„Mogłam zmieniać facetów, jak rękawiczki, a mimo to byłam sama. Do czasu, kiedy nieznajomy chłopak zaczął przysyłać mi kwiaty"

Kobieta o mężczyźnie idealnym fot. Adobe Stock
„Ten jego głos po prostu mnie zaczarował. A on patrzył teraz śmielej, zupełnie minęła mu trema. Chyba dlatego, że dostrzegł we mnie coś więcej niż wahanie... Zaciekawienie?".
/ 29.08.2022 11:10
Kobieta o mężczyźnie idealnym fot. Adobe Stock

Dzwonek do drzwi. Nie domofon, tylko od razu do mieszkania... Czyżby któryś z sąsiadów? Ale o tak późnej porze? Przecież dochodzi 21 godzina. Cóż, trzeba otworzyć... Przecież nie będę udawać, że nie ma mnie w domu.

Z ciężkim westchnieniem podchodzę, wyglądam przez wizjer. Nikogo. Tak szybko się ktoś zniechęcił? A jednak coś mi tam majaczy w dole. Otwieram czym prędzej. Na progu stoi kosz kwiatów z bilecikiem. Na bileciku napis: "Kocham Cię!" No tak, przecież dzisiaj nasza rocznica. Wracają wspomnienia...

Wiem, jak działam na facetów

Nie zrobił na mnie piorunującego wrażenia. Prawdę mówiąc, żadnego nie zrobił, bo z początku ledwie go zauważyłam podczas przyjęcia u Bartka i Joasi. Taki sobie, zwykły facecik, na pewno nie w moim typie. Dopiero kiedy Monika mnie szturchnęła, zwróciłam na niego uwagę.

– Zobacz, jak ten gość się na ciebie gapi! – szepnęła mi do ucha. – Normalnie jak zahipnotyzowany...

Spojrzałam we wskazanym kierunku. Rzeczywiście, mężczyzna wpatrywał się we mnie jak sroka w gnat. Dopiero kiedy się zorientował, że to zauważyłam, odwrócił wzrok. „Niezbyt odważny. Kiepsko” – pomyślałam.

– I co z tego? – mruknęłam. – Nie on pierwszy i nie ostatni...

– Boziu kochana, ale z ciebie numer! – zaśmiała się cicho Monika. – Znasz swoją wartość, co?

Znałam i nie zamierzałam udawać, że nie zdaję sobie sprawy z tego, jakie wrażenie robię na mężczyznach. Pewnie, to zasługa natury, a nie moja, ale czy to coś zmienia? Miałam opinię niedostępnej, bo nie brałam wszystkiego, co się napatoczy. Mogłam wybierać. A teraz... Cóż, jeden nieudany związek całkiem mi wystarczył. Nie miałam ochoty na kolejne rozczarowania.

– Może cię z nim poznać? – spytała Monika. – To kolega Andrzeja.

Moja koleżanka wiedziała, że po ostatnim związku jestem nieskora do flirtu, a jednak ewidentnie pragnęła mnie z kimś zeswatać. Tragedia!

– Daj sobie, spokój, co? – ofuknęłam ją. – Ten typ mnie nie interesuje.

Biorę kosz do domu, stawiam go na stole, wtulam twarz w pachnące płatki. „Boże, jak ja się za tobą stęskniłam!” – myślę i podbiegam do okna. Ale przecież nie ma cię na dole. Nie może cię tam być, bo przez cały miesiąc siedzisz na szkoleniu w tej całej Malezji. Ale o rocznicy pamiętałeś!

Pierwsze kwiaty dostałam po trzech dniach. Piękne róże, trzynaście. Przy koszu wisiał bilecik, pusty. Cichy wielbiciel... Prawdę mówiąc, nie skojarzyłam tego prezentu z tamtym mężczyzną od Moniki. Może dlatego, że zupełnie o nim zapomniałam.

Zastanawiałam się, któż mógł mi przysłać te piękne kwiaty, lecz nic nie przychodziło mi do głowy. Postawiłam kwiaty na stole w dużym pokoju. Cóż, skoro ten ktoś się nie przedstawił, nic na to nie poradzę.

Jednak kiedy zjawił się następny kurier z jeszcze większym bukietem, uznałam, że muszę się dowiedzieć, kto go przysłał. Oczywiście dostawca nie widział zleceniodawcy, bo zamówienie składano w centrali, a kwiaciarnia tylko realizowała zlecenie, w dodatku za pośrednictwem zewnętrznej firmy.

– Ma pan jakąś fakturę, potwierdzenie transakcji? – spytałam.

– Niby mam – przytaknął. – Ale nie wolno mi ujawniać takich informacji.

Cóż... nie miałam wyjścia. Musiałam posunąć się do kobiecej sztuczki. Zrobiłam słodką minkę i kurier zmiękł.

Nie lubię robić z siebie słodkiej idiotki, jednak tym razem sytuację uznałam za wyjątkową. Powinnam przecież wiedzieć, kto składa mi hołdy! I owszem, znalazłam nazwisko zleceniodawcy. Tylko że nic mi ono nie mówiło. Nie znałam tego faceta....

Teraz patrzę na kwiaty, a w sercu czuję tęsknotę. Tak bardzo mi ciebie brakuje! Kto by pomyślał, że tak mocno pokocham kogoś, kogo na początku nawet nie zapamiętałam? A jednak życie bywa nieprzewidywalne.

A co, jeśli to jakiś psychol? Czy powinnam się bać?

Przy trzecim koszu kwiatów, oczywiście znów niepodpisanym, zaczęłam się irytować. Co to ma znaczyć? Cichy wielbiciel nie powinien być aż tak tajemniczy! I aż tak nieśmiały... Poczułam też pewien niepokój. Przecież mógł nim być jakiś paranoik, który zobaczył mnie w sklepie, polazł za mną i ustalił, gdzie mieszkam...
Na tę myśl zrobiło mi się zimno.

– No, panie wielbicielu – powiedziałam sobie. – Jeszcze jeden taki numer, a zwrócę się do policji...

Czwarty kosz kwiatów niemal mnie rozzłościł. Gdy jednak zerknęłam na bilecik, spodziewając się, że znów będzie pusty, przeczytałam: „Wyjrzyj na ulicę”. Oczywiście natychmiast podbiegłam do okna. A na dole stał on. Facet z imprezy. Patrzyłam na niego przez chwilę, a potem zeszłam na dół. Należała mu się solidna bura!

Ale kiedy stanęłam przed nim i spojrzałam mu w oczy, w jednej chwili cała złość ze mnie wyparowała. Mimo to powiedziałam surowo:

– Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?! To jest zwyczajne nękanie!

– Przepraszam – odparł. – Nie zamierzałem cię nękać.

Boże, jaki on miał piękny głos! Głęboki, wibrujący, który zdawał się przenikać mnie na wskroś. Ten głos zupełnie nie pasował do niepozornej powierzchowności osobnika, w której wszystko było średnie – od wzrostu, przez budowę ciała, po rysy twarzy. Za to pasowały do niego oczy, równie jak ten głos głębokie i... seksowne.

Przez chwilę zastanawiałam się, na jakim etapie znajdowałaby się teraz nasza znajomość, gdybym pozwoliła Monice nas sobie przedstawić. Skarciłam się zaraz na tę myśl. Przede mną stał przecież obcy facet, który po prostu przysyłał mi kwiaty. Podrywano mnie już na różne sposoby, a to był jeden z nich, wcale nie najciekawszy.

Uśmiecham się na wspomnienie tamtego spotkania. Nie pasowało do współczesnych czasów, przypominało trochę przedwojenny romans. Kwiaty, wielbiciel pod oknem... Brakowało tylko jakiejś orkiestry z serenadą.

Tak, kochany, stałeś przede mną i czekałeś na wyrok. I wiem, że gdybym kazała ci odejść i nie wracać, tobyś odszedł. I nie wrócił...

– Nie gniewaj się – powiedział. – Wiem, że to zabrzmi banalnie, ale zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia. Naprawdę...

– Przecież nawet mnie nie znasz – odparłam. – Może i uznałeś mnie za atrakcyjną, ale nic o mnie nie wiesz. A co, jak jestem wredna i mam wyjątkowo paskudne usposobienie?

Kiedy on przestał się denerwować, ja zaczęłam

Uśmiechnął się lekko; widziałam, jak opada z niego napięcie. Pewnie tysiąc razy rozgrywał w myślach tę chwilę, a i tak wyszło inaczej. Tak to już jest.

– Nie mogę tego wykluczyć... Ale nie przekonam się, jeśli nie spróbuję.

Ten jego głos po prostu mnie zaczarował. A on patrzył teraz śmielej, zupełnie minęła mu trema. Chyba dlatego, że dostrzegł we mnie coś więcej niż wahanie... Zaciekawienie?

– No cóż – mruknęłam. – Chyba nie będziemy tak stać pod blokiem. Skoro już się tu pofatygowałeś, wypada, żebym zrobiła ci chociaż kawy...

Czuję ciepło w sercu. Kawa mi wprawdzie wtedy nie bardzo wyszła, bo z kolei ja zaczęłam się denerwować, ale nawet się nie skrzywiłeś. Prawdę mówiąc, nie wiem, czy czułeś w ogóle jej smak. Muszę cię o to zapytać. Na myśl o rozmowie znów czuję tęsknotę.

Chwytam za telefon i uświadamiam sobie, że w Malezji jest środek nocy. Nieważne! Najwyżej cię obudzę.

– Dostałaś kwiaty? – słyszę twój głos.

Nie jest ani trochę zaspany.

– Dostałam. Nie śpisz?

– Drzemałem, ale czekałem, czy zadzwonisz! – śmiejesz się.

Twój głos, choć tak już dobrze znany, znów powoduje we mnie drżenie.

– I doczekałeś się. Kocham cię.

– To zupełnie tak jak ja ciebie.

– I ani trochę nie żałujesz, że się ze mną ożeniłeś? – zadaję jedno ze swoich ulubionych pytań.

– Ja na pewno nie, a ty? – odpowiadasz, zachęcając mnie do przekornej odpowiedzi, ale dzisiaj jej nie będzie.

Dzisiaj chcę być poważna.

– Tęsknię za tobą... – mówię. – Wracaj jak najszybciej.

– Wrócę jak na skrzydłach, kiedy tylko Malezja mnie wypuści...

Wiesz, jestem z tobą naprawdę szczęśliwy.

Uśmiecham się na te słowa. „Ja z tobą też, kochany...” – myślę.

Czytaj także:
„Mąż zabiera mi całą pensję i wydziela 100 zł miesięcznie. Nie mam nawet za co kupił kurtki na zimę”
„Jestem nieuleczalnie chora i nie wiem, ile mi zostało. Nie chcę zmarnować życia mężowi, dlatego wolę, by mnie zostawił”
„Mój mąż latami ukrywał przede mną swój majątek. Gdy prawda w końcu wyszła na jaw, powiedział mi, że to i tak tylko jego pieniądze”
„Wzięłam rozwód w wieku 20 lat. Po 10 latach kobieta, która ukradła mi męża, poprosiła mnie, bym się nim zaopiekowała”

Redakcja poleca

REKLAMA