Łukasz był młodym aplikantem w kancelarii adwokackiej, którą prowadziłam razem ze swoją wspólniczką. Zdolny, przystojny, błyskotliwy – nie potrzebowałam wiele czasu, żeby to zauważyć. A że należę do kobiet, które nie boją się łamania konwenansów – nie zważając na dzielącą nas różnicę wieku, zaczęłam otwarcie z nim flirtować.
Beata, moja wspólniczka, a prywatnie typowa, nieco nudnawa żona i matka, nie ukrywała dezaprobaty.
– On jest od ciebie czternaście lat młodszy! Ledwo stuknęła ci czterdziestka, a już wystawiasz się na pośmiewisko – z westchnieniem pokiwała głową, kiedy siedziałyśmy nad poranną kawą.
– Pośmiewisko? – spojrzałam na nią niechętnie. – A faceci to mogą spotykać się z młodszymi? Weź chociażby takiego prokuratora Kamińskiego i tę jego siksę!
– Kamiński to pajac, a ty… Mariola, przemyśl to sobie jeszcze. Flirt to flirt, ale romans… Łukasz to dzieciak!
– Jaki dzieciak?! – roześmiałam się. – Ma dwadzieścia sześć lat!
– A ty czterdzieści, kobieto!
– Nie musisz mi przypominać…
– Mniejsza z tym. Otrząśnij się, proszę cię! – powiedziała Beata i zostawiła mnie nad kawą. – Muszę lecieć, za kwadrans powinnam być w sądzie.
– Cześć – rzuciłam zdawkowo i zerknęłam na wyświetlacz mojej komórki.
Właśnie dostałam SMS-a od Łukasza
Witam Panią Mecenas! Dobrze spałaś? – przeczytałam. Proszę, proszę, chłopak się wyraźnie spoufala! Czy to dobrze? W sumie chyba tak… Przecież od dawna miałam na niego chrapkę!
Jeszcze tego wieczoru poprosiłam, żeby odwiózł mnie do domu.
– Twój samochód wciąż w warsztacie? – zapytał z uśmiechem, kiedy wsiadaliśmy do jego starego nissana.
– Jak widzisz – skłamałam.
Tak naprawdę mój mercedes cały i zdrowy stał sobie spokojnie w garażu. Ale jakiś pretekst musiałam znaleźć...
Pod mój dom dotarliśmy około dziewiętnastej. Nie lubię owijać w bawełnę, więc od razu zapytałam Łukasza, czy wejdzie na kawę, a potem wszystko stało się jasne… Młody pocałował mnie już w progu. Szukałam w torebce kluczy, kiedy odgarnął mi na bok włosy i musnął ustami mój kark. Odwróciłam się i… taki był początek pierwszego pocałunku.
Wpadliśmy do środka jak burza i nie zdołaliśmy nawet dotrzeć do sypialni. Po drodze Łukasz zdarł ze mnie płaszcz, a potem przyparł do ściany w przedpokoju, podniósł sukienkę – i wziął mnie jak swoją. Gwałtownie, z pasją i ułańską fantazją. Krzyczałam z rozkoszy…
Ta dzika, namiętna szamotanina w niczym nie przypominała nudy i rutyny podczas seksu z moim byłym mężem. „Co za ironia losu, że dopiero w ramionach takiego dzieciaka poczułam się kobietą” – pomyślałam, kiedy zbieraliśmy porozrzucane po podłodze ciuchy. Pół godziny później Łukasz przygotował dla nas kolację. Nic wyszukanego, zwykły omlet z szynką, który jednak smakował mi wprost niebiańsko.
– Zostaniesz na noc? – zapytałam.
– A mógłbym? – zdziwił się.
– Czemu nie? Beata tu nie zajrzy… Co innego, gdyby nas zdybała, jak wysiadamy razem z twojego samochodu. Mogłoby być naprawdę śmiesznie.
Łukasz roześmiał się głośno. Mieliśmy podobną opinię o mojej wspólniczce.
– Wierzyć się nie chce, że jest parę lat od ciebie młodsza. Zachowuje się niemal jak moja babcia – stwierdził.
– Lepiej zostawmy kwestię wieku – pogroziłam mu palcem. – Zrobię ci jakiegoś drinka. Skoro zostajesz…
Poprosił o whisky. Ja przygotowałam sobie to samo. Przez resztę wieczoru siedzieliśmy przytuleni na kanapie, sącząc alkohol, rozmawiając i raz po raz zerkając w stronę telewizora, gdzie leciała jakaś durna amerykańska komedia.
„Mogłabym się przyzwyczaić do takiego życia” – przebiegło mi przez głowę. Czułam się przy nim taka swobodna, seksowna i… młoda. Trzeba przyznać, że dawno tak o sobie nie myślałam. A przecież każda kobieta tego potrzebuje!
Rano, w kancelarii, Łukasz zaparzył dla nas kawy i, korzystając ze spóźnienia Beaty, złapał mnie mocno za pupę.
– Ciągle myślę o wczorajszej nocy… – wymruczał mi do ucha.
Nie powiem, żeby mi się to spodobało.
– Nie tutaj, Łukasz. Jesteśmy w pracy.
– Jak chcesz, moja pani – wzruszył ramionami. – Widzimy się wieczorem?
W tym samym momencie usłyszeliśmy w korytarzu głośny stukot damskich obcasów i odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni, z trudem tłumiąc śmiech.
Beata potrzebowała zaledwie pół dnia, żeby zorientować się w sytuacji.
– Przespałaś się z nim – bardziej stwierdziła, niż zapytała, a w jej głosie wychwyciłam oskarżycielską nutkę.
– Tak jest, wysoki sądzie! – przyznałam.
– Mariola, prosiłam cię… Nie rób tego! On jest przecież naszym aplikantem! W jakim świetle to stawia kancelarię?
– Nie zamierzam zgłaszać tego faktu do izby adwokackiej, jeśli o to ci chodzi – odparowałam z przekąsem.
– Poza tym wybacz, ale chyba nie muszę się nikomu tłumaczyć, z kim sypiam.
– Słuchaj, wiem, że się wtrącam, ale… Mariola, będziesz tego żałować!
– Lepiej żałować czegoś, co się zrobiło, niż czegoś, czego się nie zrobiło, chociaż miało się ochotę – stwierdziłam i ignorując dalsze zrzędzenie Beaty, wsypałam do kawy dwie łyżeczki cukru.
Wieczorem Łukasz przyjechał do mnie prosto po pracy
Kupił mi róże. W eleganckim szarym garniturze wyglądał na świetnie zapowiadającego się, młodego mężczyznę. Na profesjonalistę. Robił wrażenie!
– Ten garnitur, super – zauważyłam. – Ale nigdy nie widziałam cię w luźniejszym stroju. Zawsze w krawacie…
– Taka branża – mrugnął do mnie i nalał mi wina. – Ale jeśli któregoś wieczoru wybierzesz się ze mną pobiegać, masz szansę zobaczyć mnie w jakichś sportowych galotach.
– W galotach? Chyba zacznę uprawiać jogging! – roześmiałam się.
Leżeliśmy w łóżku i chichocząc jak nastolatki, zajadaliśmy się lodami, kiedy zadzwoniła moja komórka. Nie musiałam nawet zerkać na wyświetlacz – przecież wiedziałam, kto dzwoni. Beata… Pewnie chciała zapytać, czy nie robię właśnie jakichś głupot.
– Czasem mam jej naprawdę dość. Świetnie się dogadujemy jako wspólniczki, ale prywatnie… Przypomina mi trochę moją matkę – powiedziałam.
– Olej ją. Wtrąca się we wszystko. Od twojej diety, po wybór kiecki i faceta. Chrzanić takie przyjaciółki – mruknął Łukasz, który za Beatą nie przepadał. Może dlatego, że od początku nie chciała go zatrudnić? „Widzisz w nim tylko te ciemne oczy, masę mięśni i metr osiemdziesiąt siedem chłopa! Ja mam na oku kogoś innego, dziewczyna naprawdę jest świetna!” – powiedziała mi Beata kilka miesięcy wcześniej. „Nie będę pracować z samymi babami” – uparłam się i stanęło na moim. A teraz czerpałam profity z tamtego wyboru, spędzając kolejny leniwy wieczór w ramionach mojego pięknego, młodego aplikanta. Może i było to mało profesjonalne, ale za to jakie miłe.
Trzy miesiące później wciąż spędzaliśmy razem każdą wolną chwilę, a ja kompletnie straciłam głowę. Zaczęłam nawet zabierać Łukasza na różne zawodowe spotkania i bankiety, przez co nasz romans stawał się powoli w adwokackim środowisku tajemnicą poliszynela.
– Kompromitujesz się – powtarzała mi Beata za każdym razem, gdy wychodziłyśmy wspólnie na lunch w trakcie pracy.
Musiałam służbowo wyjechać na tydzień do Niemiec
Martwiłam się trochę o dom; niedawno w naszej dzielnicy były włamania i nie chciałam zostawiać go bez żadnej opieki.
– Przecież ja mogę wszystkiego dopilnować. Podleję kwiatki, wywietrzę pokoje – zaproponował mi Łukasz.
– Naprawdę zrobiłbyś to dla mnie? – zapytałam z wdzięcznością.
Powiedział, że nie ma sprawy, więc po prostu dałam mu swoje klucze.
W Niemczech lało na okrągło, ale wyjazd się udał. Nawet poznałam fajnego faceta, Karstena, i gdyby nie to, że byłam z Łukaszem, kto wie, jak by się to skończyło… W każdym razie odwiózł mnie na lotnisko i podczas pożegnania pocałował w policzek – jak starą znajomą.
– Zadzwonię – uśmiechnął się.
– Zadzwoń – powiedziałam z kokieterią i również go pocałowałam. W usta. A co?! I tak przecież właśnie wyjeżdżałam, a odrobina szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła…
Powiedział, że jestem bardzo piękna.
– Mój ideał – szepnął mi na ucho, a ja zaczerwieniłam się jak nastolatka.
„Co ja wyprawiam, przecież wcale go nie znam!”– przeraziłam się nagle. A jednak ten berlińczyk mnie pociągał… Do odprawy stawiłam się z bijącym sercem, na plecach czułam wzrok Karstena. Odwróciłam się i mu pomachałam. Nie wiem, czy mi się wydawało, czy faktycznie był smutny. Kiedy w końcu zniknął mi z oczu, poczułam dziwny żal.
Przez większość lotu zastanawiałam się, co by było, gdybym umówiła się z nim kiedyś na kolację. Czyżby zauroczenie Łukaszem powoli mi mijało? Do kraju wróciłam dwa dni wcześniej. Tak wyszło. Wszystkie służbowe spotkania udało mi się załatwić szybciej, niż planowałam, i nie wdziałam sensu dłuższego kiszenia się w Berlinie zalanym deszczem.
– Różana osiemnaście! Czterdzieści jeden złotych poproszę od szanownej pani – uśmiechnął się do mnie taksówkarz.
W moim domu urządził sobie imprezę
Zapłaciłam i zerknęłam w stronę furtki. Jeszcze nie zdążyłam wysiąść z taksówki, kiedy zorientowałam się, że coś jest nie tak. Przed moim domem kłębiły się grupki jakichś smarkaczy… W uszach zadudniła mi głośna muzyka.
– Dzieciak zrobił imprezę, co? – pokiwał głową taryfiarz i wyjął z bagażnika moją walizkę. – Oj, będzie bura…
Pchnęłam furtkę, niemal od razu wpadając w kałużę rzygowin. A im dalej, tym gorzej… Pod rododendronem chrapał pijany chłopak z dredami. Na zadbanym trawniku walały się puszki po piwie, kartony po pizzy i… zużyte prezerwatywy.
Ciągnąc za sobą walizkę, weszłam na ganek. W wiklinowym fotelu spała blondynka z rozmazanym makijażem. Drzwi frontowe były otwarte na oścież.
– Łukasz! – krzyknęłam wściekła. Cisza…
W salonie pijani imprezowicze zalegali fotele, kanapę, stół i piękny dywan. Mojego młodego kochanka znalazłam po chwili na górze. W moim własnym łóżku, kompletnie pijany, obściskiwał półnagą smarkulę.
– Mariolka? Miałaś być za dwa dni! Kochanie, to nie tak, jak wygląda, my…
– Wynoś się i zabieraj całe to towarzystwo! – ryknęłam na niego. – A rachunek od firmy sprzątającej podeślę ci jutro!
Pozbierał się z łóżka i zataczając się jak menel, usiłował mnie objąć.
– Mariola, przecież tak dobrze nam razem… – mamrotał pod nosem.
Jednak ja nie zamierzałam ani chwili dłużej znosić widoku jego zapitej gęby.
– Wynoś się stąd! – powtórzyłam.
Imprezę może jeszcze bym mu wybaczyła, ale tę dziunię?! I to w moim własnym łóżku! Jak ten gówniarz śmiał?!
Tymczasem jego panienka przetarła przekrwione oczęta i wbiła we mnie nieprzytomne spojrzenie.
– Ty, Luka, co to za babsztyl? – wymamrotała w końcu i… zwymiotowała prosto na moją nową wykładzinę.
– No nie, to się w głowie nie mieści! – krzyknęłam i rzuciłam się na nią z łapami, aby siłą wyciągnąć ją z łóżka.
– Mariolka, ja tu wszystko posprzątam, a Gosia to tylko koleżanka. Impreza była i tak sobie tutaj przysnęliśmy…
Rzuciłam w niego butem. Znalazłam też na podłodze jego dżinsy.
– Za pięć minut was tu wszystkich nie ma! Zbierać się albo dzwonię po policję!
Już mnie gardło bolało od wrzasku…
Dobrą godzinę trwało, nim udało mi się przepędzić całą tę nawaloną zgraję. Gdy w końcu uznałam, że już wszyscy się wynieśli, usiadłam zmęczona na łóżku i ukryłam twarz w dłoniach. Nie miałam siły się nad tym wszystkim zastanawiać. Marzyłam tylko o gorącym prysznicu.
Z westchnieniem podniosłam się z łóżka, zrzuciłam sukienkę i w samej bieliźnie weszłam do łazienki, a tam…
– Pobudka! – wrzasnęłam, potrząsając za ramię młodego chłopaka, który uciął sobie drzemkę w mojej wannie.
– Co? Co jest? – wymamrotał, zanim oprzytomniał na tyle, żeby w ogóle zrozumieć, co się dzieje. Zanim go wywaliłam, poprosił jeszcze o aspirynę i szklankę wody. Gdy wyszedł, przeszukałam dom. Zajrzałam do szaf, za kotary, pod łóżka i stoły, wciąż mając nieprzyjemne wrażenie, że w środku nocy z jakiegoś zapomnianego kąta wypełznie kolejny imprezowicz zapomniany przez resztę towarzystwa.
Jakoś przed północą Łukasz wysłał mi SMS-a. Jestem pod Twoim domem, chcę pogadać. Otworzysz? Nie odpisałam i natychmiast wyłączyłam telefon. Rano pojawiłam się w kancelarii z bólem głowy. Przez te wszystkie ekscesy sama się w nocy upiłam. Do lustra…
Łukasz już siedział za swoim biurkiem
Na mój widok poderwał się na równe nogi i zaproponował kawę. Przyjrzałam mu się uważnie. Wyglądał jak siedem nieszczęść… Koszulę miał co prawda nieskazitelnie białą, jedwabny krawat elegancki, a garnitur nowy, ale przekrwione oczy i ziemista cera mówiły same za siebie – kac gigant się kłaniał.
– Zabieraj się stąd, zanim przyjdzie pierwszy umówiony klient! Nie będziesz mi tu siedział w takim stanie i straszył ludzi! – huknęłam na niego wściekła.
– Mariolka, pogadajmy…
Skomlał jak pies… Wyglądał przy tym okropnie żałośnie. Jak ktoś taki mógł mi się kiedykolwiek podobać?!
– Od dziś jestem dla ciebie panią mecenas! – wycedziłam przez zęby. – I nie mamy o czym rozmawiać! No już, weź wolny dzień, zanim zobaczy cię Beata! Nigdy nie należałeś do jej faworytów.
Ruszył w stronę drzwi ze spuszczoną głową. Gdyby miał ogon, pewnie by go podkulił. Już miał zamknąć za sobą drzwi biura, kiedy nagle zatrzymał się w pół kroku i odwrócił do mnie.
– Pani mecenas, miałbym jeszcze pytanie… – zaczął niepewnym tonem.
– Słucham – zmarszczyłam brwi.
– A co z kancelarią? To znaczy… Chodzi mi o to, czy zostanę zwolniony…
Uśmiechnęłam się krzywo. A więc tego się boisz, smarkaczu! I nagle poraziła mnie bardzo nieprzyjemna myśl. A jeśli on sypiał ze mną tylko dla kariery? Jeśli stwierdził, że tak będzie mu łatwiej się wybić w adwokackim światku, i zwyczajnie mnie wykorzystał? I nigdy, nawet przez chwilę, nic do mnie nie czuł? Ba, może nawet zmuszał się do seksu ze mną… Boże! Jakie to upokarzające!
Dopiero w tej chwili zrozumiałam, co miała na myśli Beata, mówiąc, że się kompromituję. Wszyscy śmiali się ze mnie za plecami, a ja, głupia, cieszyłam się, że mam młodego kochanka! Bo jestem atrakcyjna mimo czterdziestki!
– Mariola? Chyba mnie nie zwolnisz… – powtórzył pytanie i zrobił krok w moją stronę. – Słuchaj, może pogadajmy dziś przy kolacji, na spokojnie, bez emocji.
Z tą panną… Z Gośką, to było nic. Uwierz mi. Wlazła mi do łóżka i…
– Idź już! I nigdy więcej nie podejmuj w pracy takich tematów! – warknęłam.
Wyszedł dosłownie w ostatnim momencie. Beata zjawiła się minutę później.
– Co się dzieje? Widziałam na schodach Łukasza. Strasznie wyglądał.
– Ma kaca – odparłam niechętnie.
– I przyszedł do pracy? – moja wspólniczka była oburzona. – A co z wami?
– Nas już nie ma, Beata. Miałaś rację, to jeszcze dzieciak – westchnęłam.
– A nie mówiłam, że będziesz tego jeszcze żałować?! – pokiwała głową.
– No i właśnie tu się mylisz. Niczego nie żałuję. Co przeżyłam, to moje. A było fantastycznie! – roześmiałam się.
– Ale chyba się w nim nie zakochałaś?
– Nie. Po prostu straciłam głowę… W każdym razie w Niemczech poznałam kogoś fajnego. Jeszcze dziś napiszę do niego. Wczoraj do mnie dzwonił, ale nie miałam czasu, żeby spokojnie pogadać.
– Wiesz co, Mariolka, ja chyba za tobą nie nadążam – machnęła ręką Beata i obie parsknęłyśmy śmiechem.
A Łukasz? Wciąż dla nas pracuje i nawet całkiem dobrze sobie radzi. Pewnie zrozumiał, że taryfa ulgowa się skończyła. Na razie nie mam podstaw, żeby go zwolnić, ale jeśli kiedyś coś zawali, nawet przez chwilę się nie zawaham.
Więcej prawdziwych historii:
„Moja żona to despotyczna wariatka. Poświęciłem dla niej wszystko, a ona nawet nie chce mieć ze mną dzieci”
„Przez pomyłkę lekarzy myślałam, że umieram. To były najgorsze dni mojego życia, za które nikt nie odpowiedział”
„Zięć wysyłał moją córkę na wojnę, bo zarabiała tam najlepiej. Ja bałam się o jej życie, a on balował za jej pieniądze”
„Zakochałem się w Magdzie, ale przespałem się z jej przyjaciółką. Obie zaplanowały ten test, którego nie zdałem”