„Moja młodsza siostra żeruje na matce i ją okrada. Zamiast wyrzucić Gośkę na bruk, mama ciągle ją usprawiedliwia”

Rodzinne kłótnie fot. Adobe Stock
Nie godzi się żerować na matce, która wszystko poświęciła dzieciom… Naprawdę? Nasza Gośka nie ma z tym problemu.
/ 27.12.2020 06:58
Rodzinne kłótnie fot. Adobe Stock

Moja mama jest starszą kobietą i ma wielkie kłopoty ze zdrowiem. Życie jej nie rozpieszczało. Urodziła się w biednej, wielodzietnej rodzinie i szybko musiała pójść do roboty. Skończyła zawodówkę, zaczęła pracę w drukarni. Weszła w nieudane małżeństwo.

Mój ojciec był potworem. Bił mamę, upokarzał. Po kilku latach szczęśliwie udało jej się od niego uwolnić. Wreszcie mogłyśmy żyć spokojnie, choć wiem, że nie było jej łatwo. Do dziś pamiętam jej zmęczone oczy, przedwcześnie postarzałą twarz, spracowane ręce. Ale pamiętam też uśmiech i czułe, pełne miłości słowa, które zawsze dla mnie miała. Byłam jeszcze zbyt mała, by to docenić, żeby jej pomóc. A później zamieszkał z nami ojczym. Dobry człowiek. Mama poznała go w pracy. Kochał mnie jak córkę. Mamie wreszcie było lżej, odmłodniała.

Byłyśmy zupełnie różne

Miałam osiem lat, gdy na świat przyszła moja przyrodnia siostra, Gośka. Cieszyłam się, była taka słodka, zabawna… Jednak kiedy podrosła, jakoś nie mogłyśmy się dogadać. Jesteśmy zupełnie inne. Ja, raczej spokojna, lubiłam się uczyć. Chciałam coś w życiu osiągnąć. Po maturze wyjechałam z naszego miasteczka na studia do Warszawy i tam już zostałam. Znalazłam dobrą pracę, wyszłam za mąż. Ułożyło mi się.

Tymczasem Gośka nigdy nie miała chęci do nauki, nie myślała o swojej przyszłości. Wolała zabawę, chłopaków, alkohol.
– Jestem młoda, muszę się wyszaleć – powtarzała za każdym razem, kiedy ktoś zwracał jej uwagę na złe zachowanie.

Ciągle były z nią problemy. Nie chodziła do szkoły, potrafiła zniknąć z domu nawet na kilka dni. Pyskowała. Nikt nie umiał przemówić jej do rozsądku. Gdy skończyła 18 lat, wyprowadziła się na dobre. Ruszyła gdzieś w Polskę z jakimś miejscowym bandytą. Odzywała się rzadko.

Mama przepłakała wiele nocy, posiwiała, ojczym przypłacił to nerwicą, a później chorobą serca. Kilka lat temu dostał zawału i zmarł. Mama bardzo to przeżyła… Martwiłam się o nią. Widziałam, że czuje się samotna. Na dodatek zaczęła cierpieć na dolegliwości kręgosłupa. Widocznie lata pracy w drukarni zrobiły swoje…

Próbowałam namówić ją na przeprowadzkę do Warszawy, ale nie chciała.
– Nie przesadza się starych drzew – powtarzała w kółko, a ja nie naciskałam. Nasze miasteczko było jej całym światem. Znała tu prawie wszystkich. W wielkim mieście czułaby się obco. A ja? Nie miałabym nawet czasu, by dotrzymać jej towarzystwa. Prowadziliśmy z mężem własną firmę, pracowaliśmy od świtu do nocy. Często wpadaliśmy do domu tylko na chwilę, żeby się przespać…

Pomagałam mamie, jak mogłam. Płaciłam za prywatne wizyty u lekarzy, masaże, wyjazdy do sanatorium. Wysyłałam pieniądze. Dogadałam się z sąsiadką, że będzie jej robić zakupy, czasem posprząta. Mama była mi za to bardzo wdzięczna.
– Dzięki tobie, córeczko, czuję się jak królowa – mówiła mi przez telefon.

Wróciła córka marnotrawna

Powoli odżywała, nabierała sił. Znowu spotykała się na plotki z przyjaciółkami, a nawet zapisała się na Uniwersytet Trzeciego Wieku. Miałam nadzieję, że wreszcie będzie sobie żyć w spokoju. No i wtedy pojawiła się moja kochana siostrzyczka. Pół roku temu przyjechała i oświadczyła mamie, że z nią zamieszka, bo jej ukochany wpakował się w kłopoty i siedzi w więzieniu. Wsiadłam w samochód i od razu pojechałam do domu. Powrót Gośki wcale mnie nie ucieszył. Czułam, że nie wyniknie z tego nic dobrego. A mama była wniebowzięta.

– Przyszła taka skruszona, zapłakana. To dobre dziecko… Tylko wpadła w złe towarzystwo i zakochała się w nieodpowiednim mężczyźnie. Ale teraz obiecała, że zacznie żyć, jak należy – tłumaczyła mi.

Była tak szczęśliwa, że nie miałam serca powiedzieć jej, co o tym myślę. Nie wierzyłam w tę cudowną przemianę. Znałam Gośkę, wiedziałam, do czego jest zdolna. Kilka lat temu wyniosła z domu całą biżuterię i oszczędności rodziców. Mamie została tylko obrączka i łańcuszek z krzyżykiem, który zawsze nosiła na szyi. Ojczym nawet chciał zgłosić to na policję, ale mama się nie zgodziła, żeby Gośka nie miała kłopotów…

Bałam się, że historia może się powtórzyć. Na wszelki wypadek poszłam więc do niej porozmawiać.
– Mnie nie oszukasz! Masz szybko znaleźć jakąś pracę i się wyprowadzić. Nie pozwolę, żebyś siedziała mamie na głowie, żeby przez ciebie znowu płakała. Jest chora, potrzebuje spokoju. Jeden wybryk i mnie popamiętasz! – zagroziłam.

Z bólem serca wróciłam następnego dnia do Warszawy. Musiałam. Nasza firma miała szansę na intratny kontrakt i mąż potrzebował mojej pomocy. Pracowaliśmy jak szaleni, nie miałam kiedy pojechać do rodzinnego domu. Co wieczór jednak dzwoniłam do mamy. Zwykle odbierała siostra.
– Świetnie sobie radzimy. Szukam pracy, chodzę na rozmowy, ale na razie bez skutku. Sama wiesz, jest kryzys. Gdyby nie ty, z głodu byśmy umarły – szczebiotała, a potem oddawała telefon mamie.
– U mnie, córeczko, wszystko w porządku, nie martw się. Gosia cudownie się mną opiekuje, gotuje mi pyszne obiady, razem oglądamy seriale – uspokajała mnie.

Sąsiadka wyjawiła mi całą prawdę

W jej głosie nie wyczuwałam niczego niepokojącego. Byłam więc pewna, że rzeczywiście tak jest. Pomyślałam nawet, że źle oceniłam siostrę. Może faktycznie się zmieniła? Dorosła, zmądrzała? Obiecałam sobie nawet, że przy najbliższej okazji ją przeproszę, kupię jej jakiś prezent… No i żyłam sobie w takiej nieświadomości aż do dziś. Wczesnym rankiem zadzwoniła do mnie sąsiadka mojej mamy.
– Przepraszam cię, Iwonko, ale dłużej nie mogę milczeć, choć obiecałam to Halince – zaczęła. – Musisz wiedzieć, że…

To, co potem usłyszałam, omal nie doprowadziło mnie do szaleństwa. Okazało się, że Gośka wcale nie opiekuje się mamą, nie gotuje jej obiadków, nie oglądają razem telewizji. Całymi dniami śpi, a na noc gdzieś wybywa. Wymalowana, wyzywająco ubrana. Wraca nad ranem pijana…

– Halinka nigdzie nie wychodzi i nikogo do domu nie wpuszcza – mówiła sąsiadka. – Zaczepiłam któregoś dnia Gosię, zapytałam, co się dzieje. Powiedziała, żebym nie wściubiała nosa w nie swoje sprawy… Dwa dni temu, gdy jak zwykle wyszła, wepchnęłam się do Halinki prawie na siłę. Zajrzałam do lodówki. Była pusta. Zaproponowałam, że zrobię zakupy, ale odmówiła. Chyba nie chciała się przyznać, że nie ma pieniędzy. I wiesz co? Zauważyłam, że już obrączki nie nosi na palcu i łańcuszka na szyi. Powinnaś przyjechać, coś zrobić… Ona prosiła, żebym o niczym ci nie mówiła. Ale nie mogłam…
– Dziękuję pani. Będę jeszcze dzisiaj – odparłam, starając się zachować spokój.

A więc miałam rację co do Gośki…
– Jadę do mamy zrobić porządek! – krzyknęłam wściekła do męża. Dotarłam do mamy późnym popołudniem. Wyglądała źle. Blada, jakby zrezygnowana. Była zaskoczona moją wizytą.
– Mogłaś uprzedzić, że przyjedziesz, upiekłabym ciasto… – przywitała mnie, próbując się uśmiechnąć.
– Gdzie Gośka? – zapytałam.
– Gosia jeszcze śpi, zasiedziałyśmy się wczoraj do późna. Był dobry film – zaczęła tłumaczyć, ale widziałam, że kłamie.
– No to ją obudzimy! – krzyknęłam i wparowałam do pokoju siostry.

Na podłodze leżały rozrzucone ciuchy, wokół roznosiła się woń przetrawionego alkoholu. Gośka chrapała w najlepsze..
– Wynoś się stąd, ale już! Za pięć minut ma cię nie być! – ściągnęłam z niej kołdrę.
– Cooo jest? – usiadła na łóżku.
– Nic nie jest. Pakuj swoje manatki i do widzenia! – rzuciłam w jej stronę walizkę.
– A co ja zrobiłam? – obruszyła się.
– Jeszcze się pytasz? – wrzasnęłam. A potem wygarnęłam jej w twarz: – Jesteś złodziejką, potworem pozbawionym uczuć! Nie ma tu dla ciebie miejsca!

Siostra nie zamierzała się poddać.
– Wielka pani się znalazła! Siedzi sobie w tej Warszawie, sra pieniędzmi, a nam tutaj grosze przysyła! Jakbyś dawała, ile trzeba, to nie musiałabym sprzedawać obrączki! – zaatakowała mnie.
– Wynoś się, bo… – zacisnęłam pięści.
– Nie ty tu rządzisz tylko mama. A ona mnie nie wyrzuci, prawda? – spytała ją.
Spojrzałam na mamę.
– Dziewczynki, uspokójcie się… Porozmawiajmy – mama wykrztusiła po chwili.
– Tu nie ma o czym gadać! – krzyknęłam i wyprowadziłam siostrę za drzwi. A walizkę rzuciłam jej przez okno.

Od tego zamieszania minęło kilka godzin. Siedzę sama i zastanawiam się, co robić. Mama zamknęła się w sypialni. Bez przerwy płacze. Próbowałam z nią rozmawiać, tłumaczyć, że to, co zrobiłam, było słuszne. Niby przyznaje mi rację, ale potem… zaczyna ją usprawiedliwiać:
– Za ostro ją oceniasz… To dobre dziecko, tylko jej się w życiu nie ułożyło. Nie rozumiesz tego, bo tobie się powiodło.

Wiem, że jak tylko wyjadę, mama przyjmie Gośkę z powrotem. I co wtedy? Czy mam przysyłać pieniądze? Przecież ta suka wszystko przepuści! A jak nie przyślę, to mama już na pewno umrze z głodu.

Czytaj więcej prawdziwych historii:
„Ja się zakochałam, a on świetnie się bawił. Dla niego byłam tylko zakładem o skrzynkę wina. Tyle byłam dla niego warta”
„Nie brałam byle czego, czekałam na prawdziwego faceta. Wybrzydzałam i... do czego mnie to zaprowadziło?”
„Mój mąż to cholerny Piotruś Pan, który zadłużył nas dla swoich zachcianek i hazardu. Nie mam już sił”

Redakcja poleca

REKLAMA