„Zaadoptowaliśmy synka. Teściowa powiedziała, że to przybłęda z patologicznej rodziny. Chciałam splunąć jej w twarz"

Zaadoptowaliśmy synka, ale babcia go nie akceptuje fot. Adobe Stock, rimmdream
– Przecież nawet nie wiecie, skąd się ten dzieciak wziął. Jak nic ma matkę narkomankę, a ojca bandziora albo pijaka. Zastanawiałeś się, co z takiego nasienia wyrośnie? Bo mnie na samą myśl ciarki po plecach przechodzą - wrzeszczała teściowa.
/ 27.07.2021 16:09
Zaadoptowaliśmy synka, ale babcia go nie akceptuje fot. Adobe Stock, rimmdream

Kiedy mąż spytał, czy adoptujemy dziecko, skakałam ze szczęścia. Niestety, nie wszystkich w rodzinie to ucieszyło.

Zawsze uważałam, że jesteśmy z Jankiem małżeństwem idealnym. Pobraliśmy się po długim okresie narzeczeństwa, więc byliśmy pewni, że jesteśmy dla siebie stworzeni. I rzeczywiście tak było. Mimo upływu lat i zderzenia z szarą rzeczywistością kochaliśmy się tak samo mocno jak w dniu ślubu.

Do pełni szczęścia brakowało nam tylko jednego: dzieci

Marzyliśmy o dwójce, a może nawet trójce. Ale choć bardzo się staraliśmy, nie zachodziłam w ciążę. W końcu zdecydowaliśmy się na badania. Nerwowe oczekiwanie na wyniki i w końcu diagnoza: nigdy nie będziemy rodzicami. I to z mojej winy.

Gdy to usłyszałam, zemdlałam. Następne dni były straszne. Kompletnie się załamałam. Wzięłam nawet urlop w firmie, bo nie byłam w stanie pracować. Czułam się pusta, niepełnowartościowa. Na zmianę płakałam i przeklinałam los. W rozpaczy zaproponowałam nawet Jankowi, żeby się ze mną rozwiódł i poszukał kobiety, która urodzi mu dziecko. Nie chciał o tym słyszeć. Przytulał mnie, pocieszał, i zapewniał, że nie wyobraża sobie beze mnie życia.

Gdyby nie jego wsparcie, zupełnie pogrążyłabym się w czarnej otchłani rozpaczy.

To on zaproponował adopcję

Dokładnie pamiętam ten dzień. Świętowaliśmy przy kolacji moje trzydzieste urodziny. W pewnym momencie Janek wstał, wziął mnie za rękę i, patrząc głęboko w oczy, powiedział, że skoro nie możemy mieć własnego dziecka, to może damy dom i miłość jakiemuś niechcianemu maleństwu… Sama myślałam o takim rozwiązaniu, więc wykrztusiłam tylko, że to świetny pomysł i rzuciłam mu się na szyję.

Cieszyłam się, że mam tak wspaniałego męża. Początkowo nie przyznawaliśmy się nikomu do tego, co zamierzamy zrobić. Nie chcieliśmy zapeszać. Baliśmy się, że zły los znowu sobie o nas przypomni i pokrzyżuje nasze plany. Okaże się na przykład, że jesteśmy już za starzy albo że nie ma dla nas dziecka.

Dopiero kiedy po miesiącach załatwiania formalności, testach psychologicznych dowiedzieliśmy się, że możemy zostać rodzicami adopcyjnymi, a na dodatek jest dla nas dziecko, czteromiesięczny chłopczyk, postanowiliśmy podzielić się naszym szczęściem.

Na początek pojechaliśmy do moich rodziców. Byli zachwyceni. Mama rozpłakała się ze wzruszenia, tata też ukradkiem ocierał łzy. A kiedy już się wypłakali oboje, zaczęli oglądać zdjęcia maluszka i natychmiast orzekli, że jest bardzo podobny do członków naszej rodziny, kiedy byli w jego wieku. Z tym, że mama obstawiała kuzyna Marka, a tata wujka Grześka.

Aż mi się ciepło na sercu zrobiło, gdy patrzyłam, jak się spierają. W każdym razie na koniec orzekli, że Kamil, bo tak zamierzaliśmy dać na imię synkowi, będzie ich najukochańszym wnuczkiem i jeśli nie będziemy go do nich często przywozić, to obrażą się na śmierć i życie. Obiecaliśmy, że będziemy.

Potem przyszła kolej na teściową

Bałam się tego spotkania. Przecież gdy dowiedziała się, że nie będziemy mieć dzieci, była zrozpaczona. Janek jest jedynakiem i nie mogła liczyć na inne wnuki. Myślałam więc, że ucieszy się, że zostanie babcią. Srodze się jednak zawiodłam. Gdy usłyszała o Kamilku, długo się nie odzywała. Siedziała i przyglądała się nam z niedowierzaniem.

– Czy wyście powariowali? – ryknęła wreszcie.

– O co chodzi? Nie cieszysz się, że wkrótce będziesz miała wnuka? – zdziwiłam się.

Pewnie, że nie! To jakiś kompletny absurd! Szaleństwo! Czyj to był pomysł? Pewnie twój – spojrzała na mnie groźnie.

– Nie, mój – wtrącił się Janek.

– Twój? Nie wierzę, że jesteś aż tak nierozsądny! Na szczęście klamka jeszcze nie zapadła. Możecie się wycofać.

– A dlaczego niby mamy się wycofywać? – dopytywał się.

– Jeszcze pytasz? Przecież nawet nie wiecie, skąd się ten dzieciak wziął. Jak nic ma matkę narkomankę, a ojca bandziora albo pijaka. Zastanawiałeś się, co z takiego nasienia wyrośnie? Bo mnie na samą myśl ciarki po plecach przechodzą – wzdrygnęła się.

Ogarnęła mnie wściekłość.

– Jak możesz mówić w ten sposób? – wrzasnęłam – Przecież Kamilek to bezbronne maleństwo. I to od nas zależy, jakim będzie człowiekiem. Nawet w szanowanych rodzinach zdarzają się mordercy, gwałciciele i inni bandyci. A jeśli już koniecznie chcesz wiedzieć, to wiemy, kim była jego matka. To piętnastolatka, z normalnej rodziny.

– A skąd taka pewność?

– Dyrektorka domu dziecka nam powiedziała.

– I uwierzyliście? Ale jesteście głupi! Przecież jej zależy tylko na tym, by wcisnąć te dzieci takim naiwniakom ja wy! Zrozumcie to wreszcie! – westchnęła dramatycznie.

Zrobiło mi się ciemno przed oczami

– Wiesz, co zrozumiałam? Tylko jedno! Że jesteś podła i okrutna! I oświadczam ci, że cokolwiek byś powiedziała, to nie skłonisz nas do zmiany decyzji. Za kilka tygodni zabieramy Kamilka do domu. Prawda? – spojrzałam na męża.

– Prawda – skinął głową i ruszył w stronę wyjścia.

Poszłam oczywiście za nim. Cieszyłam się, że stoi za mną murem. W drodze do domu długo nie potrafiłam opanować nerwów. Oj, dostało się teściowej dostało. Widziałam, że mężowi jest przykro, że złorzeczę na jego matkę, ale miałam to gdzieś. Nie mogłam zrozumieć, że była taka bezwzględna wobec Kamilka.

– Słyszałeś, co ona powiedziała? Że nie wiadomo, co to za nasienie! Że mamy zrezygnować! Dobrze, że wyszliśmy! Jeszcze minuta, jeszcze jedno słowo i naplułabym jej w twarz – wściekałam się.

– Uspokój się. Mama wcale nie jest zła. Po prostu wiadomość o adopcji była dla niej szokiem. W naszej rodzinie nigdy czegoś takiego nie było. Wszyscy mieli własne dzieci – mąż stanął w obronie matki.

– Czyli co, to jakiś wstyd?

– Nie, pewnie że nie! Ale to dla niej nowość. Jak ochłonie, wszystko sobie na spokojnie przemyśli, to na pewno zmieni zdanie. I będzie cieszyć się z wnuka.

– Poczekamy, zobaczymy – mruknęłam.

Przez skórę czułam, że nie będzie tak pięknie. Postanowiłam jednak nie zawracać sobie tym dłużej głowy. Wkrótce miałam zostać matką. Teraz to było najważniejsze.

Miesiąc później synek był już z nami

Co prawda nie mieliśmy jeszcze w ręku wyroku sądu rodzinnego przyznającego nam prawa rodzicielskie, ale dyrektora domu dziecka uznała, że skoro sprawa się odbyła, może nam go już dać pod opiekę.

Był takim ślicznym, pogodnym maluszkiem. Wyciągał do nas rączki, uśmiechał się, gaworzył słodko. Znajomi straszyli nas, że czekają nas nieprzespane noce, że jeszcze zatęsknimy za czasami, gdy byliśmy tylko we dwoje. Nic z tego!

Z każdym dniem coraz bardziej kochaliśmy Kamilka i utwierdzaliśmy się w przekonaniu, że decyzja o adopcji była słuszna. Teraz musieliśmy zrobić już tylko jedno – przedstawić synka najbliższym.

Postanowiłam, że urządzę z tej okazji małe przyjęcie. Myślałam, że będą na nim tylko moi rodzice, ale Janek zadzwonił także do swojej matki.

– I co, pewnie odmówiła? – zapytałam

– Wcale nie! Bardzo się ucieszyła i powiedziała, że na pewno będzie. Bo chce nam przekazać coś ważnego – uśmiechnął się.

– Nie żartujesz?

– Ależ skąd! Mówiłem ci, że mama nie jest zła. Potrzebowała tylko trochę czasu. Zobaczysz, wszystko się ułoży – cieszył się mąż.

Cieszyłam się razem z nim. Co prawda ciągle byłam wściekła na teściową za tamte krzywdzące słowa o Kamilku, ale byłam skłonna jej wybaczyć. Chciałam, żeby synek wychowywał się w zgodnej rodzinie, miał dwie kochające babcie.

To miał być piękny, uroczysty dzień. Pełen miłości i łez radości. I początkowo był. Moi rodzice przyszli obładowani prezentami. I od razu zakochali się we wnusiu. Mama trzymała go w objęciach i nie pozwala go sobie odebrać, tata już snuł opowieści, jak to będzie go zabierał na ryby i uczył grać w chińczyka.

Czar prysł, gdy pojawiła się teściowa

Weszła ze skwaszoną miną, z jakąś kopertą pod pachą. Nawet nie spojrzała na Kamilka. Usiadła za stołem i ukroiła sobie kawałek tortu. Zbiło mnie to z tropu. Janek też wyglądał na zaskoczonego.

– Chcesz zobaczyć wnuka? Jest naprawdę śliczny – zapytał w końcu.

To nie jest mój wnuk, tylko jakaś przybłęda. Nie zamierzam go oglądać. Szkoda mi na to czasu – wzruszyła ramionami.

Janek poczerwieniał. Nie był w stanie wydusić słowa. Podeszłam więc do teściowej.

– Nie? To po cholerę tu przyszłaś? I co takiego ważnego masz nam do przekazania? – wrzasnęłam.

– A to! – rzuciła na stół kopertę. – Zobaczcie, co was czeka już niedługo. Może przejrzycie na oczy i wycofacie się z tej głupoty. Jest jeszcze na to czas – wysyczała.

Otworzyłam kopertę. W środku była gazeta. Pierwsze, co rzucało się w oczy, to olbrzymi tytuł: Oni dali mu miłość, a on zgotował im śmierć.

– Co to jest? – warknęłam.

– Bardzo ciekawy artykuł. O dzieciaku, który zamordował swoich adopcyjnych rodziców, gdy spali. Bo nie chcieli mu kupić najnowszego smartfona. Przeczytaj sobie, to naprawdę bardzo pouczająca lektura – zrobiła mądrą minę.

Nie pamiętam dokładnie, co było potem, bo, tak jak w czasie poprzedniego spotkania z teściową, pociemniało mi przed oczami. Chyba mój tata i Janek wyprowadzili ją za drzwi. I bardzo dobrze, bo nie wiem, czy bym jej oczu pazurami nie wydrapała. Gdy już sobie poszła, a ja trochę ochłonęłam, usiedliśmy wszyscy przy stole. Atmosfera była jak na pogrzebie.

– Przepraszam was za matkę. Naprawdę nie mam pojęcia, co ją opętało – odezwał się Janek.

Był bardzo zażenowany i spięty. Mój tata dziwnie się uśmiechnął.

– Nie masz za co przepraszać. Nie ty narozrabiałeś. A tak korzystając z okazji… Czy mogę zadać ci, synu, jedno pytanie? – Oczywiście, proszę. – Czy jesteś przekonany, że ta kobieta, która tu była, to twoja prawdziwa matka? Bo ja, nie ukrywam, mam bardzo duże wątpliwości – pokręcił głową.

Janek spojrzał na niego zdumiony.

– Tak? A dlaczego? Nie rozumiem? – wykrztusił z siebie.

– Bo jesteś dobrym, czułym, kochającym mężczyzną. I cudownie dbasz o moją córkę. Myśl, co chcesz, ale po matce tych cech na pewno nie odziedziczyłeś. Może więc ciebie też adoptowali? Albo zamienili w szpitalu? Na twoim miejscu bym to sprawdził – mrugnął okiem.

Roześmieliśmy się wszyscy. Niesmak i żal po wizycie teściowej zniknął. Od tamtej pory nie spotykam się z teściową. Nawet na święta do niej nie jeżdżę. Janek czasem ją odwiedza, ale ja nie chcę mieć z nią nic wspólnego. Skoro nie potrafi zaakceptować i pokochać Kamilka, niech trzyma się od niego z daleka. Niepotrzebna mu taka wredna babcia!

Czytaj także:
„Nasz syn ma firmę budowlaną. Wstyd nam we wsi, bo wyzyskuje ludzi, zatrudnia na czarno bez umowy i ubezpieczenia”
„Czułem się jak król życia. Piłem, ćpałem, zmarnowałem karierę i zniszczyłem małżeństwo. Zawiodłem też córki”
„Przyjaciółka dała się omamić narcyzowi i teraz płacze mi w ramię. Uwiódł ją, a potem szybko zajął się kolejną pięknością"

Redakcja poleca

REKLAMA