„Teściowa mnie prześladowała i nie dawała spokoju. Z buciorami właziła w moje życie, podobno po to, by mi pomóc”

poważna kobieta fot. Getty Images, Mireya Acierto
„Jak ja jej nienawidziłam. Przyczepiła się do mnie, jak rzep do psiego ogona, i nie odpuszczała. Postawiła sobie za punkt honoru udowodnienie całemu światu, że jej była synowa jest do niczego. Chciała odebrać mi Stasia, mojego ukochanego synka. I wcale tego nie ukrywała”.
/ 24.10.2023 13:15
poważna kobieta fot. Getty Images, Mireya Acierto

Ta choroba jest podstępna, jak żadna inna. Zaczyna się niewinnie, od przyjemnego uczucia odprężenia po wypiciu paru lampek wina. Na koniec jest znacznie gorzej – lęk, poczucie bezradności i pustka w głowie i sercu.

Nie widziałam w sobie problemu

Ja umiałam się zatrzymać, niestety stało się to trochę zbyt późno. Wszystko mnie bolało, od koniuszków palców u stóp aż po czubek głowy. Mięśnie drżały od niekontrolowanych skurczów. Miałam wrażenie, że w moich żyłach, zamiast krwi, płynie żrąca substancja, która pali wnętrzności żywym ogniem i podchodzi aż do ust, zostawiając w nich ohydny, gorzki posmak.

Równocześnie trzęsłam się z zimna. Chciałam naciągnąć na siebie kołdrę, lecz zdrętwiałe palce nie były w stanie uchwycić śliskiego materiału. Z trudem otworzyłam ciężkie powieki. Oślepiło mnie światło. „A więc jest dzień” – przemknęło mi przez głowę.

W tym samym momencie zalała mnie fala gorąca. Jakby ktoś wrzucił mnie do kotła z ukropem. Poczułam, że się duszę... Umierałam dwa dni. Trzeciego udało mi się w końcu zasnąć. Gdy się obudziłam, z ulgą stwierdziłam, że, pomijając lekkie nudności, czuję się całkiem dobrze. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to jeszcze nie koniec. Przeciwnie – najgorsze było dopiero przede mną.

– Nie jestem alkoholiczką! – upierałam się. – Piję, bo lubię.

– Nie! Pijesz, bo musisz – powtarzała moja teściowa.

A właściwie była teściowa. Od dwóch lat, czyli od kiedy rozwiodłam się z jej niewiernym synkiem, po prostu Krystyna. Jak ja jej nienawidziłam. Przyczepiła się do mnie, jak rzep do psiego ogona, i nie odpuszczała. Chyba postawiła sobie za punkt honoru udowodnienie całemu światu, że jej była synowa jest do niczego. Wiedziałam, o co jej chodzi – chciała odebrać mi Stasia, mojego ukochanego synka. I wcale tego nie ukrywała.

– W tym stanie nie powinnaś opiekować małym – usłyszałam od niej.

Wściekłam się i nie przebierając w słowach powiedziałam, co o niej myślę. O dziwo, wcale nie wyglądała na obrażoną.

– Jeśli, jak twierdzisz, nie jesteś alkoholiczką, udowodnij to – powiedziała po prostu.

To miała być moja próba

Zaproponowała, że zostanie u mnie na weekend. Jeśli w tym czasie ani razu nie sięgnę po kieliszek, uzna, że się myliła.

– Niech będzie – uśmiechnęłam się pod nosem. – Co znaczą dwa dni, gdy w perspektywie ma się święty spokój?

Jak mówiła, tak zrobiła. Krystyna przyjechała w najbliższą sobotę już z samego rana. Przez cały czas nie odstępowała mnie na krok. Nawet w nocy, kiedy wstawałam do toalety, zrywała się z łóżka i biegła sprawdzić, czy przypadkiem nie ukryłam jakiejś flaszki za sedesem. Oj, jak mnie to drażniło!

Wmawiałam sobie, że irytuje mnie jej nieustanna kontrola, ale teraz sobie myślę, że tak naprawdę, potrzebowałam po prostu paru łyków wina, bo to był dla mnie jedyny sposób na całkowite wyluzowanie się. W niedzielę od samego rana odliczałam godziny do jej wyjścia. Miałam nadzieję, że pozbędę się jej po obiedzie, ale uparła się, że zostanie dopóki nie położę się spać. Już o dziesiątej byłam w łóżku.

Ledwo usłyszałam w drzwiach zgrzyt klucza, zerwałam się na nogi i pognałam do bieliźniarki. Wyciągnęłam butelkę, odkręciłam nakrętkę i... w tym momencie w pokoju zapaliło się światło. W spojrzeniu teściowej nie zobaczyłam satysfakcji, a jedynie ogromny smutek.

Nie od razu zgodziłam się na wizytę w klubie AA. Przekonał mnie dopiero Darek, mój były mąż, który zadzwonił nazajutrz i oświadczył, że jeśli nie zacznę się leczyć, wystąpi o opiekę nad Stasiem. Przestraszyłam się nie na żarty. Tak bardzo, że pozwoliłam Krystynie zaprowadzić się do pobliskiej parafii, gdzie w niewielkiej salce przykościelnej raz w tygodniu spotykali się alkoholicy.

Przyjemne to nie było, ale też nie takie straszne, jak sobie wyobrażałam. Właściwie nie musiałam nawet nic mówić. Siadałam w kółeczku razem z innymi i słuchałam różnych pijackich opowieści. Tadzik, czterdziestolatek z tatuażami, kiedy wypił, wpadał w szał i lał każdego, kto nawinął mu się pod rękę. Gruby, postawny Rysiek zrzucił żonę ze schodów, bo nie chciała mu dać na piwo. Wyglądajacy na niewiniątko Jasiek, student prawa, okradł własną matkę, żeby potem przez tydzień pić z kolegami na mieście. Marianna zostawiała w domu bez opieki malutkie dzieci i znikała na całe dnie.

Wydawało mi się, że jestem lepsza

Prawdę mówiąc czułam się przy nich niemal jak anioł. Co z tego, że przed snem lubiłam wypić kieliszek lub dwa, jeśli w żaden sposób nie utrudniało mi to życia? Gdybym naprawdę była alkoholiczką, też miałabym coś na sumieniu. A ja normalnie pracuję, odbieram dziecko z przdszkola, robię zakupy, gotuję kolację. Prowadzę całkiem zwyczajne życie i prawdę mówiąc nikt nigdy nie widział mnie bardzo pijanej.

Przyznaję, że te spotkania w klubie AA jakoś mnie uspokoiły. Wcześniej sama już zastanawiałam się nad tym, że może teściowa ma rację, może rzeczywiście wypicie paru kieliszków przed snem jest czymś tak bardzo złym, że powinnam z tym skończyć. Jednak słuchając tych wszystkich ludzi, którym alkohol naprawdę niszczył życie, powoli przekonywałam samą siebie, że ja jestem od nich inna, lepsza.

Po jednym ze spotkań podeszła do mnie Marianna.

– Pamiętaj, że zawsze możesz do nas wrócić – powiedziała, jakby czuła, że nie zagrzeję długo miejsca w klubie.

Po kilku tygodniach rzeczywiście przestałam przychodzić na meetingi. Było to tym łatwiejsze, że teściowa przeszła właśnie operację wszczepienia endoprotezy i nie mogła mnie już kontrolować.

Minęło kilka miesięcy, był koniec marca. To stało się na kilka dni przed piątymi urodzinami Stasia. Tamtej nocy musiałam sporo wypić, bo miałam naprawdę bardzo ciężki dzień w pracy i zupełnie nie mogłam przestać myśleć o tym, co usłyszałam od swojego szefa. Gdy już udało mi się wreszcie zasnąć, spałam tak mocno, że niczego nie słyszałam. Obudziło mnie gwałtowne szarpanie za ramię. Otworzyłam oczy i zobaczyłam umundurowanego policjanta. Gdzieś z oddali dobiegał płacz dziecka.

Nie wiedziałam, co się dzieje. Kazano mi się ubrać i zejść do radiowozu. Nie protestowałam, zachowywałam się, jak automat. Przed blokiem zobaczyłam karetkę pogotowia. Jak przez mgłę pamiętam, że gdzieś jechaliśmy, ktoś mnie badał, o coś pytał, kazał dmuchać w alkomat. Potem znowu zapadłam w sen. Kiedy oprzytomniałam, okazało się, że jestem w izbie wytrzeźwień. Dopiero po kilku godzinach dowiedziałam się, co się stało.

Nie zadbałam o własne dziecko

W nocy Staś dostał wysokiej gorączki i bardzo płakał. Zaniepokojeni sąsiedzi stukali do drzwi, ale nikt nie otwierał. W końcu wezwali policję, a jeden z nich, znajomy Krystyny, zadzwonił także do niej. Tylko dzięki temu, że miała klucz od mojego mieszkania, nie wyważono drzwi. Kiedy wszyscy weszli do domu, natychmiast wezwano pogotowie. Staś był tak rozpalony i opuchnięty od długiego płaczu, że nie chciał się uspokoić nawet na widok swojej babci. A ja nie nadawałam się do tego, żeby pomóc własnemu dziecku!

– Co ze Stasiem? – dopytywałam się, gdy już odzyskałam świadomość i dotarło do mnie to wszystko.

– Niestety, nie wiem – pani psycholog, która ze mną rozmawiała, bezradnie rozłożyła ręce. – Ale jeśli nie chce pani stracić syna, radziłabym pomyśleć o terapii dla alkoholików. Wszystko wskazuje na to, że to może być pani problem. Na początek proponuję detox.

Słyszałam już tę nazwę, u Anonimowych. To kilkudniowy pobyt w szpitalu, podczas którego alkoholik oczyszcza swój organizm z toksyn. Ma potem więcej siły na walkę z uzależnieniem. Bez dyskusji wzięłam skierowanie do szpitala i czym prędzej opuściłam izbę wytrzeźwień. Nie miałam przy sobie pieniędzy ani komórki. Usiadłam na schodach i zaczęłam się zastanawiać, w jaki sposób mam dotrzeć do domu. Akurat pod izbę podjechał radiowóz, policjanci wyprowadzili z niego młodą kobietę. Ledwo trzymała się na nogach. Wyglądała okropnie, poczochrana, z rozmazanym makijażem, w brudnych spodniach.

Czy ja też tak wyglądam?” – pomyślałam. Ukryłam twarz w dłoniach. Czułam się słaba, bezbronna... i okropnie spragniona. Nagle poczułam, że ktoś dotyka mojego ramienia. Podniosłam głowę. Przede mną, oparta na kuli, stała Krystyna.
 
– Chodź, zabiorę cię do domu – powiedziała, wskazując stojącą nieopodal taksówkę.

Mogłam stracić syna

Po drodze powiedziała mi, że Staś jest w szpitalu. W nocy miał atak wyrostka. Być może czeka go operacja. Chciałam natychmiast do niego jechać, ale Krystyna mnie powstrzymała.
 
– Nie w takim stanie – westchnęła. A po chwili milczenia dodała – musisz wiedzieć jeszcze o jednym: policja zawiadomiła opiekę społeczną. Mogą ci odebrać Stasia.
 
– Przecież ja... – chciałam powiedzieć, że nie jestem alkoholiczką, ale moje słowa zagłuszył szloch.
 
Nazajutrz z samego rana trafiłam na oddział detoksykacyjny przy jednym ze szpitali. Miałam szczęście, że było miejsce, podobno czasem trzeba na nie czekać nawet tydzień. Tam przez dwa dni umierałam. Trzeciego zrozumiałam, że aby żyć, aby mieć szansę na zajmowanie się moim synkiem, muszę na zawsze rozstać się z alkoholem.

– Jestem alkoholiczką – wyszeptałam, choć wydawało mi się, że krzyczę.
 
To wyznanie, głośno, po raz pierwszy przeszło przez moje gardło dopiero tydzień później, na turnusie dla alkoholików, na który pojechałam prosto z detoksu, zresztą za namową szpitalnego psychologa. Miejsce, gdzie się znalazłam przypominało sanatorium. Budynek położony był w ogromnym parku, po którym można było spacerować do woli. Po siedmiu dniach spędzonych w zamknięciu, wreszcie mogłam odetchnąć świeżym powietrzem.

Ale przecież nie na wczasy tam przyjechałam, lecz po to, by wyzwolić się z nałogu.

Każdego dnia wysłuchiwaliśmy pogadanek o szkodliwości alkoholu. Nie były to jednak teoretyczne rozważania, lecz oparte na konkretnych, zwykle bardzo drastycznych przykładach. Oglądaliśmy na przykład zdjęcia i filmy z wypadków samochodowych, spowodowanych przez pijanych kierowców.

Pisaliśmy również wypracowania na zadany przez terapeutę temat. Najczęściej były to listy, których adresatami byli nasi najbliżsi – rodzice, dzieci, przyjaciele – a także... sam alkohol. Pamiętam, że wiele godzin spędziłam nad kartką papieru, bo poza nagłówkiem „Drogi alkoholu”, nic nie byłam w stanie wymyślić. W końcu udało mi się dopisać jedno zdanie: „Nie pozwolę, abyś zniszczył moje życie”.

Najtrudniejsze były spotkania, na których dzieliliśmy się swoimi alkoholowymi doświadczeniami. Tu, w przeciwieństwie do meetingów AA, wszystkie chwyty były dozwolone. Choć psychologowie wielokrotnie przypominali nam o tym, żeby nikogo nie oceniać, zdarzało się, że uczestnicy komentując czyjeś wypowiedzi, nie przebierali w słowach. Bolesne uwagi niejednego doprowadziły do łez. Ja też płakałam.

– Gadasz głupoty, twierdząc, że twoje picie nie miało wpływu na syna. Musiałaś go zaniedbywać na długo wcześniej, zanim wydarzyła się ta historia z policją – usłyszałam.

– To nieprawda! – zaprotestowałam, z trudem panując na cisnącymi się pod powieki łzami. – Byłam dobrą mamą...

Wszystko do mnie dotarło

Czy rzeczywiście? Długo w nocy się nad tym zastanawiałam. Bardzo pilnowałam, żeby Staś nigdy nie widział mnie pijanej. Ale kiedy kładłam go do łóżka, nie czekałam aż zaśnie. Zamiast czytać mu bajeczkę na dobranoc, zamykałam się w kuchni, gdzie czekała już na mnie stęskniona towarzyszka mojej wieczornej samotności.

Dopiero po kilku głębszych byłam w stanie naprawdę się wyluzować. Zapomnieć o tym, jak cierpiałam po odkryciu zdrady męża, jak boję się utraty pracy i jak bardzo jestem spragniona miłości mężczyzny. Wtedy, gdy czułam, że wszystko mnie przerasta, że już nie ma przede mną żadnych perspektyw, podrzucałam małego do babci, by mieć więcej czasu dla siebie... i dla butelki.

Doszło nawet do tego, że to o niej myślałam, słuchając radosnego paplania synka i podziwiając jego występy w przedszkolnych przedstawieniach. Nie mogłam doczekać się końca, tak bardzo spieszyło mi się do domu. Niestety, musiałam przypomnieć sobie także o tym, że zdarzało mi się zostawić Stasia samego w nocy, by pójść na stację benzynową po alkoholowe sprawunki. Czy tak się zachowuje dobra mama?

Długo o moje picie obwiniałam Darka. Staś miał rok, kiedy zdecydowaliśmy, że jego ojciec pojedzie do Anglii. Miał zarobić na większe mieszkanie i wrócić. Już wtedy zdarzało mi się spędzać czas w towarzystwie flaszki. Dzięki niej samotne wieczory nie dłużyły się w nieskończoność. Ale na dobre zaczęłam pić, kiedy Darek wystąpił o rozwód. Poznał jakąś kobietę i postanowił zacząć życie od nowa. Byłam załamana.

Na duchu podtrzymywała mnie jedynie teściowa, która nie akceptowała decyzji syna. Zgodziła się nawet na jakiś czas zabrać do siebie Stasia, abym mogła trochę stanąć na nogi. Wtedy piłam już codziennie, z każdym dniem więcej. Ale niezależnie od tego, ile bym wypiła, rano wstawałam, robiłam makijaż i szłam do pracy. Żadna z moich koleżanek w biurze się nie zorientowała. Tak mi się wydawało. Dużo później dowiedziałam się, że byłam w błędzie. Podobno cała firma od dawna trąbiła o moim problemie. Jakim cudem tego nie zauważyłam?

Byłam jej bardzo wdzięczna

Turnus trwał dwa miesiące. W tym czasie Stasiem opiekowała się teściowa. Musiało być jej ciężko, bo wciąż miała trudności z chodzeniem, ale ani razu nie usłyszałam od niej słowa skargi. Raz nawet przyjechała do mnie z małym w odwiedziny.

– Krystyna, powiedz mi – poprosiłam – dlaczego to robisz?

Długo patrzyła mi w oczy w milczeniu, próbując znaleźć odpowiedź. A może tylko nie potrafiła ubrać w słowa? W końcu wyznała:

– Bo wiem, jak trudno pokonać tę chorobę.

O nic więcej nie pytałam. Po powrocie ze szpitala zaczęłam budować swoje życie od nowa. Przede wszystkim musiałam udowodnić, że mogę zajmować się Stasiem. Czekała mnie sprawa sądowa o ograniczenie władzy rodzicielskiej. Chciałam też zmienić pracę – trudno mi było znieść ciekawskie spojrzenia i dwuznaczne komentarze koleżanek. Znów zaczęłam chodzić na meetingi AA. Przywitano mnie tam jak starą znajomą. Wszyscy się cieszyli, że jestem z nimi i gratulowali powrotu do trzeźwości. A Marianna uściskała mnie serdecznie i powiedziała:

Wierzę, że ci się uda. Ja już od roku nie piję i dopiero teraz zrozumiałam, ile traciłam przez alkohol. Teraz wreszcie mogę cieszyć się każdą chwilą spędzaną z moimi dziećmi.

Ilekroć potem budziła się we mnie tęsknota za moją dawną przyjaciółką, flaszką, przypominałam sobie te słowa. Dodawały mi sił w walce z samą sobą. Niedawno świętowałam piątą rocznicę życia bez alkoholu. Z tej okazji na meetingu były kwiaty, tort i życzenia kolejnych lat w trzeźwości.

Dodatkowo od Marianny, z którą przez lata zdążyłam się zaprzyjaźnić, dostałam perfumy. Wymowę takiego prezentu może zrozumieć tylko niepijąca alkoholiczka. Bowiem perfumy pięknie pachną tylko na ciele trzeźwej kobiety, w połączeniu z alkoholem tracą swoje właściwości.

Nie straciłam syna, przyznano mi jedynie nadzór kuratora, który regularnie kontroluje, czy chodzę na spotkania AA. Każdą wolną chwilę spędzam ze Stasiem, nadrabiając stracony czas. Od niedawna mieszkamy razem z Krystyną – nasze dwa mieszkania zamieniłyśmy na jedno większe. Wspólnie łatwiej nam walczyć z chorobą, która nas dotknęła.

Czytaj także:
„Jestem najstarsza z 5 rodzeństwa i zastępuję tej dzieciarni matkę. Chcę uciec, ale nie zostawię ich z ojcem nierobem”
„Na nic mi udawany bogacz z Porsche tatusia. Kombajn, 5 hektarów pola i obora to coś, na co lecą babki z głową na karku”
„Bezduszny ksiądz zlikwidował grób mojej babci. Po raz drugi musimy zorganizować jej pogrzeb i odprawić ją z padołu łez”

Redakcja poleca

REKLAMA