„Pracownica oskarżyła mojego męża o molestowanie. Po 14 latach zachciało jej się kłamać i mieszać mu w życiu”

Fałszywe oskarżenia o molestowanie fot. Adobe Stock
Przez piętnaście lat pracowała z moim mężem i nie zdarzył się żaden zgrzyt. Aż tu nagle...
/ 18.12.2020 16:50
Fałszywe oskarżenia o molestowanie fot. Adobe Stock

Oskarżenia tej kobiety spadły na nas ja grom z jasnego nieba. Mówię „na nas”, nie tylko na mojego biednego męża, bo cierpi przez nią cała rodzina. Co jej przyszło do głowy, żeby wygadywać takie bzdury na mojego Wojtka? Czy ona się Boga nie boi?! Swoimi rewelacjami zamieniła nasze życie w piekło...

Na początku nie sprawiała problemów

Dobrze pamiętam lato, kiedy ta kobieta przyszła do pracy. Choć to była dopiero połowa wakacji, mój mąż już żył tylko szkołą. Był pasjonatem. Chciał także udowodnić swoim przełożonym w kuratorium, że dobrze zrobili, rok wcześniej stawiając właśnie na niego – młodego, trzydziestopięcioletniego nauczyciela, który jako dyrektor podniesie szkołę na wyższy poziom.

Załatwiał fundusze na kolejny rok, jeździł naszym rozklekotanym fiatem po okolicznych zakładach pracy i prosił o finansowe wsparcie dla uczniów. Planował wycieczki, zakup pomocy naukowych, no i kompletował kadrę. Traf chciał, że akurat zasłużona polonistka odeszła na emeryturę i trzeba było kogoś zatrudnić na jej miejsce.
– Przyjąłem do pracy fajną dziewczynę. Świeżo po studiach, ale widać, że ma w oczach pasję. Wyczuwam, że będzie z niej dobry nauczyciel! – powiedział mi Wojtek pewnego dnia przy porannej kawie.

To był taki nasz mały codzienny rytuał: kawa i rozmowa. Dobrze nas nastrajała na cały dzień, a poza tym już kiedyś doszliśmy do wniosku, że ważne sprawy najlepiej jest omawiać rano, kiedy ma się na nie zupełnie świeże spojrzenie.

Wieczorem człowiek jest zmęczony i wszystko widzi w ciemnych barwach. A nowy dzień przynosi nowe rozwiązania, których wcześniej się nie widziało. Niewiele potrafił mi opowiedzieć o tej Hannie. Tylko tyle, że przeprowadziła się do naszego miasta z drugiego końca Polski, przyjechała tutaj „za mężem”.
– Miesiąc temu wzięli ślub – usłyszałam.
– Nie boisz się, że świeża mężatka zaraz zajdzie ci w ciążę? – zapytałam, wiedząc, jaki to potem dla szefa jest kłopot: z ZUS-em, zastępstwami, blokowanym etatem.
– Miałem z nią szczerą rozmowę i powiedziała mi, że przez najbliższe dwa lata nie planują z mężem dzieci. Muszą najpierw odnowić domek, który dostali po jego dziadkach, urządzić się. Trzeba wierzyć drugiemu człowiekowi – uśmiechnął się mąż. Dzisiaj te jego słowa dźwięczą mi w głowie jak jakiś żart.

Nasze miasteczko jest niewielkie, a środowisko szkolne dość hermetyczne. Szybko poznałam nową polonistkę i na mnie także zrobiła bardzo dobre wrażenie. Skromna, nawet odrobinę nieśmiała – miała jednak coś takiego w oczach, że czuło się w niej siłę. Wojtek mówił, że lekcje prowadziła z taką pasją, że nawet najmniej zaangażowani uczniowie słuchali jej z uwagą.

Może jej siłą było to, że nigdy nie podnosiła głosu? I żeby ją usłyszeć i coś zanotować w zeszycie, trzeba było naprawdę siedzieć w milczeniu. W każdym razie przez cały rok szkolny słyszałam od Wojtka, że pani Hania sprawdziła się jako nauczycielka, więc zamierza przedłużyć jej kontrakt, co oczywiście zrobił.

Mąż nie zrobił nic złego

Mijały lata, polonistka wrosła w szkolny krajobraz. Mąż stale mówił o niej w samych superlatywach. Zachwycał się tym, że założyła kółko teatralne, przygotowuje spektakle. A kiedy jeden z nich wygrał wojewódzki konkurs, Wojtek stanął na rzęsach, aby pani Hania dostała w podzięce naprawdę wysoką nagrodę. Nie chcę przez to powiedzieć, że ją w jakikolwiek sposób faworyzował.

Tak samo dbał też o innych nauczycieli, zawsze zauważał i doceniał ich wysiłki. Polonistka ze swojej strony dotrzymała słowa i faktycznie urodziła pierwsze dziecko dopiero po trzech latach. Chłopczyka, który jest zresztą w wieku naszego najmłodszego syna, Jaśka. Pamiętam, że jednocześnie
z panią Hanią byłyśmy w ciąży.

Nie powiem, że się wtedy jakoś szczególnie zaprzyjaźniłyśmy, ale mimo wszystko stałyśmy się sobie nieco bliższe. Jak to dwie przyszłe matki, które spotykają się co kilka tygodni – a to przed szkołą, kiedy ona wychodziła z lekcji, a ja szłam do męża, a to na szkolnej Wigilii. Zawsze zamieniałyśmy wtedy kilka słów, dzieliłyśmy się doświadczeniami. Nigdy mnie nie unikała, a nawet wydawało mi się, że lubiła ze mną rozmawiać. Ja w każdym razie ją polubiłam.

Nasze drogi przecinały się co i rusz, jak to bywa w niewielkim miasteczku. Miałyśmy tego samego lekarza, robiłyśmy zakupy w tych samych sklepach, nasze dzieci chodziły na zajęcia do tego samego domu kultury. Pani Hania nigdy nie dała mi do zrozumienia, że żywi jakiekolwiek pretensje do mojego męża! Wręcz przeciwnie – wyrażała się o nim zawsze z wielkim szacunkiem.

Zresztą nie tylko ona. Wojtek sprawdził się na swoim stanowisku dyrektora w stu procentach. Kiedy obejmował szkołę, była taką sobie, przeciętną prowincjonalną podstawówką, a za jego rządów zaczęła rosnąć w siłę. Wojtek dość stanowczą ręką powymieniał kadrę, zatrudnił nauczycieli z powołaniem i to stopniowo zaczęło przynosić korzyści. Wzrosła średnia ocen, a uczniowie zdobywali laury w rozmaitych konkursach.

Do szkoły Wojtka ustawiały się wręcz kolejki! Najpierw były dwie osoby na jedno miejsce, potem nawet więcej. O jego podstawówce zaczęto mówić jako o „prestiżowej”, co napawało mojego męża prawdziwą dumą. I wcale się temu nie dziwię, bo miał się czym poszczycić.

Naturalnie nie zawsze było tak różowo. W ciągu ostatnich piętnastu lat niejednokrotnie próbowano go obrzucić błotem. Padały rozmaite oskarżenia – najczęściej ze strony rodziców, których dzieci nie podołały nauce i musiały zmienić szkołę, lub innych zawistników.

Mówiono na przykład, że mąż defrauduje służbowe pieniądze, ale te bzdury nigdy się nie potwierdziły, mimo że raz na jakiś czas nasyłano Wojtkowi kontrole z różnych państwowych instytucji. Wojtek cierpiał z ich powodu, przeżywał każde fałszywe oskarżenie, tym bardziej, im bardziej mijało się z prawdą. Wiadomo było przecież wszystkim w szkole i kuratorium, że kto jak kto, ale pan dyrektor dba o finanse, ciągnie pieniądze do szkoły jak gąbka wodę, szuka sponsorów, organizuje rozmaite akcje. A kiedy zaczęły się unijne dotacje, Wojtek całe noce spędzał nad papierami, aby dobrze wypełnić dokumenty.
– Jeden błąd i figę dostaniemy – powtarzał przejęty, przemęczony jak nigdy.

Czasami, kiedy ludzie brali go na języki, chciał to wszystko rzucić, zrezygnować ze starania się o dodatkowe pieniądze. Jednak potem, gdy widział zadowolone dzieciaki, znowu dostawał wiatru w skrzydła. Już taki jest – dobro uczniów zawsze stawiał na pierwszym miejscu i w sumie za to przez większość ludzi był szanowany.

Na piętnastolecie jego dyrektorowania uczniowie i nauczyciele przygotowali dla niego laurkę, na której napisali, za co go cenią: za sumienność, poczucie sprawiedliwości i dbałość o szkołę. Pani Hania także się pod tym podpisała! Na zdjęciach z obchodów rocznicy widać ją zadowoloną i uśmiechniętą. A miesiąc później…

Nagle postanowiła oskarżyć Wojtka o molestowanie

Powiem szczerze, że nie mam pojęcia, co się zaczęło dziać w głowie tej kobiety, że wyskoczyła z takimi oskarżeniami! O… molestowanie seksualne! Nagle oświadczyła, że mój mąż złożył jej niedwuznaczną propozycję, a potem odbył z nią stosunek seksualny w swoim gabinecie. A stało się to czternaście lat wcześniej…

Tak, podobno tak długo trzymała to w tajemnicy, bo się bała, że straci pracę i reputację, a teraz nagle „coś w niej pękło”. I poszła na policję. Pani Hania zeznała, że rok po tym jak Wojtek przyjął ją do pracy, pojawiła się kwestia, czy przedłuży jej angaż na kolejny rok.

– Dyrektor zaprosił mnie do swojego gabinetu. Było już późno, nawet sekretarka poszła już do domu – zeznawała. – Byłam przekonana, że będziemy rozmawiali merytorycznie na temat mojej pracy, pan Wojciech powie mi, czy jest ze mnie zadowolony. Poczęstował mnie kawą, a chwilę potem ze służbowego burka wyjął koniak i chciał mnie nim poczęstować „na rozluźnienie atmosfery”.

Odmówiłam, zaskoczona, ja przecież w pracy nie wypiję za żadne skarby! Już zaczęłam się tam czuć nieswojo, bo zachowanie dyrektora było dziwne i odbiegające od tego, z czym miałam do czynienia do tej pory. Niestety, moje obawy chwilę potem się potwierdziły… Mój przełożony złożył mi propozycję: podpisze mój angaż na kolejny rok, jeśli „będę dla niego miła”. Na moje pytanie, co ma konkretnie na myśli, stwierdził, że od dawna mu się podobam, i dobrze by było, abym rozładowała to napięcie seksualne, które się pojawiło.

Wyznała, że była w ogromnym szoku. I dlatego zamiast od razu wybiec z gabinetu Wojtka, siedziała tam bez ruchu.
– Dyrektor chyba wziął to za moje przyzwolenie, bo podszedł do mojego krzesła, zaczął mnie głaskać po piersiach i całować, a potem wziął mnie za rękę i poprowadził do kanapy, która stała pod ścianą.
Tam podobno mąż odbył z panią Hanią stosunek, a potem ona jak gdyby nigdy nic wyszła do domu, a on podpisał jej papiery.
– I nigdy więcej nie rozmawiali państwo na ten temat? Dyrektor nie proponował pani kolejnych spotkań? A pani nie próbowała po czymś takim znaleźć innej pracy? – policjanci byli zdumieni tym, czego wysłuchali.

Nie mieściło im się to w głowach, podobnie jak nie mieściło się żadnemu normalnemu człowiekowi! A jednak pani Hania upiera się przy swoim. Fakt, że przez kolejne lata pracowała z moim mężem, jakby nic się nie stało, tłumaczy tym, że „wparła prawdę ze swojej pamięci”. Przecież to oczywisty absurd! Chociaż według policyjnego psychologa czasami szok czy trauma rzeczywiście sprawia, że ofiara woli zapomnieć o tym, co się działo i z całych sił próbuje żyć normalnie.

Ale to niczego nie dowodzi! Na szczęście nikt nie potwierdził słów pani Hani. Zresztą, jak mógł potwierdzić, skoro w gabinecie byli podobno tylko mój mąż i ona?! Wojtek oczywiście zaprzeczył, że kiedykolwiek coś takiego się zdarzyło.
– Nauczyciel jest oceniany przez cały rok i pani Hanna otrzymywała ode mnie wysokie noty za całokształt pracy. Nie było powodu, żeby nie przedłużyć jej angażu – zeznał.

Mąż powiedział też, że podpisanie dokumentów odbyło się normalnie w godzinach pracy, kiedy w pokoju obok była jego sekretarka, a gabinet dalej – zastępczyni. Niestety, sekretarka jest już w podeszłym wieku i nie pamięta, co się działo czternaście lat temu, podobnie zastępczyni. Zresztą dla mnie to także absurd, aby miały pamiętać ten konkretny dzień sprzed tylu lat.

Przecież przez tę szkołę przewinęło się w tym czasie kilkudziesięciu nauczycieli! Podpisali tysiące dokumentów w gabinecie dyrektora, także angaży o pracę. I ciekawe, że większość z nich to były kobiety i żadna nie była molestowana przez mojego męża! Tylko pani Hania, która nagle postanowiła opowiedzieć wszystkim te swoje bajki…

Na szczęście wyszło na nasze

Dla prokuratorów także zabrzmiało to podejrzanie. Uznali, że nie zebrali dostatecznych dowodów na winę mojego męża i nie wysłali sprawy do sądu. Niestety, smród w pracy i w miasteczku pozostał… Jedni odsądzają tę kobietę od czci i wiary, inni jednak twierdzą, że w tym, co mówi, musi być chociaż ziarenko prawdy.
– Ładna z niej była dziewczyna przed laty – powiadają. – Może i dyrektor się skusił.

Gdybym mogła, tobym tę babę za to wszystko rozszarpała! W głowie mi się nie mieści, że można tak po prostu rzucić na kogoś kalumnie i pozostać bezkarnym! Adwokat powiedział mężowi, że może skarżyć panią Hannę o oszczerstwo z powództwa cywilnego, ale Wojtek odpuścił.
– Nie będę się z nią handryczył – stwierdził. – Głupia jest i tyle, kijem bym jej nie tknął! Wymyśliła sobie molestowanie, bo jej się w życiu nudzi. Niech się nią mąż porządnie zajmie, to nie będzie szukała podniety w opowiadaniu bredni – podsumował.

Czy ma rację? Z jednej strony rozumiem mojego męża. W końcu po co to ciągnąć, skoro ta kobieta już przegrała, prokuratura nie dała wiary jej wyjaśnieniom? Sprawa w końcu przycichnie i może nie ma sensu jej podtrzymywać i rozdmuchiwać. Z drugiej napsuła nam krwi i chciałbym zobaczyć, jak ponosi konsekwencje swojego czynu. A może i tak je poniosła?

Po piętnastu latach sama zwolniła się ze szkoły, bo kadra nie chciała z nią pracować. Wytworzyła się wokół niej tak niemiła atmosfera, że zwyczajnie nie wytrzymała presji. O ile wiem, nie ma teraz pracy, i nie jestem pewna, czy ktokolwiek ją zatrudni, skoro poszedł za nią smród w środowisku. I po co jej to było?

Zobacz też: „Jeansy kupuję, jak mi się stare podrą na tyłku. U kosmetyczki byłam 2 razy w życiu”„500+ powinno zostać podniesione, przecież nie da się za tyle wychować dziecka”„Wigilię spędzamy sami, a sąsiadka sprasza rodzinę. Jak tu jej nie oceniać?”

Redakcja poleca

REKLAMA