„Moja mama umarła przez błąd lekarza. Gdyby nie ten konował byłaby cały czas z nami”

Żałoba po zmarłej mamie fot. Adobe Stock
Sprawa mojej mamy, nauczyła mnie jednego: w życiu nie można mieć pewności w żadnej kwestii.
/ 14.12.2020 16:15
Żałoba po zmarłej mamie fot. Adobe Stock

W rodzinnym miasteczku nie byłam już od wielu lat. Ostatni powód do odwiedzin zniknął dziesięć lat temu wraz ze śmiercią mojej mamy. Na dodatek doszło do niej w okolicznościach, które na długi czas odstręczały mnie od przyjazdu w rodzinne strony.

Zaczęło się od bólu brzucha

Mama ledwo przekroczyła sześćdziesiątkę i była naprawdę pełna sił witalnych. Właśnie przeszła na emeryturę i cieszyła się, że wreszcie będzie mogła pomyśleć o wymarzonych podróżach do europejskich sanktuariów – Lourdes, Fatimy, Loreto. Wcześniej nigdy na to nie miała czasu. Jednak latem zaczęła narzekać na silne bóle w dolnej części brzucha. Miała nadzieję, że jak zawsze do tej pory po tygodniu czy dwóch miną bez śladu. Gdy jednak tak się nie stało, wybrała się z wizytą do ginekologa. Traf chciał, że był to ojciec mojej przyjaciółki z czasów liceum.

Znałam go i bardzo ciepło wspominałam. Pamiętam, że pomagał Paulinie i mnie w przygotowaniach do matury z biologii… Mama opowiadała mi przez telefon, że wizyta przebiegła bardzo miło – pan Piotr pytał, co u mnie, opowiadał o córce, która jak on została ginekologiem i pracuje w sąsiednim mieście. Potem dokładnie zbadał mamę.

Nie widział żadnych powodów do niepokoju, a bóle przypisał zmianom hormonalnym, zupełnie naturalnym w mamy wieku. Na koniec zasugerował, aby za parę dni mama zgłosiła się do jego prywatnego gabinetu na USG, żeby jeszcze upewnić się, że wszystko jest w porządku. Oczywiście mama zrobiła to USG, lecz i ono nie wykazało odstępstw od normy.

Postawił złą diagnozę, która zabiła moją mamę

A jednak bóle nie ustępowały, co gorsza, bardzo się nasiliły. Kiedy po dwóch miesiącach stały się zupełnie nieznośne, mama zapisała się na wizytę do znanego profesora, który raz na kwartał przyjeżdżał z Warszawy do naszego miasteczka i przyjmował pacjentów. Diagnoza była jednoznaczna i druzgocząca: guz jajnika, konieczna natychmiastowa operacja. Profesor od razu wypisał mamie skierowanie do warszawskiego Centrum Onkologii. Szybko przywiozłam mamę samochodem do kliniki do Warszawy, a mniej więcej po tygodniu odbyła się operacja.
– Guz nowotworowy został usunięty, ale w trakcie zabiegu stwierdziliśmy liczne przerzuty w jamie brzusznej – powiedział mi chirurg, który przeprowadzał operację.
– Jakie są rokowania? – spytałam cicho, czując już, co usłyszę w odpowiedzi.
– Pani mamie został rok życia. Najwyżej dwa lata. Przykro mi…
Nie mylił się…

Minęło półtora roku i mama dołączyła do ojca w grobowcu na starym cmentarzu w naszym miasteczku. Sprzedałam mieszkanie rodziców, z którego wyprowadziłam się po maturze, definitywnie zamykając etap życia związany z rodzinnym miastem. Ale często męczyło mnie pytanie, dlaczego ojciec Pauliny, bądź co bądź, doświadczony ginekolog, nie wykrył nowotworu u mojej mamy. Czy był aż tak słabym lekarzem? Czy dwa miesiące, jakie dzieliły wizytę u niego od wykrycia prawdy przez profesora, pozwoliłyby mamę uratować?

Nieraz przychodziło mi do głowy, że było to karygodne zaniedbanie i aż prosi się o proces. Ale za każdym razem po głębokim namyśle rezygnowałam. Chyba nie było sensu rozpętywać wojny, która i tak nie mogłaby przywrócić mamie życia.

Minęło 5 lat. O dawnych sprawach myślałam coraz rzadziej. To prawda, że czas zabliźnia nawet najbardziej bolesne rany. Zaproszenie na klasowe spotkanie z okazji trzydziestolecia matury było dla mnie wielką niespodzianką. Spotkałam na nim Paulinę.

Opisałam więc historię sprzed pięciu lat. W miarę mówienia dawne emocje do mnie wracały. Znów poczułam złość na lekarza, który postawił tamtą błędną diagnozę. I zapytałam Paulinę, jak to możliwe, że jej ojciec nie zauważył guza, który w kilkanaście miesięcy zabił moją mamę.
– O… oskarżasz mojego ojca o błąd w sztuce? – Paulina nerwowym gestem poprawiła włosy. – Trochę za późno, bo zmarł w zeszłym roku.
– Przykro mi – powiedziałam.
Bo co miałam powiedzieć? Że drań sobie zasłużył? I że szkoda, iż sprawiedliwość dosięgła go tak późno?

Paulina sięgnęła po butelkę z winem, dolała nam do kieliszków.
– Słuchaj, przykro mi z powodu twojej mamy, ale wierz mi, takie sytuacje się zdarzają – odezwała się po chwili. – Lekarze, nawet najlepsi, nie są nieomylni - dodała.

Zobacz więcej prawdziwych historii:
Myślałam, że widzi we mnie kogoś więcej, niż tylko grubaskę...
Ukrywam przed narzeczoną, że rozbieram się za pieniądze
Była dziewczyna mojego faceta mieszka z nami, bo musimy się nią opiekować
Miałam 32 lata, a matka decydowała w co mam się ubrać i kiedy iść spać
Nie chcę zamieszkać ze swoim facetem. Od tego tylko krok do niewoli

Redakcja poleca

REKLAMA