Po tym, jak po raz drugi podniósł na mnie rękę, nie czekałam. Spakowałam rzeczy i wróciłam do rodziców. O nic nie pytali, zajęłam stary pokój, a z czasem wyremontowałam sobie cały dół. Marcel nie interesował się naszą córką, nie dzwonił, nie pytał, nie szukał kontaktu. Na szczęście Klaudia miała dwa lata, kiedy się od niego wyprowadzałam, więc dość szybko zapomniała i przyzwyczaiła się do nowej sytuacji. Zresztą mój były nigdy nie zbudował silnej więzi z córką. Brakowało mu czasu, cierpliwości też nie miał.
Lata mieszkania z rodzicami odcisnęły na mnie piętno. Zauważyłam to dopiero w ubiegłym roku, kiedy zaczęłam spotykać się z Dominikiem. Niestety po raz kolejny zbyt późno. Przez siedem lat byłam sama. Zdążyłam nabawić się pewnych dziwactw albo raczej rodzice zdążyli mi je wpoić. Miałam już 35 lat, a nie potrafiłam samodzielnie podjąć żadnej decyzji. To znaczy może i potrafiłam, ale bałam się cokolwiek zrobić bez konsultacji z rodzicami. Zarówno jeśli chodziło o zakup nowych firanek, wybór tortu na urodziny Klaudii, jak i moje wyjście z koleżankami.
– Chcę pójść do kina… – zagajałam.
– A tam kina, jakieś cuda-niewidy. Na co ci to? Z Klaudią lepiej posiedź albo okna umyj – utyskiwała mama.
I dochodziłam do wniosku, że ma rację. Zresztą nawet wtedy, gdy uważałam, że tej racji nie ma, to bałam się jej przeciwstawić i zawsze byłam posłuszną córką.
Kochanie, to nie jest normalne!
Wszystko zmieniło się, kiedy poznałam Dominika. Spotkaliśmy się przypadkiem u mechanika samochodowego. Ja wymieniałam olej, on coś naprawiał. Zaczęliśmy rozmawiać. Potem wymieniliśmy się numerami telefonów i tak się zaczęło. Najpierw umówiliśmy się na kawę po pracy, potem na kolację. Bałam się przyznać rodzicom, że kogoś poznałam. W ciągu tych siedmiu lat zdarzyło się dwa czy trzy razy, że z kimś się umówiłam. Mama zawsze kręciła nosem.
– Zobaczysz, znowu będziesz płakać. Żaden facet nie będzie chciał wychowywać i utrzymywać obcego dziecka. To się tak tylko wydaje, a potem wszystko w praniu wychodzi. Urabiać będzie ją chciał po swojemu, a ona będzie się buntować. I po co jej taką huśtawkę fundować?
Tak mnie z góry uprzedzała i zniechęcała, że po trzech randkach zrezygnowałam z wychodzenia gdziekolwiek i z kimkolwiek. A jednak z Dominikiem było inaczej. Spodobał mi się, coś mnie do niego ciągnęło. Był dowcipny, inteligentny, wesoły. Do tego ułożony i odpowiedzialny. Zakochałam się. Byłam już grubo po trzydziestce, a wpadłam jak nastolatka! Z wypiekami na twarzy odczytywałam esemesy i biegałam na randki w tajemnicy.
– Coś często musisz ostatnio zostawać po godzinach – narzekała mama. – I z tą drugą zmianą też przesadzają. Kto to widział, żeby człowiek po ośmiu godzinach ledwie obiad zjadł i znów musiał gnać do roboty!
– To chwilowe. Tłumaczyłam ci już, że mamy zmianę systemu, a to wymaga pracy. Ale za chwilę się uspokoi – kłamałam jak najęta.
Mama coraz mniej mi wierzyła. Nie dało się przecież ukryć mojego uśmiechu, radości, podekscytowania.
Dominik też się niecierpliwił.
– Kochanie, to nie jest normalne. Masz trzydzieści pięć lat! Nie możesz wciąż bać się rodziców. Wstydzisz się mnie? – żartował.
– Nie o to chodzi. Potrzebuję czasu, daj mi jeszcze chwilę.
– To znaczy? Spotykamy się w ukryciu już od pół roku! Chciałbym móc normalnie pójść z tobą do kina, na kolację, wyjechać na weekend… Chciałbym wreszcie poznać Klaudię! Tyle o niej opowiadasz.
Wiedziałam, że ma rację i dlatego postanowiłam przedstawić go córce i rodzicom. I wtedy zaczęły się schody. Mama najpierw standardowo próbowała mnie zniechęcić. Potem zaatakowali Dominika krzyżowym ogniem pytań. Przetrwaliśmy to jednak.
– Chyba mnie nie polubili – powiedział Dominik przed odjazdem.
– Nie martw się. Oni już tak mają, są z góry uprzedzeni. Ale jak cię bliżej poznają, to zmienią zdanie – przekonywałam go.
Nic bardziej mylnego! Za każdym razem, kiedy do mnie przyjeżdżał, musiał liczyć się z niechęcią moich rodziców i ich głupimi komentarzami. Nigdy nie zwracali się do niego po imieniu. Dla nich był „kochasiem” i „absztyfikantem’. Traktowali go jak powietrze albo jakby był niechcianym i zbędnym balastem. Punktualnie o dwudziestej drugiej do pokoju wkraczał mój ojciec.
– Cisza nocna. Pożegnaj, proszę, gościa i kładź się spać – zwracał się do mnie surowo. A ja nie dyskutowałam.
Kiedy chcieliśmy wyskoczyć we trójkę na wycieczkę za miasto, poszłam spytać rodziców o zgodę. Odmówili, a ja oczywiście uznałam, że w takim razie nie pojedziemy. Wtedy po raz pierwszy Dominik się zbuntował.
– Czy ty nie rozumiesz, że to chore? Mamy prawo być razem, mamy prawo pojechać z Klaudią nad jeziorko! Nie widzisz, że twoi rodzice chcą was odizolować od wszystkich i od wszystkiego? Nie widzisz, że za chwilę uda im się nas rozdzielić?
Dopiero wtedy, po długiej i trudnej rozmowie z Dominikiem, powoli zaczęłam dostrzegać, że ma rację i rodzice sterują moim życiem! Wszystko z nimi konsultowałam, o wszystko ich pytałam, we wszystkim słuchałam. I nie widziałam w tym nic złego! Dopiero Dominik pozwolił mi spojrzeć na to z innej perspektywy. I nie, nie było tak, jak twierdziła mama, że Dominik mnie buntował i nastawił przeciwko nim. Absolutnie!
On po prostu patrzył na wszystko z boku, trzeźwym okiem. I wręcz namawiał mnie, bym porozmawiała z rodzicami, spróbowała osiągnąć jakiś kompromis. Najpierw spróbowałam sama, a potem jeszcze z Dominikiem. Niestety, do moich rodziców nie docierały żadne logiczne argumenty. Efekt był taki, że jeszcze bardziej uprzedzili się do mojego chłopaka, mnie zaczęli traktować z rezerwą, a Klaudii robić wodę z mózgu.
Mała początkowo uwielbiała Dominika, nagle zaczęła traktować go chłodno, nie chciała spędzać z nami czasu i razem wychodzić, denerwowała się, kiedy przyjeżdżał. Mało tego, miała do mnie pretensje, że poświęcam jej za mało czasu i uwagi i że nie kocham jej już tak jak kiedyś.
– Kochanie, to nieprawda! Mamusia bardzo cię kocha! I zawsze, niezależnie od wszystkiego, będziesz dla mnie najważniejsza! – tłumaczyłam, ale chyba niewiele z tego rozumiała.
Sama nie wiem, czy gdybym była dziesięcioletnim dzieckiem, potrafiłabym rozsądnie ocenić sytuację. Zwłaszcza, kiedy dziadkowie mówią coś innego niż mama.
Rodzice byli wściekli, córeczka się bała
Wytrzymałam prawie pół roku, w końcu powiedziałam: dość! Miałam po dziurki w nosie kłótni z rodzicami, buntowania Klaudii i docinania Dominikowi. Byłam z nim szczęśliwa, chciałam spróbować stworzyć normalny, zdrowy związek. Zwłaszcza, że mój „absztyfikant” wykazywał naprawdę anielską cierpliwość. Mimo wszystko miał do moich rodziców mnóstwo szacunku, nigdy nie powiedział im nic przykrego, chociaż ja na jego miejscu pewnie nieraz bym nie wytrzymała.
Postanowiliśmy wynająć mieszkanie. Wiedziałam, że jeśli dalej będę mieszkać z rodzicami, to nie dość, że rozpadnie się mój związek, to stanę się zgorzkniałą, zahukaną marionetką w rękach matki i ojca. Do ostatniego momentu bałam się powiedzieć komukolwiek o moich planach. Nawet kiedy już wpłaciliśmy kaucję i wiedziałam, że za dwa tygodnie możemy się wprowadzać, byłam jednocześnie szczęśliwa i przerażona. Klaudii coś tam napomykałam, wspominałam, ale szczerze mówiąc, nie była zbyt przychylna temu pomysłowi.
– A gdzie będę się bawić? Kto mi poczyta bajkę wieczorem? – dopytywała.
– Skarbie, ja będę ci czytać.
– Ale babcia czyta ładniej. I robi mi naleśniczki, jak ją poproszę… No i pogniewałaby się na mnie, nie mogę jej zostawić dla wujka. To by znaczyło, że jej już nie kocham!
Chciało mi się płakać. Spodziewałam się, że będzie nam trudno, ale wiedziałam, że dla dobra wszystkich musiałyśmy się wyprowadzić. Rodzice byli wściekli. Krzyczeli, grozili, próbowali buntować Klaudię. Ona biedna nie wiedziała, co robić. Z jednej strony cieszyło ją, że będzie miała blisko do swojej najlepszej koleżanki, z drugiej – bała się, że babcia i dziadek przestaną ją kochać.
Przez pierwszych kilka dni było bardzo ciężko. Wiedziałam, że robię dobrze, ale psychiczne uzależnienie i przyzwyczajenia nie pozwalały mi spokojnie żyć. Zapisałam Klaudię na rozmowę z psychologiem, zgodnie z sugestią lekarza pojechałam do rodziców i powiedziałam, że jeśli nie chcą stracić kontaktu z wnuczką, muszą zaakceptować moje wybory i prawo do własnego zdania.
Nie jest łatwo, ale nie żałuję decyzji. Klaudia z każdym dniem jest coraz radośniejsza, ja wreszcie odżyłam. Dominik bardzo nas wspiera. W weekend organizuję uroczysty obiad. Zaprosiliśmy naszych rodziców, mam nadzieję, że moi też się zjawią i że nasze stosunki da się jeszcze jakoś naprawić.
Czytaj także:
„Teściowa traktuje mnie jak zniewieściałego pantoflarza. Kpi, że jestem utrzymankiem, kurą domową i wychowuję córkę”
„Wpadłem w szał i prawie pobiłem chłopaka, który podglądał moją córkę. Okazało się, że to upośledzony nastolatek”
„Dla wuja to nie wypada, żeby mój syn mieszkał z kobietą przed ślubem. A jego córka już w drugiej ciąży z drugim mężem…”