Z życia wzięte - prawdziwa historia o miłości dwojga nieznajomych

Z życia wzięte fot. Fotolia
Gdy tłucze się szkło, to człowiekowi się poszczęści. Nie wierzyłam, ale coś w tym jest…
/ 02.01.2017 11:42
Z życia wzięte fot. Fotolia

Wszystko zaczęło się w sylwestra. Nie chciałam iść na imprezę, ale zdecydowała za mnie koleżanka:
– Idziesz i koniec! – powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu. – Na starość będziesz w domu siedziała.


Na moje nieśmiałe wykręty, że nie mam z kim iść, bo właśnie niedawno rozstałam się z Jackiem, oznajmiła, że przynajmniej będę miała okazję kogoś poznać. I chyba wypowiedziała to w dobrą godzinę. Tyle że początkowo wcale nic na to nie wskazywało. No bo jak tu uwierzyć w swoje szczęście, kiedy wita się Nowy Rok na ostrym dyżurze w szpitalu?
– Proszę się nie denerwować, zaraz znieczulimy, zszyjemy i po krzyku – powiedział miły pan doktor, a ja na dźwięk słowa „zszyjemy” o mało nie zemdlałam, bo nigdy nie miałam takiego zabiegu.
Zamknęłam oczy i zdałam się na los, czyli rękę dyżurującego chirurga.

Z tego wszystkiego zupełnie zapomniałam o chłopaku, który mnie tu przywiózł taksówką. Przypomniał mi o nim dopiero lekarz:
– No, gotowe! – wyszczerzył zęby w uśmiechu. – I życzę pani więcej szczęścia w Nowym Roku, bo właśnie się zaczął. Możecie wracać na bal. Tylko pani nie radziłbym już dziś tańczyć. Może pan zabrać koleżankę – doktor  otworzył drzwi i zwrócił się do siedzącego na korytarzu chłopaka.

Nawet nie zdążyliśmy się sobie przedstawić. Nieznajomy poprosił mnie do tańca, zrobiliśmy kilka tanecznych kroków, ze dwa obroty i…

Sylwester w pubie był imprezą zamkniętą, było na niej z pięćdziesiąt osób, z których znałam może trzy. Wszyscy tańczyli, a tylko ja poślizgnęłam się na stłuczonej literatce. I ten nieszczęsny kawałek szkła wbił mi się w nogę. Nie protestowałam, gdy nieznajomy zamawiał taksówkę i proponował, że pojedzie ze mną do szpitala. Byłam jednak tak oszołomiona, że nawet nie zapytałam, jak się nazywa.
No a teraz siedzieliśmy obok siebie na korytarzu szpitala. Ja – z zabandażowaną nogą i chyba dalej w lekkim szoku. Nie chciałam wracać do pubu, poza tym miałam zakrwawioną sukienkę i wyglądałam nieciekawie.
– Dzięki za pomoc – powiedziałam.
– Jestem wykończona. Marzę tylko o tym, żeby położyć się spać.

Chłopak milczał. Odezwał się dopiero, gdy taksówka zatrzymała się pod moim blokiem.
– Szkoda, że nie mieliśmy okazji więcej potańczyć. Życzę ci dobrej nocy. I szczęśliwego Nowego Roku!
Jeszcze wtedy nie myślałam, że szkło tłucze się na szczęście, bo czułam się nieszczęśliwa. Znieczulenie przestało działać i rana bolała coraz bardziej. A potem bolała mnie własna głupota, że nawet nie zapytałam, kim jest ten uprzejmy nieznajomy, i nie wzięłam od niego numeru telefonu.
– Rzeczywiście jesteś głupia – stwierdziła Jolka. – Nawet numeru telefonu nie wzięłaś? Facet rezygnuje z własnych przyjemności i wiezie obcą babę na pogotowie, po czym czeka godzinę w poczekalni, by odwieźć ją grzecznie do domu. Nienormalne! Myślałam, że gdzieś razem poszliście, a ty mi tu oświadczasz, że poszłaś spać.
No cóż, tak właśnie było i nie miałam nic na swoją obronę.

Postąpiłam jak skończona idiotka!

W pracy szybko zapomniałam o niefortunnym początku roku. Robiliśmy inwentaryzację, która ciągnęła się wyjątkowo długo. Potem nastały mrozy, zmarzłam i dopadła mnie paskudna grypa, więc ponad tydzień leżałam w domu. Nawet nie odczułam bardzo krótkiego w tym roku karnawału. A Dzień Zakochanych jakoś wyjątkowo mnie drażnił. Na szczęście miałam wtedy wolne i nie musiałam wychodzić z domu.

Z utęsknieniem czekałam na wiosnę. Gdyby nie mężczyźni, którzy robiąc zakupy składali mi życzenia, zapomniałabym nawet o Dniu Kobiet. I wtedy nagle usłyszałam znajomy głos:
– Gdybym umiał śpiewać, zaintonowałbym: „Czy mnie jeszcze pamiętasz”.
Podniosłam wzrok znad kasy. Nietrudno odgadnąć, kto stał przede mną. Chłopak z sylwestrowej imprezy!
– Pamiętam – uśmiechnęłam się.
– Też lubię Niemena i też nie umiem śpiewać.
Nie mogliśmy dłużej pogadać, bo w kolejce stał już następny klient.

Do końca zmiany zastanawiałam się, czy nasze spotkanie było przypadkowe, czy też chłopak dowiedział się jakoś, gdzie pracuję i przyszedł do sklepu specjalnie dla mnie. Wieczorem, gdy skończyłam pracę,  moja ciekawość została zaspokojona. Nieznajomy czekał na mnie przy wyjściu ze sklepu.
– Piękne kwiaty dla pięknej dziewczyny z okazji Święta Kobiet – powiedział, podając mi bukiet tulipanów.  – Aha, bo znowu zapomnę się przedstawić. Mam na imię Arek. I nie wyobrażasz sobie, ile się ciebie naszukałem.
Tak zaczął się nowy rozdział w moim życiu. O wiele szczęśliwszy. Wiosna z Arkiem nabrała zupełnie innego wymiaru. Kocham i jestem kochana! I nawet wspomnienie feralnego sylwestra, nie wywołuje już u mnie złości, lecz szczery śmiech.

Przeczytaj więcej prawdziwych historii o miłości:

Miałam poświęcić własne szczęście dla zwykłego widzimisię córki?
Niech żyją ostatki!
Niebanalne oświadczyny

Redakcja poleca

REKLAMA