Ostatnia noc była dla mnie wyjątkowo trudna. Kręciłam się z jednej strony na drugą, próbując zapaść w sen, ale udawało mi się jedynie na moment przymknąć oczy. Nawiedzały mnie wtedy jakieś dziwne, nierzeczywiste obrazy. Mimo ogromnego zmęczenia i chęci odpoczynku, nie potrafiłam głęboko zasnąć. Nic w tym jednak dziwnego, biorąc pod uwagę okoliczności.
Odkąd brat stracił życie w tragicznym wypadku, każdy pobyt w rodzinnym gnieździe był dla mnie udręką. Mieszkanie sprawiało wrażenie pustego i cichego pod jego nieobecność.
Tyle pamiątek kryło się w 4 ścianach...
Od feralnego dnia nie pamiętam, żebym choć raz dobrze się wyspała podczas nocy spędzonej pod dachem naszego rodzinnego domu.
Minęło już okrągłe 5 lat. Zeszłej zimy, zgodnie z tradycją, wraz z mężem udaliśmy się złożyć wiązankę na cmentarzu, przy grobie Adama. Miasteczko, które obecnie zamieszkujemy, dzieli od stolicy, gdzie mieści się nasz dom rodzinny około czterech godzin jazdy autem.
W piątkowy wieczór po pracy wsiedliśmy do auta i kierowaliśmy się w stronę celu naszej podróży. Dojechaliśmy przed dziesiątą, ale choć czułam się zmęczona, wiedziałam, że sen nie przyjdzie mi łatwo. Myśli galopowały po głowie jak szalone. No i jeszcze świadomość, że po tej nocy czeka mnie kolejny, ciężki dzień...
Nad ranem ledwo wstałam z łóżka. Zjadłam śniadanie i wypiłam kawę, ale niestety ani posiłek, ani kawa nie dodały mi energii. Rodzice powiedzieli, że kiepsko się czują i pójdą na cmentarz trochę później, więc we dwoje z mężem poszliśmy przodem. Ledwo minęliśmy bramę, a już zachciało mi się płakać.
Wiktor chwycił moją dłoń i zaprowadził mnie tam, gdzie spoczywał Adam. Dopiero po dłuższym czasie udało mi się opanować emocje. Stojąc nad mogiłą mojego brata, usiłowałam przywołać w pamięci jego twarz. Wciąż widziałam jego ogromne, piwne oczy i jasne, kręcone włosy, ale ku mojemu przerażeniu, nie potrafiłam przypomnieć sobie żadnych innych detali. Okazało się, że subtelne cechy jego wyglądu zniknęły gdzieś w odmętach mojego umysłu.
Unikałam oglądania jego zdjęć
Fotografie, na których znajdował się Adam leżały schowane głęboko na dnie szuflady. Nie sięgałam po nie od wielu lat. Wolałam trzymać się z daleka od sentymentalnych podróży w przeszłość. Tak naprawdę rzadko kiedy w ogóle o nim rozmyślałam. Wiem, że to brzmi okrutnie, ale tylko w taki sposób byłam w stanie poradzić sobie z cierpieniem, które wciąż we mnie tkwiło.
Skupiałam się więc na przyziemnych sprawach i codziennych obowiązkach. Wypełniałam sobie czas, by nie wracać myślami do minionych zdarzeń. Może to forma ucieczki, ale dzięki temu jakoś dawałam radę znieść ten cały ciężar.
Choć próbowałam je odpychać, wspomnienia dopadły mnie jednak podczas naszej wizyty na cmentarzu. W głowie pojawiły się obrazy z dzieciństwa – nasza dwójka jako małe brzdące, grzebiące w piaskownicy. Potem widzę, jak z Adamem targamy na plecach wielgachne tornistry, idąc do podstawówki. Przypominam sobie nasze rodzinne wyjazdy, gdy jako smarkacze pluskaliśmy się w Bałtyku. Wracają też kadry z czasów studenckich - godziny gadania przy piwku i balowanie do białego rana na domówkach. No i na koniec Adam, który ściska mnie serdecznie, ciesząc się razem ze mną w dniu mojego ślubu…
Mój brat pojawił się na uroczystości w towarzystwie swojej sympatii, Ani. Naprawdę mnie to ucieszyło, ponieważ w dniu mojego ślubu Adam był już po dwudziestce, a do tej pory ani razu się nie zakochał. Nie chodziło o to, że miał jakieś wady. On po prostu był niezwykle nieśmiałym facetem. Niestety, nie mieliśmy zbyt wiele czasu, żeby lepiej poznać Anię. Zabrakło nam go. Jednak mimo to, zapamiętaliśmy ją doskonale i na długo.
To przez nią nie ma Adama...
Nie, wcale go nie zabiła, nic podobnego. Chodziło o to, że zadzwoniła do niego w pewien mroźny wieczór z prośbą, by przyjechał po nią na jakieś babskie spotkanie, ponieważ wypiła alkohol i nie mogła w związku z tym usiąść za kierownicą. Na zewnątrz było już ciemno, a droga zrobiła się śliska. Wsiadł do auta i pojechał… ale już nigdy nie wrócił do domu.
Nigdy nie zapomnę wyrazu twarzy mojej mamy, kiedy usłyszała tę wiadomość przez telefon. Byliśmy akurat wtedy z Wiktorem u rodziców z wizytą. Później nastąpił szok i potoki łez. Okazało się, że mój brat wpadł w poślizg i jego samochód roztrzaskał się na drzewie. Poruszał się z tak dużą prędkością, że nie był w stanie opanować pojazdu ani nawet tak pokierować, żeby zmniejszyć skutki zderzenia. Zginął na miejscu.
Śpiesząc do swojej dziewczyny, która szalała na domówce, pędził jak szalony. Podczas ceremonii pogrzebowej, moja mama nie mogła tego znieść i wykrzyczała Ani prosto w twarz:
– Mój syn zginął przez ciebie! – szlochała. – Zejdź mi z oczu i nie pokazuj mi się nigdy więcej!
Rozpacz tak mnie pochłonęła, że nawet nie myślałam o sprawiedliwości. Prawdę mówiąc, sama najchętniej złapałabym Ankę za włosy i wytarmosiła porządnie. Przecież gdyby wtedy nie piła, nie zadzwoniłaby po Adama... Kiedy tragicznie i nagle umrze ktoś bliski, ciągle myślisz nad tym, co by było gdyby. Tworzysz różne scenariusze i zastanawiasz się bez końca, zadając sobie bezsensowne w gruncie rzeczy pytanie: co mogłem zrobić, żeby do tego nie dopuścić.
Drżąc z chłodu, stałam obok miejsca spoczynku mojego brata. Opierając się o ramię Wiktora, co chwilę wycierałam oczy, przywołując w pamięci niełatwe momenty z przeszłości. Nagle, kilkanaście kroków dalej, za drzewami, dojrzałam drobną kobiecą postać.
Szybko zorientowałam się, kim jest
Przede mną stała Ania, dziewczyna Adama. Ale to nie to wywołało moje ogromne zdumienie. Za jej plecami ukrywał się mały chłopiec, na oko czterolatek. Miał na sobie kombinezon, a czapka z wełny osłaniała mu głowę. Spod nakrycia głowy wystawały złote loczki, zupełnie jak u aniołka.
Malec wpatrywał się we mnie swoimi ogromnymi, czekoladowymi oczami, które tak mocno skojarzyły mi się z… Gdy tylko go ujrzałam, moje serce gwałtownie przyspieszyło. Uwolniłam dłoń z uścisku męża i skierowałam się w stronę Anki i malucha. Kiedy spostrzegła, że podchodzę bliżej, na jej buzi zawitał strach. Podniosła szkraba, a następnie obróciła się na pięcie i puściła się pędem w kierunku furtki.
– Zaczekaj, nie uciekaj! – krzyknęłam, lecz ona biegła dalej. – Anka, porozmawiajmy!
Zatrzymała się dopiero, gdy to powiedziałam. Obróciła się w moją stronę, a w jej oczach dostrzegłam niepokój.
– Co u ciebie słychać? – zagadnęłam.
– Jakoś leci… – odparła niezbyt głośno, po czym szybko uzupełniła: – Wybrałam się na cmentarz, żeby zapalić świeczki na jego nagrobku. Zawsze to robię w rocznicę.
Gdy tylko zobaczyłam Ankę, poczułam w piersi coś dziwnego. Wyglądała jak wdowa pogrążona w smutku. Choć była przecież z moim bratem zaledwie kilka miesięcy przed jego śmiercią. Czyżby zdążyła go tak mocno pokochać przez ten czas? A może było między nimi coś jeszcze, prócz miłości.
– To mój syn – oznajmiła, zauważając, że wpatruję się w chłopca. – Nazywa się Adaś.
W tamtej chwili miałam już pewność. Choć tak naprawdę domyśliłam się wszystkiego w momencie, kiedy popatrzyłam na pucołowatą buzię malucha. Wyglądał identycznie jak mój brat, gdy był jeszcze dzieckiem.
Ania tylko upewniła mnie w moich domysłach. Kiedy opowiadała mi o wszystkim, ponownie zaczęłam płakać. Mówiła, że krótko po tym jak pochowali Adama, okazało się, że spodziewa się dziecka. Jej ojciec wyzwał ją wtedy od najgorszych i kazał się wynosić z domu. Przez jakiś czas pomieszkiwała u swoich koleżanek, ale koniec końców musiała liczyć tylko na siebie.
Kiedy Adam odszedł z tego świata, jej rzeczywistość legła w gruzach. Skończyła dopiero szkołę średnią, a już musiała zmierzyć się z brakiem rodziny, która mogłaby jej pomóc, brakiem własnego kąta i pustym portfelem. Perspektywy na znalezienie porządnej pracy też nie wyglądały różowo. Ciężar opieki nad dzieckiem spadł na nią z impetem, przytłaczając ją całkowicie. Mimo to, nie oddała niemowlęcia do adopcji.
– Mój syn to jedyna bliska mi osoba, jaka mi pozostała – wyznała.
– Ale zawsze mogłaś liczyć na naszą pomoc… – wyrwało mi się, lecz natychmiast przypomniałam sobie rozgniewaną minę mamy, wykrzykującą z furią, że Anka jest winna śmierci jej kochanego synka.
Można było pojąć gniew, jaki odczuwała, chociaż był on niesłuszny. Jednak po wielu latach uraza zdążyła już zniknąć. Na całe szczęście udało mi się to wytłumaczyć Ance. Moja mama z ogromnym przejęciem wysłuchała opowieści o dziewczynie, która prawie została jej synową. Rzecz jasna, od razu zaoferowała jej wsparcie, a tamta z wdzięcznością je przyjęła.
Anka i Adam mieszkają dziś w domu moich rodziców
Ojciec zorganizował Ance dobrą pracę w firmie, którą zarządza. Mama z przyjemnością opiekuje się małym wnuczkiem, przyrządza posiłki i wspiera młodą mamę na wszelkie możliwe sposoby. Natomiast ja zyskałam wspaniałego siostrzeńca.
Teraz przypomnienie sobie, jak wyglądał mój brat, nie sprawia mi już żadnych trudności. Za każdym razem, gdy spoglądam na rozradowaną twarzyczkę malutkiego Adasia, widzę ją z niezwykłą wyrazistością.
Karina, 37 lat
Czytaj także:
„Odziedziczyłam po dziadkach stary, zniszczony dom. W tej zatęchłej ruderze znalazłam skarby, o jakich nawet nie śniłam”
„Od 10 lat nie utrzymuję kontaktu z rodziną. Nie mogę wybaczyć siostrze tego, jak mnie upokorzyła”
„Za młodu uciekłam sprzed ołtarza i straciłam wiarę w miłość. Na odwilż w uczuciach przyszło mi czekać aż 30 lat”