„Zachowałam resztki człowieczeństwa i oddałam zgubę właścicielce. Kobieta całowała mnie po rękach, nie to, co moja rodzina”

Kobieta, którą dręczy rodzina fot. Adobe Stock, DimaBerlin
„Podobno kuzynki i ciocie, kiedy tylko mnie rozpoznały, powiadomiły resztę rodziny i kazały im szybko włączyć telewizor. To samo robili przyjaciele. A potem wszyscy zaczęli dzwonić do mnie… Niestety, wcale nie z gratulacjami”.
/ 19.10.2022 19:15
Kobieta, którą dręczy rodzina fot. Adobe Stock, DimaBerlin

Teczka stała sobie na ławce przy przystanku jak gdyby nigdy nic. W pobliżu nie było żywego ducha. Pewnie zostawił ją ktoś, kto wsiadł pospiesznie do autobusu. Kiedy się do niej dosiadłam, natychmiast zaczęła wyglądać, jakby była moja… Wzięłam ją więc i ruszyłam w stronę domu. Już wtedy wiedziałam, czego mogę się spodziewać.

W torbie był laptop! Prawie nowy i chyba kosztowny model. Obejrzałam go ze wszystkich stron, uniosłam klapkę. Pojawiła się natychmiast prośba o hasło, ale wiedziałam, że to nie problem. Mój kolega, informatyk, złamie je w kilka chwil.

Przez moment pomyślałam o osobie, która zgubiła laptop, ale… tylko przez moment. I może bym nawet o niej zapomniała, gdyby nie notes z bocznej kieszonki. Znalazłam w nim zdjęcie kobiety z dwoma małymi chłopcami. Domyśliłam się, że to właścicielka i jej synowie.

Było też jej nazwisko i telefon…

Od tej pory nie mogłam przestać myśleć, że powinnam oddać jej tego laptopa. Przecież nie należy do mnie. Jednak coś we mnie szeptało też: „Jeśli to zrobisz, nigdy cię nie będzie na taki stać!”.

Sprawdziłam w internecie: to był drogi model, w cenie powyżej trzech tysięcy. „A może tej kobiecie także nie było łatwo na niego uzbierać? Może musiała nawet wziąć kredyt?” – zastanawiałam się. Tak czy owak wiedziałam, że jeśli go zatrzymam, to wyrzuty sumienia będą mnie dręczyły do końca życia. Zadzwoniłam więc w końcu pod numer z notesu.

– Dzień dobry, nazywam się Dorota J. i chyba znalazłam pani własność. Czy może mi pani powiedzieć, co dzisiaj zgubiła? – zaczęłam na wypadek, gdyby jednak nie był to laptop tej kobiety.

Ale ona natychmiast mi go opisała, po czym zawołała podnieconym głosem:

– Nawet pani nie wie, jak się cieszę! Ja tam mam wszystkie dokumenty, teksty, całe swoje biuro! Już sobie zdążyłam nawrzucać za to, że nie kopiuję danych. Przecież gdyby nie pani, toby mi to wszystko przepadło!

Kiedy się spotkałyśmy, chciała dać mi dwieście złotych znaleźnego. Nie chciałam wziąć. Sama nie wiem czemu. Jakoś mi było głupio przyjąć te pieniądze. Potem nawet trochę żałowałam, w końcu sprzęt był wart dużo więcej, a ja przynajmniej kupiłabym sobie nowe buty. Ale stało się, pieniędzy nie wzięłam. Mijały miesiące i o całej sprawie przypominałam sobie tylko wtedy, gdy mój stary, paroletni laptop zaczynał strajkować. Tymczasem nagle tamta kobieta do mnie zadzwoniła.

– Pani Doroto, mam dla pani pewną propozycję… Moja koleżanka pracuje w telewizji i robi program o uczciwych osobach, które znalazły coś cennego i oddały właścicielowi. Od razu pomyślałam o pani! Może pani w nim wystąpi?

W pierwszym momencie odmówiłam, bo jakoś nie widziałam siebie w roli telewizyjnej gwiazdy. Jestem raczej osobą nieśmiałą, bałam się. Jednak ona nie dawała za wygraną; zapewniła mnie, że program nie będzie na żywo, więc nie mam się czym stresować.

Zobaczyli je wszyscy!

W końcu się zdecydowałam. I od razu nabrałam ochoty, by obdzwonić znajomych z wieścią, że wystąpię w telewizji. Jednak po namyśle uznałam, że głupio tak się chwalić, i nic nie powiedziałam. Sądziłam więc, że moje pojawienie się w telewizji przejdzie bez echa. Pomyliłam się.

Podobno kuzynki i ciocie, kiedy tylko mnie rozpoznały, powiadomiły resztę rodziny i kazały im szybko włączyć telewizor. To samo robili przyjaciele. A potem wszyscy zaczęli dzwonić do mnie…

Niestety, wcale nie z gratulacjami... Najłagodniejszy z epitetów, którym zostałam obdarzona, to taki, że jestem idiotką i powinnam się leczyć na głowę.

– Jak już nie chciałaś sama dla siebie tego laptopa, to trzeba było oddać go nam! Mój… Rafałek, Maciuś, Dominik… o takim marzy – słyszałam.

Obsmarowali mnie z każdej możliwej strony! I może to dziwne, ale po tych wszystkich pomyjach, które rodzina i znajomi wylali mi na głowę, tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że… dobrze zrobiłam! Mogę spokojnie patrzeć w lustro, bo wiem, że nie jestem złodziejką.

Czytaj także:
„Sąsiedzi urządzają awantury i znęcają się nad dziećmi. W całym bloku ja jedna zareagowałam, a reszta udaje głupich”
„Przyjaciółka żyła w trójkącie z mężem i własną matką. To babsko decydowało nawet o tym, czy Kaśka może sypiać z ukochanym”
„Przed laty uciekłem od odpowiedzialności i teraz płacę za błędy. Moja córka nieświadomie dzieli łóżko z własnym... bratem”

Redakcja poleca

REKLAMA