„Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam chwilę dla siebie. Mam tyle na głowie, że ze zmęczenia padam na twarz”

Zmęczenie z powodu pracoholizmu fot. Adobe Stock
Czas dla siebie? Fanaberie! Mam tyle na głowie, że ze zmęczenia padam na twarz.
/ 12.01.2021 10:07
Zmęczenie z powodu pracoholizmu fot. Adobe Stock

Wyskoczysz z nami na małą kawkę po pracy? – roześmiana Iwona wpadła do biura, jak zwykle głośno trzaskając drzwiami. – Przeciąg – usprawiedliwiła się i dodała: – Oczywiście tylko na początek będzie kawka, a później też inne napoje.
– Zwariowałaś? – warknęłam, gromiąc ją spojrzeniem. – A moje obowiązki?

Przecież ona doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak niewiele mam czasu dla siebie! Od miesięcy nie spotykam się z nikim. Nie wiem, co to przyjemności. To już nie dla mnie. I dawno się z tym pogodziłam. Inni też w końcu powinni to zrobić.
– A, prawda. Dziecko… – westchnęła Iwona, wznosząc wzrok do nieba, a po chwili zaproponowała: – To odbierz Piotrusia ze szkoły, a my później wpadniemy do ciebie. Musisz się trochę rozerwać.

Chwilami naprawdę wkurzała mnie ta nieznośna lekkość, z jaką moja koleżanka zza biurka traktowała świat. Tylko że akurat ona mogła sobie na to pozwolić. Niby też miała dziecko, ale do tego dziecka miała również męża, który był chodzącym ideałem. W razie potrzeby potrafił uprać, uprasować, posprzątać mieszkanie, ugotować obiad; odwoził i odbierał córkę ze szkoły i dbał o Iwonę lepiej niż jej własna matka. Miała czas dla siebie, kiedy tylko chciała.

Nie było szans, żebym znalazła chwilę na spotkanie

Zazdrościłam jej, a czasem miałam nawet wrażenie, że mogłabym ją za to znienawidzić. Ja nigdy nie zaznałam takiego szczęścia, nawet kiedy byłam jeszcze mężatką. Zawsze wszystko było tylko na mojej głowie. Teraz też jest.
– Niestety, nie znajdę dziś czasu na spotkania towarzyskie. Piotrek ma trening. Jak już wrócimy do domu, pewnie będę totalnie padnięta – rozłożyłam ręce.
– To może jutro? – Iwona nie ustępowała. – Możemy to przecież przełożyć.

„No tak, tobie to nie robi różnicy czy dziś, czy jutro, czy za dwa tygodnie. Nie znoszę cię za to, małpo” – przemknęło mi przez głowę, a głośno powiedziałam:
– Nie ma szans. Jutro jest angielski, pojutrze dentysta, a w piątek basen.
Iwonka spojrzała na mnie zaniepokojona. Zauważyła, że się zdenerwowałam.
– Oddaj Piotrusia Danielowi na weekend, to może w sobotę zaszalejemy.
– Niedoczekanie – mruknęłam bardziej do siebie niż do niej. – Jestem samotną matką, porzuconą kobietą z dzieckiem. Nie mam czasu na imprezy. Bawcie się dobrze! – parsknęłam z goryczą.

Koleżanka zmarszczyła brwi i chciała jeszcze coś powiedzieć, ale odwróciłam się na pięcie i wyszłam z pokoju. Porządne trzaśnięcie drzwiami złagodziło choć trochę moją złość. Już nie było przeciągu. Od miesięcy żyłam jak w kieracie. Bycie samotną matką to pasmo niekończących się obowiązków.

Kiedy Daniel stwierdził, że małżeństwo go przytłacza, a czuje się jeszcze młody i musi korzystać z życia – postanowiłam, że moje dziecko nie może ucierpieć na tym, że ma nieodpowiedzialnego ojca. Mój syn powinien mieć wszystko, czego tylko chce. A przede wszystkim musi się wszechstronnie rozwijać.

Zrobię wszystko dla dobra dziecka

Dlatego zapisałam go na niezbędne zajęcia pozalekcyjne. W poniedziałki całe popołudnia spędzaliśmy w domu kultury, gdzie mój syn grał na gitarze i ćwiczył rysunki; we wtorki i w soboty trenował piłkę nożną, w środy… Mieliśmy wypełnione po brzegi wszystkie dni tygodnia.

Tego deszczowego dnia podczas treningu syna, kiedy znudzona obserwowałam jak trzydziestka dzieciaków biega, kopiąc piłkę, zadzwonił telefon. Daniel.
– Czego chcesz? – burknęłam.
– Cześć, Sylwia, Piotrek nie odbiera telefonu, możesz mi go dać? Chcę z nim pogadać – rzucił, jak zwykle wyluzowany.

Krew się we mnie zagotowała.
– Twój syn ma trening.
– Faktycznie – stwierdził. – Zadzwonię do niego później. A tak przy okazji, kiedy wreszcie mogę się z nim zobaczyć?
– Nie mamy na to czasu.
– Proszę, nie utrudniaj mi… – zaczął, ale natychmiast mu przerwałam:
– Sam zrezygnowałeś z bycia ojcem. Nie uczestniczysz w wychowaniu syna, więc daj nam spokój, bo próbuję odbudować jego poczucie bezpieczeństwa, które zniszczyłeś.
– Sylwia, uspokój się, przecież ja nie przestałem być jego ojcem. Nie pozwalasz mi się z nim widywać, a ja chcę…
– Chcesz! Egoista! – prychnęłam.
– Wyznacz termin, kiedy mogę się zobaczyć z młodym – nie zareagował na zaczepkę. – Chcę go zabrać na weekend.
– Żartujesz? Do tej nory, gdzie spotykasz się Bóg wie z kim? Nie ma mowy! Z resztą w weekend wyjeżdżamy.
– Zadzwonię później do Piotrusia... – powiedział, zanim się rozłączyłam.

Nienawidziłam go za to, co mi zrobił. Wiedziałam, że zależy mu na kontaktach z synem, więc chciałam, żeby cierpiał. I żeby wiedział, jak mnie skrzywdził, i jak się poświęcam dla naszego syna, żeby wychować go na wartościowego człowieka. Małą satysfakcję miałam tylko z tego, że on nie będzie miał w tym udziału. Wieczorem, kiedy zadzwonił do Piotrka, długo rozmawiali.

Zawsze trochę bolało mnie serce, że synek tak ciepło i z tęsknotą się do niego odnosi. „Za co on go tak kocha?”– zastanawiałam się. W nocy nie mogłam spać, a rano obudziłam się z potwornym bólem w dole brzucha. Nie miałam siły wstać z łóżka. Leżałam zlana potem, aż wstał Piotruś.
– Mamo, nie zdążę do szkoły...

A potem wszystko potoczyło się poza mną. Synek szybko wezwał pogotowie, zabrała mnie karetka, a po południu byłam już po operacji wyrostka.
– Mogła pani umrzeć – powiedział lekarz, kiedy się obudziłam po narkozie.
– Nic pani wcześniej nie bolało?
– Może trochę – powiedziałam słabym głosem. – Gdzie mój syn, co się dzieje?
– Dziecko ma opiekę, proszę się o niego nie martwić. Rozmawialiśmy z jego ojcem. Zajmuje się wszystkim. Powinna pani raczej pomyśleć o sobie, bo zdaje się, że lekceważy pani swoje zdrowie.
Przed wieczorem zadzwonił Daniel z zapewnieniem, że zajmie się Piotrusiem.

 

Następnego dnia odwiedziła mnie Iwona. No nie, tylko tego brakowało...
– Zajechałaś samą siebie, dziewczyno. Nie można żyć w takim tempie – powiedziała. – Za dużo wzięłaś na swoje barki. A gdzie czas na życie, na odpoczynek?
– Co ty wiesz! – zdenerwowałam się.
– Twój Boguś robi za ciebie co najmniej połowę, a ja jestem sama jak palec!
– Piotrek jest nie tylko twoim dzieckiem. Niech ojciec też się nim zajmuje. Dlaczego odciążasz Daniela? Ty ryjesz nosem o ziemię, a on ma czas na przyjemności. I komu robisz na złość? – spytała.

Chyba po raz pierwszy od rozwodu tak właśnie na to spojrzałam. Ale po wielu miesiącach upierania się przy swojej racji niełatwo mi było z niej zrezygnować.
– Zastanowię się nad tym – mruknęłam.
Było mi przykro, że nawet ona nie docenia i nie popiera moich nadludzkich starań o perfekcyjne wychowywanie synka.
– A poza tym jesteś pewna, że Piotrusiowi są potrzebne te wszystkie zajęcia pozaszkolne? – spytała jeszcze. – Bo ja myślę, że on czasem pewnie wolałby poleniuchować. Jak moja Lenka. Dlatego odpuść trochę, dziewczyno. Wyluzuj! Znajdź sobie faceta i ciesz się życiem. Jesteś młoda, rozwód to nie koniec świata. Miałam o czym myśleć przez kolejne dwa dni w szpitalu…

Kiedy lekarz wręczał mi wypis, zauważyłam, że jest przystojny. Dawno nie patrzyłam na mężczyzn w ten sposób. Przez 10 lat byłam z Danielem, później zaś pogrążyłam się w smutku. Dlatego zaskoczyło mnie to spostrzeżenie. Kiedy były przywiózł synka do domu, zdecydowałam się na poważną rozmowę.
– Nie będę już mogła cię wozić na wszystkie zajęcia – zwróciłam się do małego, choć sama nie wierzyłam, że to mówię.
– Nareszcie! Czasem posiedzę sobie w domu – niespodziewanie się ucieszył.
– A jak chcesz, to ja mogę się zająć odwożeniem go na zajęcia w środy – zaproponował Daniel. – Wtedy ma angielski, a z tego chyba nie powinien rezygnować.
– Tato, chcę jeszcze na treningi – Piotruś podniósł wzrok na ojca.
– Pewnie, synu. I na weekend też do mnie wpadniesz, co? – przytulił małego.
Chyba zostałam pokonana...

Więcej prawdziwych historii:
„Mój mąż zdradził mnie i zostawił biedną kobietę z brzuchem. 20 lat później zaproponowałam jej, by zamieszkała z nami”
„Córki traktowały mnie jak służącą i opiekunkę. Po latach zorientowałam się, jak bardzo przez to zaniedbałam męża”
„Po śmierci ojca musiałem go zastąpić matce i siostrom. Były tak zazdrosne, że nie pozwalały mi na szczęśliwy związek”
„Pogodziłam się z tym, że mogę nie dożyć 30. Bolało mnie tylko to, że nie dam mężowi upragnionego dziecka”

Redakcja poleca

REKLAMA