Mogę tak iść? Dobrze wyglądam? Nie za dużo pudru czy różu? – spytała mnie ze słodką minką Anita, odwracając się na chwilę od lustra, do którego mizdrzyła się przez ostatnie 20 minut. Popatrzyłam na jej gładką cerę, świeży, dyskretny makijaż i gładko zaczesane, długie włosy. „Po co mnie pyta? Przecież widzi, że jest super” – pomyślałam. Nie chciałam wyskakiwać z komplementami, bo jej nie lubię, ale przyzwoitość kazała mi odpowiedzieć zgodnie z prawdą.
– Bardzo dobrze – mruknęłam. – Spokojnie możesz tak iść… I tak wszyscy będą w dresach i czapkach z daszkiem.
Lecz ona i tak już mnie nie słuchała. Zaczęła właśnie zdejmować kolorowe spinki i przeczesywać swoje piękne włosy.
– Chyba jednak je rozpuszczę.
Normalka. Ona nigdy nie słucha, jak się coś do niej mówi… Jest strasznie egocentryczna. Jej pytania mają tylko potwierdzić to, co sama już wie. Że jest ładna i wygląda jak wyjęta z filmu. Wzruszyłam ramionami i zajęłam się rozpakowywaniem torby.
Jak ona mnie irytowała!
Właśnie przyjechaliśmy do uroczego hotelu w centrum konferencyjnym na Mazurach. Ten wyjazd był połączeniem szkolenia i firmowej integracji. Mieliśmy przed sobą trzy dni zajęć i trzy wieczory imprezowania. Tuż przed wyjazdem zachorowałam i przesiedziałam tydzień na zwolnieniu, więc nie miałam wpływu na to, z kim będę dzielić pokój. Zresztą, niezbyt mnie to obchodziło, bo nie jestem specjalnie zaprzyjaźniona z resztą firmy ani działu.
Nie mam tam koleżanek od serca, nie należę do żadnej kliki. Trochę tak jak Anita. Z tą różnicą, że ja dobrze się czuję w roli outsiderki, natomiast ona bardzo by chciała, żeby wszyscy ją lubili. Dziewczyny na pewno zazdroszczą jej figury i urody, ale też podśmiewają się z niej. Faceci, szczególnie ci z działu informatycznego, są za to zirytowani jej głupimi pytaniami. Ciągle prosi ich o pomoc, gdy coś nie działa, a potem okazuje się, że nie włączyła monitora albo wrzuciła na drukarkę zły format papieru. Biedaczka nawet nie wie o kpinach na jej temat, choć prawdą jest, że ledwo wyjdzie z pokoju, a zaczynają się niewybredne komentarze. Nie biorę w tym udziału, bo nie jestem złośliwa ani zawistna.
Do spotkania na dole zostało jeszcze około dwóch godzin. Mieliśmy „się rozgościć” i rozpakować przed obiadem. Raz po raz zerkałam w stronę Anity. Czułam jej skrępowanie. Nie mogła spokojnie poleżeć, wyciągnąć się z książką. Widziałam, że nieustannie coś poprawia, wychodzi do łazienki – a to uczesać się, a to umyć ręce, a to sprawdzić, czy woda kapie. Cisza ewidentnie jej ciążyła. Mnie Anita zwykle nie przeszkadza, lecz dziś w jej obecności nie mogłam się na niczym skupić. Najchętniej bym wyszła z pokoju, ale zmusiłam się, żeby zachować spokój.
Miałam nadzieję, że to ją trochę wyluzuje. Bo – szczerze mówiąc – było mi Anity trochę żal. Sama nie wiedziałam dlaczego. W zasadzie dziewczyna starała się być miła i zgodna… Nie miała tu żadnego sojusznika, a ja pewnie wydałam jej się neutralna i nieszkodliwa. Chociaż działała mi na nerwy jak niemal każdemu w firmie, drażniła „trzepotaniem rzęsami” i łaszeniem się do mężczyzn – nigdy nie byłam jej wrogiem.
Kiedy się rozpakowywałam, zadzwonił telefon. Mój ojciec. Usiadłam na łóżku i podczas gdy Anita rozwieszała swoje sukienki w szafie, przegadałam z nim… hmm… sporo czasu. Zawsze mamy sobie dużo do powiedzenia. Gadamy zazwyczaj o tym, co ostatnio przeczytaliśmy, na czym byłam w teatrze, jakie pyszne danie ugotowałam, jak tam u znajomych (rodzice mieszkają w Gdańsku), no i ogólnie o tym i owym. Z reguły nam na te rozmowy trochę schodzi. Mamy ze sobą kontakt jak najlepsi kumple. Z mamą zresztą także, ale akurat nie było jej w domu.
Dałam mu kilka rad, bo ostatnio zajął się fotografią, a ja w tym siedzę od lat. Staram się mu pomagać, kiedy tego potrzebuje, a on jest mi wdzięczny. Poza tym pośmialiśmy się trochę i powspominaliśmy ostatnie wakacje, które spędziliśmy „całą bandą”: z rodzicami, moim bratem, jego żoną i dziećmi, a także Leszkiem, z którym się spotykam. Kiedy odłożyłam komórkę, Anita, która już bardzo długo w milczeniu krzątała się po pokoju, spytała:
– Z kim ty tak gadałaś bitą godzinę? To jakiś twój nowy facet?
No tak, mówię do mojego tatka „Krychu”. Ma na imię Krzysztof, dla znajomych „Kris”, a dla rodziny – „Krycho”. Tak się jakoś utarło. Przez całą rozmowę przez telefon mówiłam mu po imieniu, a były to sprawy na tyle osobiste, że można się zastanawiać, któż to taki… Parsknęłam śmiechem.
– Nie. Rozmawiałam z moim szacownym ojcem, Krzysztofem – odparłam.
– Rozmawiałaś z ojcem? – spojrzała na mnie z dziwnym wyrazem twarzy: mieszaniną zdumienia i… zazdrości. Potwierdziłam z uśmiechem, a ona nie powiedziała już ani słowa więcej.
Nagle zrozumiałam, czemu taka była
Dzień minął szybko. Po obiedzie od razu mieliśmy szkolenie. Wieczorem była impreza z alkoholem i tańcami, zakończona w poszczególnych pokojach mniejszymi bibkami. Około 22.00 Anita wycofała się do naszego lokum.
– Poszła spać. Ona zawsze na wyjazdach ucieka wcześniej – skomentowała Iza. – Nikt jakoś nie chce się z nią bawić.
Wróciłam z imprezy dobrze po drugiej w nocy. Zasiedziałam się na pomoście z jedną z dziewczyn. Ku mojemu zdumieniu naprawdę dobrze nam się gadało. Zadowolona, że w osobie, po której bym się tego wcale nie spodziewała, właśnie odkryłam bratnią duszę – myślałam o tym, jak często ludzie ukrywają swoje prawdziwe oblicza… Tej nocy miała mnie spotkać jeszcze jednak niespodzianka. Wzięłam prysznic i na palcach weszłam do pokoju, nie chcąc obudzić Anity.
Gdy kilka minut później zaczęłam odpływać, usłyszałam jakiś dziwny dźwięk. Cała zamieniłam się w słuch. To był… płacz. Anita cicho chlipała w poduszkę. Nie wiedziałam, co robić. Powinnam z nią porozmawiać? A może ona wcale nie chce ze mną gadać o swoich problemach i będzie mi miała za złe, że się wtrącam? Nie każdy lubi się zwierzać… Przez chwilę próbowałam udawać, że śpię. Bez skutku. „Wszyscy udajemy coś przed innymi – pomyślałam. – Człowiek nie potrafi się przed drugim otworzyć, a to czasem pomaga. Może też warto się czasem kimś zainteresować?…”.
Poderwałam się z łóżka.
– Anita, co się dzieje? – spytałam.
Milczenie… Ale szloch ustał. Położyłam się z powrotem, zła na siebie, że wyrwałam się jak głupia z tym moim pytaniem, kiedy nagle powiedziała:
– Nic takiego. Stare upiory wróciły.
Zabrzmiało to strasznie dramatycznie i jakoś tak… sztucznie. Wręcz śmiesznie. Pomyślałam jednak, że przecież dobór odpowiednich słów nigdy nie był mocną stroną tej dziewczyny. Po prostu w nieudolny sposób próbuje mi coś powiedzieć. Coś, co jest dla niej trudne…
I nagle znów się odezwała. W jej głosie brzmiał nie tylko smutek, ale jakby pretensja. Do mnie? Do losu? I w skrócie wyrzuciła z siebie coś, co musiało ją dręczyć od dzieciństwa, i co teraz, pod wpływem jednego bodźca, w niej ożyło:
– Ja nigdy nie rozmawiałam z moim ojcem dłużej niż dwie minuty. No, chyba że to były jego monologi. Potrafił palnąć nawet półgodzinną mowę o tym, jaka jestem beznadziejna… Nie znosiłam go. Nie żyje już od kilku lat. Na pogrzebie nie potrafiłam uronić ani jednej łzy… Właściwie ten facet był mi zupełnie obcy. Dopiero teraz widzę, co mnie ominęło. Po tym twoim telefonie. Jakim cudem można rozmawiać z własnym ojcem jak z… przyjacielem? Nie umiem sobie tego wyobrazić!
Przegadałyśmy całą noc. Opowiedziała mi, że jej ojciec był wojskowym. Bardzo przystojnym mężczyzną i bardzo surowym człowiekiem, który rządził rodziną. Nigdy nie zaakceptował Anity ani jej siostry, bo nie urodziły się chłopcami. Marzył o synu, ale się go nie doczekał. Już jako dziewczynka zabiegała o jego zainteresowanie. Używała sztuczek jak dorosła kokietka, żeby tylko ją pokochał… A on ciągle odtrącał i ją, i jej siostrę.
Fatalnie to zaciążyło u Anity na poczuciu własnej wartości i na jej podejściu do mężczyzn. Nie wierzyła, że mogą ją pokochać taką, jaka jest. Nie umiała się z nimi przyjaźnić. Zawsze ich kokietowała. Czasem robiła z siebie idiotkę, sądząc, że w ten sposób zwróci ich uwagę. Zdawała sobie z tego sprawę, ale nie potrafiła inaczej.
Anita nie była więc tak głupia, jak wszyscy sądzili… Jej zachowanie miało swoje przyczyny i źródło w nieszczęśliwym dzieciństwie. Została skrzywdzona i to zaważyło na całym jej życiu. Po tym wyjeździe między nami dużo się zmieniło. Nie żebyśmy stały się od razu wielkimi przyjaciółkami, ale wychodzimy czasem na na obiad i gadamy. Właściwie mówi przeważnie ona. O sobie. O swoich problemach i kolejnym facecie. A ja słucham. Wiem, że ona tego potrzebuje.
Więcej prawdziwych historii:
„Zostałam matką chrzestną obcej dziewczynki. Rodzice zostawili ją jak śmiecia, rodzina zastępcza się nad nią znęcała”
„Jedna chwila zmieniła moje życie w koszmar. Straciłam dwie miłości mojego życia i szansę na wymarzoną karierę”
„Moja żona znalazła sposób, by nie pracować. Wrobiła mnie w dwójkę dzieci, a ja musiałem na nią harować…”