„Zrobiłam sobie piersi na kredyt. Nikt nie będzie mi mówił, że jestem zbyt biedna, by czuć się atrakcyjnie”

kobieta po operacjach plastycznych fot. Adobe Stock
Co z tego, że kredyt będę spłacać jeszcze z pięć lat i że rodzina oraz znajomi pukają się w głowę. Przyjdzie czas, że odmienię swoje szare życie – już zrobiłam pierwszy krok!
/ 10.09.2020 06:58
kobieta po operacjach plastycznych fot. Adobe Stock

Może wezmę ten sweterek? Ma duży dekolt, nigdy takich nie nosiłam, ale teraz… – nie zastanawiając się dłużej, włożyłam sweter do koszyka. Zapłaciłam kartą kredytową. „Później się jakoś spłaci” – myślałam. Jacek nie będzie zachwycony, o tym wiedziałam już w momencie zakupu – nasza sytuacja finansowa była nie do pozazdroszczenia. Ale przecież ja też pracuję i coś mi się od życia należy! Nie mogę być ciągle tylko kuchtą. Zresztą teraz, kiedy jestem atrakcyjną kobietą, nie zamierzam przejmować się jego humorami! „Może się nawet okazać, że znajdę ciekawszego faceta” – pomyślałam butnie i oczami duszy już widziałam siebie w mocno wyciętym sweterku pochylającą się nad służbowym stolikiem w dyżurce. To było coś!

Prawda jest taka, że do tej pory nigdy mi się specjalnie w życiu nie układało. Kiedyś myślałam, że będę kimś. Dobrze się uczyłam, chciałam się wyrwać z tego grajdołka. Sama nie wiem, w którym momencie porzuciłam marzenia. Może wtedy, gdy po ogólniaku „cudem”, jak to określała moja rodzina, znalazłam pracę w kasie biletowej na dworcu w naszym miasteczku? A może wtedy, gdy nie dostałam się na studia i wszyscy wokół przekonywali mnie, że nie warto próbować drugi raz, przecież mam taką świetną pracę. „Kolej to zawsze pewny pracodawca” – słyszałam zewsząd, i – choć wykonywane zajęcie nie było szczytem moich marzeń – w pewnym momencie uwierzyłam, że nic lepszego od losu już nie dostanę.

No a potem to już wyszła ta sprawa z Jackiem i całkiem straciłam głowę do nauki. Nie mogę powiedzieć, że pokochałam swojego męża od pierwszego wejrzenia. Ja go znałam od małego, w mojej mieścinie wszyscy się tak znają. Więc nie było rycerza na białym koniu i romantycznych oświadczyn. Ot, kilka wspólnie przetańczonych dyskotek, przegadanych spacerów i jakoś tak wyszło, że zostaliśmy parą. Nie byłam specjalnie zdziwiona, kiedy mi się oświadczył po zaledwie sześciu miesiącach „chodzenia”. Odpowiadało mi to. Chciałam mieć dom, rodzinę. No i żadna ze mnie piękność, nie mogłam przebierać w facetach jak w ulęgałkach.

Zawsze zdawałam sobie sprawę z tego, że miss świata nie zostanę. Kiedyś jakoś o tym tyle nie myślałam. Nie miałam czasu. Szybko po ślubie zaszłam w ciążę, urodziłam syna – ot, zwykłe kobiece sprawy. O siebie nie było kiedy zadbać. Dopiero ostatnio zaczęło mi po głowie chodzić, że przecież nie jestem tylko matką i nie tylko żoną czy kasjerką – ale również kobietą. Wszystko przez te programy telewizyjne. Przychodzi taka do gabinetu, jak to się szumnie nazywa: „lekarza medycyny estetycznej”, a wychodzi zupełnie odmieniona. Jak jakaś gwiazda filmowa! Zaczęło mi się marzyć, że może ja też bym się tak odmieniła – faceci zaczęliby na mnie zwracać uwagę, koleżanki pytać, co takiego robię, że tak kwitnąco wyglądam. Jednym słowem – przestałabym w końcu być niewidzialna!

I jakoś tak od tych ogólnych myśli przeszłam do konkretnych marzeń. Zaczęłam wyobrażać sobie siebie… z większym biustem! Wiadomo, nie z jakimś monstrualnym, w końcu nie jestem gwiazdą w filmach dla dorosłych, ale taki ze dwa numery większy pewnie by starczył. Może i Jacek spojrzałby na mnie inaczej? Bo ostatnio to między nami jakiejś specjalnej bliskości nie było. Już nawet nie pamiętam, kiedy przyniósł mi kwiaty, czy zaprosił do kina… Ot, obowiązek małżeński, jak to między ludźmi z takim stażem bywa. „A może, gdyby zobaczył mnie taką odmienioną, wróciłby dawny ogień?” – myślałam pomiędzy kolejnym: „Studencki, poproszę”, a: „Cały do Skarżyska”…

Wyszukałam w internecie telefon do kliniki, która specjalizuje się w operacjach powiększania piersi. Zadzwoniłam tam pełna nadziei i... Niestety srogo się rozczarowałam.

– Chętnie podejmiemy się takiej operacji – ćwierkotała najwyraźniej wyszkolona w takich rozmowach recepcjonistka. – Koszt: dwanaście tysięcy złotych. Mamy w tym miesiącu promocję, więc proszę się spieszyć, jeśli chciałaby pani z niej skorzystać…

Nie powiem, cena wbiła mnie w fotel. Wiedziałam, że realizacja marzeń kosztuje – ale żeby aż tyle?! Może nie klepiemy biedy, głównie dzięki temu, że od ślubu mieszkamy u teściów, ale bogaci szczególnie też nie jesteśmy. Jacek nie zarabia kokosów, syn rośnie, jego potrzeby też, jeździmy starym gruchotem i mąż od dawna przebąkiwał, że przydałoby się coś lepszego… Jednym słowem, wiedziałam jedno: nie było mnie absolutnie stać na ten zabieg!

Na tym powinnam więc zakończyć myślenie o nowym biuście. Niestety – wizja siebie z większymi piersiami tak mocno wbiła mi się w głowę, że po prostu nie potrafiłam zrezygnować! Zaczęłam kombinować, skąd by tu wziąć pieniądze. Najprostszym wyjściem wydawała się pożyczka. Koleżanki od razu skreśliłam. Wiadomo, teraz są takie czasy, że każdy ledwo wiąże koniec z końcem. Pozostawał bank. Tu, niestety, znów czekało mnie rozczarowanie. Okazało się, że z moimi dochodami nie mam co liczyć na kredyt. To powinno mnie otrzeźwić. Ale – stało się wprost przeciwnie. Zaczęłam szukać alternatywnych rozwiązań.

Okazja nadarzyła się szybko. Wracając z pracy, dostrzegłam na płocie ogłoszenie: „Chcesz w końcu spełnić swoje marzenia? Nie zwlekaj dłużej! Weź pożyczkę i kup to, na co zasługujesz! Nie wymagana zgoda współmałżonka…” Tak, to było coś dla mnie! Poczułam, jakby ktoś czytał w moich myślach! Jeszcze tego samego dnia zadzwoniłam pod wskazany w ogłoszeniu numer.

Miły pan wyjaśnił mi, że firma wychodzi naprzeciw oczekiwaniom swoich klientów i umawia się w ich własnych mieszkaniach. Prawdę mówiąc, nie byłam zachwycona – bałam się, co powiedziałby Jacek, gdyby dowiedział się, co planuję. Na szczęście jednak mój mąż należy do tych, co długo w domu nie usiedzą. Ciągle wychodził gdzieś z kolegami, więc mogłam spokojnie spotkać się z „doradcą finansowym”, jak przedstawił się mężczyzna. Zrobił na mnie jak najlepsze wrażenie. Kulturalny, w garniturze – nie żaden tam zbir. Kiedy powiedział, że po zbadaniu moich możliwości kredytowych przyznana mi została pożyczka w wysokości dwunastu tysięcy – gotowa byłam skakać pod sufit z radości!

Oczywiście, przyszło mi do głowy, że pożyczkę trzeba będzie spłacać, ale nie kłopotałam się tym jakoś szczególnie. Przecież jakby nie było, zarabiam, a raty nie wydawały się zbyt wielkie. Nie zwróciłam tylko uwagi na to, że były to kwoty spłacane co tydzień, a nie co miesiąc… Nawet jednak gdybym wówczas potrafiła i chciała przemnożyć całkowity koszt pożyczki – nie zrezygnowałabym z niej! Po tym wszystkim, co się złego od bliskich nasłuchałam, ja swojego zdania nie zmienię – dopiero teraz jestem prawdziwą kobietą! Ale po kolei…

Kiedy miałam już pieniądze, pozostawała tylko kwestia umówienia się na zabieg. Nie było to takie proste, usłyszałam bowiem od kwalifikującego mnie lekarza, że po zabiegu będę musiała kilka dni zostać w szpitalu. W pracy miałam zamiar wziąć po prostu urlop, ale co powiedzieć w domu? W końcu wpadłam na pomysł – powiedziałam, że muszę iść na kilka dni do szpitala na kobiecy zabieg. Nie wiem, czego się spodziewałam – że moja rodzina przyjmie takie tłumaczenie bez komentarzy i obaw?! Oczywiście rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Wszyscy natychmiast zaczęli zadawać pytania. Najbardziej aktywna okazała się moja teściowa – ubzdurała sobie, że jak nic jestem w ciąży i ta ciąża jest zagrożona, skoro muszę leżeć w szpitalu! Nie wiedziałam, gdzie by tu się schować, żeby uniknąć tych jej wścibskich pytań! Na szczęście jakoś udało mi się przetrwać do dnia zabiegu. Potem, jak sądziłam, już będzie „z górki”. Bardzo się myliłam!

O ile z samej operacji nic nie pamiętam, o tyle kiedy się wybudziłam, czułam się, jakbym dostała obuchem w głowę! Mój biust owinięty był bandażami, ale niestety pod nimi, mimo leków przeciwbólowych, czułam nieustanne ciągnięcie – coś okropnego! Szybko wyobraziłam sobie jednak, co ujrzę, kiedy w końcu te opatrunki mi zdejmą, jak zareaguje Jacek i inni – postanowiłam zacisnąć zęby i przetrwać te najgorsze dni. Faktycznie, kiedy wychodziłam ze szpitala, było nieco lepiej. Nie bolało już tak bardzo, choć oczywiście wciąż musiałam przyjmować leki przeciwbólowe. Za to pod bandażami widziałam paskudną opuchliznę i sińce! To zdecydowanie nie był widok, którego się spodziewałam! Nie mogłam przecież tak pokazać się mężowi, zupełnie inaczej wyobrażałam sobie scenę mojego triumfalnego powrotu! Niestety – na zachwyty otoczenia musiałam poczekać jeszcze dobrych kilka tygodni.

Za to kiedy już opuchlizna i sińce zeszły, po raz pierwszy odważyłam się włożyć wydekoltowaną bluzeczkę i wtedy to już efekt był naprawdę spektakularny! Lekarz powiedział, że włożył mi implanty po 300 mililitrów silikonu. Nie znam się na tym, ale wiem z programów telewizyjnych, że to raczej dużo. I faktycznie – biust mam teraz imponujący!

Pierwszymi, którzy zauważyli moją odmianę byli klienci kasy. Jak oni się gapili, jak kładli na ladzie, żeby jak najwięcej zobaczyć! Moje koleżanki też oczy wybałuszyły ze zdumienia! A jeszcze bardziej, kiedy im powiedziałam, że przeszłam operację! Coś tam oczywiście kwękały, że to nienaturalne i że one nigdy by się nie zdecydowały, ale wiedziałam, o co im tak naprawdę chodzi – zazdrosne i tyle!

Najbardziej jednak byłam ciekawa reakcji mojego Jacka. O dziwo, przez pierwsze dni nic a nic nie zauważał. Od razu widać, że on w ogóle nie zwracał już na mnie uwagi! W samą porę tę operację zrobiłam, żeby w ogóle ratować nasze małżeństwo! Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce.

Pewnego wieczoru włożyłam nową, kusą koszulkę, nalałam do kieliszków wino – i tak przygotowana czekałam na Jacka. Nie powiem, jak mnie zobaczył, to aż mu gały wyszły na wierzch! Podszedł, chciał mnie objąć i... nagle odskoczył jak oparzony! Dotknął moich piersi, potem drugi raz, coś mu się nie zgadzało… Przyjrzał mi się uważnie, a po chwili warknął:
– Jakoś inaczej wyglądasz. Co ty ze sobą zrobiłaś?!
„Ależ te chłopy niedomyślne!” – przeszło mi wtedy przez głowę.
– No dla ciebie to zrobiłam, żeby się mojemu Jacusiowi bardziej podobać – powiedziałam przymilnie.
– Ale co zrobiłaś? – mój mąż, choć trudno w to uwierzyć, dalej nic nie rozumiał!
– No… powiększyłam piersi.
– Co zrobiłaś?! – tak zdumionego Jacka to ja chyba nigdy w życiu nie widziałam.

Zrobił po prostu taką minę, jakby nagle na środku naszej sypialni wylądowała jedna z tych aktorek, co to się faceci nimi zachwycają! A potem, aż się trzęsę, kiedy sobie to przypomnę, jak ten mój skąpy mąż zareagował! Zero zachwytu, nic! Tylko krzyczał:
– Kobieto, czyś ty całkiem na głowę upadła?! Przecież my ledwie wiążemy koniec z końcem, a to musiało kosztować majątek! Czy tobie się w głowie poprzewracało?! Na kim ty chcesz zrobić tym … tym silikonem wrażenie?!

Od czasu tej awantury minęły dwa tygodnie. Nadal nie rozmawiamy ze sobą z Jackiem, a ja wyniosłam się z naszej sypialni i śpię teraz na kanapie w małym pokoju. Jeśli o mnie chodzi, to możemy już w ogóle przestać się do siebie odzywać. Wciąż nie mogę wybaczyć Jackowi gorzkich słów, które od niego usłyszałam. Co gorsza, nie tylko mąż uważa, że popełniłam największą głupotę na świecie – te same słowa usłyszałam od teściowej, od teścia, a nawet od szwagierki!

Wszyscy ci ludzie jednym głosem krzyczą, że jestem nieodpowiedzialną babą, która przez kaprys mogła zrujnować sobie życie! Mówią coś tam o marnotrawieniu pieniędzy i o skutkach zdrowotnych nieudanych operacji… A niech gadają! Chcecie znać prawdę? W ogóle nie obchodzi mnie ich zdanie! Już nie! Ja w końcu czuję się atrakcyjną kobietą!

To też może cię zainteresować:
Moja najlepsza przyjaciółka uwiodła mojego ojca! Nie wierzę, jak on mógł polecieć na taką gówniarę!
Moja wychowanka zawsze w ciążę na obozie. Teraz jej rodzice domagają się ode mnie alimentów
Pracowałam w agencji towarzyskiej. Miałam żyć jak w bajce, ale cudem wyrwałam się z koszmaru

Redakcja poleca

REKLAMA