Krążyliśmy z mężem wokół stoiska z owocami, kiedy podeszła do nas jakaś wysoka, mocno umalowana brunetka. Nie uszło mojej uwadze, że była wyjątkowo atrakcyjna i doskonale ubrana.
– Darek?! Nie wierzę! – ucieszyła się i kompletnie ignorując fakt, że stoję obok, rzuciła się mojemu mężowi na szyję.
Przez naprawdę długą chwilę radośnie się witali, aż w końcu Darek oprzytomniał na tyle, żeby mi ją przedstawić.
– Wybacz, kochanie, to jest Judyta. Byliśmy parą przez całe studia – powiedział z szerokim uśmiechem.
„Nie no, po prostu super! – pomyślałam, niechętnie podając jej rękę. – Że też ta lala musiała się napatoczyć!”
– Miło mi cię poznać – powiedziała irytująco szczebiotliwym głosem.
Od razu poczułam do niej niechęć
Tymczasem mój mąż wyglądał na zachwyconego tym nagłym spotkaniem. Zapytał ją, czy mieszka w pobliżu, po czym wyjął z kieszeni komórkę.
– Podaj mi na siebie namiary, umówimy się na piwo. Powspominamy stare dzieje, znajomych – mrugnął do niej.
Odwróciłam się, udając, że oglądam owoce kiwi piętrzące się w drewnianej skrzynce. Czułam się niezręcznie i byłam na Darka wściekła. Owszem, mogłam rozumieć, że kiedyś przeżył z tą panią wiele upojnych chwil, ale na Boga, teraz ja jestem jego żoną! Wybrałam kiwi i dorzuciłam do naszego kosza kiść winogron. Tymczasem Darek wciąż zabawiał rozmową ponętną Judytkę – wspominali jakiś studencki wypad w Góry Stołowe. O mnie zupełnie zapomnieli. Czułam się jak piąte koło u wozu.
Gdy w końcu się pożegnali, nie mogłam się powstrzymać, żeby nie wbić mu szpili
– Zakochałeś się na nowo, co? – powiedziałam z przekąsem, po czym dodałam: – Taki w nią zapatrzony byłeś, że aż mi się przykro zrobiło. Nie miałam pojęcia, że gustujesz w wyfiokowanych paniusiach.
– Moja ty zazdrośnico! – pocałował mnie w usta i zapewnił, że kocha tylko mnie.
– Trzymam cię za słowo – roześmiałam się i trochę mi się humor poprawił. W następnych dniach nie podejmowaliśmy tematu Judyty. Miałam nadzieję, że studencka miłość mojego męża zniknie z naszego wspólnego życia tak samo nagle, jak się w nim pojawiła. Niestety…
Odezwała się w środę. Siedzieliśmy właśnie w salonie i przeglądaliśmy repertuar teatrów, kiedy zadzwoniła jego komórka.
– Judyta – mruknął, po czym odebrał i… wyszedł z telefonem na balkon!
Odłożyłam gazetę i choć wiedziałam, że nie powinnam podsłuchiwać, aż mnie podniosło, żeby wychwycić cokolwiek z Darka rozmowy. Miał taki energiczny, podekscytowany głos. „Kiedy ostatnio rozmawiał takim tonem ze mną? Nie pamiętam…” – pomyślałam z goryczą.
– Judyta zaprosiła nas na grilla. Mieszka dosłownie parę kroków od nas, wyobraź sobie! – entuzjazmował się mąż.
– Super – skwitowałam z przekąsem.
– Chyba nie jesteś zazdrosna, co, kotku? – mąż przyciągnął mnie do siebie i pocałował w szyję. – Hmm, a może to nawet dobrze? Lubię, kiedy o mnie walczysz jak lwica – zażartował.
– Zębami i pazurami, tego akurat możesz być pewny – oznajmiłam.
– To co? Idziemy w sobotę do Judyty? Będzie kilku znajomych z mojej dawnej studenckiej grupy, zapowiada się naprawdę niezła impreza – cieszył się mąż.
Oczy mu błyszczały… Zdałam sobie sprawę, że bardzo mu na tym zależy.
– No dobrze, pójdziemy – powiedziałam bez entuzjazmu.
Nie miałam najmniejszej ochoty tam iść. Nie chciałam tej kobiety w naszym życiu. Czułam, że będą z nią problemy. Ale Darek tak się cieszył…
Impreza u Judyty jawiła mi się jak koszmar
Pogoda w sobotę, mimo jesieni, jak na złość była cudowna: słońce, lazurowe niebo. Może gdyby lało jak z cebra, mojemu wygodnickiemu mężowi odechciałoby się wychodzić z domu, a tak…
Przed śniadaniem wpadłam na pewien pomysł: poudaję trochę, że źle się czuję, i będzie po imprezie. Z miną cierpiętnicy zaległam na sofie w salonie, okryłam się wełnianym pledem. A gdy Darek wrócił z porannego biegania, zbolałym głosem poprosiłam go o kubek rumianku.
– Chyba się czymś strułam – jęknęłam. – Już wieczorem bolał mnie brzuch, a teraz ciągle mnie mdli. Może sałatka z firmowego barku była nieświeża?
– Aż tak źle się czujesz? Wczoraj wyglądałaś całkiem dobrze – zdziwił się.
– Przecież ci mówię, że przez cały wieczór bolał mnie brzuch!
– Może zawiozę cię do lekarza? Albo zamówię domową wizytę? – spytał.
– Daj spokój. Po prostu wypiję jakieś ziółka i trochę się prześpię. Tyle że na grilla na pewno się nie wybiorę… Zadzwoń, że nie przyjdziemy, i przeproś Judytę w moim imieniu, co? – poprosiłam.
Darek usiadł obok mnie i w milczeniu zapatrzył się w swój telefon
– Czekałem na to spotkanie – odezwał się w końcu. – Ma być cała moja studencka paczka. Ja dawno straciłem z nimi kontakt, a Judyta jakimś cudem zebrała wszystkich do kupy. Może zostaniesz, a ja pójdę sam? Chociaż na trochę, co? Będę pod telefonem, gdybyś się gorzej poczuła, zresztą to tylko parę przecznic stąd…
– Chcesz iść sam? – nie wierzyłam. Cóż, tego nie przewidziałam…
Po południu mąż uparcie obstawał przy swoim. Zaczęłam się zastanawiać, czyby nagle nie „wyzdrowieć”, lecz było mi głupio. Jeszcze by się domyślił... I takim sposobem mąż poszedł do Judyty samotnie. Byłam wściekle zazdrosna o nią i zła na niego – gdyby to on źle się poczuł, ja zostałabym z nim w domu! Wieczór ciągnął mi się w nieskończoność. Obejrzałam jakiś nudny film, uprasowałam kilka bluzek do pracy, ogarnęłam kuchnię – wszystko po to, żeby zająć czymś ręce. Szkoda tylko, że nie mogłam zająć czymś swojej wyobraźni, która podsuwała mi najgorsze scenariusze.
Darek wrócił grubo po drugiej w nocy. Najbardziej mnie zabolało, że nie wysłał mi nawet SMS-a z pytaniem, jak się czuję. Kiedy wsunął się pod kołdrę, był pijany jak bela, co do końca zwarzyło mi nastrój. Rano wciąż byłam na niego wściekła. W południe mieliśmy jechać do teściowej, lecz wymówiłam się byle pretekstem. „Nie będę przez całą niedzielę kisić się u jego matki, skoro on ma gdzieś mnie i moje potrzeby!” – powiedziałam sobie.
Kilka dni później znowu odezwała się Judyta. Tym razem jedliśmy kolację, kiedy zadzwoniła mężowska komórka.
– Cześć, co jest? – zapytał Darek lekkim tonem. – Czemu płaczesz? Co się dzieje? – dodał wyraźnie zdenerwowany. Zaczęłam nasłuchiwać. Płacze? „Więc są już tak blisko, że ona dzwoni do niego, żeby się wypłakać?!” – wkurzyłam się. Tymczasem mój mąż w locie złapał za kluczyki i… wybiegł z mieszkania. Wzięłam kilka głębokich wdechów i wyjrzałam przez okno. No tak, mój rycerski mąż w strugach ulewnego deszczu pędził na ratunek swojej Judytce…
„Nienawidzę tej baby!” – pomyślałam z bezsilną wściekłością i choć nie należę do płaczliwych kobiet, rozryczałam się i długo nie mogłam przestać płakać. Może dlatego, że przypomniała mi się historia mojej starszej siostry? Ewa miała kiedyś dobrą przyjaciółkę, Magdę. Kiedy Magdalenę zostawił mąż, Ewka robiła wszystko, żeby jakoś podnieść ją na duchu. Zapraszała koleżankę na weekendy, posyłała do niej swojego ukochanego z ciastem. Szwagier jeździł do ponętnej rozwódki dość chętnie, aż w końcu… na dobre zmienił adres. Taką zapłatę za dobre serce moja siostra dostała od dwóch najbliższych jej osób.
Usiadłam za stołem, z trudem walcząc z chęcią, by wybrać numer męża
Co się stało? Czemu ona płakała, a on wybiegł w pędzie z mieszkania? Co ich łączy?!!!
Darek wrócił jakieś dwie godziny później. Wyglądał na przygnębionego.
– Możesz mi wyjaśnić, co jest grane? – zapytałam ostrym tonem.
– Przepraszam, kotku, ale naprawdę nie mam siły teraz o tym rozmawiać.
– Czyli teraz będziemy mieli między sobą tajemnice, tak?! – przystąpiłam do ataku. – Wybiegłeś, jakby się paliło, i co? Mam udawać, że nic się nie stało?!
– Nie bądź śmieszna. Judyta potrzebowała mojej pomocy i tyle – burknął. – O co ty właściwie jesteś zazdrosna? Rozstałem się z nią dziesięć lat temu!
– No, chyba jednak nie na dobre! – krzyknęłam, bo puściły mi nerwy.
Mąż chciał chyba coś powiedzieć, lecz w końcu tylko spojrzał na mnie ze smutkiem i wyszedł z pokoju bez słowa. Tej nocy spaliśmy osobno. Pościeliłam mu na sofie, a Darek po raz pierwszy od dnia naszego ślubu nawet nie zaprotestował przeciwko takiej karze. We wtorek zadzwoniła moja mama.
– Wpadlibyśmy do was z tatą w ten piątek, odpowiada wam? – zapytała.
– Jasne! – ucieszyłam się. – Zrobię dobrą kolację, pogadamy. – Bądźcie koło szóstej – powiedziałam.
W piątek przed pracą dwa razy przypomniałam Darkowi, że będą u nas rodzice.
– Wróć najpóźniej po piątej, co? Nie wstępuj po drodze na żadne zakupy, ja wszystko przygotuję – powiedziałam.
– Dobrze, kochanie, będę – obiecał mąż i w pośpiechu wyszedł z mieszkania.
I co znaczy jego słowo? Tyle co nic! Dochodziła szósta. Nerwowo zerkając na zegar, dekorowałam stół, kiedy Darek zadzwonił, że coś go zatrzymało.
– Przeproś rodziców, ale nie dam rady przyjść wcześniej. Może uda mi się zjawić koło dziewiątej, to jeszcze wypijemy z twoim tatą po lampce koniaku – zakomunikował mi mąż przez telefon.
– Ale co się…
– Przepraszam cię, muszę kończyć – wszedł mi w słowo mąż i rozłączył się, zanim zdołałam coś z niego wyciągnąć.
– Pewnie musiał zostać w firmie, wiesz, jak jest... – pocieszała mnie potem mama.
– W piątek?! Mamo, on coś kombinuje! Odkąd zaczęła się przy nim kręcić ta cała Judyta, między nami się sypie!
– Bo pewnie jesteś wściekle zazdrosna, a faceci tego nie lubią – wtrącił się tato.
– No trudno, żebym nie była! Boję się ostatnio otworzyć lodówkę, żeby nie wyskoczyła Judyta! – krzyknęłam.
– Porozmawiaj z nim spokojnie, musicie się jakoś dogadać – westchnęła mama.
– Próbowałam. On to bagatelizuje… A kiedy tylko Judyta się odezwie, rzuca wszystko i leci z odsieczą. Ona ma chyba teraz jakieś problemy, ale czy musi w nie angażować mojego męża?!
Chciałam jeszcze coś dodać, kiedy drzwi się otworzyły i stanął w nich Darek.
– Cześć! – krzyknął i wyjął zza pleców bukiet kwiatów dla mojej mamy.
– O, mój kochany zięć! – ucieszyła się i wyściskała go za wszystkie czasy.
„Co on tutaj robi? Przecież miał być później...” – pomyślałam. A on jakby czytając mi w myślach, stwierdził:
– Zmiana planów, przepraszam za zamieszanie. To dla ciebie – podał mi maleńkie aksamitne puzderko.
– Tak bez okazji? – ucieszyłam się.
W środku była bransoletka. Elegancka. Srebrna, z ładnie wkomponowanymi ozdobnymi elementami z miedzi.
– Śliczna. Gdzie kupiłeś?
– Dostałem. Judyta wyrabia biżuterię artystyczną i pomyślała, że zrobi coś dla ciebie. Na dobry początek znajomości.
– Miło z jej strony – mruknęłam.
Moja radość z prezentu natychmiast wyparowała. Dostał od Judyty... Czyli nie myliłam się. Był u niej… Skoczyło mi ciśnienie. I co, teraz mam się cieszyć jakąś błyskotką od baby, która bezczelnie rwie mojego męża?!
Reszta wieczoru wyglądała drętwo. Ja byłam wściekła na Darka, tato wyjechał z polityczną dyskusją, a mamę rozbolała głowa. Wieczorem, zmywając, zapytałam męża, gdzie właściwie miał zamiar iść po południu.
– Wpadłem do Judyty, bo chciała prosić mnie o przysługę, ale w końcu przełożyliśmy to na inny termin – wyjaśnił mąż.
– No tak, po co ja w ogóle pytam? – mruknęłam z przekąsem.
– Posłuchaj, mam powyżej uszu tej twojej zazdrości! – huknął na mnie Darek.
– Nawet nie wiesz, o co w tym wszystkim chodzi, a wściekasz się jak wariatka!
– To może w końcu mi raczysz wyjaśnić, o co chodzi! – wrzasnęłam.
Westchnął ciężko:
– O Tomka. Był w naszej studenckiej paczce, przyjaźniliśmy się przez całe studia. A na grillu dowiedziałem się, że ma białaczkę. Staramy się mu pomóc. Organizujemy zbiórki kasy na leczenie, odwiedzamy go w szpitalu. Chciałem ci powiedzieć, ale ostatnio każda rozmowa z tobą zamienia się w aferę z Judytą w roli głównej! Zadowolona jesteś?!
Siedziałam oszołomiona.
– Przepraszam – szepnęłam ze łzami.
– Nie becz – pocałował mnie mąż i założył mi na rękę bransoletkę od Judyty. – Skończyłem z nią wieki temu. To była jedna z tych szczeniackich miłości sprzed lat. Kocham tylko ciebie i nie zamierzam robić ci żadnego świństwa. Nie każdy facet jest taki jak były mąż twojej siostry...
No tak... nie każdy. Ale co z Judytą? Jurek powiedział, że nie w głowie jej teraz romanse. Niecały rok temu zginął w wypadku jej mąż. Została sama z trzyletnią córeczką i musi jakoś sobie radzić.
– Nie wiedziałam – spojrzałam na niego zdumiona. – Nic nie mówiłeś...
– Próbowałem, ale od razu zaczynałaś się wykłócać. No już, nie płacz. Kocham cię.
– Ja ciebie też. Bardzo – wymamrotałam z twarzą wtuloną w mężowską pierś i obiecałam sobie, że spróbuję się z Judytą zaprzyjaźnić.
Dziś, po roku, mogę stwierdzić, że mi się to udało
A gdy myślę o mojej zazdrości, strasznie mi głupio. Oceniłam Judytę po pozorach. Zobaczyłam atrakcyjną, pewną siebie, samotną brunetkę i uznałam, że będzie chciała odbić mi męża. Na swoje usprawiedliwienie mam jedynie wspomnienie tego, co przydarzyło się mojej siostrze. W cieniu takiej rodzinnej historii trudno od razu człowiekowi zaufać. W końcu mój mąż kiedyś Judytę kochał...
Czytaj więcej prawdziwych historii:
Zakochałam się w zajętym mężczyźnie. Walczyłam o niego 10 lat
W internecie poznałam swój ideał, ale on nie chce się spotkać
Była dziewczyna niszczyła wszystkie moje związki
Mój 32-letni syn nie umie po sobie sprzątać ani ugotować makaronu