„Nie wiem, czy mój wychowanek nie popełnił strasznej zbrodni. Muszę iść na policję, ale boję się, że zniszczę mu życie”

kobieta która wychowała cudzie dziecko fot. Adobe Stock
Nie chcę zataić prawdy. Ale jeżeli się mylę? To nie mógł być on...
/ 07.01.2021 10:22
kobieta która wychowała cudzie dziecko fot. Adobe Stock

Znałam go od zawsze, czasami się nim opiekowałam. Wiem, że z Łukasza nie mógł wyrosnąć drań. Nigdy w to nie uwierzę. To był taki słodki, grzeczny chłopiec, ten Łukasz. Pamiętam, jak się bawiliśmy w chowanego. Chciał, żebym go zamykała w szafie, a zaraz potem kazał się szukać. I chodziłam wokoło tej szafy i go nawoływałam, on zaśmiewał się w środku do łez, wołając, że go w życiu nie znajdę.
– Nie widzisz mnie! – wołał.

Czy teraz też miałam udawać, że go nie widziałam?

Rzecz jednak w tym, że przecież go widziałam, tylko udawałam, że nie. Czy teraz także mam udawać? Tamtego wieczoru wracałam późno od koleżanki. Zasiedziałyśmy się, wspominając dawnych znajomych, z których wielu, niestety, już nie żyje. Kiedy zorientowałam się, która jest godzina, zastanawiałam się nawet, czy nie wziąć taksówki. Bo przecież nie jest bezpiecznie tak jeździć autobusami po nocy.

Ale w końcu uznałam, że taksówka to zbytek, na który mnie nie stać. Kiedy więc wysiadłam na swoim przystanku, ruszyłam między bloki, odmawiając w myślach pacierze, aby nic mi się nie stało. Zmierzałam prosto przed siebie, nie rozglądałam się za bardzo na boki. W pewnej chwili usłyszałam jadący samochód. Nie wiem, dlaczego uznałam, że lepiej się będzie schować do bramy. Tak też zrobiłam.

Auto zatrzymało się niedaleko i ze swojej kryjówki widziałam, jak czterech chłopaków wynosi z niego jakiś dziwnie długi tobół. Dopiero kiedy przez moment znaleźli się w świetle latarni, zrozumiałam, że to nie żaden tobół, tylko dziewczyna! Musiała być nieprzytomna… W tym samym świetle rozpoznałam także jednego z chłopaków. To był Łukasz! Nie mogłam się mylić, wychowywałam go przecież przez siedem lat! Jego mama oddała mi go pod opiekę, kiedy skończył zaledwie sześć miesięcy. Do tej pory uważam go prawie za swojego wnuka. Tym bardziej, że przecież mieszkamy na tym samym osiedlu i często go widywałam. Zawsze bardzo ładnie mi się kłaniał.

Wtedy w nocy nie przyszło mi nawet do głowy, że może się dziać coś złego. Nawet specjalnie się nie zastanawiałam, dlaczego niosą tę dziewczynę. Może zasłabła, albo za dużo wypiła? W końcu to był przecież sobotni wieczór, a wiadomo, jak teraz młodzież potrafi się bawić. Kiedy zatem zniknęli w drzwiach kamienicy, poszłam dalej i bezpiecznie dotarłam do swojego mieszkania. Kilka dni później robiłam zakupy w markecie i zobaczyłam w nim wyłożoną naszą bezpłatną miejską gazetkę. Bardzo lubię ją czytać, bo się człowiek może wiele dowiedzieć o lokalnych sprawach.

Kiedy zasiadłam potem z kawą w swojej kuchni, żeby sobie spokojnie ją przejrzeć, nie spodziewałam się żadnych koszmarnych wieści. Ot, tu planują remont ulicy, a tam pękła rura… Ale już na drugiej stronie przeczytałam o brutalnym gwałcie! Aż się zachłysnęłam swoją kawą! Napisano, że niedaleko w parku w niedzielny wieczór znaleziono nieprzytomną dziewczynę, która wielokrotnie została zgwałcona. Napastnicy prawdopodobnie przetrzymywali ją gdzieś przez kilka, a nawet kilkanaście godzin, odurzywszy tabletką gwałtu. A potem porzucili w parku jak zbędny tobół.

Było zdjęcie tej dziewczyny, z zasłoniętą twarzą, ale… Ja już widziałam tę charakterystyczną kurteczkę! W świetle latarni w sobotni wieczór…

Dziewczyna ze zdjęcia to była ta sama, którą niósł Łukasz ze swoimi kolegami. A więc oni prawdopodobnie wcale się nią nie zaopiekowali! Wręcz przeciwnie, zrobili jej krzywdę! Długo wpatrywałam się w zdjęcie dziewczyny i nie mogłam się pozbierać. Napisali, że jest w szpitalu! Pod artykułem znalazłam także prośbę, że jeśli ktokolwiek wie coś o tej sprawie, to powinien zgłosić to policji. Ale czy powinnam pójść z tym na komisariat? Z jednej strony czuję, że tak, bo przecież nie chcę brać udziału w tej ogólnej znieczulicy, która każe się ludziom odwracać od cudzego nieszczęścia i udawać, że nic nie widzieli! Kiedyś przecież to ja mogę potrzebować pomocy, na przykład napadnięta na ulicy. Jak bym się czuła, gdyby wtedy nikt nie zareagował, nie ruszył mi na pomoc?

A z drugiej strony… Czy mój Łukasz faktycznie mógł zrobić coś takiego? To było przecież takie słodkie, kochane dziecko! Jednak jeśli się mylę i to nie była ta sama dziewczyna? Wówczas zrobię mu swoimi zeznaniami straszną krzywdę, być może na całe życie. Może po prostu pójdę na policję i zeznam, że widziałam, jak wnoszono ją do kamienicy. Ale nie przyznam się, że rozpoznałam jednego z chłopaków. Była przecież noc, ciemno. Może wcale Łukasza nie widziałam, jak wtedy, gdy bawiliśmy się w chowanego… Nie wiem, jak mam postąpić, ale czuję, że coś muszę zrobić.

Więcej prawdziwych historii:
„Wyjechałem na urlop z miłą i skromną dziewczyną. Godzinę później wracałem z narzekającym, rozwydrzonym babsztylem”
„Miałam wszystko, ale zostawiłam kochającego męża dla kochanka, bo mnie nudził. Teraz zmieniłam zdanie i chcę wrócić”
„Mąż nagle zaczął dawać mi drogie prezenty i stał się wyjątkowo czuły. Dziad mnie zdradza - jestem tego pewna”
„Podczas imprezy firmowej wdałam się we flirt z klientem. Zupełnie zapomniałam, że w domu czeka na mnie mąż”

Redakcja poleca

REKLAMA