„Myślałam, że jestem miłością jego życia, a byłam jedną z wielu kochanek. Ten drań zapomniał wspomnieć, że ma żonę”

Kobieta obmyślająca zemstę na byłym partnerze fot. Adobe Stock
„– Zawiadomić żonę, oczywiście. Ona załatwi wszystko za nas. Nie sądzę, żeby puściła płazem taką zniewagę. – Oni podobno zawarli umowę, że nie zwracają uwagi na zdrady. – To się jeszcze okaże, czy rzeczywiście są tacy nowocześni. Naszą bronią nie będą zranione uczucia żony. Ciekawe, jak małżonka zareaguje na wieść, że wszyscy jej znajomi wiedzą o zdradzie męża”.
/ 11.04.2022 21:21
Kobieta obmyślająca zemstę na byłym partnerze fot. Adobe Stock

Szłam ulicą, nie widząc domów i ludzi. Czułam, że łzy płyną mi po policzkach, ale najgorszy był ból w klatce piersiowej. Tak boli złamane serce. Do tej pory myślałam, że to poetycka metafora, teraz przekonałam się, że nie. Byłam załamana. Wciąż go kochałam, chociaż powinnam znienawidzić. Oszukiwał mnie tyle czasu, bez najmniejszych skrupułów. „Byłam głupia i naiwna – nie można ufać mężczyźnie, najpierw trzeba wszystko sprawdzić, najlepiej wynająć w tym celu detektywa”.

Jaka ja byłam głupia

Ta myśl otrzeźwiła mnie trochę. „Co za bzdury. Miałam kazać śledzić swojego szefa? Bo się w nim zakochałam? I to by mnie uchroniło przed miłością do niego?”. Nawet teraz, kiedy już wszystko wiedziałam, nadal zdawałam sobie sprawę, że nie zrezygnowałabym tak łatwo z tego uczucia. Nawet gdyby ktoś wcześniej otworzył mi oczy, przyjęłabym każde kłamliwe wyjaśnienie Pawła. Nie wątpię, że on już by się postarał, żebym we wszystko uwierzyła. A ja chciałam wierzyć, kochać i być kochaną. Szloch wstrząsnął mną niespodziewanie.
– Wszystko w porządku? – jakiś przechodzień dotknął mojego łokcia.

Robiłam z siebie widowisko. Nie mogłam powstrzymać płaczu, więc pobiegłam, dławiąc się łzami. Jak najdalej od współczucia, od ludzi. Nie czułam się na siłach z nikim rozmawiać. Chciałam być sama. Musiałam wszystko przemyśleć, uspokoić się, ochłonąć. Nie mogłam w tym stanie wrócić do domu, ciotka Halina być może nie zasypałaby mnie gradem pytań, ale jej wszystko wiedzące spojrzenie wyblakłych niebieskich oczu prześwietliłoby mnie na wylot.

Halina była siostrą mojej babci, ale niewiele się o niej w rodzinie mówiło. Była bardzo tajemnicza, tylko babcia wiedziała coś na temat jej przeszłości, ale nie lubiła, jak ją o to pytałam.
– Każdy żyje, jak chce, moje dziecko – mówiła. – Nie nam to oceniać.
Halina nie utrzymywała zbyt ożywionych kontaktów z krewnymi z prowincji. Mieszkała w stolicy i nigdy wcześniej nas nie zapraszała. Jakież było więc zdziwienie mamy, gdy pewnego dnia otworzyła list.
– Ciotka Halina chce, byś u niej zamieszkała na czas studiów. Nie wiem, czy to dobry pomysł. Właściwie jej nie znamy, pewnie jest trudną staruszką. Będzie ci z nią ciężko.

Ja też miałam wątpliwości, ale postanowiłam, że w razie czego przeniosę się do akademika. I tak wylądowałam na Różanej. Drzwi otworzyła mi elegancka starsza dama ubrana w kostiumik od Channel. Siwe włosy, szczupła sylwetka i perły. Byłam pod wrażeniem. Wystrój mieszkania jeszcze je pogłębił. Jakbym przeniosła się w czasie, brakowało tylko pokojówki, która odebrałaby mój płaszcz. Ciotka przywitała się ze mną chłodno i wskazała mi pokój, w którym miałam zamieszkać. Poczułam się onieśmielona. Halina zauważyła to.
– Przyzwyczaisz się, to teraz twój dom. Bałam się, że nie przyjmiesz zaproszenia. Będzie ci tu dobrze, zobaczysz. Niczego od ciebie nie oczekuję, domem zajmuje się od lat moja pani Kasia, a ja, jak widzisz, też nie wymagam obsługi.
– A właściwie dlaczego… – zaczęłam z wahaniem.
– Dlaczego cię zaprosiłam? Twoja babcia latami przysyłała mi wasze zdjęcia. Kiedy zaczęłaś dorastać, zauważyłam pewne podobieństwo do mnie. Taki kaprys starej kobiety. Chciałam cię tu mieć.

Roztaczała aurę kobiety, której zachcianki są rozkazem

Kiedyś była pięknością. Łatwo było sobie wyobrazić mężczyzn zabiegających o jej względy. Właściwie dlaczego nigdy nie wyszła za mąż? W pokoju stołowym, na fortepianie, stało mnóstwo zdjęć w ramkach. Halina w różnych okresach życia. Na polowaniu, na przyjęciu, na pikniku. Zawsze w otoczeniu panów. Ciotka prowadziła bujne życie towarzyskie, nie śmiałam jednak o to pytać. Rozpakowałam swoją walizkę i zostałam na Różanej w towarzystwie tajemniczej, małomównej kobiety, która zobaczyła we mnie coś, czego ja nie widziałam.

Otarłam łzy i usiadłam na parkowej ławce. Ciotka nie pochwaliłaby mnie za łkanie w miejscu publicznym.
– Kobieta powinna zachować dla siebie część swoich uczuć i serca – powiedziała mi kiedyś.
Nie skąpiła też ironicznych uwag na temat kolegów, którzy mnie odwiedzali. Zawsze jednak czekała, aż delikwent sobie pójdzie.
– Mały rozmiar stopy ma ten Rafał, oby nie oznaczało to rozmiaru S innych części ciała – powiedziała, śmiejąc się dyskretnie.

Celne uwagi ciotki bawiły mnie do łez. Chichotałyśmy, omawiając braki absztyfikantów i chyba to nie pozwoliło mi się w żadnym zakochać. O dziwo, chłopcy uwielbiali u nas bywać, lubili klimat mieszkania i moją nietuzinkową ciotkę. Czar, jaki mimo wieku roztaczała, działał na nich. Traktowali ją z szacunkiem należnym pięknej kobiecie, co było o tyle dziwne, że na co dzień zachowywali się zupełnie inaczej. Przy Halinie każdy stawał się dżentelmenem. Zapytałam ją, jak to robi.
– Musisz jeszcze wiele się nauczyć – powiedziała, unosząc brwi, jak moja babcia. – Zadbam o twoją edukację. Mężczyźni są nieskomplikowani. Trzeba ich zachęcić, ale nie dawać wszystkiego od razu. Czasem nie należy niczego dawać. Nauczysz się tej gry. W czasach młodości oddawałam się jej z przyjemnością, to pasjonujące zajęcie.
– Teraz są inne czasy – mruknęłam.
– To pozory. Między mężczyzną i kobietą było i jest tak samo. Zmieniają się tylko rekwizyty. Jak w teatrze.

Dobrze nam się razem mieszkało

Halina nie łaknęła nieustannego towarzystwa, szanowała moją prywatność. Mimo zaawansowanego wieku była dobrą towarzyszką, czarującą starszą panią patrzącą z dystansem na świat. Ciągle miałam wrażenie, że niewiele o niej wiem, chociaż spędzałyśmy razem sporo czasu. Nie wtrącała się w moje sprawy sercowe, nie dawała dobrych rad. Zresztą nie potrzebowałam ich, wszystko w moim życiu było klarowne, dopóki… nie spotkałam Pawła.

Różnił się od moich rówieśników, jak dzień od nocy. Prawdziwy mężczyzna, poważny, choć niepozbawiony chłopięcego wdzięku. Natychmiast się nim zauroczyłam, bez nadziei na wzajemność. Był moim szefem, a ja zaledwie stażystką w pierwszej w życiu pracy. Dołączył do naszego warszawskiego zespołu wprost z zagranicznego kontraktu. Nazywano go wunderkindem, chodziły słuchy, że ukończył amerykański college jako 16-latek, a poważne międzynarodowe firmy prześcigały się w ofertach pracy dla niego. Paweł nie zwierzał się nikomu, wiedziałam tylko tyle, że pochodził z Wrocławia.

Wkrótce zostałam oddelegowana do małego zespołu, który pod jego kierownictwem miał wdrażać nowy projekt. Pracowaliśmy w ścisłej tajemnicy przed resztą kolegów, chodziło o to, by nie wyciekły żadne informacje, na które ostrzyła sobie zęby konkurencja. Siłą rzeczy zbliżyliśmy się do siebie…

Któregoś dnia Paweł oznajmił, że w podziękowaniu za zaangażowanie, zaprasza wszystkich na dobrą kolację. Ten wieczór był dla mnie pamiętny. Siedziałam przy stoliku w eleganckiej restauracji, jak mysz pod miotłą. Nie byłam przygotowana na takie wyjście, bałam się, że popełnię gafę. Rozmowa toczyła się częściowo po polsku, częściowo po angielsku, ale nie to było problemem. Właściwie nikt mnie nie zauważał, nie zagadywał. Przesuwałam widelcem jedzenie po talerzu, żeby zająć czymś ręce i z prawdziwą ulgą powitałam koniec spotkania.

Paweł dogonił mnie w szatni.
– Widziałem, że niezbyt dobrze się bawisz? Byłaś tak zajęta myślami, że aż się zainteresowałem. Mogę spytać, co cię tak zaabsorbowało, że straciłaś świat z oczu?
Byłam zadowolona, że wziął mnie za osobę o bogatym wnętrzu, a nie zieloną prowincjuszkę, którą się czułam. Zaczęliśmy rozmawiać i nie wiadomo kiedy znaleźliśmy się na Starym Mieście.
– Przecież tu nic nie jeździ – roześmiałam się. – Nawet taksówki nie złapię. Jak się tu znaleźliśmy?
– Nie mam pojęcia, ale nie żałuję – Paweł nie wyglądał na zagubionego. – Chętnie bym powtórzył taki spacer.

Zaczęliśmy się spotykać

Najpierw tylko w drodze z pracy do domu. Któregoś dnia Paweł odprowadził mnie, przystanęliśmy, żeby się pożegnać i w tym momencie z bramy wyłoniła się ciotka Halina. Przedstawiłam jej swojego towarzysza, a ona omiotła go bystrym spojrzeniem. Aż się skuliłam. Znałam ten wzrok. Paweł nie spodobał się ciotce.

„Właściwie, jakie to ma znaczenie?” – myślałam buntowniczo. „Jestem dorosła i nie powinnam przejmować się tym, co myśli stara ciotka”. A jednak… Nie wiem dlaczego, przyzwyczaiłam się uważać ją za autorytet w damsko-męskich sprawach. To było dziwne, zważywszy, że Halina była osobą wiekową i w dodatku starą panną! Co mogła wiedzieć o miłości?

Wieczorem ciotka poprosiła mnie do siebie.
– Nie zamierzam wtrącać się w twoje sprawy, ale muszę cię ostrzec – powiedziała poważnie. – Pamiętasz, powiedziałam kiedyś, że kobieta powinna zachować część serca dla siebie. Na wszelki wypadek. Nie angażuj się w ten związek. To nie jest mężczyzna dla ciebie.
– Skąd ciocia może to wiedzieć – prychnęłam zniecierpliwiona.
– Z doświadczenia, moje dziecko. Przez całe życie obserwowałam mężczyzn, poznawałam ich psychikę. Dziś na pierwszy rzut oka potrafię rozpoznać faceta, którego trzeba omijać z daleka. To intuicja poparta doświadczeniem. Nie umiem powiedzieć, dlaczego ten człowiek nie wzbudził mojego zaufania, ale trzymaj się od niego z daleka, dla własnego dobra.
– Intuicja! Doświadczenie! – krzyknęłam  niegrzecznie. – Ciekawe skąd? Przecież ciocia nawet męża nie miała!
– Widzisz te zdjęcia na fortepianie? To moje wspomnienia. Są na nich mężczyźni, którzy byli dla mnie ważni. Żaden nie był wolny. Nie zależało mi na zamążpójściu. Chciałam żyć pełną piersią, kochać, szaleć… Panowie mnie uwielbiali, ale to ja ich wybierałam. Zamożnych, wpływowych i wpatrzonych we mnie jak w obrazek. W ten sposób właśnie żyłam… Rodzina tego nie akceptowała, ojciec nie wymieniał mojego imienia, tylko siostra, a twoja babcia, utrzymywała ze mną po kryjomu kontakty. Widzisz więc, że miałam najlepszą szkołę. Znam się na mężczyznach jak nikt, zapewniam cię.

Słuchałam oniemiała. Ciotka Halina była, jakby tu powiedzieć – Damą Kameliową? Metresą? To dlatego jej przeszłość owiana była tajemnicą. Dystyngowana utrzymanka dygnitarzy. To dopiero historia.

Mimo wszystko, nie przejęłam się ostrzeżeniem Haliny. Byłam zakochana i to chyba z wzajemnością. Spędzałam z Pawłem coraz więcej czasu. W pracy ukrywaliśmy nasz związek, w korporacjach nie jest to dobrze widziane, ale wolne chwile były nasze. Paweł był cudownym kochankiem, potrafił odgadywać moje życzenia. Nie interesowały go inne kobiety, nie był typem podrywacza. Tylko ja istniałam dla niego, czułam się ważna. Miłość dodaje skrzydeł, rozpina tęczę na niebie. Rozkwitłam.

Cios spadł niespodziewanie

Przechodziłam korytarzem i zatrzymałam się przed uchylonymi drzwiami do gabinetu Pawła. Zastanawiałam się właśnie, czy nie wejść na chwilę pod jakimkolwiek pretekstem, gdy usłyszałam rozmowę. Ktoś tam był. Mężczyzna. Mówili o mnie.
– Ta mała Monika… Nie zabrnąłeś aby za daleko? Wybacz, że to mówię, ale sprawa wygląda na poważną.
– Nie żartuj – Paweł roześmiał się lekko. – To tylko przelotny związek. Mężczyzna z dala od domu… Rozumiesz chyba? Zresztą moja żona wie, że nie może wymagać ode mnie wierności. Nasz związek jest otwarty, daliśmy sobie wolność. Monogamia to przeżytek, stary. Tyle rzeczy człowieka omija. Życie jest krótkie, trzeba z niego korzystać.
– Mała o tym wie?
– Nie mam pojęcia, ja jej nie mówiłem, to by zabiło cały romantyzm sytuacji. Monika jest dorosłą, nowoczesną dziewczyną, przeżyje, jakby co.

O mało nie usiadłam na podłodze z wrażenia. Dosłownie ugięły się pode mną nogi. Paweł, moja miłość, tak o mnie mówi? Kim dla niego jestem? Zabawką? Wybiegłam z firmy, żeby nikt nie zobaczył moich łez i tak oto znalazłam się na ulicy w pożałowania godnym stanie. Wstałam z ławki i postanowiłam jednak wrócić do domu. Po tym, co przeżyłam, musiałam się gdzieś zaszyć, zwinąć na łóżku w kłębek i czekać na koniec świata. Nie chciało mi się żyć.

Jeżeli myślałam, że uda mi się niepostrzeżenie przemknąć do pokoju, to byłam w błędzie. Ciotka miała chyba w głowie radar. Pojawiła się w przedpokoju jak duch.
– Ktoś ci zrobił krzywdę? – spytała z niepokojem.
– Miała ciocia rację co do Pawła – wyszlochałam. – Słynna intuicja cioci. Niech ją szlag.
– Dziecko, zwracam ci uwagę, że to nie ja zrobiłam ci świństwo, tylko ten człowiek, przed którym zresztą cię ostrzegałam. Niech zgadnę: wyszło na jaw, że jest żonaty?
– Żeby tylko – rozmazałam łzy po policzkach. Nie czułam już tego strasznego, rozrywającego serce żalu. Zaczynałam być wściekła. Jak on mnie potraktował. Jak śmiał.
– Zranił twoją dumę? – odgadła ciotka. – Tego nie można puścić płazem. Wszystko inne, od biedy  tak, ale gdy w grę wchodzi kobieca duma i godność…
– Co mogłabym zrobić? Nie mogę nawet nikomu się zwierzyć, pożalić. To mój szef i jeżeli rozejdą się plotki, ja pierwsza zostanę zwolniona z pracy.
– Co za czasy – mruknęła Halina z dezaprobatą. – Niby jest równouprawnienie, a w razie czego winą obarcza się kobietę. Nie do pomyślenia. Na szczęście masz mnie, drogie dziecko. Nie takie sprawy ongiś załatwiałam. Zrobimy tak. W pracy – ani mru mru. Umyj buzię zimną wodą, przypudruj nosek. Wyglądasz jak siedem nieszczęść. Kobieta w każdej sytuacji powinna zachować urok i zimną krew. 
– Co ciocia chce zrobić?
– Zawiadomić żonę, oczywiście – zirytowała się moją niedomyślnością Halina. – Ona załatwi wszystko za nas. Nie sądzę, żeby puściła płazem taką zniewagę.
– Ciociu, to na nic. Oni podobno zawarli umowę, że nie zwracają uwagi na zdrady. To się nazywa małżeństwo otwarte.
– Bzdury! – oświadczyła z mocą Halina. – To się jeszcze okaże, czy rzeczywiście są tacy nowocześni. Ale naszą bronią nie będą zranione uczucia żony. Te zawsze można schować do kieszeni. Ciekawe, jak małżonka zareaguje na wieść, że wszyscy jej znajomi wiedzą o zdradzie męża. Uruchomię swoje dawne kontakty, popytam. Może uda mi się namierzyć to środowisko. Potem poinformujemy kogo trzeba, oczywiście w najgłębszej tajemnicy, i możesz mi wierzyć, plotka rozejdzie się błyskawicznie.
– Zaczynam się cioci bać – szepnęłam.
– Bać się powinien każdy, kto zechce cię skrzywdzić – oznajmiła stanowczo.

Ciotka Halina dotrzymała słowa

Byłam zdumiona, że ma takie towarzyskie koneksje. Miała wszędzie znajomych, ich krewni i przyjaciele byli na jej usługi. I tak w świat poszła wieść o wielkiej, pozamałżeńskiej miłości Pawła, z której, ho ho, kto wie, co może wyniknąć. Na skutki naszej małej prowokacji nie musiałam długo czekać. Pewnego dnia do firmy zjechała wprost z Wrocławia, rozsierdzona małżonka. Wparowała do gabinetu Pawła i zrobiła mu karczemną awanturę. Cienkie drzwi nie tłumiły krzyków, wszyscy pracownicy dowiedzieli się, co żona myśli o głupocie i braku dyskrecji naszego wspaniałego szefa.

Usłyszeliśmy też, że w razie rozwodu nie ma on co liczyć na połowę majątku. Wszystko zapisane jest na dzieci, a ona dopilnuje, żeby sądownie pozbawić go wszelkich praw. W końcu żona wyszła, omal nie wyrywając drzwi z framugi. Paweł do końca dnia siedział u siebie. Wstydził się pokazać współpracownikom na oczy. Mam nadzieję, że cierpiał. Jego duma została mocno urażona i jedyne co mógł zrobić, to udawać, że nie widzi uśmieszków i porozumiewawczych spojrzeń kolegów. Zemściłam się.

Wróciłam do domu i zaszyłam się w swoim pokoju. Po wielkiej miłości nic nie zostało. Było mi smutno i źle. Halina weszła cicho i usiadła obok mnie na łóżku. Pogładziła mnie po głowie.
– Ból przeminie, zapomnisz – szepnęła. –  Spotkasz jeszcze wielu mężczyzn, jeden z nich będzie wart twojego uczucia.
– Wie to ciocia z własnego doświadczenia? – spytałam z lekkim przekąsem.
– Ogromnego, i jak się okazuje, wcale nie bezużytecznego – zachichotała urocza starsza pani.

Czytaj także: „Za miesiąc mój ślub, ale ja kocham innego. Żeby uprawiać seks z narzeczonym, muszę wcześniej się napić wina”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”„Wychowuję nie swoje dziecko. Żona mnie zdradziła i zaszła w ciążę z... moim bratem”

Redakcja poleca

REKLAMA