„Zaborczy facet przyjaciółki chciał ją mieć tylko dla siebie. Nie słuchała moich ostrzeżeń, a teraz nie żyje”

smutna kobieta fot. Adobe Stock, hbrh
„– Nieźle. Chce cię na wyłączność. To ci dopiero miłość jak z bajki – kpiłam. – Uważaj, dobrze ci radzę. Żebyś się nie ocknęła przykuta do kaloryfera. Obruszyła się, a potem roześmiała. – Ty to masz wyobraźnię”.
Listy od Czytelniczek / 26.11.2023 18:30
smutna kobieta fot. Adobe Stock, hbrh

Klaudia, moja przyjaciółka, poznała Grześka przez całkowity przypadek. Tak się przynajmniej mogło wydawać. Podszedł do niej na ulicy i zaproponował, że poniesie siaty z zakupami.

Proszę, jaki dżentelmen się znalazł! Której kobiecie by się nie spodobała taka ochocza uprzejmość? Której by nie pochlebiła? Mnie, ale ja, choć znam swoją wartość, to się nie przeceniam, i taki podryw na ulicy uznałabym za cokolwiek dziwny. Nie zignorowałabym starej prawdy, że w życiu nie ma nic za darmo, że nie istnieje coś takiego jak darmowe obiadki. No, ale ja jestem z natury nieufna i podejrzliwa wobec takich bezinteresownych gestów, zwłaszcza w wykonaniu przystojnych, obcych mężczyzn.

Zaprosiła obcego faceta do domu

Ona taka nie była… Za to była zmęczona, gorzej się czuła, więc pozwoliła sobie pomóc. Oddała mu siatki i poszli. Gdy dotarli pod jej blok, powinni sobie powiedzieć uprzejme „do widzenia” i się rozejść. Może wtedy nic złego by się nie wydarzyło. Ale ona…

– Może wpadnie pan na kawę? – zaproponowała.

Pukałam się w głowę, gdy mi to opowiadała.

– Oszalałaś? Obcego faceta do domu zapraszać?!

– No przecież nie mogłam go tak z kwitkiem odprawić…

– Wystarczyło podziękować. Słownie!

Ona w ramach wdzięczności wpuściła go do mieszkania, zrobiła kawę, wyciągnęła ciasteczka. Porozmawiali chwilę, napili się espresso, zjedli kokosanki, potem jeszcze raz mu podziękowała, pożegnali się i sobie poszedł. Na tym też mogłoby się skończyć. To też byłby happy end.

Coś w niej obudził

– Jakiś zupełnie przypadkowy ktoś, a taki miły, sympatyczny… nie z okolicy, bo nie kojarzę go z widzenia… Pewnie już nigdy więcej go nie zobaczę – wzdychała, a ja wyczuwałam w jej głosie jakiś żal.

Żal za tym, co być mogło. Jakąś tęsknotę za uczuciem, którego jej brakowało. Nie za przygodą, nawet nie za przygodnym seksem, nie za namiętnym romansem. Ona tęskniła za przereklamowaną miłością. Czy dlatego wciąż o nim rozmyślała, nie mogła zapomnieć, uprzejmość podnosząc do rangi zauroczenia?

– O czym wy gadaliście, skoro nawet nie wiesz, skąd się tu wziął? Czy zabłądził, czy kogoś odwiedzał…

– O czym? – uśmiechnęła się. – Głównie o mnie. Był mnie ciekaw – i znowu ten niepokojąco rozmarzony uśmiech.

Zaczął ją uwodzić

A po trzech dniach od spotkania przypadkowego dżentelmena znalazła kwiaty na wycieraczce. Z samego rana. Kilka dni później czekoladki. Tak samo, przed siódmą rano, bo wysyłała mi zdjęcie, gdy wychodziła do pracy i natknęła się na prezent.

W końcu zadzwonił domofonem i zapytał, czy nie umówiłaby się z nim do kina. Była sama, z nikim niezwiązana, co wiedział, bo mu się przyznała, gdy zapytał. Więc nie popełniał żadnej gafy, nie próbował zniszczyć jej związku, nie wcinał się między wódkę a zakąskę. Naprawdę miły gość.

Pomyślała zatem, czemu nie, chętnie pójdzie na randkę z facetem, który pomaga kobiecie nieść zakupy, przynosi kwiaty, daje czekoladki, co prawda chyba wstydzi się je wręczyć osobiście, więc zostawia na wycieraczce…

– Jak tajemniczy wielbiciel… To urocze i staroświeckie – opisywała jego zaloty i rumieniła się.

Jak większość kobiet lubiła takie romantyczne gesty i narzekała, że teraz faceci są zniewieściali, że sami oczekują kwiatów i czekoladek, że tacy nijacy i bez inicjatywy, że nie potrafią się zdobyć na minimum wysiłku, by oczarować i zdobyć kobietę. Dlatego jego zachowanie tak ją ujęło.

Coś mnie w nim niepokoiło

Za to ja, gdy już poznałam Grześka, z miejsca się do niego uprzedziłam. Właściwie sama nie wiem, skąd u mnie aż taka instynktowna niemal niechęć. Jak psa do kota. Po prostu mi się nie spodobał. Dość szybko się na siebie napatoczyliśmy, gdy wpadłam niezapowiedzianie, oddać Klaudii jej książki. Obie lubiłyśmy czytać, więc pożyczałyśmy sobie nawzajem zakupione lektury. Grzesiek był u niej. Wpuściła mnie, a potem zaraz usiadła obok niego na kanapie i wtuliła się w jego ramię.

Co mnie zaniepokoiło? Dokładnie nie pamiętam. To było kilka rzeczy, na tyle drobnych, że gdyby pojawiły się solo, nie zwróciłabym uwagi. No, może poza jedną dziwaczną manierą. Grzesiek, nawet gdy mi go przedstawiała, gdy ze mną rozmawiał, patrzył cały czas na nią, dotykał jej ręki i włosów. Rozumiem, początkowa fascynacja, świat się kręci wokół zakochanych, widzą tylko siebie, ale mimo wszystko… To było dziwne.

Odsunął ją ode mnie

Stopniowo widywałam się Klaudią coraz rzadziej. Niby to zrozumiałe, ale oni wszystko robili razem, tylko we dwoje. Rozmawiali, wychodzili, siedzieli w domu. Jakby tworzyli tajny klub, do którego nikt poza nimi nie miał wstępu. Prosiłam, żeby uważała. Ostrzegałam, żeby się nie sparzyła, nie leciała jak ćma do ognia.

– Przypominam, że jeszcze niedawno płakałaś mi w mankiet po zerwaniu z tym bubkiem Karolem. Daj sobie czas na poznanie nowego kandydata do kochania, nie rzucaj się od razu na głęboką wodę stałego związku. Klaudia, przecież nie jesteś tak zdesperowana.

Niestety, równie dobrze mogłam prosić kamień, żeby wolniej toczył się z góry w kierunku przepaści. Miłość naprawdę oślepia i odbiera rozum. Do tego stopnia, że wyłącza instynkt samozachowawczy i lojalność wobec innych. Teraz liczył się tylko Grzesiek. Brakowało mi mojej przyjaciółki, nie ukrywam. Starałam się ją odzyskać, a przynajmniej całkiem jej nie stracić.

Twierdziła, że jestem zazdrosna

Wtedy usłyszałam:

– Grzesiek ma rację! Jesteś zazdrosna!

Wybuchnęłam śmiechem, a ona się obraziła. Nie rozmawiałyśmy dwa tygodnie. To były długie dwa tygodnie. Dotąd kontaktowałyśmy się niemal codziennie. Traktowałam ją jak siostrę i odczułam tę rozłąkę. W końcu jako ta „starsza i mądrzejsza” pierwsza wyciągnęłam rękę do zgody.

Obiecałam, że się postaram, że spróbuję przekonać się do mężczyzny, którego pokochała. Spojrzę na niego życzliwiej, bardziej wyrozumiale. Skoro oboje kochaliśmy Klaudię, powinniśmy nauczyć się nią dzielić. Poza tym chciałam być obok, wspierać ją, gdyby zaczęło się coś psuć, gdyby pojawiły się rysy na ideale.

Ideał był zazdrośnikiem

No i się pojawiły. Klaudia zaczęła nieśmiało napomykać, że Grzesiek jest ciut zaborczy. Potem głośniej narzekać, że wyłazi z niego zazdrośnik. Nie może spojrzeć na nikogo innego, spotykać się nikim innym, nie może wkładać mini ani szpilek, malować się, każda rozmowa to dla niego flirt.

– Nieźle. Chce cię na wyłączność. To ci dopiero miłość jak z bajki – kpiłam. – Uważaj, dobrze ci radzę. Żebyś się nie ocknęła przykuta do kaloryfera.

Obruszyła się, a potem roześmiała.

– Ty to masz wyobraźnię…

Niedostateczną, jak się okazało.

Klaudia przyjechała do mnie z podbitym okiem. Bo podobno popatrzyła pożądliwie na innego mężczyznę, stojącego przed nimi w kolejce do kasy w spożywczym. To było tak absurdalne, że aż śmieszne. A raczej byłoby śmieszne, gdyby Grzesiek jej nie przyłożył.

Przenocowała u mnie. Pogadałyśmy poważnie i nazajutrz rano nie poszłyśmy do pracy, tylko do niej. Spakowałyśmy wszystkie jego rzeczy, jakie były u niej w mieszkaniu, a Klaudia wysłała mu SMS-a, że ma przyjechać i je zabrać.

Przepraszał ją na kolanach

Przyjechał z kwiatami. Klęczał na progu, błagając, żebrząc i obiecując. Mówił, że to był błąd, którego nigdy więcej nie popełni. Wszystko naprawi, zadośćuczyni, na rękach będzie nosił. Gdyby mnie tam nie było, pewnie by mu uległa. Przekonałby ją, zbajerował, ale trzymałam ją za rękę i słałam jej moją siłę.

Odszedł. Ale wracał codziennie. Kilka razy, kilkanaście. Wystawał pod oknem, rzucał kamyczkami w parapet. Dzwonił domofonem. Czasem udało mu się wemknąć do środka bloku, wtedy siedział na wycieraczce. Wysyłał dziesiątki SMS-ów dziennie. Wydzwaniał. Gdy blokowała jego numer, dzwonił z innego. Przez domofon prosiła, żeby odpuścił, żeby dał jej spokój, że to koniec.

Nie chciał uwierzyć. Przysięgał, że będzie jej wymarzonym księciem, niech tylko da mu szansę. Zadzwoniła po policję, kiedy całą noc stał pod jej drzwiami i krzyczał, że ją kocha. Policja niezbyt się przejęła. Skoro facet tak bardzo kocha, że aż robi z siebie idiotę, to może jednak da mu tę szansę. No chyba że będzie rzucał groźbami karalnymi. 

Miała dosyć

Widziałam, że ją to dręczy, że ma dość. Myślała nad tym, żeby wynająć swoje mieszkanie, a sama wyprowadzić się gdzieś indziej, może nawet do innego miasta. Chciała zmienić otoczenie, definitywnie się odciąć, bo bała się Grześka. Kto by się nie bał? Coraz częściej prosiła, żebym u niej nocowała.

Któregoś wieczoru to ja porozmawiałam sobie z panem prześladowcą przez domofon.

– Odczep się od niej, świrze! Nie wróci do ciebie. Ma już kogoś innego, normalnego, kto jej nie nęka i nie bije. Wynocha! Wyjazd stąd, ale już, albo napuszczę na ciebie kolegów, którzy chętnie wybiją zęby takiej namolnej gnidzie. Won!

Przez tydzień był spokój. Nie dzwonił z różnych numerów, przestał pisać i przychodzić. Klaudia zaczęła się znowu uśmiechać i myśleć, że najgorsze ma już za sobą. Pamiętam, jak mnie wtedy wyściskała i powiedziała, że to dzięki mnie wreszcie zrozumiał. Ona nie miała tyle odwagi, by mu tak szczerze wygarnąć.

Zabił ją z miłości

Ósmego dnia już nie odebrała ode mnie telefonu. Chciałam zaprosić ją na kawę. Nie odpisała i nie otworzyła mi, choć światło w kuchni się paliło. Następnego dnia zgłosiłam jej zaginięcie, co też nie było łatwe. Policjantów nie interesowało, że Klaudia nigdy ot, tak nie znikała, że nie ma jej u matki, która mieszka nad morzem, zresztą nie wyjechałaby bez słowa. Nie zaniepokoił ich też fakt, że niedawno próbowała zgłosić nękanie. Jeden z funkcjonariuszy przypomniał sobie tę sytuację.

– A, to ta od tego zakochanego na zabój.

I ogólny śmiech. Zakochany na zabój…

Znaleźli ją trzy dni później, kiedy w końcu wyważyli drzwi. Uparłam się, że muszą wejść, bo ciągle świeci się światło. A jeśli zostawiła też odkręcony gaz? Tym się przejęli. Siedziała na kanapie, jakby oglądała telewizję. Martwa. Nie uratowałam jej. Nie było mnie przy niej, gdy najbardziej mnie potrzebowała. Nie stanęłam w jej obronie, próbując powstrzymać napastnika, choćby krzykiem na cały blok. Będę to sobie wyrzucać do końca życia.

Znaleziono jego odciski. Tłumaczył się, że udusił ją z miłości. Nie mógł znieść, że ktoś mu ją zabierze. Dlatego on odebrał jej wszystko. Dlatego ja mam dzisiaj dziurę w sercu tak wielką, że nigdy nie uda mi się jej zacerować.

Kiedy widziałam Klaudię ostatni raz, dziękowała mi, że Grzesiek odszedł. Była pewna, że wszystko zrozumiał i da jej spokój. Ale taki zaborczy typ nie daje łatwo za wygraną. Dziś myślę, że to wszystko moja wina. Może mogłam zrobić więcej?  Wtedy nie musiałabym dziś zeznawać przeciwko temu… księciu z fałszywej bajki, który kochał aż na zabój. Oby Grzesiek zgnił w więzieniu. Oby nigdy nie zbliżył się do żadnej innej kobiety, oby już nikt nigdy nie musiał się go bać…

Irmina, 27 lat

Czytaj także: „Miałem wszystko: piękną żonę, cudne dzieci i świetną pracę. Kiedy poznałem Ilonę, straciłem rozum i teraz mam za swoje” „Zastanawiałam się, czemu w pracy tak śmierdzi. Myślałam, że kolega ma problem z higieną, lecz prawda była gorsza”
 „Jako dziecko straciłam rodziców w wypadku. Wierzę, że mama jest moim aniołem stróżem i dzięki niej mam dobre życie”

Redakcja poleca

REKLAMA