„Kochałem Agnieszkę do szaleństwa, ale ona bardziej kochała butelkę. Nie zamierzam żyć w chorym trójkącie”

Para z problemami fot. iStock by GettyImages, M-Production
„Przyjechałem po ukochaną i aż zmartwiałem na jej widok. Była kompletnie pijana! Jak to możliwe, skoro dotąd nie widziałem jej z kieliszkiem?! Ta zabawna i piękna kobieta, zupełnie traciła kontrolę nad swoim życiem, a ja nie potrafiłem jej pomóc”.
/ 23.10.2023 20:30
Para z problemami fot. iStock by GettyImages, M-Production

Agnieszka nie zdawała sobie sprawy, gdzie się znajduje i co robi, nie mogła ustać na nogach, przelewała się przez ręce. Wiele razy bywała pijana, ale nigdy nie widziałem jej w takim stanie.

Nie zastanawiałem się, jak doszło do tego, że przeholowała. Jak najszybciej chciałem ją przetransportować do domu. Na śledztwo będzie czas później.  

Chwyciłem ją mocno i kuśtykając, dotarliśmy do samochodu. Koniecznie chciała usiąść za kierownicą.

– Ja będę prowadzić! – bełkotała.

Po kilku próbach odciągnięcia jej od lewych drzwi wokół nas zgromadziło się kilka ciekawskich osób, które radośnie komentowały sytuację.

Wreszcie udało mi się usadzić ukochaną w aucie. Zapiąłem jej pasy i ruszyliśmy w kierunku domu.
Natychmiast przysnęła. Przed skrzyżowaniem musiałem gwałtownie hamować, bo jakiś idiota wepchnął się przed moje auto. Aga bezwładnie poleciała do przodu. Pasy ją przytrzymały, opadła na oparcie, odbiła się i wyrzuciła z siebie zawartość żołądka. Obrzydliwy fetor ogarnął całe auto. Otworzyłem wszystkie okna, niewiele to pomogło, ale udało się dojechać do domu. Gdy się zatrzymaliśmy pod blokiem, otworzyła oczy, rozejrzała się i powiedziała całkiem przytomnie.

– O, już jesteśmy, to dobrze! – otworzyła drzwi. – Strasznie śmierdzi w twoim samochodzie, zrób coś z tym, bo więcej z tobą nie pojadę – czknęła i niespodziewanie usiadła na chodniku.

W innej sytuacji zapewne bym się roześmiał, ale teraz byłem wściekły na nią jak nigdy dotąd. Znaliśmy się już ponad rok. Biegłem wtedy do autobusu, już miałem go dopaść, gdy na drodze stanęła mi jakaś kobieta. Wpadłem na nią z impetem i oboje upadliśmy na chodnik.

Dobre złego początki

– Bardzo panią przepraszam – wystękałem zażenowany, bo leżałem na damie, na którą wpadłem.

Sytuacja była śmieszna dla widzów, ale mało komfortowa dla uczestników zdarzenia.

– Mógłbyś się chociaż przedstawić – powiedziała kobieta, na której leżałem. – Podnieś mnie!

– Przepraszam, je… jest… jestem Jacek – ze wstydu zacząłem się jąkać, pomogłem kobiecie wstać.

– Aga, Aga, Agnieszka – przedrzeźniała mnie.

Zapraszam na kawę – wskazałem głową pobliską kawiarenkę. – W ramach przeprosin.

– I ciastko – dodała z cudownym uśmiechem.

Bardzo mi się podobała.

Agnieszka okazała się dowcipną, bystrą dziewczyną, a jednocześnie mądrą i sympatyczną. Rozmawialiśmy kilka godzin, nie zważając na to, co dzieje się dookoła. Nadawaliśmy na tych samych falach.

Po kilku miesiącach doszliśmy do wniosku, że musimy zamieszkać razem. Wprowadziła się do mnie, swoje mieszkanie wynajęła. Nie widziałem jej z kieliszkiem w ręku. Alkohol dla niej nie istniał. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy, po prostu nie było takiej potrzeby.

Pewnego dnia po południu zadzwoniła jedna z jej koleżanek, żebym szybko przyjechał do pewnego baru. To była stara knajpa oblegana przez najgorszej maści pijaków. Agnieszka została wyrzucona przez obsługę, nie chciała mnie wzywać, więc zadzwoniła po koleżankę z pracy, ale dziewczyna nie mogła sobie z nią poradzić. Przyjechałem, podziękowałem, zabrałem ukochaną do domu. Było mi strasznie wstyd.

– Wybacz, wiem, że zawiniłam – mówiła Aga następnego dnia. – Byłam głodna, dlatego tam weszłam. Tam są najlepsze pierogi…

Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że jest alkoholiczką. Zresztą przysięgła mi, że nigdy więcej nie tknie alkoholu, bo zachowała się okropnie i wyobraża sobie, co mogłem o niej pomyśleć.

Jak to się stało?

Jednak po tym incydencie zdarzało się, że gdy wracała z pracy, czułem od niej alkohol. Nic nie mówiłem, bo bardzo mi na Agnieszce zależało. W końcu każdemu wolno wypić jeden lub dwa kieliszki wina. To nie jest zbrodnia. Wierzyłem, że Aga kontroluje sytuację.

Pewnego dnia wybrała się do naszych znajomych. W tym domu programowo nie podawano alkoholu.
Ja musiałem zostać dłużej w pracy, by skończyć pilną robotę. Obiecałem, że postaram się dołączyć jak najszybciej. Około dziewiętnastej zadzwoniła Marta, pani domu.

–  Jacek, przyjedź szybko po Agę, jest kompletnie pijana!

– Daliście jej alkohol? – zdziwiłem się. – Przecież u was nikt nie pije!

– Nic jej nie daliśmy, uwierz mi, naprawdę, ani kropelki – zapewniała Marta.

Nie było sensu ciągnąć dalej tej rozmowy. Pojechałem.

– Jacuś, fajnie, że wpadłeś – ucieszyła się Agnieszka, gdy mnie zobaczyła. –  Wybacz, jestem troszkę wstawiona, ale tylko troszeczkę, tak ciut-ciut, odrobinkę. 

– Skąd wzięłaś alkohol? – spytałem zniesmaczony.

– A ty myślisz, że ja głupia jestem? – roześmiała się.– Że ja nie wiem, żeście się zmówili przeciwko mnie? A ja sama potrafię o siebie zadbać – roześmiała się i wyciągnęła z torebki półlitrową butelkę wódki.

– Ale jak, kiedy? – dociekała pani domu, wyraźnie zmieszana całą sytuacją.

– A w kibelku, jak na siku szłam – śmiała się  Agnieszka. – No i co mi zrobisz…?

Było mi strasznie głupio i wstyd. Przeprosiłem przyjaciół i zabrałem Agę do domu. Ona była jednak bardzo z siebie zadowolona. Wiedziałem, że gdy wytrzeźwieje, znowu będzie przysięgała, prosiła o wybaczenie. A ja jej wybaczę, bo wciąż ją kocham i chcę z nią być. Gdy była trzeźwa, była cudowna, wspaniała, taka jak wtedy, gdy się poznaliśmy. Inteligentna, błyskotliwa, dobra i czuła.

Niestety, dni, kiedy była cały czas trzeźwa, zdarzały się coraz rzadziej. A ja nie wiedziałem, jak z nią rozmawiać, jak jej powiedzieć, że mam tego dosyć.

Co za koszmar!

Zamknąłem zabrudzony samochód i podszedłem do Agnieszki, która  zadowolona z siebie drzemała na skraju chodnika. Nie mogłem jej tu zostawić.

By uniknąć przedstawienia i błyskotliwych komentarzy sąsiadów, musiałem jak najszybciej zatargać ją na górę. Spróbowałem polubownie.

– Wstań, kochanie – wyciągnąłem do niej rękę. – Pomogę ci, pójdziemy do domu.  

– Nigdzie nie idę, dobrze mi tu! – odpowiedziała głośno i dobitnie dama mojego serca.

– Aguś, ciszej, bo sąsiadów obudzisz. Wstań, kochanie…

Bawić się chcę! – krzyknęła na całe gardło.

Nie czekałem na publiczność. Złapałem ją od tyłu pod ramiona i spróbowałem postawić na nogi. Udało się. Nie zważałem na uświnione ubranie, które okropnie śmierdziało. Ruszyliśmy do drzwi. To nie był długi spacer, raptem dziesięć metrów, ale po kilku krokach Aga wyślizgnęła się z moich objęć i opadła na chodnik.

– Ja tu zostaję! – stwierdziła. – A ty skocz po jakieś winko albo mi browara przynieś, najlepiej dwa. 

Na parterze, w mieszkaniu sąsiadki zwanej „monitoring”, zapaliło się w światło. Jeszcze tego mi brakowało – pomyślałem.

Podniosłem Agnieszkę i zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, zaciągnąłem ją do klatki schodowej. Najtrudniejszy etap dopiero się zaczynał. Okazało się bowiem, że winda akurat była zepsuta… Mieliśmy do pokonania siedem pięter! 

Nagle, w połowie drogi na drugie piętro, Aga, trzymając się poręczy, zaczęła samodzielnie wspinać się po schodach. Szedłem krok za nią, starając się asekurować, i w sumie cieszyłem się, że daje radę sama.  Jednak moja radość nie trwała długo. Dotarliśmy do trzeciego piętra i Aga nagle stanęła, odwróciła się do mnie i zapytała przytomnie:

– No gdzie ten browar? Bez piwa się stąd nie ruszę!

Zostały jeszcze cztery piętra. Na Boga, nie zaciągnę jej, jeśli się będzie opierać.

– Aguś, kochanie – trzymałem ją mocno. – Chodź na górę, w domu mam trzy zimne piwa.

Teraz mnie suszy, a do domu daleko – usiadła na schodach. – Bez browara nie idę!

Czekaj, wezmę cię sposobem – pomyślałem i stanąłem za nią. Postanowiłem chwycić ją z tyłu pod ręce, spleść dłonie pod biustem i wciągnąć na górę. Nie doceniłem ukochanej. Bardzo jej się spodobał mój pomysł. Gdy tylko próbowałem ją podnieść, podnosiła ramiona i wyślizgiwała się z moich rąk, upadając pupą na schody. Musiało boleć, ale alkoholowe znieczulenie działało. Śmiała się przy tym, jakby to była najwspanialsza zabawa. Po kilku próbach zrezygnowałem. Poczułem się zrozpaczony i bezsilny. Nie wiedziałem, co robić. Obudziliśmy kilku sąsiadów, wstyd na cały dom.

– Aguś – nie zważając na śmierdzące ubranie, nachyliłem się do jej ucha. – Chodźmy do domu, to już blisko, wstań. Po prostu chodźmy.

– Piwa mi daj! – odpowiedziała.

– Piwo jest w domu w lodówce, czeka na ciebie…

– Kłamiesz i śmierdzisz – chwyciła się poręczy i podniosła. – Strasznie śmierdzisz, to obrzydliwe. Idę, bo dłużej tu nie wytrzymam.

Pół godziny później dotarliśmy pod drzwi mieszkania. Aga zrzuciła zabrudzony płaszcz i tak jak stała, padła na tapczan, po czym od razu zasnęła.

Ja spałem w drugim pokoju. Rano, gdy robiłem kawę, pojawiła się w kuchni.

Było mi jej żal

– Kochany, bardzo cię przepraszam – wyjąkała zawstydzona. – Nie wiem, co się stało, ja przecież nie jestem pijaczką, kontroluję się. Sam to wiesz. Ktoś mi nalał… Wybacz, niewiele pamiętam z tego, co było potem.

Nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Pamiętałem, że na parkingu czeka samochód, który muszę oddać do wymycia, pamiętałem, że prawie godzinę szliśmy na siódme piętro, a po drodze spotkaliśmy sąsiadów, których dziwnie rozśmieszył widok Agnieszki.

– Jacek, przysięgam, że to się nigdy nie powtórzy – podeszła do mnie i pocałowała mnie w policzek.
W tamtym momencie miałem ochotę ją odepchnąć, ale się powstrzymałem. Chyba jednak bardzo ją kochałem i chciałem wierzyć, że dotrzyma słowa.

– Gdzie jest mój płaszcz? – spytała.

– Schowałem go do plastikowego worka – powiedziałem. – Jest strasznie brudny i śmierdzi…– nie dokończyłem zdania.

– Czy ja….? – spytała, patrząc na mnie.

– Tak, w samochodzie – powiedziałem spokojnie, jakby nic się nie stało. – Zaraz oddam auto do czyszczenia.

– Jaculek, wybacz, strasznie mi wstyd! – zobaczyłem w jej oczach łzy, odwróciła się i poszła do łazienki.

Po tym incydencie w domu zapanował chwilowy spokój. Auto zostało dokładnie wymyte, płaszcz Agi wyprany, nie wracaliśmy do sprawy. Nie wierzyłem jednak, że Aga nie pije, że naprawdę wzięła się za siebie.
Z niepokojem ją obserwowałem, ciekaw, jak długo wytrzyma. Miałem już dosyć naszej znajomości, ale nie umiałem zerwać z Agnieszką. Było mi jej żal i chyba wciąż ją kochałem. Nie wiedziałem, co robić.

Niestety, po kilku tygodniach podobne sytuacje zaczęły się powtarzać. Byłem już zmęczony wyciąganiem jej z knajp, przywożeniem pijanej do domu. Wstydziłem się znajomych. Przez jej brak umiaru rzadko gdzieś wychodziliśmy.

Po kilku kieliszkach Aga lubiła popisywać się tańcem na stole. Zadzierała sukienkę – a nogi miała wspaniałe – i dawała przedstawienie. Zupełnie niefajne.

Goście byli zachwyceni, gospodarze przeciwnie. Kiedyś podczas bankietu w mojej pracy dyrektor szepnął mi do ucha, żebym następnym razem zostawił żonę w domu. W życiu nie było mi bardziej wstyd.   

Nie miałem wyjścia

– Co tam u ciebie? Opowiadaj – spytał mnie Piotrek, dawny przyjaciel, który zadzwonił do mnie niespodziewanie.

Ostatni raz widzieliśmy się trzy lata temu, gdyż wyjechał z naszego miasta. Wiedziałem, że mogę mu zaufać, dlatego wyrzuciłem z siebie wszystko, co leżało mi na wątrobie. Piotrek słuchał uważnie.

– Masz problem – skomentował, gdy skończyłem. – Nie wiem, co ja bym zrobił na twoim miejscu, ale chyba bym zakończył tę znajomość. 

– Ale ja ją kocham!  

– Myślę jednak, że to nie jest dobre uczucie.

– Nie rozumiem…

– Opowiem ci pewną prawdziwą historię – zaczął Piotrek. – Mieliśmy w pracy koleżkę, który mocno nadużywał. Przez długi czas kryliśmy jego wybryki, bo to dobry kumpel i kompan był, ale robota przez niego kulała, musieliśmy za niego pracować. Wiele razy odwoziliśmy go po wypiciu do domu. Nawet pomagaliśmy jego żonie rozebrać go i położyć do łóżka. Takie historie powtarzały się wiele razy. Podczas imprezy zawsze wyznaczaliśmy dyżurnych, którzy odwozili Grześka. Któregoś razu osobiście go przywiozłem.

Renata – tak miała na imię jego żona –  nie wpuściła nas jednak do mieszkania. „Ten człowiek już tu nie mieszka – powiedziała. – On tu nie ma wstępu”. „To co ja mam z nim zrobić?” – spytałem. „Cokolwiek” – odpowiedziała i zamknęła drzwi. Po policzkach płynęły jej łzy. Ta decyzja musiała ją dużo kosztować. Przez drzwi słyszałem jej płacz. Nie mogłem kumpla zabrać do siebie, wynajmowałem pokój przy rodzinie, więc zostawiłem go na ławce przed domem. Na szczęście to było lato.

– I co się z nim stało? – spytałem.

– W pracy się więcej nie pokazał – opowiadał Piotr. – Podobno miesiąc później poszedł na terapię i uczestniczył w zajęciach grupy AA. Zapewne na tamtej ławce zrozumiał, że nikt mu już nie pomoże, jeśli nie zrobi tego sam – zakończył Piotrek.

Jakiś czas po tej rozmowie o drugiej w nocy obudził mnie domofon. Agi nie było w domu.

– Kto tam? – spytałem zaspany.

– Taksówkarz, żonę panu przywiozłem. Jest pijana – odezwał się męski głos.

W pierwszym odruchu chciałem zbiec na parter i odebrać Agę. Przypomniałem sobie jednak opowiadanie Piotra.

– Proszę pana, ja nie mam żony – odpowiedziałem.

– Panie, to co ja mam zrobić? Ta kobita mówi, że tu mieszka i chce do męża.

–  Zapłaciła za kurs?

– Tak!

– To ją pan posadź na ławce, jest ciepło – powiedziałem i rozłączyłem się.

Tej nocy już nie zasnąłem. Wychodząc do pracy, spojrzałem na ławkę przed domem. Była pusta.

Czytaj także:
„Tak mnie wystraszyli, że prawie trafiłem do wszystkich świętych. Jeszcze jeden taki numer, a żony będą im znicze kupować”
„Kilka miesięcy ze starym wujem i dostaliśmy pokaźny spadek. Jego dzieci teraz zgrzytają zębami z zazdrości”
„Alina była plotkarą bez skrupułów. Kopała dołki pod każdym, aż niespodziewanie sama wpadła w jeden z nich”

Redakcja poleca

REKLAMA