W listopadzie skończę 17 lat. Bardzo bym chciała zrobić w jakiejś knajpce huczną urodzinową imprezę. Taką, jaką miały moje koleżanki. Chciałabym, ale moich rodziców nie stać na taki wydatek. Właściwie na nic ich nie stać. Jesteśmy biedni, a mnie coraz trudniej się z tym pogodzić… Może więc Andżelika ma rację? I powinnam wziąć sprawy w swoje ręce?
U nas zawsze mówiło się o braku pieniędzy. Wiecznie słyszałam, że musimy oszczędzać, że nie mogę mieć roweru, nie mówiąc już o komputerze, bo nie możemy sobie na to pozwolić. Nawet nowych ubrań nigdy nie miałam. W łaszki zaopatrywałam się w lumpeksie lub donaszałam ciuchy po swojej starszej siostrze.
Mieszkamy w niewielkiej miejscowości pod Białymstokiem, w małym drewnianym domku. Jest nas sześcioro. Hodujemy kury, a w ogrodzie mamy drzewka owocowe i co roku sadzimy warzywa. Mama robi z nich przetwory, żeby nie trzeba było kupować w sklepie…
Kiedyś nie odczuwałam tak bardzo tej biedy. W podstawówce i gimnazjum przyjaźniłam się z Kaśką i Olką. One też mieszkały w małych drewnianych domkach. Ich rodzice, jak moi, harowali całymi dniami za nędzne pensyjki i liczyli każdy grosz. U nich też donaszało się po rodzeństwie ubrania. W naszej wsi tylko lekarz i sołtys mieli wielkie murowane domy. I piękne samochody. A reszta? Reszta żyła jak my.
Myślałam więc, że to normalne, a piękny, bogaty świat jest tylko w serialach… Ale kiedy poszłam do technikum, do Białegostoku, przekonałam się, że jest inaczej. Zrozumiałam, że inni nie mają takich problemów, i to ja jestem wyjątkiem. Moje nowe koleżanki dostawały pieniądze od rodziców na swoje wydatki, nosiły firmowe ciuchy, używały kosmetyków, o których ja mogłam tylko pomarzyć. Przyjeżdżały do szkoły na rowerach, skuterach, albo rodzice podwozili je samochodami. Stać je było na kino, kawiarnię.
A ja? Do szkoły tłukłam się pociągiem podmiejskim, a potem autobusem. I miałam wyliczone pieniądze. Na bułkę i kefir. Wstydziłam się swojej biedy. Bałam się, że jeśli w szkole dowiedzą się, w jak trudnej sytuacji jest moja rodzina, będą się śmiać. I nikt się ze mną nie zaprzyjaźni.
Zaczęłam więc kłamać. Opowiadałam niestworzone rzeczy. Że wakacje spędzam za granicą i specjalnie noszę takie podniszczone ciuchy, bo mam gdzieś tę całą komercję; że bogaty wujek ze Stanów przysyła mi superubrania. Zniszczyłam nawet spodnie, żeby mama kupiła mi nowe. Namówiłam ją na firmowe dżinsy, bo są mocniejsze i dłużej wytrzymają…
Dziewczyny mi wierzyły. Przynajmniej do tej pory… Zaakceptowały mnie, przyjęły do grupy. Nawet zapraszały mnie do siebie do domów. O Boże, jak one mieszkają! Mają własne pokoje, drogie komputery, sprzęt grający. A ja? Śpię w jednej izbie z dwiema siostrami i muszę się cieszyć, że w ogóle mam własne łóżko. Pamiętam, jak kiedyś powiedziały, że chcą wybrać się do mnie na wieś w odwiedziny. Wyłgałam się. Bo co miałam im pokazać? Stary drewniany domek? Usprawiedliwiałam się, że właśnie robimy generalny remont, że wszędzie bałagan…
Jestem wściekła na rodziców. Obwiniam ich za to, że nie mamy pieniędzy, bo nie byli wystarczająco zaradni, by założyć jakiś interes i żyć dostatnio jak inni. Kiedyś, gdy po raz kolejny usłyszałam, że nie mogą mi kupić bluzki za 15 zł, nie wytrzymałam i wygarnęłam im to. Ojciec wpadł w szał, a mama się popłakała. Powiedziała, że jestem niesprawiedliwa, bo przecież oni tak się starają, żebyśmy nie chodzili głodni…
Ja to wiem, ale… Czy oni nie rozumieją, że pełny brzuch to nie wszystko? Że dziś, aby zaistnieć, trzeba wyglądać, mieć fajne gadżety? Nędzarzy nikt nie słucha, nikt się z nimi nie liczy… Mam już dość tej biedy! Muszę zdobyć pieniądze, muszę być bogata! Teraz, zaraz! Andżelika, znajoma z sąsiedniej wsi, twierdzi, że nie jest to wcale takie trudne. Według niej jestem ładna, szczupła i wyglądam niewinnie… Szybko znajdę sponsora.
Dostanę ciuchy, kosmetyki, pieniądze… Wystarczy, że przejrzę ogłoszenia w necie albo przejadę się do galerii handlowej i zapoluję na jakiegoś jelenia… A potem… No, wiecie – szybki numerek gdzieś w hotelu lub w samochodzie.
Jeszcze się waham. Przecież to nie jest takie proste. Gdzieś tam w głębi duszy marzę o romantycznej miłości. Ale Andżelika tylko się śmieje. Mówi, że to zwykła praca. Tyle że bardzo dobrze płatna. A w trakcie wystarczy zamknąć oczy i pomyśleć o czymś przyjemnym. Reszta zrobi się sama. Pokusa jest bardzo silna…
To też może cię zainteresować:
Moja sąsiadka twierdzi, że mąż mnie zdradza. Na taką prawdę jednak nikt z nas nie był przygotowany...
Miałam ją za przyjaciółkę, a ona odbiła mi męża i wygoniła mnie z mojego własnego domu
Mój mąż jest nadopiekuńczy. Wszystko chce robić za mnie, nie długo zacznie przeżywać za mnie jedzenie