„Nasz syn ma firmę budowlaną. Wstyd nam we wsi, bo wyzyskuje ludzi, zatrudnia na czarno bez umowy i ubezpieczenia”

kobieta, która jest załamana bezdusznością swojego syna fot. Adobe Stock, fizkes
Cały czas powtarzaliśmy mu, że musi dać pracownikom normalne umowy, bo gdy dojdzie do jakiegoś wypadku, będzie miał kłopoty. On jednak wolał jeździć na luksusowe wczasy i kupować coraz droższe auta, zamiast poprawić warunki pracownikom. No i zdarzył się wypadek...
/ 08.07.2021 11:10
kobieta, która jest załamana bezdusznością swojego syna fot. Adobe Stock, fizkes

Michał był zawsze bardzo pracowity. Kończył technikum, gdy najął się na wakacje do pomocy przy budowie domu u sąsiadów. Wkrótce zrobił maturę i bez problemów zdobył dyplom technika budowy. Błyskawicznie dostał pracę.

– Popracuję przez kilka lat, zrobię uprawnienia kierownika budowy, a potem założę swoją firmę – opowiadał przejęty. – Najmę na dniówki kilku chłopaków ze wsi i sam będę prowadził budowy.
– Dobrze! Po co masz robić na kogoś, lepiej niech ludzie robią na ciebie – pochwalił go ojciec.

Cieszyliśmy się oboje z mężem, że Michał jest taki ambitny i zaradny

My oboje nie mieliśmy ani wykształcenia, ani dobrej pracy. Ja byłam woźną w szkole, a mąż prowadził gospodarstwo. Wspieraliśmy Michała w jego planach, pomagaliśmy mu. Sprzedaliśmy nawet kawałek pola, gdy nasz syn zakładał swoją firmę. Kupił za te pieniądze busa, przenośne rusztowania i betoniarkę. Pierwsze zlecenie znalazł w sąsiedniej wsi, a potem kolejne w okolicy. Zatrudnił kilku kolegów ze wsi i jednego kuzyna.

W kolejnym roku nasz syn znalazł klientów pod Warszawą. Zaczął budować bogaczom wille. W każdy poniedziałek o świcie zbierał swoją ekipę do busa i jechali na cały tydzień na budowę.

– Jaki ty jesteś mądry, jaki zorganizowany – podziwiałam go. – Musisz mieć łeb na karku, znać się na projektach budowlanych!
– A jak tam koledzy? Cieszą się, że mają pracę? – spytał mąż.
– Jacy tam koledzy! Wolę się z nimi nie spoufalać. Muszą wiedzieć, że ja jestem szefem! – zaśmiał się Michał. – Wiesz, tato, ludzie są różni. Jedni się cieszą i pracują solidnie, a inni narzekają, że dniówki za niskie, że nie ma umowy ani ubezpieczenia. Ja sobie nie zawracam głowy takimi próżniakami, jest wielu chętnych do pracy – opowiadał.
No to ich zarejestruj i ubezpiecz, przecież masz spore zyski.
– A wiesz, ile musiałbym stracić na opłacenie podatków i ZUS-u? Pewnie niewiele by mi zostało – odparł syn.
– Ale o pracowników trzeba dbać, bo ci uciekną, znajdą inną robotę – przekonywał go Kazik.
– A niech szukają! – śmiał się. – Jest takie bezrobocie, że co tydzień ktoś mnie prosi o robotę.

Nie podobało nam się to, że Michał zatrudnia ludzi na czarno

Powtarzaliśmy mu, żeby zarejestrował swoją firmę, dał robotnikom umowy, ubezpieczył ich.

Co będzie, jak zdarzy się wypadek na budowie, albo jeśli ktoś cię zakabluje do skarbówki albo do inspekcji? – pytałam.
– Mamo, nie kracz, będzie dobrze – uspokajał mnie. – Zresztą zaplanowaliśmy z Marzeną wesele, a potem zaczynamy budowę domu – tłumaczył. – Nie mam teraz głowy chodzić po urzędach ani pieniędzy na ZUS.

Syn z synową wyprawili wesele, zbudowali piękną willę naprzeciwko naszego domu. Kupili nowy samochód i wyjechali na wczasy. Stać ich było, bo firma Michała przynosiła coraz większe zyski. Odetchnęliśmy z ulgą, gdy syn powiedział, że dwóch chłopaków zatrudnił legalnie.

– Dobrze zrobiłeś, ale najlepiej zarejestruj i ubezpiecz wszystkich, których zatrudniasz dłużej. Nareszcie będziesz uczciwym przedsiębiorcą – ucieszyłam się.
– Gdybym chciał być uczciwy, tobym musiał dokładać do tego interesu! – odparł. – Nie wyobrażacie sobie, ile muszę się nachodzić do urzędów, ile formalności załatwiać, dokumentów wypełniać… A już szlag mnie trafia, gdy pomyślę, ile muszę oddać państwu na ZUS i podatki!
– Nie narzekaj! Widzę przecież, jak wygodnie sobie żyjecie! – huknął na niego ojciec. – Pamiętaj, synu, że wychowaliśmy cię na uczciwego człowieka. Powinieneś szanować pracowników, bo dzięki nim żyjesz w dobrobycie!
– Nie denerwuj się, tato, wiem, co robię – odpowiedział Michał.
– Marzena, może ty porozmawiaj z Michałem, wytłumacz mu, że powinien prowadzić tę swoją firmę legalnie i uczciwie – poprosiłam synową. – Szkoda chłopaków, żeby na czarno pracowali. Ja się boję, że zdarzy się jakiś wypadek, albo ktoś naśle na was kontrolę z urzędu. Narobicie sobie kłopotów.
– Niech się mama nie martwi. Podpisujemy z chłopakami umowy-zlecenia na wszelki wypadek, a ubezpieczenie płacą sobie w KRUS-ie albo urząd pracy ich ubezpiecza – odpowiedziała.

– Nie podoba mi się to – wtrącił się Kazik. – Wy sobie wygodnie żyjecie, a pracowników wykorzystujecie. Ludzie we wsi gadają, że Michał im obcina dniówki, nie płaci na czas, nie chce dać umowy, że chłopaki śpią na budowie w baraku bez łazienki, że pracują po kilkanaście godzin! – opowiadał rozzłoszczony.

– Tatku, nie przejmuj się plotkami! – roześmiała się synowa. – Ludzie zazdroszczą, bo nam się udało, dlatego nas oczerniają. A chłopaki niech się cieszą, że mają pracę. A jak się któremuś nie podoba, to niech zmieni robotę – wymądrzała się.

Przykro nam było, że młodzi nie chcą nas słuchać, ale nic nie mogliśmy zrobić

Przestaliśmy się wtrącać w ich sprawy, zwłaszcza że syn pomagał nam finansowo. Wyremontował nasz stary dom, opłacił nam turnus w sanatorium. 

– Jedźcie, odpocznijcie, należy się wam – powiedział.
– Dziękujemy ci, synku – powiedziałam wzruszona; znowu byłam dumna, że mam takiego dobrego, zaradnego syna.

Tamtego dnia, gdy zdarzył się wypadek, byłam w domu. Zajmowałam się wnukami. Synowa pojechała do miasta na zakupy. Miała pójść do kosmetyczki i fryzjera. Wróciła do domu wcześnie, przerażona i rozdygotana.

– Michał dzwonił! Powiedział, że był wypadek! – wyjąkała ze zgrozą w głosie. – Mirka Frankowskiego ziemia przysypała!
– Jak to się stało? Opowiadaj! – przestraszyłam się.
– Robili wykop pod piwnicę i fundamenty, Mirek był w tym dole, przewróciły się na niego szalunki i ziemia go przysypała. Jest w szpitalu w ciężkim stanie.
– Biedny Mirek… Taki dobry chłopak, nasz sąsiad… Żeby chociaż wyzdrowiał, żeby wyszedł z tego! – rozpaczałam.
Mam nadzieję, bo jeśli on umrze, to Michał pewnie pójdzie do więzienia – denerwowała się synowa. – I jeszcze dowalą nam takie odszkodowanie, że się z długów nie wygrzebiemy! – powiedziała i rozpłakała się.
– O mój Boże! Dlaczego? To przecież był nieszczęśliwy wypadek! – przeraziłam się.

– Mirek nie był ubezpieczony! A wiesz, co to dla nas oznacza?! Jest piątek, a ja muszę do wieczora załatwić jego rejestrację w ZUS, najlepiej ze wsteczną datą, i jeszcze szkolenia BHP i badania lekarskie! Jeśli nie zdążę, to wolę nie myśleć, co z nami będzie. Policja już teraz przesłuchuje Michała, na pewno po niedzieli przyjadą sprawdzać dokumenty… O, a może tata by nam pomógł? Pojechałbyś do tego lekarza prywatnie i poprosił, żeby wypisał badania wstępne dla pracowników! – poprosiła.

– Nie, Marzenko, nie chcę brać w tym udziału. Jeśli to się wyda, to ja będę miał kłopoty z prawem – odparł Kazik. – Mówiliśmy wam od kilku lat, że nie wolno zatrudniać ludzi na czarno.

Synowa popatrzyła na nas obrażona i pojechała do urzędów. Michał wrócił późnym wieczorem. Był okropnie wściekły i zarazem przerażony.

– Co za nieodpowiedzialny gówniarz i gapa z tego Mirka! – krzyczał. – Miał zabezpieczyć skarpę, a przewrócił na siebie szalunki! A operator koparki drugi gamoń. Powinien wyciągnąć to żelastwo chwytakiem, pomóc jakoś Mirkowi, ale tylko się gapił przestraszony, jak się ziemia obsunęła!
– Co z Mirkiem? Byłeś u niego w szpitalu? – spytałam.
– Nie miałem na to czasu. A zresztą, jak mnie jego ojciec zobaczy, to mi głowę urwie! Już się odgrażali, że podadzą mnie do sądu. Teraz będę miał kłopoty przez tych gamoni.
– Ty jako przedsiębiorca powinieneś ludzi na budowie ubezpieczyć i zapewnić im bezpieczeństwo – odezwał się mąż.
– Gdyby uważali, to nic złego by się nie stało! – odparł Michał. – Myślałem, że może Mirek pił wcześniej wódkę albo piwo, wtedy byłaby jego wina, ale jak na złość badania wykazały, że był trzeźwy.

Słuchałam tego ze zgrozą.

– Jak możesz tak mówić?! Chyba pieniądze i dobrobyt odebrały ci rozum! Przecież to twoja wina! Taka tragedia i wstyd dla nas! To chłopak z naszej wsi, znamy jego rodzinę, ty się wcale o niego nie martwisz! – wyrzucałam synowi zrozpaczona.
Martwię się o siebie! Nie mam zamiaru gnić w więzieniu! Choćbym miał pół majątku stracić na adwokatów, to muszę się z tego wywinąć! – krzyczał.

Nie wywinął się. Marzenie nie udało się załatwić wszystkich formalności

Mirek na szczęście przeżył, ale leczenie i rehabilitacja trwały ponad rok. Sprawy w sądzie ciągnęły się jeszcze dłużej. Rodzice Mirka mieli w rodzinie prawnika, który reprezentował ich przed sądem. Niestety, do czasu zakończenia sprawy musieli sami finansować leczenie i rehabilitację. Postanowiliśmy im pomóc, bo to dość biedna rodzina, a poza tym czuliśmy się współwinni. Wszystkie nasze oszczędności przekazaliśmy na leczenie Mirka. Nasz syn ma do dziś żal do nas.

Uważa, że powinniśmy byli zapłacić jego adwokatowi. Sędzia wydał wyrok: 100 tysięcy odszkodowania i dwa lata pozbawienia wolności dla Michała. Odsiedział półtora roku. To był bardzo trudny czas. My obwinialiśmy syna i synową, że nas nie słuchali, że szkoda im było pieniędzy na ubezpieczenie pracowników. Młodzi zarzucali nam, że nie pomogliśmy im załatwić dokumentów po wypadku, że ich nie wspieramy, tylko bronimy Mirka. Syn tłumaczył przed sądem, że chłopak nie chciał nosić kasku, nie zgłosił się na zorganizowane szkolenie BHP. Wstyd mi było tego słuchać. We wsi wszyscy nas obgadywali. Wstydziłam się wejść do sklepu czy porozmawiać z sąsiadami. Mimo to odwiedzaliśmy Mirka, przeprosiliśmy go w imieniu Michała i wspieraliśmy finansowo. To na szczęście trochę poprawiło nastroje we wsi. 

Czytaj także:
Kamila najpierw była dziewczyną mojego syna, potem uwiodła mojego męża
Mąż ma pretensje, że ciągle niańczę swojego brata
Po utracie pracy przeniosłam się z dnia na dzień do Warszawy

Redakcja poleca

REKLAMA