Znajomi od dawna trudzili się szukaniem dla mnie męża. O tym, że te wszystkie ich zabiegi kończyły się fiaskiem, chyba nie muszę nikogo przekonywać. W pewnej chwili miałam dość tych prób. Wtedy przestałam narzekać na los, bo z mojej samotności postanowiłam uczynić atut.
Ludzie natychmiast zaczęli mnie traktować inaczej. Koleżanki już nade mną nie ubolewały. Za to zazdrościły mi swobody, wolnego czasu i możliwości rozwijania moich pasji. A mężczyźni mnie wreszcie zauważyli. Więcej: w ich oczach stałam się interesującą, wyzwoloną kobietą, która żyje, jak chce.
– Chciałabym poznać kogoś niezwykłego. Wykształconego i niezależnego. Kogoś, kto lubi podróże, ma fantazję i gest.
Byłoby fajnie, gdyby dobrze zarabiał, zabierał mnie na zagraniczne wycieczki, dawał mi prezenty i uważał za swoją księżniczkę – tymi słowami kończyłam dyskusje, które często prowadziłam z moim kolegą z pracy.
Wciskałam Jackowi kit, żeby tylko dał mi spokój. Codziennie razem dojeżdżaliśmy do naszej firmy. Podczas tych podróży często podpytywał, czego oczekuję od życia. Nie chciałam, żeby myślał, że jestem samotna i sfrustrowana, więc brnęłam w te opowieści. Po prostu grałam taką rolę.
Moje oczekiwania nie były wymyślne
Jednak prawda o tym, na kogo czekałam, była zgoła inna. Jak wszystkie kobiety, chciałam poznać kogoś, kto mnie pokocha ze wszystkimi moimi zaletami i wadami… I oczywiście zasługującego na to, żebym ja też bym mogła go pokochać. Moje oczekiwania nie były więc zbyt wymyślne. Wstydziłam się tej smutnej prawdy i nie chciałam jej zdradzać pierwszemu lepszemu mężczyźnie.
Na pewno nie miałam zamiaru mówić o tym Jackowi… Wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie rozwodnika. „Niech myśli, że sama wybrałam sobie taki styl życia” – uznałam. Byłam nawet zadowolona, że tak sprytnie udało mi się wyprowadzić go w pole. Chyba naprawdę robiłam na nim wrażenie pewnej siebie, niezależnej kobiety…
– Komuś takiemu jak ty trudno chyba dotrzymać kroku – wzdychał, kiedy wspominałam o swoich pasjach.
Nie dodawałam jednak, że moje zajęcia z angielskiego, basen i siłownia, na które biegałam po pracy, były głównie po to, by zagłuszyć samotność…
Jacek nie dawał za wygraną. Ilekroć podwoził mnie do pracy, zawsze zaczynał damsko-męskie tematy.
– Myślałem nad tobą i wymyśliłem – obwieścił mi tajemniczo pewnego grudniowego poranka, kiedy na lodowatym wietrze wirowały płatki śniegu.
Byłam ciekawa, do czego doszedł.
– Co takiego? – spytałam wiedziona nieskrywaną ciekawością.
– Że ty, Bożenko, zbyt wiele oczekujesz. Na świecie pełno jest wartościowych mężczyzn, ale ty chcesz kogoś super-hiper, jakieś skrzyżowanie bogacza z mózgiem elektronowym, żeby kompletnie odmienił twoje życie. Lepiej rozejrzyj się za kimś podobnym do ciebie: wykształconym, ale nie zarabiającym kokosów. Normalnym po prostu – zauważył.
„Mówił zupełnie jak moja mama. Stara śpiewka” – pomyślałam.
– Czyli powinnam się też zgodzić na niższych, grubych, starych, a na koniec w ogóle na kogokolwiek! – parsknęłam.
– Chodzi mi o to, że faceci tak samo jak ty chcą miłości i bliskości, i tak samo nie wiedzą, gdzie jej szukać – odparł spokojnie.
– Może faktycznie tak jest, ale dlaczego nie trafiam na nikogo takiego? – stwierdziłam zirytowana.
Bo choć chciałam, żeby Jacek uważał mnie za niezależną, to czułam, że w jego oczach wyglądam jak rozkapryszona pannica, która szuka nie wiadomo czego.
– Dasz się porwać na kawę? – zapytał znienacka i, nie czekając na moją odpowiedź, skręcił ku kawiarence, którą właśnie mijaliśmy.
Zupełnie jak ja…
No i co? Ku mojemu zaskoczeniu – to Jacek okazał się tym, na kogo czekałam! Kiedy poznałam go lepiej, okazało się, że i on zakładał maskę zadowolonego z siebie faceta, któremu absolutnie niczego do szczęścia nie potrzeba.
Po prostu nie chciał, aby ludzie uważali go za życiowego nieudacznika. Gdyby nie to, że oboje w porę zrozumieliśmy, jaki popełniamy błąd, grając swoje role – pewnie nigdy byśmy bliżej się nie poznali. I z pewnością nie stworzylibyśmy całkiem udanej pary, którą jesteśmy dziś.
Nauczyliśmy się cieszyć drobiazgami: wspólną kawą w biegu o poranku, zwyczajną kolacją, wycieczką za miasto czy popołudniowym spacerem w niedzielę.
Czytaj także:
„Mąż od lat podejrzewa mnie o romans. Odeszłam, gdy jego zazdrość przekroczyła granice i narobił mi wstydu”
„Gdy ja zarabiałem za granicą kasę na budowę domu, żona zdradziła mnie z sąsiadem. Nie miałem, do czego wracać”
„W kurtce z lumpeksu za 20 zł znalazłem plik banknotów. Nikomu się nie przyznam, że teraz jestem bogaty”