– Synu, jak ty to sobie wyobrażasz?! – krzyknąłem wściekły. – Przecież bez matury nie dostaniesz się nigdzie na studia!
– Wielkie mi co – wzruszył ramionami Kuba. – Teraz w pośredniaku pełno takich ze studiami. A do pracy szukają zwykłych ludzi z konkretnym fachem w ręku.
– A jaki ty niby masz fach w ręku po ogólniaku?! – gotowało się we mnie.
– Kolega obiecał, że nauczy mnie kraść samochody. To podobno nie jest trudne.
Kuba oczywiście żartował
Tak jak przez cały ostatni rok. Po poprzednich wakacjach zaszła w nim jakaś dziwna zmiana. Z pilnego, grzecznego ucznia zmienił się w kompletnego olewacza, którego nic nie interesuje. W pierwszej chwili myśleliśmy z żoną, że wpadł w złe towarzystwo. Ale nie, wciąż przyjaźnił się z tymi samymi kolegami, nie spotkał nikogo nowego. Tylko nagle jemu i jego znajomym wszystko zaczęło zwisać. Ale oni jakoś w ostatniej chwili się opanowali i, wprawdzie z kiepskimi wynikami, ale jakoś zdali tę maturę. A on nie.
Miałem wrażenie, że Kubę mimo wszystko ruszyło to niepowodzenie. Robił jednak co mógł, żeby tego nie pokazać. Kiedy z kolei kazałem mu poszukać pracy, odmówił. Twierdził, że jeśli nie będę go utrzymywał, to zostanie bezdomnym, bo oni mają fajnie. Zawsze ich ktoś nakarmi i odzieje, mają się gdzie przespać. A człowiek, który pracuje, tylko traci czas. Ciągle musi gdzieś gonić. Bierze kredyt na mieszkanie, musi go spłacać całe życie. A tymczasem to życie przecieka mu między palcami. A mój syn nie ma zamiaru harować na tę „pieczarę, w której ma gromadzić rodzinne skarby”. Poza tym wszystkie oferty, na jakie może liczyć, to prace, w których będzie zarabiał grosze, napychając kabzę „tłustym kapitalistom”.
Ręce mi opadały
Wprawdzie żona mnie uspokajała, że mu na pewno „kiedyś” ta głupota przejdzie, ale skąd miałem wiedzieć, kiedy to nastąpi? Za rok, za dwa lata, za pięć lat? A może za dwadzieścia? Przecież czterdziestoletni faceci, którzy wciąż korzystają z maminej kuchni, nie są rzadkością. Nie miałem ochoty utrzymywać tak długo tego darmozjada. Dlatego postanowiłem działać. Na początek zabrałem mu kieszonkowe. Nie było ono zbyt wielkie, ale pozwalało mu na zaspokojenie podstawowych potrzeb. Zapowiedziałem też mojej żonie, że jeśli zobaczę, że daje naszemu synowi w tajemnicy przede mną jakieś pieniądze, to następnego dnia się z nią rozwodzę. Kuba, gdy się dowiedział o utracie kieszonkowego, skrzywił się, ale potem tylko wzruszył ramionami. Powiedział, że będzie pożyczał od kolegów, a jak im nie odda, to najwyżej połamią mu ręce i nogi i będziemy mieli dodatkowy problem. Żeby bardziej przykręcić mu śrubę, odmówiłem finansowania jakichkolwiek zakupów nowych ubrań, obuwia etc. Tu moja żona się oburzyła, że nas syn będzie wyglądał wkrótce jak obdartus, ale ja byłem nieugięty. Następnym krokiem było zlikwidowanie w naszym domowym menu wszelkich ulubionych potraw naszego syna, które były gotowane ze względu na niego. Ba, nawet specjalnie zacząłem kupować do naszej lodówki produkty, o których wiedziałem, że Kuba ich nie znosi.
– To jakaś dziecinada – stwierdziła w końcu moja Florka. – W ten sposób go nie przekonasz.
– A co, mam czekać z założonymi rękami, aż sobie zmarnuje życie? Już to zresztą prawie zrobił!
– Nie zdał tylko matury. Nic fajnego, ale to nie powód, żeby prowadzić wojnę z własnym dzieckiem.
– A masz jakiś lepszy pomysł?
– Namówię go, by znalazł sobie zajęcie.
Roześmiałem się gorzko, bo przecież pamiętałem, co mój syn sądził o pracy zarobkowej. Ale Florka wymyśliła szatański plan. Postanowiła, że przekona Kubę, aby zrobił to…, żeby oszukać mnie! Do każdej zarobionej złotówki ona dołoży mu kolejną. W ten sposób nie będzie pracował za grosze, a przy okazji moja żona będzie miała alibi, skąd syn bierze pieniądze. A ja będę wystrychnięty na dudka!
Trochę mi się to nie podobało
Ale pomyślałem, że chyba jednak cel uświęca środki. Wkrótce mój syn znalazł dorywczą robotę przy rozładunku towarów w supermarkecie. Robił to raz, dwa razy w tygodniu w godzinach późnowieczornych. A kiedy wracał, miał bardzo zadowoloną minę, kiedy na mnie patrzył. Najwyraźniej rzeczywiście wydawało mu się, że mnie przechytrzył i tanim kosztem miał znów z powrotem wszystkie wygody, do jakich przywykł. Nie widziałem w jego zachowaniu żadnej poprawy i choć byłem zadowolony, że przynajmniej trochę pracuje, to jednak uważałem, że plan mojej żony nie przyniesie efektu i nie sprawi, że charakter naszego syna będzie przez to lepszy. Ale Florka była bardzo pewna swego i uważała, że już niedługo Kuba się opamięta i porzuci swoje dziwaczne podejście do życia. I rzeczywiście, po dwóch miesiącach Kuba zaczął chodzić do pracy dwa–trzy razy w tygodniu. Trochę mnie to nawet zaniepokoiło, bo jego większe zarobki oznaczały, że Florka będzie mu musiała w ramach swojego planu więcej dopłacać. Ale ona mnie uspokoiła, że ustaliła z nim, że nie będzie mu dopłacać więcej niż pięćset złotych co miesiąc. On na to przystał chętnie i nawet się nie targował. Kiedy zapytałem żonę, jak myśli, czemu tak się stało, odpowiedziała krótko:
– Dziewczyna.
– Jak? Ale co? – pytałem zdezorientowany. – Ma dziewczynę? Nic nie mówił.
– A co? Miał się zwierzać największemu wrogowi? – spojrzała na mnie kpiąco.
– Przestań, nie podoba mi się, że ustawiasz mnie w takiej roli.
– Sam się w niej ustawiłeś. A dziewczyna ma na imię Lena. Bardzo mu się podoba, imponuje. Ona tam zarządza tym rozładunkiem, a czasem nawet sama go robi.
– Przecież oni tam ciężkie rzeczy noszą.
– Dlatego Kuba jej pomaga – uśmiechnęła się filuternie Florka. – I myślę, że mu ta pomoc na dobre wyjdzie...
Wkrótce okazało się, że miała rację
Jakieś dwa tygodnie później powiedziała mi, że nasz syn przygotowuje się w tajemnicy przede mną do powtórnego zdawania matury i zaczyna przeglądać oferty studiów, ze szczególnym uwzględnieniem ekonomii i zarządzania. Byłem w szoku, bo przedtem myślał o humanistycznych kierunkach. No i jak się miała ta „ekonomia i zarządzanie” do jego poglądów na temat zbyteczności ludzkiej pracy? Oficjalnie trzymał przede mną fason i nadal utrzymywał, że wszystko mu zwisa. A do pracy chodzi częściej, bo nie chce mu się z nami siedzieć w domu. Aż mnie świerzbiło, żeby to jakoś złośliwie skomentować, ale na prośbę żony nie wychylałem się ze swoją „nadwiedzą”. Udawałem też, że nie zauważam, jak wychodzi elegancko ubrany na matury... Miałem nadzieję, że Kubie uda się zdać. Bałem się, że niepowodzenie może go załamać i wszystko wróci do poprzedniego stanu. Czyli wciąż będzie udawał, że mu na niczym nie zależy. Z napięciem czekałem na wyniki. No i byłem ciekaw, czy syn przyzna się do tego, że zdawał maturę. W dniu ogłoszenia wyników przyszedł do mnie, kiedy siedziałem przed telewizorem. Usiadł obok i powiedział tylko.
– Same piątki.
– Co?
– Nie udawaj. Wiem, że ty wiesz. Wam się wydawało, że mnie podpuszczacie z tą pracą. A ja już wtedy chciałem coś zmienić, tylko było mi się głupio przyznać.
– Dlaczego?
– Sam nie wiem. Jak teraz pomyślę, jakie głupoty gadałem. A kiedy poznałem Lenę... Bo wiesz…
– Wiem, to twoja dziewczyna.
– Jeszcze nie, ale chciałbym, żeby tak było. Jej nie jest łatwo zaimponować. Zawsze musiała o wszystko walczyć, na wszystko sama zarabiać. I to od najmłodszych lat. A ja miałem wszystko podane na tacy i… wszystko popsułem.
– Na pewno uda ci się to naprawić. Wierzę w ciebie.
Pokazałeś charakter. Widać było, że moje uznanie było dla niego ważne. Tak jak wcześniej, kiedy jeszcze nie wszedł w okres „zwisa mi to”. Dlatego po roku nerwowej szarpaniny mogłem wreszcie odetchnąć i nie martwić się dłużej o przyszłość mojego syna.
Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”