Zanim poznałam Rafała, byłam szarą myszką. Od razu jednak było wiadomo, że on na taką nie zwróci uwagi. Wysoki, mocno zbudowany, były lekkoatleta, dziś właściciel firmy budowlanej. Poznaliśmy się na imprezie dla przedsiębiorców. Ja byłam tylko księgową, ale mój szef wysłał mnie tam z umową dla pana C. Oczywiście, nie wiedziałam, który z ponad setki mężczyzn w mniej lub bardziej modnych garniturach to on.
Poprosił mnie do tańca
Pierwszy zapytany biznesmen wskazał kogoś w tłumie przy barze i tak podeszłam do uśmiechniętego Rafała. Wziął ode mnie umowę i właściwie tak powinna się zakończyć nasza historia. On jednak popatrzył na mnie zielonymi oczami, długo i poważnie.
– Proszę zostać. Domyślam się, że Zbigniew panią wykorzystuje do granic możliwości. Proszę zapomnieć o pracy, zabawić się – powiedział władczym tonem.
Zbigniew nie był moim kierownikiem, nie był nawet szefem mojego przełożonego. Był człowiekiem z samej góry, niedostępnym dla szeregowego pracownika. A dla Rafała to był po prostu kumpel.
Nie mogłam zostać. Przybiegłam tam prosto z pracy, w szarej sukience nadającej się jedynie do biura. Makijaż mi się dawno rozmył na twarzy. Zupełnie nie pasowałam do eleganckiego towarzystwa. Rafał chyba czytał w moich myślach.
– Proszę się niczym nie przejmować – machnął lekceważąco ręką. – Zapraszam panią do tańca.
W rogu sali stał didżej i właśnie puścił skoczny, letni kawałek. Dawny przebój Krystyny Prońko w nowej aranżacji. Rafał podał moją ciężką, skórzaną torbę jakiemuś biznesmenowi.
– Proszę popilnować, papiery wagi państwowej – powiedział poważnie.
Objął mnie w talii i poprowadził na parkiet. Rozgadane towarzystwo rozstępowało się przed nim jak przed królem.
Zatańczyliśmy. Miał wyczucie rytmu i pewne prowadzenie. Momentalnie zapomniałam, że jestem zahukaną księgową. Na chwilę stałam się prawdziwą królową. Sala zawirowała. Wpatrywałam się w zielone oczy Rafała, jego kwadratową twarz silnego faceta, krótko obcięte włosy. Nie myślałam o krokach, jak z innymi tancerzami. Ciało samo wiedziało, jak się poruszać.
– Bardzo dziękuję – powiedział Rafał, gdy utwór się skończył. – To był cudowny taniec, niestety muszę wracać do obowiązków. Proszę jednak zostać, może uda się pani wśród tych nudziarzy znaleźć kogoś ciekawego.
Byłam szarą myszką po przejściach
Odprowadził mnie do stolika, biznesmen oddał z namaszczeniem moją torbę. Do Rafała od razu podeszły kolejne osoby z jakimiś papierami, ja stanęłam z boku. Zjadłam coś, co wyglądało bardzo ładnie, ale nie miało smaku. Liczyłam na to, że Czyżewski jeszcze raz poprosi mnie do tańca. Gdy jednak uporał się z obowiązkami, minął mnie obojętnie i podszedł do długonogiej blondynki o ustach ryby morskiej.
O dziwo, zupełnie mnie tym nie zraził. Potraktowałam to jako wskazówkę, jakie kobiety mu się podobają. Ja jestem niewysoką szatynką o rozmytych niebieskich oczach. Na co dzień chodzę w prostych sukienkach, w pantoflach na płaskim obcasie. Nikt się za mną nie ogląda. Wydawało mi się, że już przeżyłam historię swojego życia. Miałam czterdzieści lat, rozwód na koncie, córkę w Anglii.
Mąż nie był moją największą miłością. Wyszłam za Tomasza pięć lat temu. Ja byłam po rozstaniu z tatą Zosi, on też po rozwodzie. Wydawało się nam, że w małżeństwie wystarczy się lubić, ale Tomasz dość szybko zaczął szukać większych wrażeń. W końcu zakochał się w tatuażystce. Rozstaliśmy się po przyjacielsku. Czasem dzwonił, żeby się pożalić. Bo ona wciąż chciała imprezować, a on nie miał siły.
Postanowiłam się trochę zmienić
A teraz ja się zauroczyłam. Chociaż trochę było to na wyrost. Rafał po prostu bardzo mi się spodobał i naprawdę chciałam go lepiej poznać.
Zaczęłam od kilku drobnych zmian w wyglądzie. Fryzjerka z moich długich, myszowatych włosów zrobiła burzę blond loków z przebłyskami słońca. Figurę mam dobrą, więc wystarczyło ją tylko podkreślić nowymi ciuchami. Buty na płaskim obcasie zostawiłam na zakupy na bazarku. Na inne wyjścia obowiązkowe stały się te na przynajmniej minimalnym obcasie. Cała metamorfoza zajęła mi niecały dzień, a efekt był oszołamiający.
W pracy koleżanki od razu domyśliły się, że się zakochałam. Nie potwierdzałam, nie zaprzeczałam. Wiedziałam, że Rafał pojawi się w naszej firmie na spotkaniu ze Zbigniewem. Tego dnia wychodziłam chyba dystans maratonu, żebyśmy „przypadkowo” na siebie wpadli. Szedł władczo przez korytarz, ludzie schodzili mu z drogi, ja nie zamierzałam. Spojrzał zaintrygowany.
– My się znamy?
– Skoro pan nie pamięta, to jakie to ma znaczenie? – miałam tę odpowiedź od dawna przygotowaną; teraz zabrzmiała trochę drętwo, ale on się uśmiechnął.
– Księgowa Zbigniewa, tak panią zapamiętałem. Uciekła pani z imprezy, nie zdążyłem się pożegnać.
– Wcale nie uciekłam. Pan po prostu zainteresował się kimś innym.
Patrzył zaskoczony. Nie był przyzwyczajony, że ktoś rozmawia z nim jak równy z równym. Teraz mi zaprocentowały lata życia z tatą Zosi. Hazardzistą i notorycznym kłamcą. Przy nim nauczyłam się jasno określać granice, wyzbyłam się też całkowicie wstydu. Bo ten wstyd był ciągle. Mąż pożyczał pieniądze od mojej rodziny, przyjaciół. Nie raz mnie okradł i potem otwierałam przy kasie pustą portmonetkę.
– Bardzo przepraszam. Co mogę zrobić, żeby naprawić swój… błąd? – zapytał zdumiony Rafał.
– Ból nie był tak duży – udałam, że się zastanawiam. – Kawa wystarczy.
Chciałam go zaintrygować
Tak się właśnie umówiliśmy na pierwsze spotkanie. Ze szczęścia prawie uniosłam się nad ziemią. Ale żeby było jasne, wcale nie jestem taka super pewna siebie. Przyszykowałam się do tego spotkania. Wiedziałam, że wygląd nie wystarczy. Nie miałam takich warunków jak tamta długonoga blondynka, miałam za to doświadczenie. Potrzebne było coś, co Rafała zaskoczy i zaintryguje.
Cały dzień szykowałam się na randkę. Wzięłam wolne. Rano pobiegłam do kosmetyczki, potem kupiłam sukienkę i zjadłam lekkostrawną sałatkę. Na dwie godziny przed spotkaniem wykąpałam się w wonnych olejkach, cyprysowym i lawendowym. Moja łazienka zamieniła się w egzotyczną łaźnię, brakowało tylko palm i oceanu za oknem. Okna w łazience zresztą też brakowało. Czułam, jak skóra się rozluźnia, a następnie napina. Gdy ją potem smarowałam balsamem o zapachu werbeny, była gładka i jędrna. Włożyłam nowy, seksowny komplet bielizny, żeby dla mnie samej było jasne, że nie jestem grzeczną dziewczynką. Wyobrażałam sobie, jak będzie mnie całował i poczułam dreszcz od stóp do głowy.
Wyszłam z domu na godzinę przed spotkaniem, żeby się nie spóźnić. Umówiliśmy się w Parku Saskim, przy fontannie. Prosił, bym nie brała samochodu, uprzedził, że pójdziemy na spacer i wypijemy wino w kawiarni na Krakowskim Przedmieściu. Była idealna pogoda na randkę. Ciepłe popołudnie. Po upale pozostały już tylko rozgrzane ściany budynków i chodniki. Szłam powoli, na wysokich obcasach. Mężczyźni zatrzymywali na mnie spojrzenia.
Nieprzewidywalna randka
Przyszłam na spotkanie punktualnie. Rafała nie było. Wszystkie ławki przy fontannie były zajęte. Głównie zakochane pary i rozgadane psiapsiółki. Dosiadłam się do starszego pana czytającego książkę. Gdy spytałam, czy mogę usiąść, nawet na mnie nie spojrzał. Machnął tylko dłonią. Tak go wciągnęła lektura albo zwyczajnie był gburem. Po piętnastu minutach Rafał napisał, że się spóźni godzinę, że bardzo przeprasza, ale czy mogę zaczekać. Zaproponował, żebym poszła do kawiarni i zamówiła najdroższe ciastko i kawę. Oczywiście na jego koszt.
Ruszyłam niczym automat wypełnić jego rozkaz, ale mijając Zachętę, zobaczyłam plakat, reklamujący nową wystawę: „Smutna kobieta”. Weszłam.
Spacerowałam po salach, bardziej interesując się zwiedzającymi niż obrazami i rzeźbami. I w pewnym momencie nie mogłam uwierzyć, na co patrzę. Byli tu. Rafał i ta blondyna z imprezy. Ona patrzyła bardziej na niego niż na rzeźbę. „Mają się ku sobie, nie będę im przeszkadzać” – pomyślałam.
Wyszłam z galerii, ale zatrzymało mnie zdjęcie smutnej kobiety na plakacie. Czy ja teraz też tak wyglądałam? W mojej nowej sukience, z burzą loków z nutkami słońca. Dlaczego? Po co kazał mi czekać w kawiarni? Za godzinę napisałby, że przeprasza, że nie da rady dotrzeć, zaproponowałby, żebym zamówiła sobie najdroższą taksówkę? Czy był tak niepewny siebie, że randkując z jedną, potrzebował mieć w okolicy drugą, czekającą na jego kiwnięcie? Czy wtedy, gdy się poznaliśmy, najpierw musiał zauroczyć szarą myszkę, żeby ruszyć na podbój salonowej lwicy?
Mała, słodka zemsta
Nie siedziałam w jego głowie. Zresztą to nie miało znaczenia, dlaczego się mną zabawił. Znaczenie miało tylko to, że ja się nie zgadzałam na takie traktowanie. Wróciłam do galerii. Wszystkie myśli odpłynęły z mojej głowy. Nogi same prowadziły. Jedna sala, druga sala, trzecia.
Stali przy sporej rzeźbie o niewiadomym kształcie, ale jej cień tworzył niezwykły wzór na ścianie. Mogłabym podejść do Rafała i spytać, czemu każe mi czekać w kawiarni, skoro ma spotkanie z kimś innym. Ale mogłam wymyślić coś ciekawszego.
Napisałam SMS-a: „Nie spiesz się, rozumiem, że masz ważne sprawy, przejdę się do Zachęty”. Nim się skryłam za słupem, zobaczyłam, jak czyta ukradkiem moją wiadomość i wpada w lekką panikę. Prawie siłą wyciągnął z sali blondynkę. Zamachała niezadowolona dłońmi z długimi, kolorowymi paznokciami. Jeszcze tyle ciekawych rzeźb było do obejrzenia. Przy wyjściu Rafał coś jej powiedział i rozdzielili się jak spiskowcy wychodzący z tajnego zebrania.
Wyszedł parę minut po niej. Szedł w kierunku hotelu. Tam ją zaprosił na zimne prosecco? Napisałam nowego SMS-a: „Jednak nie Zachęta. Pozwolisz, że zamówię zimne prosecco w restauracji hotelowej?”. Chwilę później blondynka wyszła z hotelu wyraźnie zła. Szła w kierunku Krakowskiego Przedmieścia. Znów po paru minutach wybiegł Rafał, rozglądając się na wszystkie strony.
Wystarczyło, że włożyłam chustkę na głowę i byłam dla niego niewidzialna. Stara topola też pomogła. Moja sukienka zlała się z kolorem jej pnia. „Rafał, jednak pójdę na Krakowskie Przedmieście, tam milej”. Ale już nie szłam za nimi. Wystarczyło mi tej zabawy. Wróciłam do domu. Zaraz napisał Rafał, że już jest wolny. Pytał, gdzie jestem, to przyjdzie. Czyli blondynka dała mu kosza…
Napisałam, że jestem na Nowym Świecie w kawiarni przy rondzie de Gaulle’a, i poszłam wziąć prysznic. Gdy już leżałam w łóżku, napisałam, że jednak poszłam dalej i czekam na niego na placu Trzech Krzyży. Był bez samochodu, pewnie przemieszczał się pieszo, bo nie lubił autobusów i taksówek. O to mi chodziło, żeby się porządnie spocił.
„Gdzie jesteś? Czekam”– napisał już bardzo późnym wieczorem.
„W domu. Dziękuję za dzisiejsze spotkanie, a nawet spotkania, bardzo dobrze się bawiłam” – odpisałam.
„Nie rozumiem”, wciąż pisał, zamiast po prostu zadzwonić.
Zdecydowanie za dużo czasu spędzał z młodszymi od siebie, pokolenie niżej miało to do siebie, że wolało klikać niż rozmawiać.
„Rafał, widziałam Cię w Zachęcie. Zabawiłeś się mną, ja Tobą, jesteśmy kwita. Dobranoc”.
Nic już nie odpisał. Następnego dnia przysłał kwiaty do pracy. Chciałabym powiedzieć, że wyrzuciłam je do kosza, i że zapomniałam o tym panu. Prawda jest jednak taka, że znów się umówiliśmy. Dałam mu jeszcze jedną szansę. Ostatnią.
Czytaj także: „Bezczelny typ poinformował mnie, że dziadek przegrał w zakładzie mój rodzinny dom. Zacierał już ręce na myśl o majątku”
„Darek zdradził mnie przed ślubem. Wtedy udałam, że mu wybaczyłam. Zemściłam się po 10 latach i puściłam go z torbami” „Wygrałem na loterii miliony i uznałem, że nie powiem nic żonie. W końcu mogłem wymienić ja na młodszą i szaleć do woli”