„Wpadłam w alkoholizm przez ambicję rodziców. Piłam bez przerwy, nawet kiedy zaszłam w ciążę”

Rodzice wpędzili mnie w alkoholizm fot. Adobe Stock, Siam
„Dla świętego spokoju przyznałam, że rzeczywiście ostatnio zbyt często piję i obiecałam, że przestanę. Ale nie przestałam. Zaczęłam się tylko lepiej ukrywać. Niestety któregoś dnia popełniłam dość poważny błąd w pracy. Szef zorientował się, że jestem pod wpływem alkoholu”.
/ 05.05.2022 07:00
Rodzice wpędzili mnie w alkoholizm fot. Adobe Stock, Siam

Mój terapeuta twierdzi, że nie tylko ja jestem odpowiedzialna za swój nałóg. To, że piję, jest wynikiem zbyt dużej presji, jaką przez całe życie wywierali na mnie rodzice. Im już wybaczyłam. A sobie?

Siedziałam nad kartką papieru, z oczu leciały mi łzy

Napisać list do rodziców… Czy to takie proste? Czy miałam prawo ich o wszystko obwiniać? A może tylko się usprawiedliwiałam?

Wychowywałam się w tak zwanym dobrym domu. Mój tata był matematykiem i dyrektorem jednego z najbardziej renomowanych liceów w naszym mieście. Mama uczyła tam biologii. Byli raczej dobrym małżeństwem, czasem się kłócili, ale nie pamiętam, by w naszym domu dochodziło do jakichś wielkich awantur, czy cichych dni. Jedyne, co pamiętam, to ciągłe wymagania. Musieliśmy z moim bratem być wciąż lepsi i lepsi. Choćbyśmy nie wiem, jak się starali, zawsze można było lepiej.

Idąc do przedszkola, oboje potrafiliśmy już pisać, czytać i liczyć w zakresie dziesięciu. W szkole także musieliśmy być orłami. Kiedy inni wspinali się na trzepak i zdzierali kolana na podwórku, my musieliśmy siedzieć w domu i się uczyć. Rodzice mieli naprawdę wysokie wymagania. Dawali nam mnóstwo dodatkowych lektur do czytania, zadań do robienia. Ganili nas za każdą przyniesioną czwórkę. Gorszej oceny żadne z nas nigdy nie dostało. Maturę miałam zdać celująco, więc w ostatniej klasie (na wszelki wypadek, żeby niczego nie zaniedbać) chodziłam na korepetycje chyba ze wszystkich możliwych przedmiotów. Wracałam do domu po 18:00, jadłam coś i zasiadałam do dalszej nauki. Czasem miałam już tego naprawdę dość.

– Mamo, przecież ja uczę się po czternaście godzin na dobę! Mózg mi już paruje! – wybuchałam w momentach bezsilności.

– Dziecko, to wszystko dla waszego dobra. Za kilka lat mi za to podziękujesz. Skończysz studia i będziesz zarabiać dobre pieniądze. Wolałabyś skończyć za ladą w sklepie z pensją 1200 złotych? – pytała. – Poza tym oboje z tatą jesteśmy z was dumni i chciałabym, żeby tak zostało. Jakby to wyglądało, że tata na stanowisku, oboje rodzice nauczyciele, a wy jedziecie na dwójach?

Niekoniecznie chciałam jechać na dwójach, ale czy musiałam ze wszystkich przedmiotów mieć piątki i szóstki? Czy naprawdę musiałam jeździć na każdą olimpiadę i każdy konkurs? Czy musiałam reprezentować naszą szkołę we wszystkich zawodach?

Maturę zdałam oczywiście śpiewająco

Bez problemu dostałam się na medycynę. Rodzice byli bardzo szczęśliwi. Od zawsze mówili mi, że powinnam być lekarzem. Mama była jednak trochę zniesmaczona tym, że znalazłam się dopiero czwarta na liście. Nie byłam najlepsza, a nawet nie uplasowałam się na podium. Dla mnie nie miało to znaczenia. Czy będę tam traktowana inaczej tylko dlatego, że miałam więcej punktów niż ktoś z ostatniego miejsca? Nie! Tak samo będziemy musieli zakuwać, zaliczać, chodzić na zajęcia. Mimo wszystko kiedy zobaczyłam minę mamy, zaczęłam mieć do siebie żal i wściekać się, że nie byłam najlepsza, że jednak ich zawiodłam…

Nie wiem, czy mnie ta medycyna cieszyła tak, jak rodziców. W sumie nigdy nawet nie zastanawiałam się nad tym, co chciałabym studiować, kim być. Od dawna było zaplanowane, że będziemy z bratem lekarzami i ja jakoś to po prostu sobie wpoiłam. Kacper, mój brat, miał nieco inne założenia i plany na życie. Tuż przed maturą spakował się i oznajmił rodzicom, że wylatuje do Stanów.

– Kolega załatwił nam tam robotę, będziemy mieszkać początkowo u jego babci, potem coś wynajmę. Nie będę kisił się w Polsce. Tu nie ma przyszłości. Stany dają mi tyle możliwości, że wam się to nawet nie śniło!

Rodzice byli wściekli

Kiedy Kacper wsiadł do samolotu, dotarło do nich, że naprawdę postawił na swoim i przekreślił ich misterne plany. Wśród znajomych i rodziny opowiadali więc, że to oni wysłali go do Stanów, że najprawdopodobniej za rok tam rozpocznie studia, a póki co dostał szansę na bardzo ciekawy staż w prestiżowym koncernie…

Nie mogłam słuchać tych kłamstw i do dziś się zastanawiam, czy im naprawdę lepiej żyje się w takiej ułudzie, którą sami sobie tworzą? W iluzji i urojonym świecie…? W każdym razie na szczęście zostałam im ja. Kochana, ułożona córeczka, która nie buntowała się i pokornie, grzecznie wypełniała plan. Przynajmniej początkowo… Kiedy rozpoczął się trzeci rok nauki, postanowiłam wynająć mieszkanie z koleżanką.

– Dziecko, ale po co? Przecież mamy wielki dom. Zawsze czeka na ciebie obiad, nie musisz gotować, sprzątać, prać, masz czas na naukę! W swoim mieszkaniu już tak nie będzie. No i warunki! Tutaj zamykasz się w pokoju i masz ciszę, a w bloku? W małym mieszkaniu? Przemyśl to jeszcze! – mówili.

Ja jednak byłam zdecydowana. Chciałam mieć wreszcie trochę luzu i wolności! Wyjść ze znajomymi na piwo i nie wysłuchiwać, że marnuję czas i zdrowie. Po raz pierwszy postawiłam na swoim – od stycznia zamieszkałam z Kaśką w dwupokojowym mieszkanku. Nie było wielkie, miało tylko 41 metrów, ale nam to wystarczyło. Kaśka na szczęście też była ambitna i raczej nie lubiła imprez, więc przynajmniej to uspokoiło moich rodziców. A ja zaczęłam nowe życie. Dosłownie i w przenośni… zaczęło się niewinnie. Wieczorne zakuwanie z lampką wina. Dla przyjemności, dla rozluźnienia, by się lepiej uczyło. Lampka z czasem zmieniała się w dwie, trzy, w butelkę…

Nawet nie wiem, kiedy zaczęłam tracić nad tym kontrolę, ale bez wina nie byłam w stanie się uczyć. Ciągła presja rodziców, ich naciski, bym była lepsza i lepsza… Odreagowywałam tę presję, pijąc alkohol. Wino, czasem wódkę czy jakąś whisky. Bardzo się jednak pilnowałam, by nie zdradzić się ze swoim problemem. Ukrywałam się nawet przed Kaśką, odkąd zwróciła mi uwagę.

– Kochana, nie przeginasz? Rozumiem lampka wina czy drink od czasu do czasu, ale ty ostatnio prawie codziennie sięgasz po alkohol – powiedziała.

Współlokatorka coraz częściej odmawiała mi towarzystwa w piciu. Chowałam się przed nią w łazience albo zamykałam w swoim pokoju.

Wtedy jednak sądziłam, że panuję nad sytuacją

Uważałam, że nie robię niczego złego. Czy jest coś niewłaściwego w tym, że człowiek chce się wieczorem odstresować i zresetować po męczącym dniu? Ciągle czułam się za mało doskonała, nie dość dobra. Nie byłam już małą dziewczynką, a bałam się, że rodzice nie będą ze mnie zadowoleni. Ciągle czułam presję, stres…

Na czwartym roku poznałam Maćka. Spodobał się moim rodzicom, skończył medycynę i pracował w jednej z prywatnych przychodni. Zięć marzeń, kolejny plan moich rodziców powiódł się idealnie. Im częściej słyszałam, że tak dobrze córeczkę wychowali, że tak się cieszą, że spełniam ich marzenia, tym bardziej się wewnętrznie buntowałam. Im bardziej zachwalali Maćka, tym bardziej brzydł on w moich oczach. Coraz częściej sięgałam po alkohol. Miałam wrażenie, że nie żyję swoim życiem, tylko gram w jakimś wyreżyserowanym spektaklu.

Muszę się starać, by nic nie pomylić, by dobrze wypaść, a po każdym udanym akcie zbieram brawa i oklaski. A to, że za kulisami płaczę, że mam ochotę uciec i nigdy nie wracać, nic nie znaczy. Bo kogo obchodzi, co aktor czuje po zejściu ze sceny? Ma tylko dobrze wypaść. Po obronie tytułu Maciek mi się oświadczył, zaczęliśmy planować ślub. Z jego pomocą zatrudniłam się na staż w klinice medycyny estetycznej. Im dalej w to wszystko brnęłam, tym bardziej byłam przerażona. Nie miałam jednak odwagi, by cokolwiek zmienić, zakończyć to żałosne przedstawienie.

Ukojenie znajdowałam tylko w alkoholu

Trudno mi było ukryć nałóg przed Maćkiem, jednak do ślubu jakoś mi się to udawało. Gorzej było później, kiedy zamieszkaliśmy razem.

– Znowu piłaś? – pytał mąż po powrocie z pracy.

– O co ci chodzi? Lampka wina na odstresowanie, miałam ciężki dzień – próbowałam się bronić.

Jednak coraz częściej dochodziło między nami do kłótni na tym tle. Drażniło mnie to. Maciek wspominał coś o leczeniu, o zamkniętym ośrodku… Mówił, że on mi pomoże, że razem damy radę…

Strasznie mnie wkurzał! Uważałam, że nie mam problemu z alkoholem. Nie widziałam go nawet wtedy, kiedy zdarzało mi się przed pracą wypić drinka. Początkowo bałam się, że ktoś coś zauważy, ale z czasem stało się to dla mnie czyś normalnym.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie mama. To było po jakimś spotkaniu ze znajomymi Maćka. Rzeczywiście, wypiłam wtedy kilka drinków, ale nie uważałam, żebym zachowywała się źle. Wręcz przeciwnie – byłam duszą towarzystwa! Rozmawiałam ze wszystkimi, uśmiechałam się do przełożonych męża. Wydawało mi się, że zrobiłam na nich naprawdę dobre wrażenie!

– Gośka, rozmawiałam z Maciusiem… – zaczęła mama.

No tak, czyli ukochany zięć znów poleciał na skargę do teściowej. I on był Maciusiem, a ja Gośką. Już po tym wstępie miałam dość rozmowy z mamą.

– Czy to prawda, że nadużywasz alkoholu? Dziecko, nie tak cię wychowywaliśmy. Maciuś wspominał mi, że na ostatnim spotkaniu z jego znajomymi z pracy zachowywałaś się skandalicznie i karygodnie. Musiał się za ciebie wstydzić! Co ty najlepszego wyprawiasz? Przecież wiesz, że on ma nadzieję na awans, potem na pewno znalazłby tam etat dla ciebie. Nie powinnaś tak lekkomyślnie postępować.

Znów poczułam znajomy ucisk w żołądku

No tak, to kolejne plany mojej mamy, które ja powinnam pokornie wypełnić… Miałam ochotę na nią krzyknąć, ale skuliłam się tylko w sobie, jak małe dziecko i obiecałam, że to był jednorazowy wybryk. Zaraz po rozmowie pobiegłam do barku. Zdenerwowana sięgnęłam po whisky. Poczułam ciepło, które wypełniało mnie od środka z każdym kolejnym łykiem. Powoli się uspokajałam, a po kilku drinkach nawet zaczęła mnie ta sytuacja bawić.

– Cześć, konfidencie – uśmiechnęłam się, kiedy Maciek wrócił z pracy.

Spojrzał na mnie z pogardą i złością.

– Poleciałeś na skargę do mamusi? Biedny Maciuś, Gośka wypiła kilka drinków na imprezie i dobrze się bawiła. Nie moja wina, że ci wszyscy profesorkowie z twojej przychodni są tak obleśni i napaleni! Ja tylko chciałam zrobić dobre wrażenie.

– Odstaw to – powiedział. – I idź się połóż. Porozmawiamy jutro.

Próbowałam go jeszcze jakoś sprowokować, drażniłam się z nim, ale zamknął się w łazience. Zrezygnowana poszłam spać. Położyłam się tak, jak stałam. W ubraniu, bez kąpieli. następnego dnia Maciek znów zaczął mnie straszyć, że jeśli nie zgodzę się na leczenie, to z nami koniec.

Wmawiał mi, że jestem alkoholiczką

Dla świętego spokoju przyznałam, że rzeczywiście ostatnio zbyt często piję i obiecałam, że przestanę. Ale nie przestałam. Zaczęłam się tylko lepiej ukrywać. Niestety któregoś dnia popełniłam dość poważny błąd w pracy. Szef zorientował się, że jestem pod wpływem alkoholu.

– Tylko ze względu na znajomość z panem Maciejem pójdę pani na rękę i nie dam dyscyplinarki. Ale jestem niezwykle zawiedziony – mówił wzburzony.

Myślałam, że ze wstydu zapadnę się pod zmienię. Oczywiście, żeby odreagować stres kupiłam butelkę wina… Maćkowi przyznałam się, że popełniłam błąd, ale nie wspomniałam nic o alkoholu.

– Byłam zmęczona, przepraszam, wiem, że cię zawiodłam – kajałam się.

Wiedziałam, że to najlepszy sposób – wziąć go na litość. Na szczęście mi się to udało i nie gniewał się na mnie zbyt długo. Wręcz przeciwnie, obiecał, że spróbuje znaleźć mi pracę gdzie indziej. Odetchnęłam z ulgą, że tak łatwo mi uwierzył i że nie musiałam mówić mu całej prawdy. Przez kolejne dni siedziałam bezczynnie w domu. Dla zabicia czasu… piłam. Raz mniej, raz więcej. Starałam się, by Maciej niczego nie zauważył. Tego dnia miał wrócić późno w nocy. Zaskoczył mnie już po czternastej, kompletnie pijaną.

– Ty alkoholiczko! Rozmawiałem z profesorem Jankowskim. Wyleciałaś za picie! Byłaś kompletnie pijana w pracy! Czy wiesz, że pielęgniarki już wcześniej mu sugerowały, że przychodzisz pijana? Ale nie chciał wierzyć. Gośka! Taki wstyd! Długo mnie tak okłamujesz? – krzyczał. – Jest południe, a ty jesteś kompletnie zalana!

Strasznie się wtedy pokłóciliśmy

W pewnym momencie bardzo źle się poczułam. Zaczął mnie boleć brzuch.

– Nie kłam i nie bierz mnie kolejny raz na litość! – grzmiał Maciek.

Jednak kiedy po chwili zorientował się, że nie udaję, kazał mi się zbierać. Pojechaliśmy do jego przychodni. Niewiele pamiętam z przebiegu wizyty i badań. Byłam kompletnie zalana. Nie docierało do mnie, co mówią. Dotarło następnego dnia i poraziło… Otworzyłam oczy. W pierwszej chwili nie wiedziałam, gdzie jestem. Czułam tylko okropny, pulsujący ból głowy. Po chwili przy swoim łóżku dostrzegłam mamę. W jej wzroku widziałam zawód, wściekłość, żal…

– Jak mogłaś?! – krzyknęła na mnie. – Coś ty sobie myślała? Maciej nie chce cię widzieć! Nigdy ci tego nie wybaczy! Już spakował twoje rzeczy i przywiózł do naszego domu. Zmarnowałaś swoje życie, głupia dziewucho! – krzyczała. – Taki wstyd… – dodała jakby do siebie.

Nie miałam pojęcia, co ma na myśli

Powoli docierały do mnie wydarzenia poprzedniego dnia. Whisky, Maciek, kłótnia, ból, szpital…. I czarna plama, nic więcej.

– Byłaś w ciąży! – krzyknęła nagle mama. – W jedenastym tygodniu! Jak mogłaś się nie zorientować? Jak mogłaś pić w ciąży! Zabiłaś to dziecko, rozumiesz? Zabiłaś swoje dziecko! Maciej nie chce cię widzieć!

Mama krzyczała, a do mnie powoli docierał sens jej słów. Nie miałam pojęcia o ciąży. Rzeczywiście dawno nie miałam okresu, ale nie zwróciłam na to uwagi. Dalej nie słyszałam już nic, nic nie było ważne.

„Byłam w ciąży! Jak mogłam się nie zorientować? Przecież jestem lekarzem! Już prawie kończył się pierwszy trymestr… Byłam w ciąży, ale już nie jestem. Zabiłam swoje dziecko!”.

Przeszłam załamanie nerwowe i depresję

Nie mogłam sobie poradzić z tym wszystkim. Obwiniałam się, a ukojenia szukałam oczywiście początkowo w alkoholu. Wreszcie trafiłam na leczenie do zamkniętego ośrodka. Przebywam tutaj już drugi miesiąc, za mną pierwszy etap leczenia – odtrucie organizmu. Przede mną drugi, chyba trudniejszy – bo muszę rozliczyć się i pogodzić z przeszłością. Przeprosić wszystkich, których skrzywdziłam i wybaczyć tym, którzy skrzywdzili mnie. Przeprosiłam Macieja, napisałam do niego długi list.

Wiem, że nie jestem w stanie naprawić swoich błędów, cofnąć czasu. Nie wiem, czy mąż jest w stanie mi wybaczyć. Na pewno nie stanie się to teraz, na pewno już nigdy mi nie zaufa. Ale tak chciałabym, by mógł chociaż powiedzieć „wybaczam”. Terapeuta uważa, że to ciągła presja rodziców wpędziła mnie w nałóg. Nie mam jednak do nich żalu. Nawet jeśli zawinili, wiem, że nie zrobili tego celowo. Wybaczyłam im.

Przede mną jeszcze najtrudniejsze – rozmowa ze sobą, pozbycie się pretensji i nienawiści do siebie. Tylko wtedy będę mogła ruszyć dalej. Ale nie wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie sobie wybaczyć…

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA