Kiedy patrzę na zdjęcia swojej żony sprzed czterech lat, widzę piękną dziewczynę w otoczeniu wysportowanych, przystojnych chłopaków. Właśnie skończyła studia prawnicze i dostała propozycję pracy w jednym z renomowanych zespołów adwokackich stolicy. Śliczna, młoda, inteligentna, córka zamożnych rodziców. Czego można chcieć więcej od życia?
Cztery lata temu Kalina dostała wylewu krwi do mózgu. Schodziła po schodach. W pewnym momencie potknęła się i bardzo niefortunnie spadła na półpiętro. Konsekwencjami upadku było złamanie prawej nogi i dwóch żeber. Nie to jednak było najgorsze. Wylew skończył się paraliżem lewej strony ciała, utratą mowy i ślepotą. Dla młodej dziewczyny, która właśnie wkraczała w życie i którą otaczał spory wianuszek przyjaciół i adoratorów, był to największy możliwy dramat. Pół roku później, po intensywnej rehabilitacji i dzięki silnemu organizmowi żony paraliż cofnął się w 90 procentach. Mowa jej wróciła całkowicie, choć Kalina nadal miała trudności w wypowiedzeniem długich i trudnych fonetycznie wyrazów. Jedyne, co nie powróciło, to wzrok. Z opowieści Kaliny, która często wspominała ten trudny dla niej czas, ów okres jawi się jako chwile ogromnego stresu. Jej zdaniem przeżyła to jakoś jedynie dzięki wsparciu najbliższych.
– Pierwszą myślą, gdy odzyskałam przytomność, było: „Gdzie jestem? I co takiego się stało, że leżę teraz w łóżku, a wokół mnie panuje ciemność?”– powiedziała mi pewnego wieczoru. – Miałam iść na przyjęcie towarzyskie. Organizował je chłopak, który zalecał się do mnie od kilku tygodni. Zazdrościły mi go wszystkie dziewczyny. Chłopaka i jego świetnie ustawionych rodziców, ogromnej willi, samochodów i wypchanego portfela. Nie powiem, żeby w tamtym czasie i mnie nie imponowały te dodatki do Konrada. Chociaż ona sam w sobie był całkiem dorodnym ciachem. Następnie głos, który należał do lekarza Kaliny, poinformował ją, że doznała rozległego wylewu, oraz co się z tym wiąże.
– Przyszło mi wówczas do głowy, że przynajmniej nie ogłuchłam, bo w ogóle nie miałabym pojęcia, co się dzieje… – westchnęła. – Tamte chwile były straszne, ale i tak najgorsze miało się dopiero zacząć. Szara codzienność… Niedawne przyjaciółki po jakichś dwóch miesiącach zniknęły z mojego otoczenia. Niedawny adorator nawet nie zadzwonił. Robiło się wokół mnie coraz bardziej pusto i gdyby nie rodzice i pewien hydraulik…
Tym hydraulikiem byłem ja. Kilka miesięcy wcześniej kupiłem mieszkanie w tym samym bloku co Kalina. Nie ukrywam, że mam smykałkę do majsterkowania. Skończyłem politechnikę, a sąsiedzi zaczęli korzystać z moich umiejętności. Pewnego dnia sąsiadka poprosiła, żebym pomógł pewnej niewidomej dziewczynie mieszkającej dwa piętra niżej, która ma problemy ze zlewem. „Czemu nie?” – pomyślałem i poszedłem do niej. Zadzwoniłem. Cisza. Ponownie nacisnąłem przycisk dzwonka. Kiedy już miałem odchodzić, usłyszałem cichy szmer za drzwiami. Szczęknęła zasuwa. W progu stanęła piękna, ale bardzo smutna dziewczyna w okularach przeciwsłonecznych na twarzy. Właśnie dochodziła godzina 19.30 i z dużego pokoju słychać było czołówkę wieczornego wydania Wiadomości.
– Pani Klara powiedziała, że potrzebuje pani pomocy hydraulika, więc jestem.
– A tak, proszę – otworzyła szerzej drzwi. – Cieknie pod zlewem.
Kiedy naprawiałem usterkę, czasami zerkałem na dziewczynę siedzącą obok na krześle. Nie potrafiłem się powstrzymać.
– Dlaczego mi się pan tak przygląda?
– spytała nagle, czym mnie zawstydziła.
– Skąd pani wie? – wyjąkałem.
– Kiedy się na kogoś patrzy, zwykle przerywa się pracę – odparła. – Często nic pan nie robi, stąd ta cisza. A w cudzym mieszkaniu można patrzeć tylko na urządzone wnętrze albo na kogoś takiego jak ja.
Chciałem powiedzieć, że już od pierwszej chwili uderzył mnie wielki smutek, jaki malował się na jej twarzy i który niemal „czuło” się w każdym jej ruchu, geście i intonacji głosu. Chciałem to ubrać w jakieś ładne słowa, ale powiedziałem tylko:
– Jest pani bardzo smutna.
– Mam taką naturę – słowa te powiedziała opryskliwym tonem i zrozumiałem, że lepiej, żebym nie poruszał tego tematu.
Jej dom był urządzony po spartańsku. Potem dowiedziałem się od Kaliny, że jednocześnie uczyła się, jak radzić sobie w życiu jako osoba niewidoma i urządzała mieszkanie, które jakiś czas przed wypadkiem dostała od rodziców. Osoba, która nie widzi, nie może pozwolić sobie na nieporządek. Każda rzecz musi mieć ściśle określone miejsce, bo inaczej nie da się żyć. Jeśli chodzi o rozkład domu, to da się go poznać w ciągu jednego, dwóch miesięcy. Gorzej ze światem zewnętrznym… Kalina poznała jedynie drogę do pobliskiego osiedlowego sklepiku. Dalsze rejony osiedla były dla niej równie nieznane i niebezpieczne co nieodkryte kontynenty dla Europejczyka w czasach Kolumba. Kiedy skończyłem naprawę zlewu, Kalina spytała, ile jest mi winna za naprawę. Odpowiedziałem, że w ramach zapłaty oczekuję od niej jednej dobrej herbaty i dwóch uśmiechów. Jednego teraz, a drugiego, kiedy będę już wychodził. Tak zaczęła się nasza znajomość.
Od samego początku poczułem do Kaliny ogromną sympatię. Nie powodowało mną współczucie. Byłem raczej zauroczony i to miało związek z urodą dziewczyny. Kiedy naprawiałem Kalinie zlew, przyszło mi do głowy, że… może jej ślepota to moja szansa. Wiem, to okropne, ale tak właśnie pomyślałem. Jestem niskim, nieco krępym facetem i zdecydowanie nie należę do najprzystojniejszych. Prawdę mówiąc, urodę mam wręcz… odpychającą. Z tego właśnie powodu nigdy żadna dziewczyna nie chciała się ze mną umówić na randkę. Nie mówiąc już o takiej ślicznotce jak Kalina. Cieszyłem się więc, że trafiłem na osobę, której nie odstraszył mój wygląd. Postanowiłem to wykorzystać, jednak moja nowa znajoma mnie ubiegła. Kilka dni później zadzwoniła do mnie z ko-
lejną prośbą o pomoc. Tym razem naprawy wymagała lampka nocna. Potem były jeszcze wypaczone drzwi, obluzowany kontakt i kilka innych rzeczy, aż wreszcie domyśliłem się, że Kalina niekoniecznie szuka pomocy złotej rączki, tylko raczej towarzystwa „uśmiechniętego faceta”. Bo tak zostałem przez nią nazwany.
– Nie widzę cię, ale już pierwszego dnia, jak otworzyłam ci drzwi mieszkania, przyszło mi do głowy, że musisz być pogodnym człowiekiem – powiedziała. – Masz radosny charakter i… bardzo mi się to podoba.
Przez następne dwa lata spotykaliśmy się coraz częściej. Raz dzwoniłem ja, raz Kalina i umawialiśmy się na herbatę lub wspólne słuchanie powieści w wydaniu dźwiękowym. Parę razy udało mi się ją nawet namówić na odwiedzenie mnie w moim mieszkaniu, które w końcu znajdowało się w tym samym bloku. Wreszcie nadszedł tamten piątek przed dwoma laty. Zadzwoniła Kalina. Miała głos zmieniony, było w nim szczęście pomieszane z szokiem i niedowierzaniem:
– Ja widzę… – w tych dwóch słowach zawarła wszystko, co powinienem wiedzieć. – Kiedy się zobaczymy?
Nie chciałem się z nią umówić. Nie chciałem widzieć w jej oczach rozczarowania i przeżyć upokorzenia. Na pewno odrzuciłaby mnie ze względu na brzydotę. Wymówiłem się, że mam pilną pracę. Potem przestałem odbierać od niej telefony. Chciałem, żeby znajomość umarła śmiercią naturalną. Jednak było mi źle bez Kaliny. Kochałem ją, ale zdawałem sobie też sprawę, że ona wróciła do „życia”, zatem nie mam u niej żadnych szans. Po tygodniu przestała do mnie dzwonić. Zrobiło mi się ciężko na sercu. Wiedziałem, że to koniec moich rojeń. Straciłem szansę, by powiedzieć jej, jak bardzo ją kocham.
Miesiąc później, we wrześniu, ktoś zadzwonił do drzwi. Czekałem na przyjaciela, który choć zawsze się spóźnia, tym razem najwidoczniej przyszedł punktualnie. Odsunąłem zamek, otworzyłem drzwi i… zamarłem. Na progu stała Kalina. Nie dała mi dojść do słowa. Mówiła za siebie i za mnie.
– Z tygodnia na tydzień i z miesiąca na miesiąc, przez cały ten czas, kiedy się spotykaliśmy, dostawałam kolejne dowody na to, jakim jesteś dobrym, mądrym i troskliwym facetem – oznajmiła. – Bałam się, że gdybym powiedziała: „Kocham”, mogłabym cię stracić, bo wystraszyłbyś się miłości kaleki. Nie ma dla mnie znaczenia, jak wyglądasz. Kocham cię mocniej niż wówczas, gdy nic nie widziałam. Przyszłam do ciebie, żeby się oświadczyć. Jak widzisz, jestem nowoczesną dziewczyną.
I nie wyjdę z tego domu, dopóki nie otrzymam jasnej odpowiedzi na moje pytanie.
Byłem w szoku. Nie bardzo wiedziałem, co zrobić, ale ona znowu mi pomogła:
– Pocałujesz mnie wreszcie, czy wszystko mam zrobić za ciebie?
Pocałowałem ją.