„Ze skromnej emerytury utrzymuję 47-letniego syna. Do pracy się nie pali, ale przynajmniej już nie kradnie”

matka, która utrzymuje dorosłego syna fot. iStock by Getty Images, triloks
„Może popełniłam kilka błędów, ale zawsze chciałam dla niego dobrze. Wychowywałam go samotnie od szóstego roku życia, kiedy to jego ojciec spakował się i odszedł. Przez jakiś czas Marek myślał, że to przez niego ojciec nas opuścił. Może dlatego wdał się w złe towarzystwo?”.
/ 21.07.2023 20:15
matka, która utrzymuje dorosłego syna fot. iStock by Getty Images, triloks

W sklepie mięsnym stałam za Mają, moją ulubioną sąsiadką. Obie byłyśmy już na emeryturze. Maja opiekowała się mężem po wylewie. Ja miałam inny problem, z którym zmagałam się od kilkudziesięciu lat.

– Zaczęły się rekolekcje przed nawiedzeniem obrazu pana Jezusa Miłosiernego – powiedziała Maja, widząc wychodzących z kościoła ludzi.

– My mamy swoje rekolekcje w domu – uśmiechnęłam się do niej.

Koleżanka skinęła głową. Doskonale się rozumiałyśmy.

Do sklepu weszło kilkanaście osób. Stanęli w kolejce. Żywo dyskutowali, co kupić na obiad. Ja nacieszyłam już oczy pięknymi połaciami mięs, ale 10 złotych, które trzymałam w portmonetce, nie pozwalało na zakupowe szaleństwo. Jak za taką kwotę przygotować syty obiad dla siebie i 46-letniego syna? Pogawędziłam jeszcze chwilę z Mają, a potem pod pretekstem, że zapomniałam wyłączyć żelazko z prądu, wyszłam szybko z kolejki.

Gdyby nie ja zginąłby marnie

Po godzinie, gdy sklep się wyludnił, kupiłam paczkę parówek, a w warzywniczym główkę kapusty. Jak z pięciu cienkich parówek i małej kapusty zrobić pyszny bigos? Nauczyłam się wyczarowywać coś z niczego. Bieda jest znakomitym nauczycielem, uczy pokory i sprytu.

Gdy zabrałam się za gotowanie, Marek dopiero wstał z łóżka. Wczoraj wrócił tak pijany, że ledwie trzymał się na nogach. Rozebrałam go i położyłam do łóżka. Gdzie był? Z kim pił? Nie wiem, i pewnie nigdy się tego nie dowiem. Poszedł się umyć do łazienki, a ja pokroiłam kapustę i posypałam ją obficie solą. Parówki skroiłam i podpiekłam na patelni. Miałam jeszcze w lodówce trochę kiszonej kapusty i pół słoiczka przecieru pomidorowego. Do tego wczorajszy, podsuszony chleb będzie doskonałym dodatkiem. Najważniejsze, żeby mój syn nie chodził głodny

Te jego pijackie rajdy sporo mnie kosztują. Zwykle dwa-trzy razy w miesiącu policja zawozi go do izby wytrzeźwień, a potem ja płacę za to słony rachunek. Marek nie ma pracy, żadnej renty, gdyby nie mój spryt, już pewnie by nie żył.

– Podgrzać ci pierogi? – spytałam.

– Już trzeci dzień jemy pierogi jak zwykle zaczął narzekać.

– Zaraz ci odgrzeję – postanowiłam przemilczeć jego komentarz.

Pierogi dostaliśmy od sąsiadki z drugiego piętra, której pomagam od czasu do czasu w ogródku. Pani Bożena nie może się schylać. A mnie na razie zdrowie dopisuje.

Zmęczona twarz Marka skupiła się na paczce papierosów. Palił półtorej paczki dziennie. Wiadomo, że nie jest to tani nałóg. Staram się jak mogę, by papierosów nie zabrakło. Bo gdy braknie, syn rusza w świat, do podejrzanych kolegów „na papieroska”, i znika na długie godziny. 

Mam go tylko jednego. Staram się, by niczego mu nie brakowało. Zwłaszcza mojej miłości. To dobry chłopak, tyle że trochę niepoukładany. Ale jestem pewna, że pewnego dnia się pozbiera, zacznie pracować i spełnią się moje marzenia.

Jadł w milczeniu ruskie pierogi, a ja cieszyłam się, że jest w domu, a nie szlaja się gdzieś z kumplami.

Trzy razy siedział w więzieniu

Całe zło zaczęło się od złych kolegów. Jako 19-latek Marek dał się wciągnąć w napad na kiosk. Złapali go. Poszedł siedzieć. Tam poznał jeszcze gorsze towarzystwo. Ledwie wyszedł na wolność, znowu dał się namówić na włamanie. Pokazywał mi markowe ubrania, kilkaset dolarów, które niby dostał od kolegi.

Nie ciągnęło go nigdy do uczciwej pracy, choć ma dobry fach w rękach – jest elektromechanikiem. Poszedł za kolegami na kolejne włamania. Tym razem wpadł. Znowu trafił do więzienia. Jeździłam do niego co miesiąc z paczką żywnościową. Obiecywał, że jak wyjdzie, znajdzie sobie pracę. Wierzyłam. Która matka nie wierzy jedynemu dziecku?

Jednak po wyjściu na wolność, przystał do gangu. Okradali mieszkania i domy, o czym dowiedziałam się później. Mnie wtedy zapewniał, że handluje walutą. To było nielegalne, ale i tak się cieszyłam. W końcu zarabiał, miał swój grosz.

Kiedy trzeci raz poszedł siedzieć, tym razem na 8 lat, powiedziałam mu, że dłużej tego nie zniosę.

– Wszystko się zmieni. Jeszcze ze mnie będziesz dumna, mamuś, zobaczysz – przysięgał.

Kłamał. Z 19-letniego łobuza stał się 46-letnim recydywistą.

– Nie narzekaj – pocieszała mnie Maja. – Ciesz się, że ma gdzie wrócić. Poza tym, on jeszcze może się zmienić, a mój Wacek już nie.

Mąż Mai trzy lata temu miał wylew. Mimo poświęcenia i heroicznej walki żony, nie poprawiało mu się.

– Trzeba wierzyć, przecież zdarzają się cuda – powiedziałam, ale chyba sama w to nie wierzyłam.

Żyłyśmy z dnia na dzień. Nie wybiegałam zanadto w przyszłość. Cieszyłam się, że od 3 lat Marek był na wolności. Może nie zarabiał, ale też jak na razie nie zszedł na drogę przestępstwa. Może i pił za dużo, ale czasem udawało mi się namówić go do zrobienia czegoś pożytecznego.

– Mojej koleżance zepsuł się telewizor. Może być zerknął? – mówiłam mu na przykład.

Marek lubi reperować telewizory. To jest jego jedyne hobby.

– Siostra sąsiadki mieszka na skraju osiedla, w parterowym domu. Ma sad, bardzo zapuszczony… Jest w moim wieku, po operacji biodra. Pytała, czy uporządkowałabym jej ogród… Pomógłbyś mi? – prosiłam go innym razem.

Robię co mogę, żeby mu pomóc

Tak naprawdę nie było żadnych sióstr sąsiadek ani koleżanek. Mój syn nie miał pojęcia, ile czasu poświęcałam na szukanie dla niego pracy. Bywało, że zachodziłam do ludzi, którzy akurat robili remont mieszkania i pytałam, czy potrzebują kogoś do sprzątania… A potem brałam Marka i szliśmy zarobić parę złotych. Chciałam, żeby obcował z normalnymi ludźmi, zobaczył jak mieszkają, do czego doszli. Myślałam, że może coś go  ruszy, coś się w nim obudzi i zapragnie stać się taki, jak oni.

Nigdy źle o synu nie mówiłam, jedynie Mai się żaliłam. Zawsze wszystkich zapewniałam, że to dobry chłopak, tylko akurat nie ma pracy. Reklamowałam go, jak umiałam. Cieszyłam się, gdy przez kilka dni był w domu, coś dłubał, naprawiał lub pracował ze mną u innych, a nie znikał gdzieś u pijących kumpli. To mi dodawało siły i otuchy.

Mam 67 lat, żelazne zdrowie i ogromną cierpliwość. Wiem z doświadczenia, że nie mogę na syna krzyczeć, robić mu awantur, przeklinać i wyganiać z domu. Bo sobie pójdzie do koleżków, złamie prawo i po raz kolejny trafi do więzienia.

Tylko Maja wie, że mój syn siedział w więzieniu. Innym mówiłam, że pracował na budowach eksportowych. To kłamstwo miało krótkie nogi. Ludzie przecież widzieli jego tatuaże na dłoniach, widzieli jak chwiejnym krokiem wracał do domu. Nie raz, nie dwa. Mówiłam wtedy, że każdy ma swój krzyż, i że walczę o niego, jak potrafię.

Może popełniłam kilka błędów, ale zawsze chciałam dla niego dobrze. Wychowywałam go samotnie od szóstego roku życia, kiedy to jego ojciec spakował się i odszedł. Przez jakiś czas Marek myślał, że to przez niego ojciec nas opuścił. Może dlatego wdał się w złe towarzystwo?

Tego wieczoru usłyszałam bicie dzwonów. Popatrzyłam na syna. Od lat nie chodził do kościoła. Ja codziennie byłam na mszy. Modliłam się za niego, za siebie, za nas.

– Umyję się, przebiorę i pójdę do kościoła. Podziękować za ciebie – powiedziałam do Marka.

– Za mnie? – nie rozumiał.

Jestem szczęśliwa, że przestałeś kraść… – powiedziałam mu.

Rozpłakał się jak dziecko.

Czytaj także:
„Latami utrzymywałam syna nieroba. Gdy straciłam pracę, odwrócił się plecami i zostawił mnie bez środków do życia”
„Wychowałam syna na nieudacznika, który trzyma się matczynej spódnicy. Teraz muszę utrzymywać darmozjada, bo żadna go nie chce”
„Mój syn to nierozgarnięty obibok. Ja nie będę darmozjada utrzymywał! Nie chce się uczyć, to niech kopie rowy”

Redakcja poleca

REKLAMA