„Rodzice nie chcą być ciężarem, dlatego wspomnieli o domu opieki. Przecież opieka nad nimi to mój obowiązek”

kobieta martwi się o rodziców fot. Adobe Stock, simona
„Z mamą nie jest jeszcze źle. Choć czasem narzeka na kręgosłup i stawy, energii jej nie brakuje. Biega na spotkania z koleżankami i na Uniwersytet Trzeciego Wieku. Ale tata niedomaga. Ma trudności z chodzeniem, szybko się męczy. Oczywiście, jak każdy prawdziwy twardziel, uparcie twierdzi, że może góry przenosić, ale przecież mam oczy i widzę!”.
/ 19.06.2023 16:30
kobieta martwi się o rodziców fot. Adobe Stock, simona

Moi rodzice będą obchodzić za kilka miesięcy Złote Gody. Obiecaliśmy sobie z bratem, że wyprawimy im z tej okazji uroczyste przyjęcie w najlepszej restauracji w mieście. Przyjadą bliscy, znajomi. Usiądziemy ze wszystkimi przy stole i powspominamy.

Mama i tata pobrali się, gdy byli bardzo młodzi, po zaledwie ośmiu miesiącach znajomości. Ona miała 19 lat, on 22. Wszyscy wokół dziwili się, że tak bardzo spieszą się z tym ślubem. Niektórzy podejrzewali, że mama jest w ciąży. A że w tamtych czasach nie było to, delikatnie mówiąc, mile widziane, oboje dostali się na języki.

Cała wieś huczała od plotek

Nawet na dywanik do proboszcza zostali wezwani. Dopiero jak przysięgli, że nie złamali żadnego przykazania, ksiądz wziął ich w obronę i nieco uciszył rozgadane towarzystwo. Niektóre baby zamilkły jednak ponoć dopiero wtedy, gdy dostrzegły, że kolejne miesiące minęły, a mama ciągle jest cieniutka w talii. 

Początkowo rodzice zamierzali zostać na wsi. Wygoniła ich jednak bieda. Mama miała czworo rodzeństwa, tata pięcioro. Wiadomo było, że wszyscy na ojcowiźnie zostać nie mogą. Któregoś dnia spakowali więc najpotrzebniejsze rzeczy do dwóch niewielkich walizeczek i ruszyli do Wrocławia. Szybko znaleźli pracę w mleczarni, ale nie mieli gdzie mieszkać.

Wynajęli pokój u jednej starszej kobiety. Był brudny i stały w nim tylko jakieś rozpadające się meble, ale oni i tak byli szczęśliwi. Tata pobielił ściany, naprawił meble, mama powiesiła kolorowe firanki, postawiła na parapecie doniczki z kwiatami i rozpoczęli wspólne życie.

Ich szczęście nie trwało jednak długo

Kiedy trzy lata później przyszłam na świat, ta starsza kobieta wyrzuciła ich na bruk. Denerwował ją płacz dziecka i pieluchy wiszące w łazience. Przez następne dziesięć lat tułaliśmy się po wynajmowanych pokojach, zanim rodzice dostali klucze do własnego M.

I to już nie we trójkę, ale we czwórkę, bo dwa lata po moich narodzinach przyszedł na świat mój brat, Tomek. Czasem zmienialiśmy mieszkanie kilka razy w roku, więc rodzice nawet rzeczy nie rozpakowywali. Wyciągali tylko to, co było potrzebne, a resztę trzymali w pudłach, walizkach.

Mimo to nigdy nie tracili humoru, nigdy się nie kłócili. I okazywali nam wiele miłości i czułości. Mimo tych przeciwności losu mieliśmy z bratem szczęśliwe dzieciństwo. Potem, gdy już podrosłam, zastanawiałam się, jakim cudem udało im się przetrwać te trudne chwile i stworzyć w domu tak wspaniałą atmosferę. Któregoś dnia nawet ich o to zapytałam.

– Jak, to jak? O tym samym myśleliśmy, marzyliśmy i różnic między nami żadnych nie było. Zawsze byliśmy razem. Jak dwa konie co jeden wóz ciągną – odparła z uśmiechem mama.

– Tak, tak… Jeśli jedno szanuje drugie, wspiera, pomaga, to jest siła do walki o lepszą przyszłość dla siebie i dzieci. Powinniście zawsze o tym pamiętać. I ty i Tomek – dodał tata. 

Myślę, że to właśnie dzięki rodzicom wyszliśmy z bratem na ludzi i mamy własne, szczęśliwe rodziny. Będziemy im zawsze za te nauki bardzo wdzięczni…

I staramy się im to okazywać na każdym kroku

Często ich odwiedzamy, zapraszamy do siebie. Nie chcemy, żeby czuli się opuszczeni. Wielu moich znajomych dziwi się, że tak wiele czasu poświęcam rodzicom. Niektórzy przyznali się, że matka i ojciec są dla nich ciężarem i w głębi duszy chcieliby, że pożegnali się już z tym światem.

Nie rozumiem, jak mogą mówić takie straszne rzeczy? Ja chciałabym, żeby moi żyli nawet 200 lat. Dlatego martwi mnie, że podupadają na zdrowiu. Wiem, że  taka jest kolej rzeczy, ale denerwuje mnie, że nie są już tacy silni i zdrowi, jak kiedyś.

Z mamą nie jest jeszcze źle. Choć czasem narzeka na kręgosłup i stawy, energii jej nie brakuje. Biega na spotkania z koleżankami i na Uniwersytet Trzeciego Wieku. Ale tata niedomaga. Ma trudności z chodzeniem, szybko się męczy. Oczywiście, jak każdy prawdziwy twardziel, uparcie twierdzi, że może góry przenosić, ale przecież mam oczy i widzę!

Na dodatek zapomina o różnych rzeczach. Kiedyś miał taką znakomitą pamięć. Nigdy niczego nie zapisywał. Mama śmiała się, że jest chyba jedynym mężczyzną na świecie, któremu nie trzeba dawać przed wyjściem do sklepu listy zakupów.

Ale jakiś czas temu to się zmieniło

Mama wyznała mi, że tata wiecznie czegoś szuka. Nie wie, gdzie zostawił okulary, klucze, gdzie położył gazetę. A miesiąc temu zgubił się na mieście.

Po tamtym zdarzeniu zaprowadziłam tatę do neurologa. Bronił się oczywiście przed tym rękami i nogami i niestety na miejscu okazało się, że ma początki demencji. Dostał lek, po którym poczuł się troszkę lepiej, ale lekarz nie ukrywał, że choroba będzie postępować.

Tata przyjął diagnozę ze spokojem, ale widziałam, że był zszokowany i przybity. Gdy wyszliśmy z przychodni, zaprosił mnie do kawiarni. Powiedział, że chce porozmawiać ze mną w cztery oczy.

Musisz mi coś obiecać, córeczko – powiedział, gdy usiedliśmy przy stoliku.

– Co takiego, tato?

– Że jak będzie ze mną już bardzo źle, to oddacie mnie do domu opieki. Nie chcę mamie zatruwać ostatnich lat życia. I sprawiać wszystkim kłopotu – wykrztusił.

– O czym ty w ogóle mówisz? Mama nigdy by się na to nie zgodziła! Tomek i ja zresztą też!

– Ale…

– Żadnego ale! Nie jesteś i nigdy nie będziesz żadnym kłopotem! Oczywiście mama też nie! Zapamiętaj to sobie! – ucięłam.

Tamta rozmowa chyba bardzo pokrzepiła tatę

Już nie wygląda na tak załamanego i przybitego jak po wyjściu z gabinetu lekarskiego. Ba stara się walczyć z chorobą. Ćwiczy pamięć, rozwiązując krzyżówki,  zapisuje sobie ważne rzeczy.

Gdy na niego patrzę, mam nadzieję, że dotrwa w takiej formie do tego wielkiego przyjęcia z okazji Złotych Godów. Przecież chcemy wszyscy wtedy powspominać. A będzie o czym! Może nawet zrobimy imprezę chwilę wcześniej - przecież nie liczy się konkretna data, a liczba lat spędzonych razem, prawda?

Pomimo tych wszystkich perturbacji widzę, że rodzice są ze sobą ogromnie szczęśliwi. Każdego dnia robią sobie drobne, miłe rzeczy, takie jak podanie herbaty do łóżka czy wspólny spacer na ciasto albo lody do pobliskiej kawiarni. Dużo się uśmiechają, a i my pomagamy im jak tylko możemy - bo przecież po to ma się rodzinę, żeby wzajemnie się wspierać i obdarzać miłością.

Czytaj także:
„Czekał mnie ślub jak z katalogu. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, aż w końcu poznałam brudny sekret narzeczonego”
„Jestem niemal pewna, że mąż gził się z naszą wspólną przyjaciółką tuż pod moim nosem. Brakuje mi tylko dowodów”
„Zamiast fachowca do remontu wynająłem partacza. Siedział u mnie 3 miesiące, wziął kupę kasy i popsuł wszystko, co się dało”

Redakcja poleca

REKLAMA