„Nie chcę zamieszkać ze swoim facetem. Przecież od tego tylko krok do małżeństwa i kobiecej niewoli”

Kobieta z problemem w związku fot. Adobe Stock
Czy miłość zawsze musi się wiązać z rezygnacją z siebie? Czy miłość i niezależność dają się pogodzić? Sama nie wiem...
/ 09.12.2020 06:59
Kobieta z problemem w związku fot. Adobe Stock

Siedzieliśmy w naszej kafejce, przy ulubionym stoliku i sączyliśmy kawę. Było miło, sielsko, jak zwykle, gdy spotykaliśmy się tu w przerwie na lunch. Kafejka znajdowała się w połowie drogi pomiędzy moim mieszkankiem a jego biurem. Zgrabny kompromis, w jakie nasz związek obfitował. Dlatego, nie tylko moim zdaniem, od czterech lat tworzyliśmy bardzo udaną parę, szanującą nawzajem swoje zwyczaje, opinie, strefę prywatną. Niczego w naszych relacjach bym nie zmieniała. Po co? Było dobrze tak, jak było.

On musi szanować moje granice

Toteż poczułam niepokój, gdy Bartek położył na stole zaciśniętą dłoń, w której coś trzymał, a potem spojrzał mi głęboko w oczy. Był poważny, niemal oficjalny, jakby zamierzał... Boże, nie! Przecież mówiliśmy, że nie są nam potrzebne do szczęścia żadne formalności, papierki. Jeżeli miłość wymaga podpisów, przysiąg, obietnic potwierdzonych urzędowo, to przestaje być miłością, a staje się kontraktem, obowiązkiem.

Chyba zbladłam zauważalnie, bo Bartek uśmiechnął się krzywo.
– Nie panikuj. To nie pierścionek. Znam twoje zdanie na temat małżeństwa. Bez obaw, nie oświadczam ci się. To... klucze. – Odwrócił dłoń i otworzył ją. – Klucze do mojego domu. Do górnego i dolnego zamka, do skrzynki na listy i do garażu.
– Ale po co mi je dajesz? Nie bywam u ciebie bez ciebie. Czy oczekujesz rewanżu? Teraz ja mam ci dać klucze do mojego mieszkania, do każdej szafki i skrytki?
– Nie. Oczekuję, że się do mnie wprowadzisz. Ty do mnie, bo mam większe mieszkanie.

Czy on do reszty oszalał?!

Zatkało mnie. Łykałam nerwowo ślinę, nie wiedząc, co powiedzieć. Bo przeprowadzka do niego znajdowała się niewiele niżej od małżeństwa na liście rzeczy, których nigdy nie zamierzałam zrobić.
– Ale jak to wprowadzić? – bąknęłam. – Przecież umówiliśmy się, że każdy zostaje u siebie, że taki teren prywatny jest niezbędny dla zdrowia w związku.
– Na pewnym etapie owszem, ale dojrzałem, by pójść krok dalej.
– Krok? Ty chcesz zrobić sus! Małżeństwo byłoby skokiem w przepaść na główkę. Ty zaś zamierzasz mocno się do tej przepaści zbliżyć. Nie zgadzam się. Chcę zachować swoją niezależność.

Bartek patrzył na mnie ze smutkiem. Zabrał dłoń, klucze zostały na blacie.
– Weź je i zastanów się. Tu już kompromis nie jest możliwy. Zgadzałem się, ale... – zawiesił głos, a potem wypalił: – Dzieci nie da się wychowywać w dwóch domach. To znaczy tak się dzieje w przypadku rozwodu. Ale ja chcę mieć normalną rodzinę: mama, tata, dzieci, pies, kot, wszyscy razem, we wspólnej przestrzeni. Ile mam czekać? Skończyłem trzydzieści siedem lat. Ty, nie wytykając ci wieku, jesteś tylko dwa lata młodsza. Jeżeli zakładać rodzinę – to teraz.

Nie muszę się z tobą żenić, chociaż chciałbym, ale nie da się być razem i mieszkać oddzielnie. Mnie ten układ przestał wystarczać. Chcę się budzić obok ciebie codziennie. Chcę wspólnych wakacji, wspólnych problemów, które rozwiązujemy razem, chcę nawet kłótni. Bo my się, Julka, nie kłócimy. My czekamy, każde u siebie, aż nam złość przejdzie. Dosyć. Formuła bezpiecznego związku bez zaangażowania wyczerpała się. Czego ty się boisz, Julka?

Słuchałam go, a serce łomotało mi jak szalone. Miałam ochotę uciec od tego, co mówił, ale siedziałam, bo drżące nogi odmówiłyby mi posłuszeństwa. W głowie mi huczało: „to koniec, właśnie z tobą zrywa, bo przecież nie możesz się zgodzić na to, co proponuje. Kochasz go, ale właśnie dlatego nie zaryzykujesz...” Czego? Czego się tak bałam? Tego, że zniknę.

Małżeństwo to niewola dla kobiety

Nie miałam złych doświadczeń związanych z małżeństwem, nie pochodziłam z rozbitej rodziny. Wokół mnie były same długoletnie pary. Ale za jaką cenę! Stając się żoną i matką, kobieta traciła siebie. Niektóre pary nawet upodabniały się do siebie fizycznie! Zupełnie jak pies i jego pan... A co ze strefą prywatną, o którą tak walczyłam? Nie istniała! Zajmowały ją dzieciaki, zwierzaki, sprawy domowe.

Kobiety stopniowo rezygnowały ze swoich pasji, własnego zdania, odrębności. Ustępowały. Mąż mojej szefowej nie tolerował jej kolegi ze szkoły – był zwyczajnie zazdrosny – więc dla świętego spokoju skreśliła przyjaciela. Moja siostra kochała taniec, uczyła się w szkole baletowej, marzyła o scenie, potem poznała Witolda, zaszła w ciążę i po marzeniach. Sąsiadka jeździ co wakacje na spływy kajakowe, bo mąż je uwielbia – choć ona obyłaby się bez chmar komarów i odcisków na dłoniach. Kuzynka od lat czesze się tak samo, bo jej Misio lubi blond loczki. Babcia wciąż powtarzała, że na emeryturze będzie jeździć na wycieczki po świecie. I guzik. Siedzą na działce, bo dziadek ma alergię na podróże.

Przecież to nie może być przypadek! Raczej standard. A dlaczego się na to godzą? Z miłości! Wszystkie tracą własną tożsamość z miłości. I mnie groziło to samo, bo kochałam Bartka. Nie mogłam się na to zgodzić. Nie mogłam się do niego wprowadzić. Choć miał rację – jego dom był większy. Gdyby pojawiły się dzieci...? Dzieci?! Czyżbym podświadomie zaczęła rozważać propozycję?

A jeżeli się nie zgodzę, jeżeli nie zaryzykuję, co mnie czeka? Los samotnej starej panny. Jak ciotka Kryśka. Spełnia się zawodowo, namiętnie i profesjonalnie gra w brydża, ale prywatnie jest zgryźliwą, upartą kobietą, zawzięcie broniącą swoich przyzwyczajeń i dziwactw. Bo tylko to ma. Swoją niezależność. Zamknęłam pęk kluczy w dłoni. Więc rzucę się na główkę... Z nadzieją, że nie cała zniknę.

Więcej listów do redakcji: „Nie kocham męża. Tęsknię za mężczyzną, z którym miałam romans przed ślubem. On jest ojcem mojego syna”„Wyparłem się córki, ale zrozumiałem swój błąd. Po 15 latach chcę odzyskać z nią kontakt, ale jej matka to utrudnia”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”

Redakcja poleca

REKLAMA