Konrad, mój były mąż, sprawił mi najwspanialszy prezent urodzinowy pod słońcem. Tamtego dnia dał mi do zrozumienia, że chce do mnie wrócić. Marzyłam o tej chwili długo, bo… chciałam mu wreszcie odpłacić pięknym za nadobne.
To miał być spokojny wieczór
Zapowiadał się kolejny samotny wieczór. Siedziałam na kanapie w starym dresie i rozczłapanych kapciach i próbowałam czytać książkę. Nic z tego nie wychodziło, bo litery tańczyły mi przed oczami i zlewały się w jedną wielką plamę. To zresztą całkiem naturalne, zważywszy na fakt, że na stoliku stała na wpół opróżniona butelka mocnego czerwonego wina. A ja nie miałam mocnej głowy.
W końcu rzuciłam książkę w kąt.
– Twoje zdrowie, Katarzyno! Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin – powiedziałam do siebie na głos, nalewając sobie kolejną lampkę. I nagle zrobiło mi się potwornie smutno. Wróciły wspomnienia...
Minął właśnie rok od mojego rozstania z mężem. Konrad zostawił mnie właściwie z dnia na dzień, tuż po moich 42. urodzinach. Jednego dnia składał mi życzenia w czasie romantycznej kolacji, którą przygotowałam, drugiego powiedział, że odchodzi.
– To nie jest przelotny romans. Daria jest miłością mojego życia. Spotykamy się od roku – odparł, gdy próbowałam się dowiedzieć, czemu chce mnie opuścić.
Na początku walczyłam desperacko. Płakałam, błagałam, żeby zmienił swoją decyzję. Przecież byliśmy ze sobą prawie 20 lat! Nie wyobrażałam sobie, że można je przekreślić ot, tak sobie. Ale mąż był nieugięty. Wyglądało na to, że zupełnie oszalał na punkcie tej kobiety. Mówił mi rzeczy, które raniły niczym ukłucia noża.
– Przy tobie się duszę, nie mogę rozwinąć skrzydeł. Chcę czegoś więcej. Zasługuję na to, żeby wreszcie być szczęśliwy – oznajmił zimnym, obojętnym tonem.
Zachowywał się tak, jakbym nic dla niego nie znaczyła. Po kilku dniach po prostu spakował swoje rzeczy i się wyprowadził. Powiedział, że zostawi mi mieszkanie, ale pod warunkiem, że nie będę robić kłopotów podczas rozwodu.
Zgodziłam się
Wiedziałam, że i tak go przy sobie nie zatrzymam. Od znajomych dowiedziałam się, że tamta jest młodsza, ładniejsza. Nie miałam z nią żadnych szans. Choć może tego nie okazywałam, cierpiałam okropnie. Kochałam męża; myślałam, że będziemy razem do końca swoich dni. Aby ukoić ból, rzuciłam się w wir pracy. Brałam nadgodziny, dodatkowe zlecenia. Wmówiłam sobie, że niczego i nikogo więcej nie potrzebuję. Ani Konrada, ani przyjaciół, ani nowych znajomości. Uznałam, że samej będzie mi najlepiej.
Odmawiałam, kiedy znajomi proponowali mi wspólne wyjście do knajpki; wykręcałam się brakiem czasu, gdy koleżanki namawiały mnie na babskie pogaduchy. Wstydziłam się, że mąż mnie zostawił. Chciałam uniknąć współczujących spojrzeń i komentarzy w stylu: „Biedulka, jak ty sobie teraz poradzisz?” albo „Powinnaś sobie kogoś poszukać”.
W efekcie po pewnym czasie telefon zamilkł. Już nikt mnie nigdzie nie zapraszał. Zostałam zupełnie sama. I ta samotność coraz bardziej zaczynała mi doskwierać. Zwłaszcza wieczorami. Tak jak dziś.
Nawet nie zauważyłam, kiedy butelka zrobiła się pusta. Zwlokłam się z kanapy i poczłapałam w stronę kuchni. Wiedziałam, że gdzieś tam szafce mam schowaną jeszcze jedną. Na czarną godzinę.
„Są moje urodziny, a ja siedzę sama. Mam prawo się upić do nieprzytomności” – uznałam i już miałam wyciągnąć butelkę z szafki, gdy nagle zadzwonił dzwonek. Nie spodziewałam się gości, nikogo nie zapraszałam. „Kogo licho niesie?” – zastanawiałam się, zmierzając ku drzwiom.
W progu stał Konrad
W jednej ręce trzymał bukiet kwiatów, w drugiej bombonierkę w kształcie serca. Jak się potem okazało, za pazuchą dodatkowo schował butelkę szampana. Wytrzeszczyłam oczy.
– Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin – uśmiechnął się czarująco, jak to tylko on potrafi. – Mogę wejść? Przecież nie będę ci składał życzeń przez próg…
Zanim zdążyłam zareagować, sprytnie mnie wyminął, bezczelnie wpakował się do środka i rozsiadł na kanapie. Byłam kompletnie zaskoczona. Prędzej bym się teraz diabła spodziewała niż mojego ex… Od rozstania widzieliśmy się tylko dwa czy trzy razy. U adwokata, gdy ustalaliśmy szczegóły rozwodu, a potem w sądzie. I tyle…
Uciekłam więc do łazienki, aby trochę ochłonąć i zebrać myśli. W jednej sekundzie alkohol wyparował mi z głowy. Odruchowo spojrzałam w lustro i aż się skrzywiłam na swój widok. Włosy w nieładzie, kompletny brak makijażu, no i ten dres… Byłam na siebie zła, że dałam się zaskoczyć w takim stanie. Jego ukochana na pewno zawsze wygląda idealnie!
– Co ty tu robisz? – warknęłam, powróciwszy do salonu. – Nie jestem przygotowana na przyjmowanie gości. Zwłaszcza takich niechcianych jak ty.
Kompletnie go to nie ruszyło. Był pewny siebie, wręcz bezczelny, co jeszcze bardziej mnie zirytowało. Dupek!
– Nie chciałem, żebyś w tym szczególnym dniu była sama – oznajmił mi beztrosko. – Od znajomych słyszałem, że zrobiła się z ciebie prawdziwa mniszka. Z nikim się nie spotykasz, nigdzie nie bywasz. Zamknęłaś się w domu i cierpisz. Pomyślałem, że może ci być smutno. I chyba się nie pomyliłem… – ciągnął, przyglądając mi się znacząco.
Aż zagotowałam się ze złości. Nie dość, że przyszedł bez zapowiedzi, to jeszcze ma czelność komentować, jak wyglądam i jak się czuję! Miałam ochotę wywalić go za drzwi… Jednak się powstrzymałam. Jakoś nie chciało mi się wierzyć w jego dobre serce. Czułam, że musiała się wydarzyć jakaś rewolucja. Ciekawe jaka…
– Życzenia przyjęte – mruknęłam. – A teraz powiedz, po co tak naprawdę przylazłeś. Czyżby Daria wykopała cię z domu? Zostałeś na lodzie?
Konrad wyraźnie się obruszył. Widać uderzyłam w jego czuły punkt.
– To nie tak… zawahał się. – Po prostu doszliśmy do wniosku, że do siebie nie pasujemy, i postanowiliśmy się rozstać.
– Doszliście do wniosku? A może to ona doszła… – nie dawałam za wygraną.
– No dobra, ona pierwsza powiedziała, że ma mnie dosyć – westchnął w końcu.
– Ale ja też chciałem to skończyć. Życie z nią to prawdziwy koszmar. Tylko by imprezowała. Zero odpowiedzialności, zero domowego ciepła. Od miesiąca mieszkam u Leszka. Jesteś zadowolona?
Czy byłam zadowolona?
Jeszcze jak! Naprawdę, już dawno nie poczułam się tak wspaniale. Rok temu gotowa byłam zabić tę całą Darię za to, że zabrała mi męża. A teraz chętnie bym ją wyściskała. „No proszę, mój urodzinowy wieczór zapowiadał się beznadziejnie, a tu taka miła niespodzianka… Konradek się sparzył i mocno go boli… Jak przykro…” – pomyślałam z perfidną satysfakcją.
Postanowiłam jednak nie pokazywać po sobie, jak bardzo się cieszę. Chciałam poznać jak najwięcej szczegółów i dowiedzieć się, co mój były mąż zamierza teraz zrobić. Opowieść o jego miłosnej porażce była jak balsam na moje złamane serce. Im jego bardziej bolało, tym moja rana szybciej się zabliźniała. Wyjęłam więc kieliszki z barku i rozlałam szampana. Pamiętałam dobrze, że mój były robi się po alkoholu bardzo rozmowny.
Z całej butelki wypiłam tylko ze dwa łyki. Resztą zajął się Konrad. Wyżłopał także wino, które miałam schowane na ciężkie czasy. Zgodnie z przewidywaniami zupełnie się rozkleił. Ze szczegółami opowiedział o swoim rozstaniu z Darią.
– Powiedziała, że fajny ze mnie facet, ale nudny i nietowarzyski, więc nie może ze mną być. Ale możemy zostać przyjaciółmi. Wyobrażasz sobie? – żalił się.
– Na pewno zrobiło ci się bardzo przykro – odparłam z udanym współczuciem.
– Jeszcze jak! Poczułem się jak zabawka, którą najpierw się kocha a potem, jak już się znudzi, wyrzuca na śmietnik – westchnął, a ja zaśmiałam się w duchu.
– Wiem, że bardzo cię skrzywdziłem… – ciągnął. – Ale dostałem nauczkę. Byłem głupi, nieodpowiedzialny. Nie wiem, jak dla kogoś takiego jak Daria mogłem zostawić tak wspaniałą kobietę jak ty…
Tamtego wieczoru wysłuchałam jeszcze mnóstwa ciepłych słów na swój temat. Chyba więcej niż przez całe nasze małżeństwo. Konrad kajał się i błagał o wybaczenie. Twierdził, że sobie wszystko przemyślał i już wie, że tylko mnie naprawdę kocha i nie może beze mnie żyć.
– Proszę cię o jeszcze jedną szansę, obiecaj, że się zastanowisz – błagał, kiedy powiedziałam, że powinien już pójść.
Pewnie myślicie, że mnie przekabacił… Nic z tego. Udało mi się wytrzymać bez niego rok – to wytrzymam i następne! Nie potrafię mu już zaufać. Nie mam gwarancji, że za dwa, trzy lata znowu nie pojawi się na horyzoncie jakaś inna Daria, która zawróci mu w głowie. Zresztą nie jestem pewna jego intencji. Może chce wrócić, bo tęskni nie do mnie, ale do wygodnego życia, które dzięki mnie prowadził? Niedługo powiem mu: „Żegnaj”. Lecz na razie będę go zwodzić. Niech dzwoni, prosi, ma nadzieję… To będzie taka moja mała zemsta. Nich cierpi tak jak kiedyś ja.
Katarzyna, 43 lata
Czytaj także:
„Mąż zostawił mnie dla innej. Zamiast rozpaczać, rzuciłam się w ramiona swojej pierwszej miłości”
„Żona spuściła w kanale 20 lat małżeństwa. Przystojny kochanek był więcej wart, niż wierny mąż”
„Ukochany wciskał mi kit o babci, o którą się troszczy. Odkryłam, że ta staruszka ma smukłe ciało i zabawia go w łóżku”