Znowu dzwoniła Agata – mama weszła do kuchni i podała mi telefon. Odłożyłem go na blat.
– Nie oddzwonisz? – spytała.
– Mamo, przestań, proszę…
– Karol, ona jest chora, ale to twoja żona i musisz ją z tego wyciągnąć – mówiła tak, jakbym nie próbował.
– Nie da się komuś pomóc, jeśli ten ktoś sam sobie nie chce pomóc, rozumiesz? Agata znowu przerwała terapię… Wiesz, że kocham ją nad życie, ale może moja wyprowadzka będzie dla niej motorem do działania.
Mama jednak tego nie rozumiała. Dla niej wszystko było takie proste. „Małżeństwo to małżeństwo, musi być razem na dobre i na złe” – mówiła nieraz. Wszystko się zgadza, ja też tak uważałem, ale…
Byliśmy szczęśliwi… dopóki pewnego feralnego dnia nie znalazłem w skrzynce wezwania do spłaty zadłużenia z karty kredytowej, którą dysponowała moja żona. Początkowo o nic nie pytałem, ale zacząłem obserwować Agatę. Zdziwiłem się, bo pieniędzy nam nie brakowało, co prawda spłacaliśmy kredyt, ale oboje mieliśmy pracę i jakoś wiązaliśmy koniec z końcem. Zastanawiałem się, na co potrzebne były żonie pieniądze. Fakt, lubiła się dobrze ubrać i chodziła na te swoje babskie spotkania do galerii, ale wydawało mi się, że w ten sposób po prostu się relaksuje. Nie widziałem nic złego w tym, że dba o siebie i swój wygląd. Wtedy jeszcze myślałem, że to nic takiego, że porozmawiam z nią i wszystko się wyjaśni. Nie sądziłem, że Agata może wpakować się w problemy finansowe, zawsze była tak rozsądna...
Wypady z koleżankami do sklepów jednak miały miejsce coraz częściej i zawsze kończyły się zakupem nowych ubrań i nie tylko. Zaniepokoiło mnie to. Wcześniej tego nie zauważałem, może dlatego, że często wyjeżdżałem służbowo. Któregoś dnia zapytałem ją, czy przypadkiem nie ma zbyt dużo tych fatałaszków. Czy po prostu nie za dużo kupuje?
– Wiem, że praca zobowiązuje cię do eleganckiego stroju, ale czy ty czasem nie przesadzasz? Ciuchy to nie wszystko.
– Oj, Karol, przecież ja wszystko kupuję na promocjach, to okazje… – odpowiedziała z uśmiechem. Była jak zaczarowana, oczy jej błyszczały, jakby kupno nowej bluzki było lekiem na całe zło.
– A jednak wydaje mi się, że to trochę za dużo. Skąd ty bierzesz na to wszystko pieniądze? Przecież spłacamy kredyt, życie jest coraz droższe… – brałem ją pod włos, nie wspominając nic o karcie. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że nie potrafi odpowiedzieć na to pytanie, bo nigdy nie liczyła, ile wydaje. Ważniejsze było to, ile jej zostawało. Nie rozumiałem tego, przecież nigdy na nic jej nie żałowałem. Czasami sam nawet zabierałem ją na zakupy i kupowałem coś ekstra.
Gdy w moje ręce wpadło kolejne wezwanie do spłaty, nie wytrzymałem.
– Agata, co ci przyszło do głowy?! Przecież to są karty kredytowe i w dodatku zadłużone. – krzyknąłem, rzucając karty na stół. – Możesz to wyjaśnić? Na co ty naprawdę wydajesz tyle pieniędzy?
– Na co? W końcu prowadzę dom, robię zakupy, płacę rachunki... – odparła, udając zdziwioną.
– Słucham? Przecież dokładam się do domowego budżetu. Nigdy na nic ci nie brakowało, co się z tobą stało?
Wpadła w szał, nagle pobiegła do sypialni, otworzyła szafę i zaczęła z niej wyrzucać, co popadnie: ubrania, niektóre jeszcze z metkami, bieliznę, apaszki. Była jak w amoku. Gdy zaczęła je ciąć i rozdzierać, złapałem ją za ramiona i mocno nią potrząsnąłem.
– Ty jesteś chora, Agata… Słyszysz?! – krzyczałem. – Uspokój się!
– Mam tego dość! Nie jestem małą dziewczynką, a ty nie jesteś moim ojcem, żeby mnie kontrolować. Zostaw mnie! – wrzeszczała coraz głośniej.
Całą prawdę poznałem dopiero na pierwszej terapii. Na szczęście Agata zgodziła się na nią pójść. Towarzyszyłem żonie, bo bardzo pragnąłem jej pomóc. Zaczęło się niewinnie, od tych babskich wypadów. Początkowo umawiała się w piątek po pracy z koleżankami, aby zrobić rekonesans, co się teraz nosi, jakie kolory będą modne w tym sezonie. Przyznała, że taki wypad potrafił zrekompensować jej najcięższy tydzień w pracy. To były chwile zapomnienia o spłacie kredytu, humorach szefa i moich wyjazdach służbowych. Pewnie każda z jej koleżanek traktowała te spotkania w ten sam sposób, jako przyjemność i odprężenie, tylko że Agatę to za bardzo pochłonęło…
Zdarzało się, że kumpelki od sklepowych wypadów miewały inne, ciekawsze zajęcia i nie mogły dotrzymać Agacie towarzystwa. Zaczęła więc chodzić sama.
– W końcu musiałam jakoś poprawiać sobie humor – stwierdziła na spotkaniu. Nic lepiej na nią nie działało niż nowa spódniczka czy apaszka. Okazało się, że po niedługim czasie rundę po sklepach robiła już cztery razy w tygodniu: raz ze mną, a trzy razy sama lub z koleżankami. Co najczęściej kupowała? Przeważnie ciuchy, bieliznę, kosmetyki... Nie wszystkich rzeczy używała, ale kupowanie ich sprawiało jej radość. Nie mieściło mi się to w głowie.
Gdy zaczęło brakować jej pieniędzy na zakupy, musiała znaleźć jakiś sposób, by mieć stały dostęp do pieniędzy. Nie mogła żyć bez nowych nabytków. I wtedy wpadła jej w ręce reklama kart kredytowych pewnego banku. Bez wahania następnego dnia wyrobiła sobie taką kartę. Schody zaczęły się, gdy musiała zacząć ją spłacać. Początkowo pożyczała drobne sumy od mamy czy siostry, na tydzień, góra dwa. Jednak pamiętanie o terminach spłat, przelewach z konta na konto kosztowało ją dużo nerwów. Oczywiście wszystko to odbywało się w wielkiej tajemnicy przede mną. Do czasu….
Pierwszą terapię zakończyliśmy miesiąc temu. Po kilku dniach Agata wróciła do nałogu. Byłem z nią, walczyłem, bo sama nie potrafiła się kontrolować. Znalazłem innego psychiatrę, ale uciekła ze spotkania z nim. A potem powiedziała, że nie chce się leczyć, bo nie jest chora. Dlatego wyprowadziłem się do mojej matki… Musiałem. Tylko tak mogę jej pomóc. Tęsknię za żoną. Tak bardzo pragnę, żeby wróciła. Nie wiem, jak długo bez niej wytrzymam, ale wiem, że sama musi zrozumieć, że ma poważny problem i musi się leczyć.
Więcej listów do redakcji: „Nie kocham męża. Tęsknię za mężczyzną, z którym miałam romans przed ślubem. On jest ojcem mojego syna”„Wyparłem się córki, ale zrozumiałem swój błąd. Po 15 latach chcę odzyskać z nią kontakt, ale jej matka to utrudnia”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”