kobiety perfekcyjnej, która lubi mieć posprzątane, ale nie lubi sprzątać. Dlatego robię to szybko i dokładnie, żebym nie musiała poprawiać. Zaczęłam więc stosować biznesowe chwyty, żeby na nowo wychować synów i męża. Efekty przeszły moje oczekiwania”.
/ 14.09.2022 15:15
Kobieta, która kłóci się z mężem fot. Adobe Stock, Krakenimages.com

Na początku roku dostałam awans. Szef zaproponował mi poprowadzenie całego działu. Byłam dumna jak paw, ale też pełna obaw. Poradzę sobie? Zarządzanie ludźmi to skomplikowana praca…

– Pani Joanno, nie widzę problemu – szef rozwiał moje wątpliwości. – Skieruję panią na szkolenia dla menedżerów średniego szczebla zarządzania. Tam się pani dowie, co i jak. W ciągu kwartału zaliczy pani cały cykl szkoleń z kompetencji miękkich, więc potem pójdzie jak po maśle. A że pani poprzednik odchodzi za dwa miesiące, więc pod jego okiem też czegoś się pani nauczy. Zatem… spoko – zakończył w młodzieżowym stylu i jeszcze do mnie mrugnął.

Okazało się jednak, że wcale nie jest tak łatwo

Ale nie w pracy, tylko w domu. Jestem typem kobiety perfekcyjnej, która lubi mieć posprzątane, ale nie lubi sprzątać. Dlatego robię to szybko i dokładnie, żebym nie musiała poprawiać. Niestety, przy trzech facetach w domu – w wieku trzydzieści sześć, osiem i sześć lat – o porządek jest niezwykle ciężko. A ze względu na awans, szkolenia i inne sprawy zawodowe czasu na dom miałam jeszcze mniej niż zwykle. Skupiałam się na nauce, więc dom był trochę zaniedbany. Właśnie przeglądałam notatki przed jednym z kolejnych testów, kiedy…

– Mama? – zapytał mnie starszy synek głosem tak miłym, że aż się wystraszyłam.

– Taaak? – odparłam ostrożnie.

– Nudzimy się z Matim… Czy możemy zbudować bazę?

Westchnęłam ciężko. Akurat to musieli wymyślić. Budowanie bazy polega mniej więcej na tym, że dzieciaki znoszą z całego mieszkania wszystko, co uznają za warte użycia, żeby potem zrzucić to na kupę w swoim pokoju, porobić przejścia, korytarze, tajne zapadki i tak dalej. Oczywiście baza zwykle wylewa się z ich pokoju na korytarz, tarasując dostęp do łazienki, co stanowi dodatkowy kłopot, choć wcale nie największy. Największym problemem jest bowiem powtórzenie czynności w kolejności odwrotnej, czyli rozebranie bazy i odniesienie rzeczy na miejsce. Jest to problem tak wielki, że chłopcom częściej zdarza się zasnąć w środku ich wymyślnej konstrukcji, niż ją rozebrać.

Westchnęłam jeszcze raz

Ja tu wkuwam o metodach motywacji, transferze odpowiedzialności i zarządzaniu zasobami ludzkimi, a dzieciaki się nudzą, bazy im się zachciewa, więc mnie czeka sprzątanie do nocy… Zaraz, moment! Motywacja? Transfer? Zasoby ludzkie? Zrobiłam surową minę.

– Zawołaj tu Mateusza – zarządziłam. – Porozmawiamy.

Kiedy stanęli przede mną obaj, zaaferowani, oświadczyłam energicznie:

Panowie, chciałabym z wami spisać kontrakt.

Zastrzygli uszami. Chyba nie znali jeszcze tego słowa.

– Taką umowę, ale na piśmie, z warunkami wstępnymi i karami umownymi – wyjaśniłam.

To nie będzie telewizji i bajek? – Mateuszek tylko tak rozumiał karę.

– Jeśli nie wywiążecie się z warunków kontraktu – uśmiechnęłam się do niego.

– A jakie to warunki? – starszy Jędruś był bardziej konkretny.

Pomyślałam przez chwilę. Spojrzałam na zegarek.

– Dzisiaj jest piątek, godzina czternasta – oznajmiłam. – Mogę wam pozwolić zbudować bazę. Więcej – możecie do jej budowy wziąć wszystko, co zdołacie przenieść z naszego pokoju, oprócz mojego krzesła przy biurku i laptopa, rzecz jasna. No i oczywiście poza kwiatami doniczkowymi – zastrzegłam szybko, bo synkowie miewali niekiedy naprawdę niesamowite pomysły. – Ale…

Jędrek westchnął.

Wiedziałem, że będzie jakieś „ale”…

– …będziecie musieli do bajki skończyć zabawę, a po bajce odnieść wszystko na swoje miejsce i jutro, w sobotę, sprzątnąć swój pokój.

Spojrzeli po sobie

Propozycja budowy mega bazy przemawiała do ich wyobraźni, a warunki nie były jakieś straszne. Teoretycznie powinni sprzątać swój pokój w każdą sobotę, chociaż nie pamiętam, kiedy zrobili to ostatni raz.

– Dobra – zgodził się Jędrek, a Mateusz pokiwał głową z entuzjazmem.

Wyrwałam kartkę z notesu, skreśliłam kilka zdań i przeczytałam im to, co uzgodniliśmy. Potem się podpisałam i dałam im do podpisania.

– Ale ja jeszcze nie umiem… – krygował się Mateusz.

– Dalej, gryzmoła jakiegoś zrób – popędzał go starszy brat. – Mama i ja będziemy wiedzieli, że to podpis od ciebie.

– Twój – poprawiłam go odruchowo.

– No – zgodził się łaskawie. A potem dodał szybko:

– Ale te dwa zapasowe koce z pawlacza i śpiwory też bierzemy.

Negocjator się mi objawił w rodzinie…

Jeśli chodzi o organizację pracy zespołów ludzkich, to wiele mogłam się tego dnia nauczyć od mojego starszego synka. Zapewne z obawy, że się rozmyślę, tak poganiał młodszego brata i sam ganiał w tę i z powrotem, że duży pokój opędzlowali lepiej niż złodzieje w niecały kwadrans. Chwilowo zatarasowali cały przedpokój, ale natychmiast zaczęli układać poduchy, taborety, materace ze swoich piętrowych łóżek, koce i kołdry tak przemyślnie, że chodząc do łazienki i zerkając kątem oka, nie mogłam się powstrzymać od czysto matczynej dumy. Baza była naprawdę imponująca. Zajmowała calutki pokój, konstrukcja z jednej strony opierała się o pozbawione materaców i pościeli łóżko piętrowe, z drugiej – o dwa biurka.

Dość powiedzieć, że rzeczy wypełniały osiemnaście metrów kwadratowych pomieszczenia do wysokości półtora metra. Wyżej Jędrek nie był w stanie sięgnąć. Chłopcy bawili się wyśmienicie, nie przychodzili mi zawracać głowy zbyt często, a kiedy Marek wrócił z pracy, też nie mógł wyjść z podziwu. Wprost zapytał, co zrobiłam jego dzieciom, więc mu powiedziałam

Nie ukrywał swojego sceptycyzmu, ale ja nie traciłam wiary w naszych synów. I nie pomyliłam się. O siódmej wieczorem chłopcy przyszli na bajkę, a konkretniej na półgodzinny blok bajek, i już przynieśli ze sobą część elementów wykorzystanych do budowy bazy. Po filmach w ciągu dwóch kwadransów oddali wszystko, układając rzeczy na swoich miejscach. Fascynujące, że dokładnie widzieli, skąd co brali, choć zwykle twierdzili, że nie pamiętają. W sobotę rano miałam szkolenia i test, który zaliczyłam bez problemów. W domu czekała na mnie kolejna miła niespodzianka: chłopcy posprzątali swój pokój. Sami z siebie, bez przypominania im o tym!

Wywiązali się z kontraktu

Co zresztą przewidziałam i w drodze powrotnej do domu wstąpiłam do sklepu po dwie paczki ich ulubionych superkwaśnych żelków i lody. Należało im się. Zaufałam ich, potraktowałam jak dorosłych, a oni postarali się zachować jak duzi panowie. Nie każdy facet tak umie, szczerze mówiąc. Wieczorem mąż też miał dla mnie niespodziankę. Zrobił sushi, które uwielbiam.

Asiu, zwracam honor – stwierdził uroczyście. – Chłopcy zachowali się wzorowo i to jest twoja zasługa.

– To jest przede wszystkim ich zasługa – odparłam, bo na kursie uczono mnie, żeby sukcesami dzielić się z innymi, a porażki brać na siebie.

Po kolacji wpadłam na kolejny genialny pomysł.

– Słuchaj… – zaczęłam powoli. – Jutro niedziela, pewnie będziesz chciał posklejać w kuchni ten swój model statku…

– Krążownika „Potiomkin” – poprawił mnie.

– No, właśnie mówię – potwierdziłam. – W takim razie może zawrzyjmy kontrakt, co? Zajmę się synkami, żebyś miał ze trzy, cztery godziny dla siebie i swojego krawężnika, ale… w zamian pozmywasz naczynia i umyjesz podłogę w kuchni. Zgoda?

Spojrzał na mnie przeciągle.

– Boże – westchnął. – Czego oni cię uczą na tych kursach…

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA