„Za kasę ze spadku po rodzicach kupiłem dom w lesie. Nigdy nie powiem żonie, jaką tajemnicę skrywają te mury”

szczęśliwa para fot. Adobe Stock, Drobot Dean
„To był stary, brązowy notatnik w skórzanej oprawie. Otworzyłem na pierwszej stronie i przeczytałem na głos: Pamiętnik Klary. Poczułem dreszcz na plecach. Natychmiast przewróciłem na drugą stronę. Oblał mnie zimny pot”.
/ 25.10.2023 13:15
szczęśliwa para fot. Adobe Stock, Drobot Dean

Czasem, gdy nie mogę zasnąć, patrzę, jak śpi Ela. Jak jej piękny brzuch, w którym rośnie nasza maleńka córeczka, unosi się w rytm oddechu. Patrzę i się boję. Boję się, żeby to wszystko, co odkryłem, nie zrobiło nam krzywdy. Ale potem łapię oddech, dwa i myślę sobie: „Co z ciebie za facet, przecież tego już nie ma…”.

Ten dom znaleźliśmy przypadkiem, przeglądając ogłoszenia w gazecie. Nie był to szczyt marzeń. Trochę stara budowla, ale na skraju pięknego lasu. No i był w zasięgu naszych możliwości finansowych. Miałem spadek po rodzicach, który chciałem dobrze wykorzystać. Gdy przyjechaliśmy na miejsce, zobaczyliśmy zarośnięty, ciemny, pełen suchych krzaków ogród, stare, kamienne ściany i skruszałe schody. Czekało nas mnóstwo pracy, ale widok zieleni dookoła rekompensował wszystko.

Właściciel chciał się szybko pozbyć domu

Drzwi otworzył nam pan około sześćdziesiątki. Robił podobne wrażenie, jak ten dom – był stary i zasępiony. Miał ostre rysy, jakby ktoś wykuł jego twarz w zimnym kamieniu.

– Państwo przyjechali obejrzeć dom? – zapytał.

– Tak, dzwoniliśmy wczoraj – powiedziałem, a mężczyzna odsunął się i wpuścił nas do środka.

Wewnątrz było podobnie jak na zewnątrz – szaro i ponuro. Okna częściowo zakrywały zasłony. Jeśli gdzieś nie były zasłonięte, to i tak przez brudne firany światło ledwo się przebijało. Podłogi z długich drewnianych desek skrzypiały, jakby błagając o to, żeby ktoś je w końcu zerwał. Potężne, zdobione żyrandole ciągnęły w dół popękane stropy, a w powietrzu mieszały się dwa zapachy – dymu papierosowego i wilgoci. Meble kiedyś były piękne, ale dziś chciały odejść już w zaświaty razem z podłogą.

Oglądaliśmy dom pokój po pokoju, a właściciel odzywał się tylko, gdy go o coś pytaliśmy. Odpowiadał zdawkowo, jakby wiedział, że cena, za którą sprzedaje nieruchomość, mówi już wszystko. Dopiero, kiedy wróciliśmy do przedpokoju, to sam zagadnął:

– Proszę mi wybaczyć mrukowatość, ale pół roku temu zmarła moja żona, Klara…

– Przykro nam – odpowiedziała Ela.

– Dlatego sprzedaję ten dom. Już mi niepotrzebny po tym, jak żonę zabrała choroba.

– A zmarła… tutaj..? – dopytała nieśmiało Ela.

– Nie, nie, w szpitalu – mroczny gospodarz uśmiechnął się lekko, jakby drwił z pytania mojej żony.

– Przepraszam… – powiedziała Ela, a on tylko kiwnął głową.

Zastanawialiśmy się, czy warto

Zastanawialiśmy się trzy dni. Było mnóstwo argumentów przeciw. Między innymi sam gospodarz i smutna historia stojąca za sprzedażą domu. Ale kusiła nas cena. Posiedziałem trochę, policzyłem sobie, że gdybym zrobił remont własnoręcznie, z pomocą moich pracowników – bo mam małą firmę budowlaną – to bylibyśmy sporo do przodu.

Przekonywałem Elę, że warto podjąć ryzyko, ale ona się trochę bała.

– No niby masz rację, ale wiesz…

– No co?

– Tam jest jakoś tak strasznie – jak to mówiła, i mnie robiło się nieswojo, jednak starałem się odpędzać od siebie te dziwaczne myśli.

– Ale nie będzie. Wszystko się pozmienia. To jest słoneczny, duży i solidnie zbudowany dom. Spokojnie.

– Obiecujesz..?

W końcu się zgodziła. Zapadała decyzja. Kupiliśmy ten dom w lesie.

Zabrałem się za remont

Najpierw wymieniliśmy drzwi, okna, chłopaki zaczęli robić elewację, a ja szalałem w środku. Rzeczywiście, Ela miała rację. Było tu jakoś strasznie. Gdzie nie przywaliłem młotem, to po budynku niosło się echo, a w powietrze leciał taki pył, jakbym przeganiał duchy tego starego miejsca. Kiedy już wynieśliśmy tę część mebli, które zostawił właściciel, zabrałem się za zrywanie podłogi. Szło bardzo łatwo, bo deski ledwo trzymały się legarów. Odchodziły, przejmująco skrzypiąc. W końcu przyszedł czas na pokój, który był sypialnią poprzednich właścicieli.

Rwałem deskę za deską i w końcu doszedłem do tej części podłogi, która leżała pod starym regałem. Zobaczyłem, że jedna z klepek odstaje nieco bardziej niż inne. Podważyłem ją butem. Odskoczyła i upadła tuż obok. Nie była przybita. I coś leżało w dziurze. Usiadłem obok i sięgnąłem ręką. Skóra. To był stary, brązowy notatnik w skórzanej oprawie. Otworzyłem na pierwszej stronie i przeczytałem na głos: Pamiętnik Klary. Poczułem dreszcz na plecach. Natychmiast przewróciłem na drugą stronę. Oblał mnie zimny pot.

Przeraziłem się

Kolejne trzy czy cztery karty zapisane były wielki literami. Tak wielkimi, że na jednej karcie mieściło się tylko kilka słów. Niektóre, te najważniejsze chyba, powtarzały się po kilka razy: „poroniłam, bękart, kara, piekło, grzech, ból, cudzołożnica, samotność”. Przewracałem kolejne strony, mając nadzieję, że to jakiś makabryczny żart, ale dalej wcale nie było lepiej.

Klara, żona byłego właściciela tego domu, snuła swoją opowieść. Nie była ona regularna. Kolejne wpisy oddalone były od siebie o całe lata. Ale każdy rozdział zaczynał się tak samo: „Przyszła moja kochana, znowu chce jeść, a ja mam tylko suchą, wyschłą pierś…”. Tak kobieta zaczynała kolejne rozdziały swojej strasznej historii. W jej wpisach było mnóstwo niemożliwego do uporządkowania chaosu. Całe strony zabazgrane były słowami, które kojarzyły się z potwornościami. Coś dało się jednak wyczytać.

Ten dom krył wielką tragedię

Klara zdradziła męża i z tej zdrady poczęło się dziecko. W obawie przed tym, co powiedzą sąsiedzi, mąż trzymał ją w zamknięciu i potwornie gnębił. Pisała, że raz przywiązał ją do łóżka na tydzień i nie odsłaniał zasłon. Że ją policzkował, że zgasił w przypływie wściekłości papierosa na jej brzuchu. Te wspomnienia były w miarę uporządkowane. Aż do… poronienia.

Potem mnóstwo było szaleńczo zabazgranych kart pełnych cierpienia. Bo Klara po poronieniu zwariowała. Szaleństwo ustępowało pewnie wtedy, gdy kobieta nie pisała. Ale kiedy trauma wracała, zrozpaczona Klara wracała do zapełniania kart pamiętnika. Najpierw tylko pisała, a potem też malowała. Na jej obrazkach widać było najczęściej postać dziecka w długiej koszuli nocnej. Bez włosów, z okrągłymi, zamazanymi na czarno oczami.

W kolejnych rozdziałach wracał motyw dręczenia przez męża, tęsknoty za nienarodzoną córką, potworności, które w jej głowie wyprawiały demony, samotności przerywanej tylko wizytami ducha dziecka. Kiedy docierałem do końca, poczułem ulgę, że zaraz będę miał tę koszmarną lekturę za sobą. Nie spodziewałem się, że najgorsze dopiero przede mną. Na ostatniej karcie Klara opisywała swoje przygotowania do samobójstwa

Kiedy skończyłem czytać, zerwałem się na równe nogi i podarłem cały zeszyt na strzępy. Ułożyłem na ziemi stertę i ją podpaliłem. Otworzyłem okna i wypuszczałem z dymem te cholerne wspomnienia. W końcu została tylko kupa popiołu, której się brzydziłem. Kiedy wpadli moi pracownicy zaalarmowani dymem, kazałem im posprzątać cały ten bałagan i zrywać podłogę dalej. Wskoczyłem do samochodu i pojechałem do żony. Byłem pewny, że jej wszystko powiem i sprzedamy to miejsce, w którym wydarzyła się taka tragedia. Właściciel myślał, że to ukryje.

Ale potem, kiedy emocje opadły, zacząłem się zastanawiać. Bo przecież Klara odeszła już z tego świata. Odeszły nawet jej mroczne wspomnienia. Rozmyśliłem się, nie powiedziałem żonie, bo ten dom był jej marzeniem. I wydawało mi się, że robię słusznie. Tylko jedno pytanie prześladuje mnie od tamtej pory. Dlaczego, gdy Ela gładzi swój brzuch, to czuję jakiś dziwny lęk?

Czytaj także: „Szukam córce męża, bo zaraz stuknie jej 40-stka. Sąsiedzi się śmieją, a mi jest wstyd, że mam pod dachem starą pannę” „Kochałem Agnieszkę do szaleństwa, ale ona bardziej kochała butelkę. Nie zamierzam żyć w chorym trójkącie”
„Teściowa mnie prześladowała i nie dawała spokoju. Z buciorami właziła w moje życie, podobno po to, by mi pomóc”

 

Redakcja poleca

REKLAMA