„Miał być ślub i piękne życie, a jest dziecko mojego narzeczonego z kochanką. Wydało się miesiąc przed weselem”

Zerwanie zaręczyn z powodu zdrady fot. Adobe Stock
„Przepłakałam cały weekend i w pewnej chwili już sama nie wiedziałam, dlaczego rozpaczam. Z żalu za ślubem? A może z litości nad sobą, że cudem uniknęłam małżeństwa z facetem, który – jak się okazało – nie ma zasad i jest tak niedojrzały?”.
/ 17.04.2024 09:51
Zerwanie zaręczyn z powodu zdrady fot. Adobe Stock

Kiedy tylko przyszłam tego dnia do firmy, od razu usiadłam do komputera, żeby napisać maila. Układałam go sobie w głowie przez cały weekend. Chciałam, aby brzmiał czysto informacyjnie, a jednocześnie przekazywał moje emocje, że cierpię, ale poradzę sobie z tym uczuciem.

„Z przykrością informuję, że mój ślub, który miał odbyć się za miesiąc, został odwołany. To była bolesna decyzja, uważam jednak, że postąpiłam słusznie…”– zaczęłam pisać, lecz łzy napływające mi do oczu sprawiły, że przestałam widzieć wyraźnie ekran komputera.

Miała urodzić mu dziecko

To było jak grom z jasnego nieba. Trzy dni temu mój narzeczony zastrzelił mnie pewną wieścią: właśnie dowiedział się, że jakaś dziewczyna jest z nim w ciąży.

– Pamiętasz wesele mojej kuzynki, na które nie chciałaś iść? – zaczął. – Tam właśnie była również Mariolka, jej najlepsza przyjaciółka. Przyjechała sama, no to uznałem, że dotrzymam jej towarzystwa. Sam nie wiem, jak do tego doszło. Trochę wypiłem, byłem zły na ciebie…

– Sugerujesz, że to moja wina?! – wybuchłam. – Zaszła z tobą w ciążę, bo ja z tobą nie poszłam na imprezę i musiałeś się jakoś pocieszyć?

– To nie tak… – zaczął się wycofywać. – Słuchaj, kochanie, przepraszam. To jakaś horrendalna bzdura! Ale ona się uparła, że chce urodzić to dziecko, więc będę musiał na nie płacić. To jednak…

– Ożeń się z nią! – przerwałam mu.

– Co ty mówisz? – Paweł wyglądał, jakby naprawdę mnie nie zrozumiał.

– Nasz termin za miesiąc właśnie się zwolnił. Wydrukujesz tylko nowe zaproszenia: „Mariola i Paweł z rodzicami…”.

– Ale… Ja jej nie chcę! – wykrzyknął głosem zranionego dziecka. – Chcę być z tobą, rozumiesz?

– Tylko że ja już nie chcę być z tobą – odparłam lodowatym tonem.

– Żałuję, że ci powiedziałem – mruknął wściekły. – Mogłem przecież ukryć, że w drodze jest dziecko. Dowiedziałabyś się już po ślubie albo nigdy.

– A słyszałeś o rozwodach? – syknęłam przez łzy i wyrzuciłam go za drzwi.

Przepłakałam cały weekend i w pewnej chwili już sama nie wiedziałam, dlaczego rozpaczam. Z żalu za ślubem? A może z litości nad sobą, że cudem uniknęłam małżeństwa z facetem, który – jak się okazało – nie ma zasad i jest tak niedojrzały?

Chciałam odwołać ślub

Oczywiście, rodzice przez cały czas mnie wspierali. Mama nawet zapytała, czy chcę, aby do mnie przyjechała. Ja jednak wolałam być sama.

– Mamuś, od poniedziałku zajmę się odwoływaniem gości, ale teraz chciałabym odpocząć. Dziękuję, że jesteście ze mną. Wasze wsparcie wystarczy mi za milion słów – westchnęłam, po czym rozłączyłam się i zasnęłam zmęczona wielogodzinnym płaczem.

Poniedziałek nadszedł szybciej niż się spodziewałam. Tak czy owak, musiałam stanąć twarzą w twarz z problemem. Do wszystkich młodszych gości zamierzałam wysłać maila z informacją o odwołanym ślubie, a do starszych krewnych rozesłać listy polecone z lakoniczną notką.

Niestety, jak na złość tydzień wcześniej oddałam mój domowy laptop do serwisu, musiałam więc skorzystać z firmowego komputera. Otarłam łzy, skończyłam maila, przeczytałam go dwa razy, sprawdzając, czy brzmi przekonująco, i kliknęłam opcję „wyślij”.

Dopiero kiedy to zrobiłam, zdałam sobie sprawę, że w nagłówku nie wpisałam adresów mailowych przyjaciół i rodziny. Jednak mail do mnie nie wrócił, musiał więc do kogoś trafić! Tylko do kogo?

Z niepokojem przeszukałam teczki „Wysłane”. Otworzyłam ostatnią wiadomość i aż jęknęłam. Mój pełen goryczy list poszedł prosto do faceta z serwisu…

Mailowałam z nim intensywnie w ubiegłym tygodniu, wściekła, że tak długo nie potrafi usunąć usterki. Tłumaczył się na wszelkie sposoby. Zaproponował mi nawet, że pożyczy mi zastępczego laptopa, ale nie chciałam. Czekałam na swojego – z piękną naklejką na obudowie, zaprojektowaną jeszcze przez Pawła. Były na niej dwa splecione serca z naszymi imionami.

Ledwo go znałam

„I co teraz? Jaki obciach! Muszę zadzwonić i przeprosić za pomyłkę” – pomyślałam i w tym samym momencie usłyszałam sygnał mojej komórki.

– Witam, Jacek Waliszewski. Mam nadzieję, że to wszystko nie stało się z powodu pani laptopa? – usłyszałam głos faceta z serwisu.

– Bardzo śmieszne – żachnęłam się.

– Oczywiście ten mail nie był skierowany do pana. Wysłałam go przez pomyłkę.

– Przepraszam, nie chciałem pani urazić. Głupi żart – zaczął się tłumaczyć.

– Nie ma za co. Po prostu proszę go skasować i zapomnieć o wszystkim.

Bardzo się starałam, żeby mój głos brzmiał spokojnie i rzeczowo.

– Tak… Ale mam dla pani dobrą wiadomość – pan Jacek zmienił temat. – Dostałem brakującą część i dzisiaj naprawię sprzęt. Będzie do odebrania po południu.

– Dzisiaj? – zawiesiłam głos, zastanawiając się, czy nie darować sobie wysyłania maili o ślubie z pracy, bo raz, to prywatna sprawa, i dwa – a nuż się znowu pomylę?!

Informatyk musiał opacznie zrozumieć moje wahanie, bo rzucił:

– Jeśli pani dzisiaj nie ma czasu po niego podjechać, to może ja go przywiozę? W sumie mieszkam niedaleko.

– Naprawdę? – ucieszyłam się.

Zawsze to oszczędność czasu…

Serwis był firmowy i został mi polecony jako bardzo solidny, tyle że  – niestety – mieścił się na drugim końcu miasta. Toteż z wielką radością przystałam na propozycję informatyka.

Punktualnie o siódmej wieczorem pan Jacek zadzwonił do moich drzwi. Otworzyłam, znowu powstrzymując łzy, i zaprosiłam go do środka. Serwisant wszedł z moim laptopem w jednej ręce i dziwną paczuszką w drugiej.

Spojrzałam na niego zaskoczona, kiedy z uśmiechem stwierdził:
– Na złamane serce najlepsze są kremówki. Wiem, bo sam to sprawdziłem.

Spojrzałam na niego nieufnie. Żarty sobie ze mnie robi?! Okazało się jednak, że nie. On także musiał odwoływać ślub. Dlaczego? Bo jego narzeczona znalazła sobie innego. Dużo bogatszego od Jacka. Był właścicielem restauracji, w której zamawiali salę na wesele…

„No to rzeczywiście” – pomyślałam ze współczuciem, gdy pan Jacek prosto z mostu wypalił, jaki numer mu wykręciła jego ukochana.

– A ja głupi, cieszyłem się, że zrobiła na nim takie wrażenie, bo dzięki temu dostaliśmy spory rabat – opowiadał z goryczą. – Dwa miesiące później było już po wszystkim. Zyskałem tylko tyle, że zaliczkę oddał mi w całości…
Jak dobrze go rozumiałam!

Rozmowa z panem informatykiem podniosła mnie na duchu. Tamten dzień zaczął się dla mnie od smutku i łez, a zakończył śmiechem. Może jeszcze nie radosnym, lecz szczerym i pełnym nadziei.

Szybko się z Jackiem zaprzyjaźniłamNajpierw nasze spotkania były rodzajem terapii – jedno pocieszało drugie. A dziś, po roku znajomości, planujemy ślub. Odbędzie się na pewno. 

Czytaj także:
„Gdy przyszły mąż przedstawił mnie swojej matce, to ta wyśmiała mnie w twarz. Powiedziała, że nie odda syna fryzjerce”
„Byłam matką, żoną i kochanką, a teraz mam już naprawdę dość. Marzę o tym, by wszyscy dali mi święty spokój”
„Zostałam starą panną z wyboru. Kiedyś koleżanki mi współczuły, teraz wszystkie mi zazdroszczą. Ale czy jest czego?”

Redakcja poleca

REKLAMA