Ciepłe morze, plaża – tak, w folderze to wygląda pięknie, ale… Po dwóch tygodniach bajka się skończy i wrócimy do rzeczywistości. A ta rzeczywistość wygląda, co tu kryć, mało atrakcyjnie. Nasze mieszkanie od lat prosi się o remont, najgorzej jest w kuchni.
Szafki się rozpadają, na ścianach tłuste plamy, pokoje dzieci też w kiepskim stanie. Gdybym mogła, od razu zakasałabym rękawy, niestety, nie mogę. Bo choć są pieniądze, mąż nie zgadza się na remont. Wspiera go w tym syn. Mnie wspiera córka. No i mamy wojnę domową.
Trochę wyrzeczeń i wystarczyło
Zaczęło się do tego, że udało nam się zaoszczędzić trochę pieniędzy. I to bez wielkich wyrzeczeń! Po prostu wrzucaliśmy codziennie do wielkiej różowej świnki skarbonki wszystkie pięciozłotówki, które akurat mieliśmy w portfelach.
A że robiliśmy to uczciwie, dzieci nie podbierały i nawet dorzucały coś czasem z kieszonkowego, po dwóch latach gliniany zwierzak był pełny. Przez szparkę na grzbiecie nie można już było nic wcisnąć.
– Dziś wieczorem uroczyście rozbijamy bank! Sam jestem ciekaw, ile udało nam się nazbierać – zarządził Darek. Po kolacji postawiliśmy świnkę na dywanie i zasiedliśmy wokół niej całą rodziną. Mąż zamachnął się młotkiem, trzask i… Na dywan wysypały się żółte monety, znalazło się nawet kilkanaście banknotów.
Z wypiekami na twarzy zaczęliśmy liczyć. No i wyszło, że mamy 6265 złotych! Tak, tak, to nie pomyłka, liczyliśmy pięć razy. Rzeczywiście aż tyle! Sami nie mogliśmy w to uwierzyć.
– No dobrze, teraz musimy postanowić, na co chcemy te pieniądze wydać. Żeby było mądrze, z pożytkiem dla nas wszystkich – odezwałam się.
– Nic na gorąco! – zastrzegł mąż.
– Sprawę trzeba przemyśleć. Umawiamy się tak: każdy z nas zastanowi się przez godzinę, co chciałby za taką sumę zrobić, a potem przedstawi swoje propozycje. Wybierzemy najlepsze. Co wy na to? – zapytał.
Takie rozwiązanie wszystkim bardzo się spodobało. Zapakowaliśmy monety do poszewki na jasiek i schowaliśmy w szafie. A potem każde z nas zaszyło się w swoim ulubionym kącie. Dzieciaki w pokojach, mąż na kanapie, a ja poszłam do kuchni… Nie bez przyczyny wybrałam akurat to miejsce. Raz, że musiałam jak zwykle pozmywać po kolacji, dwa, dokładnie wiedziałam, czego chcę. REMONTU! Dotąd trudno było nam zebrać potrzebną sumę…
I zaczęły się kłótnie
Układając w jednej z szafek umyte przed chwilą talerze, pomyślałam, że nie trzeba robić nawet wielkiej rewolucji. Wystarczy zmienić fronty, kupić nowe blaty, pomalować ściany, i już. I jeszcze pieniądze zostaną na odświeżenie innych pomieszczeń. Schowałam naczynia i próbowałam zamknąć szafkę. Ale drzwiczki jak zwykle odskakiwały.
– No właśnie, nad czym tu się zastanawiać! – krzyknęłam do siebie. A potem postanowiłam, że choćbym miała stanąć na głowie albo zatańczyć w chińskim balecie, to pieniądze ze skarbonki pójdą na remont.
Po godzinie znowu zasiedliśmy wszyscy w dużym pokoju. Dziesięcioletni syn był aż czerwony z emocji. Miałam wrażenie, że jeśli nie pozwolimy mu mówić, za chwilę pęknie.
– Kuba, wymyśliłeś coś? – spytałam.
– No pewnie! Wymyśliłem, że pojedziemy wszyscy razem na wakacje. Gdzieś daleko, gdzie leci się samolotem, są egzotyczne zwierzęta i jest bardzo ciepło. Będę miał o czym opowiadać w szkole! – wypalił Kuba. Mąż aż podskoczył z radości.
– To znakomity pomysł! Tyle czasu nie byliśmy już na porządnych wakacjach. Jak dobrze poszperamy w ofertach, to może i na dwa tygodnie wystarczy. Już sobie to wyobrażam, słońce, palmy, ciepłe morze, no i my… Zaraz siadam do internetu i rozejrzę się, co i jak – zdecydował i ruszył do komputera. – Na pewno znajdę coś ciekawego!
Jakby wszystko było już ustalone, a dalsza dyskusja niepotrzebna.
– Zaraz zaraz, jakie wakacje, jakie morze… Nie ma mowy! – wkroczyła zdecydowanie czternastoletnia córka. – Ja chcę remont. Mam już dość spania w pokoiku dla malucha. Te różowe meble, zasłony w kwiatuszki. Wstyd koleżanki zaprosić. Wszystkie dziewczyny mają już dorosłe pokoje. A ja? Nawet na biurku z książkami pomieścić się nie mogę. I wykładzina dziurawa – dorzuciła z goryczą.
– Kasia ma rację! Nasze mieszkanie to obraz nędzy i rozpaczy. Przed chwilą szafka w kuchni niemal się rozpadła! – poparłam córkę. – Jak się sami zabierzemy do roboty, raz-dwa doprowadzimy wszystko do porządku.
– Mamo, ale to lato, wakacje! – zajęczał Kubuś.
– Ojej, będzie fajnie, zobaczysz, synku. A resztę urlopu możemy spędzić na wsi u babci. Przecież tam też jest bardzo pięknie – przypomniałam. W pokoju zapanowała na chwilę złowieszcza cisza. No a potem rozpętała się gorąca dyskusja. Mąż i syn po jednej stronie, córka i ja po drugiej.
Oni krzyczeli, że o żadnym remoncie nie chcą słyszeć, że mieszkaliśmy tak przez wiele lat, to możemy pomieszkać dalej, że chałupa się nie zawali.
– Ja chcę pojeździć na wielbłądzie, nauczyć się nurkować, pozbierać na plaży wielkie muszle! – krzyczał Kuba. – A u babci co, kury tylko po podwórku mogę poganiać i krowę na łąkę zapędzić. O tym mam po wakacjach opowiadać? Chłopaki znowu mnie wyśmieją – naburmuszył się.
– Zwariowałyście? Nie mam zamiaru harować w czasie urlopu! – denerwował się mąż. – Dość się napracowałem przez cały rok. Należy mi się odpoczynek! Jak mam naładować akumulatory? Stojąc na drabinie z pędzlem w ręce, czy zbijając nowe szafki?
My oczywiście broniłyśmy pomysłu o remoncie jak lwice.
– Wyjazd jest tylko na czternaście dni. A mieszkanie na kilka lat! Wolę nawet siedzieć przez całe wakacje w domu, ale mieć wreszcie ładny pokój. Nowe łóżko, biurko, szafki, no i zasłony w kolorze zachodzącego słońca – rozmarzyła się Kasia.
– I nie rozumiem, czemu wam się nagle u babci nie podoba? Przecież to idealne miejsce na odpoczynek. Cisza, spokój, las i jezioro niedaleko. Pełne ryb. Niektórzy płacą ciężkie pieniądze, żeby wynająć domek w okolicy – przekonywałam.
Przerzucaliśmy się tak argumentami jeszcze z godzinę. Coraz głośniej, coraz zacieklej. Mało brakowało, a doszłoby do prawdziwej wojny. Muszę przyznać, że mnie parę razy poniosło i nawrzeszczałam na chłopaków. Na szczęście odzyskałam rozsądek.
– Dość tego! Dzisiaj niczego nie ustalimy. Widać potrzebujemy wszyscy więcej czasu. Jak ochłoniemy, porozmawiamy jeszcze raz – zakończyłam. Dzieciaki naburmuszone zaszyły się w swoich pokojach, a Darek obrażony zaległ na kanapie.
Od tamtej kłótni minęły dwa dni. Pieniądze leżą spokojnie na dnie szafy, bo nasza rodzina nadal jest podzielona. I nikt nie chce ustąpić… Wczoraj, kładąc się spać, pomyślałam ze smutkiem, że prawdę mówi ten, kto twierdzi, że pieniądze szczęścia nie dają. Kiedy nie mieliśmy oszczędności, żyliśmy w zgodzie i szczęściu. A tak?
Więcej prawdziwych historii:
„Wychowali mnie znerwicowana matka i ojciec alkoholik. Nie dziwię się, że nigdy nie będę normalna”
„Mój mąż zdradził mnie z koleżanką naszej córki. Ona zaszła w ciążę, a on chce wyrzucić mnie z domu”
„Anoreksja prawie zabrała mi córkę, a ja nic nawet nie zauważyłam...”
„Jestem alkoholiczką. Zdarza mi się zasnąć w melinie, chociaż w domu czekają na mnie wystraszone dzieci”