Michała znam od najmłodszych lat, właściwie „od zawsze”. Był kolegą mojego starszego brata i często bywał u nas w domu, zupełnie nieświadom tego, jakie emocje budzi swoim widokiem w sercu o cztery lata młodszej smarkuli. To prawda, że zawsze był wobec mnie miły i pomocny, ale czego się nie robi dla siostry przyjaciela. Tolerował moją obecność w pokoju, gdy w kilku grali na komputerze, czasem nawet bronił mnie przed Hubertem, kiedy ten chciał mnie przegonić.
– Daj spokój, niech sobie popatrzy – mówił. – Mnie ona nie przeszkadza.
Dorastałam z nadzieją, że mój idol wreszcie spojrzy na mnie choć trochę poważniej, dostrzeże w końcu młodą kobietę, a nie tylko małą siostrę kolegi. Nic z tego. Przez okres szkoły podstawowej, a potem liceum, Michał zawsze był gdzieś obok. Miał swoje życie, jakieś dziewczyny, plany. I choć moje uczucie do niego nie wygasło, powoli przestałam wierzyć w cud. Uznałam więc, że wyjazd na studia do odległego miasta będzie dobrym sposobem, zarówno na zapomnienie o niespełnionej, młodzieńczej miłości, jak i rozpoczęcie kolejnego, samodzielnego etapu w życiu.
Był moim ideałem...
Nocne imprezy w klubach i mało czasu na naukę – tak wyglądały moje lata studiów. W tym czasie zawierałam nowe znajomości i poznawałam wielu mężczyzn. Z żadnym z nich nie wiązały mnie poważniejsze uczucia, hołdowałam krótkotrwałym związkom. Do czasu, kiedy na trzecim roku podczas Juwenaliów poznałam Vasyla. Szarmancki i czarujący wyróżniał się fantastyczną sylwetką, doskonałą fryzurą i jeszcze lepszym, markowym garniturem. Nie mogłam od niego oderwać wzroku. On także zerkał w moim kierunku. Ku mojemu zadowoleniu nie potrzebował zbyt wiele czasu do namysłu i szybko przystąpił do działania.
– Witaj, jestem Vasyl – przedstawił się.
– Agnieszka – powiedziałam, uśmiechając się zalotnie i podając mu rękę.
Jego dłoń była przyjemnie ciepła, uścisk męski i zdecydowany. Podobał mi się cały: pięknie pachniał, a jego wschodni akcent, zdradzający pochodzenie – Rosja! – wydawał mi się szalenie seksowny. Na dodatek Vasyl okazał się fantastycznym partnerem do rozmowy. Świetnie mówił po polsku, sporo wiedział o literaturze, uwielbiał Mirona Białoszewskiego. Nawet nie zauważyłam, kiedy koncert dobiegł końca, a zebrane towarzystwo zaczęło się powoli rozpraszać. Mój rosyjski znajomy odprowadził mnie do akademika, pod którym staliśmy jeszcze godzinę. Dowiedziałam się, że Vasyl jest inżynierem i na co dzień koordynuje prace na budowach, w weekendy zaś gra na perkusji w zespole rockowym. Dopiero poranny chłód i świergot ptaków uprzytomnił nam, jak wiele czasu spędziliśmy razem.
Pożegnaliśmy się i umówiliśmy na kolejne spotkanie. Nie minęło dziesięć minut, kiedy dostałam SMS-a: „Nigdy nie poznałem takiej kobiety jak Ty! Jesteś wyjątkowa!”. Nie było wątpliwości, strzała Amora trafiła nie tylko we mnie, ale i w mojego wybranka. Odwzajemniona miłość. Moje marzenie z dzieciństwa wreszcie zaczęło się ziszczać. Kolejne miesiące przypominały bajkę: każdą wolną chwilę spędzałam z nowym chłopakiem. Jeździliśmy za miasto, chodziliśmy na spacery, gotowaliśmy wspólnie obiadki w kuchni w akademiku.
Przy Vasylu czułam się kochana, doceniana i pożądana. Nic dziwnego, że z radością przyjęłam oświadczyny po trzymiesięcznej znajomości! Kochałam i byłam kochana, to była pełnia szczęścia. Nieco bardziej sceptycznie podeszłam do pomysłu wzięcia ślubu cywilnego w tajemnicy przed rodziną i bliskimi. Nie tak wyobrażałam sobie swój wielki dzień, ale doszłam do wniosku, że i takie zamążpójście może być romantyczne. Mój wybranek szybko załatwił wszelkie formalności i po niecałych dwóch tygodniach stanęliśmy przed budynkiem Urzędem Stanu Cywilnego.
Podczas gdy życie narzeczonej było cudowne i obfitowało w radości i wzloty, życie młodej żony nie było już tak zachwycające i godne pozazdroszczenia. Vasyl coraz rzadziej miał dla mnie czas, zaczął regularnie wyjeżdżać do Rosji i ani razu nie zabrał mnie ze sobą, by przedstawić swojej familii. A przecież byłam jego żoną! Na początku złościłam się i robiłam mu wyrzuty, z czasem przywykłam. W końcu zaczął się październik, kolejny rok akademicki, nowe obowiązki i mój czas, który byłam w stanie poświęcić Vasylowi, także się nieco skurczył. Czułam się trochę nieswojo, trzymając swoje małżeństwo w tajemnicy przed wszystkimi. Pewnego dnia nie wytrzymałam i opowiedziałam o wszystkim Dagmarze, mojej koleżance z roku i piętra.
Wyszłaś za niego za mąż? Ale po co? – pytała Dagmara, nie mogąc zrozumieć naszej szalonej decyzji. – Nie mieszkacie razem, coraz rzadziej się widujecie. Vasyl nie zabiega o ciebie tak jak na początku znajomości. A wszystko zaczęło się psuć po ślubie. Nie wydaje ci się to dziwne?
Musiałam przyznać jej rację. Rzeczywiście od ślubu Vasyl okazywał mi coraz mniej zainteresowania. Ani razu nie wyszedł z propozycją wspólnego zamieszkania – ja wciąż zajmowałam pokój w akademiku, on mieszkał kątem u kolegi. Co więcej, ani nie planował przedstawienia mnie swojej rodzinie, ani nie wykazał chęci poznania mojej... Intuicja podpowiadała mi, że niebawem cała sytuacja się wyjaśni. Tak też się stało.
Pewnego wieczoru Vasyl zaprosił mnie do eleganckiej restauracji na kolację. Spodziewałam się, że zaproponuje mi wreszcie przeprowadzkę do wspólnego mieszkania. Niestety, to, co chciał mi powiedzieć, dalekie było od mojej wyidealizowanej wizji budowania wspólnego gniazda.
– Nie kocham cię i nigdy nie kochałem – powiedział sucho. – Chciałem, abyś została moją żoną tylko po to, by otrzymać wizę i móc legalnie mieszkać w Polsce. Gdybyś mi odmówiła, musiałbym wrócić do kraju.
Nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy płakać. Płakać, bo zostałam oszukana i wykorzystana; cieszyć, bo coraz częściej zaczynałam żałować podjętej decyzji.
– Chcę rozwodu – powiedziałam wreszcie, ledwo poznając swój zachrypnięty głos.
– Wybacz, Aga, ale nie dam ci rozwodu wcześniej niż za dwa lata – powiedział na to Vasyl, popijając wino z kieliszka. – Potrzebuję tej wizy, a ty i tak nie masz teraz nikogo. W sądzie mogę powiedzieć, że wiedziałaś, po co bierzemy ślub. Zresztą nikt nie wychodzi za mąż za kogoś, kogo zna tylko trzy miesiące, prawda?
– Nienawidzę cię – zdołałam z siebie wydusić, zanim wybiegłam z restauracji.
Byłam w pułapce – sąd nie miał podstaw nie wierzyć Vasylowi, byłabym więc tak samo winna jak on. Postanowiłam przeczekać te dwa lata, zresztą i tak nie zapowiadało się, abym w najbliższym czasie miała stanąć na ślubnym kobiercu. Na razie czułam potworny wstręt do całego męskiego rodu! W czasie przerwy zimowej wyjechałam do domu. I tam zdarzył się cud! Pewnego zimowego poranka do naszych drzwi zapukał Michał. Przyszedł do Huberta, a że brat akurat pobiegł do sklepu, zaprosiłam jego przyjaciela na herbatę. Tak cudownie nam się gadało, tyle mieliśmy wspólnych wspomnień!
Co więcej, w oczach Michała zobaczyłam to, o czym marzyłam przez tyle lat – zainteresowanie. Nareszcie zobaczył we mnie kobietę, a nie tylko młodszą siostrę kolegi... Po dwóch tygodniach musiałam wrócić na uczelnię. Michał zaproponował, że mnie odwiezie i nie zniechęciła go nawet wizja pokonania 250 kilometrów… Od tego czasu widywaliśmy się co najmniej raz w tygodniu. Dopiero przy nim zrozumiałam, co znaczy miłość i przywiązanie. Czułam się z nim bezpiecznie, to z nim chciałam spędzić resztę swojego życia! Dlaczego nie powiedziałam mu od razu o Vasylu? Nie wiem, chyba ze strachu, że czar pryśnie, że go stracę...
W święta Bożego Narodzenia Michał przyszedł do nas do domu i niespodziewanie oświadczył mi się przy domownikach! Oświadczył się mnie, żonie Vasyla! Nie umiałam ukryć łez. Poprosiłam Michała na bok i wyznałam mu całą prawdę. Słuchał, a jego twarz stawała się coraz bardziej napięta i poważna.
– Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? – zapytał wreszcie. – Czemu to ukrywałaś?
Na nic zdały się moje tłumaczenia, że tamto małżeństwo nic dla mnie nie znaczy, że już niebawem będę rozwódką... Michał zabrał pierścionek i wyszedł bez słowa. I już się więcej nie pojawił.
Mamie i ojcu do dziś trudno jest uwierzyć, że wyszłam za mąż za ich plecami, w dodatku za zupełnie obcego człowieka. A mnie jest trudno uwierzyć w to, że nie potrafiłam powiedzieć prawdy najbliższemu na świecie mężczyźnie…
Więcej prawdziwych historii:
„Zostałam starą panną z wyboru. Kiedyś koleżanki mi współczuły, teraz wszystkie mi zazdroszczą. Ale czy jest czego?”
„Mam romans z kochankiem szefowej. Muszę godzić się na ich związek, bo inaczej zostanę zwolniona”
„Dla męża byłam kolejnym klejnotem do kolekcji i zasłoną dymną, by ukryć jego pedofilskie skłonności”
„Chciałem z nią stworzyć prawdziwą rodzinę. Ona ukrywała przede mną męża i dwoje dzieci”