„Mam 27 lat i nie umiem rozmawiać o seksie. Nawet przy mężu nie potrafię poruszyć tego tematu, bo się wstydzę”

Kobiecy wytrysk fot. Adobe Stock
W moim domu rodzinnym seks był tematem tabu. Nic dziwnego, że nawet z własnym mężem nie potrafiłam o tym rozmawiać.
/ 22.01.2021 12:48
Kobiecy wytrysk fot. Adobe Stock

Mirka i Kaśka, moje koleżanki, są szalone i mają poczucie humoru, dlatego zapraszając je na urodziny czy imieniny, zawsze wiem, że prezenty, które mi przyniosą, mogą być oryginalne i nietypowe.
– Zwariowałyście? – zapytałam, czując wypełzający na policzki rumieniec.
Pięknym kolorowym celofanem dziewczyny owinęły niezbyt duże pudełko. Gdy je otworzyłam, moim oczom ukazał się jaskraworóżowy, silikonowy wibrator. Hmm...

Mirka, widząc moją niepewną minę, parsknęła śmiechem .
– Dorota, nie bądź taka staroświecka! – powiedziała. – Wyluzuj się, zaszalej.

Trochę było racji w tym, co mówiła. Pora, żebym zaszalała. Nie byłam spontaniczna i otwarta jak one, i wiele razy zastanawiałam się nawet, jakim cudem się zaprzyjaźniłyśmy. Lubiłyśmy się jednak bardzo, a nasze comiesięczne spotkania były żelaznym punktem w rozkładzie zajęć każdej z nas.
– Nie podoba ci się? – zapytała wyraźnie zmartwiona Kasia.
– Nie to, że nie podoba, bo to nie sweter czy broszka, żeby można oceniać urodę… – grając na zwłokę, odpowiedziałam wymijająco; nie chciałam ich urazić, ale chyba wyczuły, że z tym prezentem trafiły, delikatnie mówiąc, jak kulą w płot.

Co ja niby miałam z tym zrobić?

Nie wiem, po co mi coś takiego. Moje życie z Romkiem układało się zupełnie fajnie i na pierwszy rzut oka niczego mu nie brakowało. Wprawdzie byliśmy dla siebie pierwszymi łóżkowymi partnerami, ale czy to od razu miało znaczyć, że coś między nami nie grało albo wymagało naprawy? Dziewczyny chyba były właśnie takiego zdania, kupując mi prezent w sex-shopie. A może one widziały coś, czego ja nie spostrzegłam? Wiedziały coś, o czym nie miałam pojęcia? „Bzdura! – utyskiwałam w myślach, przygotowując w kuchni herbatę. – Chciały być oryginalne, i tyle. A mogły kupić perfumy albo cienie do powiek. O wiele bardziej bym się z takiego prezentu ucieszyła”.

Czytałam gdzieś, co prawda, że kobiety lubią seksgadżety, no ale chyba dotyczy to dziewczyn, które nie mają nikogo do łóżka, sypiają samotnie i wiodą życie w pojedynkę. Ja miałam Romka i żadne zabawki nie były mi do szczęścia potrzebne. „Gdzie ja to schowam?” – zastanawiałam się, bo wcale nie byłam pewna, jak skomentowałby pomysł koleżanek mąż. Może powiedziałby, że są nietaktowne albo że mają durne pomysły. Romek nigdy nie przepadał za Kaśką, twierdził, że jest hałaśliwa i zbyt odważnie się ubiera. Teraz miałby dodatkowy argument przeciwko niej i Mirce. Nie chciałam tego. Kurtuazyjnie podziękowałam dziewczynom za prezent.

Jednak kiedy wyszły, wsunęłam go na sam dół szafy z mocnym postanowieniem wyniesienia go następnego wieczora na śmietnik.

„Pozbędę się go i już” – postanowiłam, przekonana, że co jak co, ale wibrator szczęśliwej mężatce (za jaką się uważałam), nigdy nie będzie potrzebny. Jednak odsuwałam to zadanie z dnia na dzień – jakoś brakowało mi odwagi, żeby wieczorem przebiec się po osiedlu w celu pozbycia się wibratora. W dodatku musiałabym wymyślać nie wiadomo jakie preteksty. Romek jest dość podejrzliwy, w dodatku nigdy nie miałam przed nim tajemnic, jak nic wyczułby, że coś kombinuję. Od razu spytałby, po co wychodzę, a gdzie, a czemu sama. Póki co więc sprawa z pozbyciem się nietrafionego prezentu nie posuwała się naprzód.

Mój różowy kłopot pewnie leżałby w tej szafie jeszcze bardzo długo, gdyby nie przypadek. Tego wieczoru pierwszy raz od wielu miesięcy byłam sama. Romek akurat wyjechał w delegację, miał wrócić w nocy. Zamiast iść wcześniej spać, leżałam znudzona przed telewizorem. Bez pomysłu skakałam po kanałach, szukając czegoś ciekawego, jakiegoś filmu akcji albo dokumentu.

I wtedy trafiłam na program erotyczny. Początkowo chciałam go wyłączyć, nie lubię czegoś takiego, ale zainteresował mnie temat. Dziennikarka rozmawiała z seksuolożką o kobiecej przyjemności z łóżkowych igraszek. Postanowiłam posłuchać, uznawszy że takiej wiedzy nigdy dosyć. Tym bardziej że mówiły interesująco, traktując temat pół żartem, pół serio. Bardzo mi odpowiadała taka konwencja. Zaintrygowana siedziałam przed telewizorem.

Seks? Nie mówimy o tym

Zdałam sobie sprawę, że ja zupełnie inaczej traktuję seks. Dla mnie był to bardzo serio temat, w którym nie ma miejsca na żarty. Mój mąż myślał chyba podobnie, bo też zawsze podchodził do naszego współżycia z niemal śmiertelną powagą. W dodatku seks był w naszym domu tematem tabu, nigdy o tym nie rozmawialiśmy.

Nie zwierzaliśmy się sobie nigdy, co lubimy robić w łóżku. Ani czego oczekujemy, co sprawia nam przyjemność. A przyznam szczerze, że ja miałam czasem ochotę powiedzieć Romkowi, że lubię, kiedy dotyka mnie nieco mocniej, albo że marzy mi się z nim seks w plenerze. Jednak nigdy nie starczało mi odwagi na wyjawienie mu swoich pragnień wprost.

Nieraz dziwiłam się moim przyjaciółkom, że zupełnie swobodnie rozmawiają o seksie ze swoimi partnerami. Ja nie umiałam nigdy zdobyć się na taką swobodę, chociaż wiele razy czułam, że to pozwoliłoby nam nie tylko lepiej się zrozumieć jako kochankom, ale też małżonkom, ludziom po prostu.

Dyskusja w studiu zeszła na temat gadżetów. Dziennikarka, która pytała seksuolożkę o zalety używania w łóżku wibratorów, pokazała do kamery jeden z nich. Identyczny leżał w mojej szafie. Czym prędzej go stamtąd wyjęłam i porównałam z tym, który prezentowała dziennikarka. Przecierałam ze zdziwienia oczy, kiedy kobiety mówiły, ile to małe urządzenie ma zalet.
– Pozwala nam wprowadzić do sypialni element zabawy – mówiła prowadząca. – A wspólny śmiech i intymne igraszki zbliżają dwoje ludzi bardziej niż najbardziej otwarta rozmowa. Spróbujcie...

Włączyłam wibrator, zabrzęczał i zawibrował mi w dłoniach. Byłam jednak zbyt zmęczona, żeby wypróbować go na swoim ciele. Gdy skończył się program, wyłączyłam telewizor i zwinęłam się w kłębek…
– Dorota? Skąd to masz?
Otworzyłam oczy. W świetle nocnej lampki zobaczyłam swojego męża. Stał obok łóżka jeszcze w płaszczu i garniturze, w jego dłoni połyskiwał różowy wibrator. Od razu wiedziałam, co Romek sobie pomyślał. Na pewno coś w rodzaju, że przy nim zgrywam świętoszkę, ale wystarczy, że on wyjedzie w delegację, a ja już zabawiam się tak, jak lubię. O mało nie wybuchnęłam śmiechem.

Powstrzymałam się jednak, bo mąż wyglądał trochę niepewnie.
Dziewczyny dały mi ten wibrator na urodziny – wyjaśniłam, siadając w pościeli. – Bez sensu zupełnie, przecież nie będziemy tego używać, prawda? Chciałam wyrzucić, ale nie miałam kiedy...
Tymczasem Romek odłożył wibrator na stolik nocny, zdjął płaszcz, buty i marynarkę i zaczął rozpinać guziki koszuli. Patrzył przy tym na mnie jakoś tak dziwnie.
– A wiesz, że taki sam pokazywali w telewizji? – nawijałam dalej. – I dwie kobiety rozmawiały o tym, jak można... Ej, Romuś, a... ale co ty robisz? To łaskocze, przestań!

Leżeliśmy na prześcieradle, nadzy, zmęczeni, wtuleni w siebie. W nogach łóżka wciąż rozbrzmiewało przyjemne bzyczenie; coraz słabsze, pewnie baterie naszej różowej zabawki były na wyczerpaniu.
– Zapaliłbym – rzucił nagle Romek.
– Przecież nie palisz – zdziwiłam się.
– Wiem, ale tak mi jakoś… fajnie – odparł mąż, przesuwając dłonią po moich biodrach i pośladkach. – Jaką ty masz gładziutką skórę, Dorotko. Taką… lepką – stwierdził z uśmiechem i znowu mnie pocałował.

Od tego dnia, muszę wyznać, nasze życie seksualne nabrało rumieńców. Przełamaliśmy tabu i zdobyliśmy się na większą odwagę. Romek powiedział mi o swoich fantazjach, ja też zdradziłam mu swoje. I myślę, że wszystko to stało się za sprawą właśnie tego „nietrafionego prezentu”.

– Dziękuję wam za tę niespodziankę – powiedziałam moim przyjaciółkom, gdy spotkałyśmy się jakiś czas później. – Nawet nie wiecie, ile frajdy sprawiłyście mnie i Romkowi – dodałam, tym razem już bez rumieńców. – To teraz nasza ulubiona zabawka – dodałam.
– Naprawdę? – Kaśka zrobiła wielkie oczy. – A już się bałam, że nie będziesz chciała z nami więcej gadać.
– Widzicie? Nie taka szara ze mnie myszka. – uśmiechnęłam się.
Mirka i Kasia chyba dzięki kobiecej intuicji wyczuły, że mnie – młodej mężatce – przyda się nieco pomóc. Nie zrobiły tego wprost, lecz za pomocą małej… prowokacji.

Więcej listów do redakcji: „Nie kocham męża. Tęsknię za mężczyzną, z którym miałam romans przed ślubem. On jest ojcem mojego syna”„Wyparłem się córki, ale zrozumiałem swój błąd. Po 15 latach chcę odzyskać z nią kontakt, ale jej matka to utrudnia”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”

Redakcja poleca

REKLAMA